Rewolucja otwartych serc

Wieruszów ZAZ
fot. Michał Juszczak

Justyna Matusiak

Rynek pracy jest obecnie nazywany rynkiem pracownika. Mówi się wprost, że nie pracują tylko ci, którzy pracować nie chcą. Czy  naprawdę?

Z ponad 3 mln osób z niepełnosprawnościami w wieku produkcyjnym pracuje zaledwie 495 tys. Czy tak musi być? W Wieruszowie mieszkańcy we  współpracy z władzami samorządowymi zbudowali system, w którym  efektywnie pracować mogą także niepełnosprawni.

Grzech społeczny

Międzynarodowy Dzień Osób Niepełnosprawnych obchodzimy corocznie 3 grudnia. Z tej okazji  papież Franciszek w tym roku zaapelował w  specjalnym orędziu o podjęcie konkretnych działań zmierzających do  budowania świata bardziej ludzkiego, a więc takiego, w którym jest miejsce dla słabszych. „W minionych latach wdrożono procesy integracyjne, ale to wciąż nie wystarcza, ponieważ uprzedzenia powodują, oprócz barier fizycznych, także ograniczenia w dostępie do edukacji i  zatrudnieniu. Osoba niepełnosprawna, by budować siebie, musi nie tylko  istnieć, ale także należeć do wspólnoty” – podkreślał papież. Dyskryminowanie ze względu na niepełnosprawność nazwał grzechem społecznym.

Sieć wsparcia – rzut oka na system

Najnowsze statystyki Głównego Urzędu Statystycznego pokazują, że w  Polsce pod koniec 2018 roku funkcjonowało 116 zakładów aktywności zawodowej (ZAZ) i 718 warsztatów terapii zajęciowej (WTZ).

Centra integracji społecznej, kluby integracji społecznej, zakłady aktywności zawodowej, warsztaty terapii zajęciowej w 2018 roku.

Ponad 60% z nich prowadziły organizacje non-profit (co trzeci ZAZ i  co piąty WTZ był prowadzony przez samorząd). W województwie łódzkim funkcjonowało 6 ZAZów i 40 WTZów, co plasuje nasz region w połowie stawki krajowej. Umożliwia to zaspokojenie zaledwie części potrzeb osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin. Wiele z nich jest nadal, jak określił to papież Franciszek, „ukrytymi wygnańcami”. Żyją zamknięte w  domu, pod opieką najbliższych, bez szans na samodzielne życie. W  zamknięciu pozostają nie tylko one, ale także ich opiekunowie, którzy  utrzymują się z zasiłków za opiekę nad osobami zależnymi.

Ścieżka kariery osoby z niepełnosprawnością

Brzmi dziwnie? A nie powinno. Konstytucja zapewnia możliwość godnej pracy każdemu obywatelowi (Art. 33 ust. 2: „Kobieta i mężczyzna mają w  szczególności równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do  jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości, do  zabezpieczenia społecznego oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń”.).

W przypadku osoby z niepełnosprawnością ścieżka kariery wygląda następująco – najpierw szkoła specjalna: podstawowa, potem średnia (ogólnokształcąca, zawodowa, technikum), no i może nawet policealna. Potem może korzystać z warsztatów terapii zajęciowej – może, o ile będzie dla niej miejsce, bo to wcale pewne nie jest. WTZty w założeniach mają przygotowywać swoich uczestników do podjęcia pracy w zakładzie aktywności zawodowej lub zakładzie pracy chronionej. Tych jest jak na  lekarstwo. W wielu powiatach województwa łódzkiego nie ma ich wcale (ZAZy są w 5 na 21 powiatów). Zakładów pracy chronionej jest więcej, ale zatrudniają one często tzw. papierowych niepełnosprawnych (a więc tych, którzy usłyszeli od pracodawcy: zatrudnimy cię, jak przyniesiesz orzeczenie). Ale to temat na odrębny artykuł, więc nie będziemy brać go  teraz pod uwagę.

Jeszcze raz podkreślmy: w 16 na 21 powiatów w woj. łódzkim nie  funkcjonuje ani jeden ZAZ. To nie znaczy, że nie ma tam dorosłych osób z niepełnosprawnościami. Znaczy tylko, że jeśli akurat nie są  uczestnikami warsztatów terapii zajęciowej, to najczęściej są pozamykane w domach. Razem ze swoimi opiekunami. Prowadzi to w prostej linii do  blokowania ich psychospołecznego rozwoju, a u opiekunów wywołuje depresję i życie w ciągłym strachu – co się z nim/nią stanie, kiedy ja  umrę?

Wieruszów – miejsce, w którym dokonała się rewolucja

Wieruszów spodobałby się papieżowi Franciszkowi. To miejsce, gdzie świat nie stawia nowych barier tym, którzy i tak muszą borykać się z  własnymi. To miejsce, w którym rozwój zawodowy dorosłych osób z  niepełnosprawnościami jest faktyczny, a nie teoretyczny. Na co dzień tworzą je ludzie wrażliwi społecznie. Rozumiejący, że życie we  wspólnocie jest dla wszystkich, nie tylko dla wybranych. Tam właśnie dokonała się rewolucja otwartych serc. W ramach inicjatywy Centrum KLUCZ pojechaliśmy do Wieruszowa, by z bliska zobaczyć, czego potrzeba, żeby  zbudować biznesowy model wsparcia, w którym niepełnosprawni zyskują godność pracownika.

Od jednego serca do całego Klubu

Korzenie wieruszowskiego systemu sięgają 1989 roku. Wtedy ówczesna dyrektor domu kultury, Henryka Sokołowska, założyła grupę Klub Otwartych Serc. Stało się to tuż po powrocie z wizyty studyjnej w Niemczech, podczas której spotkała wiele aktywnych osób z niepełnosprawnościami.

– W mojej głowie zrodziło się pytanie: Czy w Polsce nie ma takich ludzi? – opowiada. Nie widywała ich na ulicach. Zaczęła ich szukać, dopytywać o nich, odwiedzać w domach. W końcu, wykorzystując fakt, że  miała dostęp do pomieszczeń domu kultury, zaczęła organizować tam spotkania. Klub Otwartych Serc był początkowo niesformalizowaną przestrzenią do bycia razem dla osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin. Był pierwszym miejscem w Wieruszowie nie tylko dostępnym, ale i  przyjaznym dla nich. Spotykali się przy okazji warsztatów, zajęć artystycznych. Z czasem stali się jak rodzina. Obchodzili wspólnie urodziny, dzielili się wyzwaniami dnia codziennego. Musiało minąć siedem lat, zanim dojrzeli do tego, by nieformalny klub stał się Stowarzyszeniem Klub Otwartych Serc.

W stronę systemu – warsztaty terapii zajęciowej w Wieruszowie

Rok 1996 był dla nich przełomowy. Mieli już zaawansowane plany założenia warsztatu terapii zajęciowej, ale był potrzebny podmiot, który taki warsztat mógłby prowadzić. Posłużyło im do tego świeżo zarejestrowane stowarzyszenie. Pozostała jeszcze kwestia lokalu. Upatrzyli sobie budynek nad rzeką Prosną. Brzmi malowniczo, ale budynek był wtedy kompletnie zrujnowany. Należał do samorządu, któremu brakowało pomysłu, na co go przeznaczyć. Przez sześć lat nie miał gospodarza, więc nikt o niego nie dbał. Stał zniszczony, zalany, z walącymi się ścianami. Prosili o niego tak długo, aż samorząd udostępnił im ten budynek na WTZ. – Dla świętego spokoju, żebyśmy się odczepili – mówi z  uśmiechem pani Henryka. W ciągu czterech lat warsztaty rozrosły się, obejmując wsparciem pięćdziesięciu uczestników.

Poczekalnia przy warsztatach

Z czasem zmiany w prawie spowodowały, że możliwe stało się uruchomienie przy WTZcie zajęć klubowych. Kluby dawały wsparcie zarówno byłym uczestnikom WTZtów, jak i tym oczekującym na przyjęcie. Były swego rodzaju „poczekalnią” stwarzającą szansę dla tych, których system nie  wchłonął. Wieruszowski klub był pierwszym tego typu rozwiązaniem w  województwie łódzkim. Dla wszystkich stało się jasne, że choć bardzo ważne, jest to rozwiązanie przejściowe. Coraz wyraźniej wyłaniała się potrzeba powołania Zakładu Aktywności Zawodowej.

Budowanie klimatu dla powstania ZAZu

Najpierw trzeba było stworzyć podatny grunt. Nawet w Wieruszowie to  pewien proces. Był on o tyle łatwiejszy, że Henryka Sokołowska, ta sama, która zapoczątkowała rewolucję otwartych serc w Wieruszowie, była już radną w powiecie. Funkcja nie sprawiała, że dostawała wszystko, co sobie wymarzyła. Dawała jednak dostęp do decydentów, czyli tych, których  można było przekonać, że takie miejsce jest potrzebne. Przekonywała słowem i przykładem. By pokazać samorządowcom korzyści płynące z  powstania zakładu aktywności zawodowej, zabrała ich na wizytę studyjną do Saksonii. I znów, podobnie jak w przypadku warsztatu, upatrzyła sobie budynek „w opłakanym stanie”. Z pomocą samorządu i środków unijnych wyremontowała go, założyła windę, zagospodarowała teren wokół. W ten sposób stworzyła warunki dla funkcjonowania Zakładu Aktywności Zawodowej.

Wyroby z Wieruszowa
Wyroby z Wieruszowa

Dziś zakład jest miejscem pracy dla 35 osób z niepełnosprawnościami, posiada 7 różnych pracowni i sprzedaje swoje produkty na otwartym rynku. Jego funkcjonowanie prezentowane jest jako modelowy przykład dla ludzi z Polski i zagranicy. Ludzie skupieni wokół ZAZu dokładnie zdawali sobie sprawę, że zapotrzebowanie na pracę dla niepełnosprawnych jest znacznie większe. Przyciągali kolejnych chętnych do pracy. Zaczęli więc planować, jak poszerzyć system, który w polskich warunkach na ZAZie się kończył.

System+

Szybko odkryli, że aby stworzyć dodatkowe miejsca pracy dla osób z  niepełnosprawnościami, muszą wyjść poza system im dedykowany. Okazało się, że dobrą przestrzenią do tego jest ekonomia społeczna.

– Naszą przygodę z ekonomią społeczną zaczynaliśmy metodą prób i  błędów – przyznaje pani Henryka. Nie było łatwych, gotowych rozwiązań, więc uczyli się przez własne doświadczenie. W 2017 roku założyli Spółdzielnię Socjalną Green Service. Dogadali się z miastem, że będzie ona świadczyć usługi porządkowe i dbać o tereny zielone. Wykorzystali dobry klimat, jaki panował wtedy dla spółdzielni socjalnych i pozyskali dofinansowanie na miejsca pracy i zakup potrzebnych narzędzi. Obecnie spółdzielnia ma jeden kryzys za sobą, a przed sobą perspektywę na własny lokal. Zatrudnia 11 osób.

Życie to nie tylko praca

Zdawali sobie sprawę, że zatrudnienie i możliwość zarabiania na swoje potrzeby to podstawa. Jednak życie toczy się też poza miejscem pracy. Dlatego w 2018 roku we współpracy ze Starostwem Powiatowym w Wieruszowie uruchomili mieszkania treningowe i wspomagane. Dało to szansę na pełne usamodzielnienie osób z niepełnosprawnościami i otworzyło im drogę do  wniesienia swojego osobistego wkładu w życie lokalnej społeczności. To  zmieniło życie nie tylko tych osób, ale także ich rodzin, które odciążono od ciągłej opieki. Dało nadzieję, że poradzą sobie nawet wtedy, kiedy najbliższych zabraknie.

Otwarte serce – otwarty rynek pracy

– Utworzyliśmy wiele podmiotów po to, by oni mieli gdzie pójść – dodaje pani Henryka. – Zadbaliśmy o to, żeby u nas nie pozostawali na  zawsze.

Henryka Sokołowska i Justyna Matusiak
od lewej: Henryka Sokołowska i Justyna Matusiak, autorka tekstu

W Wieruszowie stworzono warunki dające szansę tym, którzy mogą pracować i być samodzielni. Wieruszowskie warsztaty terapii zajęciowej są w piątce placówek w skali kraju z najwyższym wskaźnikiem osób znajdujących zatrudnienie na otwartym rynku pracy. W wymiarze ekonomicznym zmniejsza to znacząco obciążenia budżetu państwa – takie osoby nie żyją z zasiłków. W wymiarze ludzkim – daje poczucie godności i bycia członkiem jakiejś większej społeczności. Nie tylko społeczności osób niepełnosprawnych, ale aktywnych, pracujących, spędzających czas po swojemu, realizujących swoje plany i marzenia.

Wieruszowski dąb

Na podwórku przy zakładzie aktywności zawodowej w Wieruszowie rośnie dąb. Podarowali go niemieccy partnerzy ZAZu, będąc pod wrażeniem wytrwałości, z jaką Klub Otwartych Serc znosi kolejne bariery.

Szlak jest przetarty. Teraz pora na kolejne samorządy, które podejmą się trudu budowania świata bardziej ludzkiego. Świata, w którym będzie miejsce dla wszystkich.

Tekst Justyna Matusiak, zdjęcia Michał Juszczak

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Rynek pracy # Społeczeństwo i kultura OWES Instytutu

Przejdź na podstronę inicjatywy:

Co robimy / OWES Instytutu

Być może zainteresują Cię również: