Rodzina 500 plus czy minus? Podsumowanie programu
Wprowadzenie programu Rodzina 500+ w kwietniu 2016 roku było decyzją bezprecedensową w historii polityki społecznej w Polsce po roku 1989. Po raz pierwszy złamano neoliberalny dogmat o tym, że nie stać nas jako kraju i społeczeństwa na wprowadzenie powszechnego dofinansowania dla osób wychowujących dzieci. Dzisiaj, siedem lat później, znowu dyskutujemy o tym, co zrobić – na szczęście coraz rzadziej dyskutujemy o cofnięciu tej zmiany, a częściej o tym, jakie skutki przyniósł i nadal przynosi ten program.
Kiedy cofniemy się pamięcią do roku 2015, gdy dyskutowano wprowadzenie programu Rodzina 500+, w liberalnych ogólnopolskich mediach przeważała narracja o tym, że program ten, obejmujący wtedy rodziny z dwojgiem i więcej dzieci, w prosty sposób doprowadzi do bankructwa budżetu państwa, a także do tego, że ludzie się „rozleniwią” i przestaną chcieć pracować. W doskonały sposób wpisywało się to w obecną w polskiej debacie posttransformacyjnej figurę roszczeniowej osoby, która z zasiłków żyje jak pączek w maśle, podczas gdy pozostali muszą na nią pracować. Figura ta jest w prostej linii kalką pochodzącego ze Stanów Zjednoczonych zjawiska tzw. welfare queen.
Kim jest królowa zasiłków?
Welfare queen, czyli po polsku „królowa zasiłków”, jest uosobieniem najgorszych stereotypów o ludziach ubogich.
Królowa zasiłków jest kobietą, najczęściej pochodzącą z mniejszości etnicznych (typowymi przedstawicielkami tej grupy są Afroamerykanki i Latynoski), która ma co najmniej kilkoro dzieci i która nie ma pracy.
Żyje wyłącznie ze sprytnie zdobywanych zasiłków udzielanych przez państwo, pasożytując na ciężkiej pracy pozostałej części społeczeństwa. Oczywiście mogłaby pracować, ale tego nie robi, bo nie musi – zasiłki są przecież tak wysokie. Całe swoje życie spędza na próżniactwie i obijaniu się, kursując pomiędzy fryzjerem, robieniem manicure i zakupami – wszystko oczywiście na koszt społeczeństwa. Jest wygadana, chytra i głośna, zawłaszczając całą dostępną jej przestrzeń. Brzmi znajomo?
Wszystko to, co opisałem powyżej jeden do jednego pojawiło się również w Polsce. Nic dziwnego – pokolenie dziennikarzy liberalnych mediów wychowało się na podziwie dla reaganomiki, czyli neoliberalnych reform rozmontowujących państwo dobrobytu (welfare state) w Stanach Zjednoczonych prezydenta Ronalda Reagana i Wielkiej Brytanii premier Margaret Thatcher. Aby móc je przeprowadzić, Reagan i Thatcher musieli wykreować kogoś, kto będzie łatwym celem – stąd wybrano ubogą, posiadającą wiele dzieci kobietę, pochodzącą z mniejszości etnicznych. Nasi prominentni dziś politycy i dziennikarze przesiąkli tym dyskursem. Ich młodość przypadała na lata 80. i była przepełniona z jednej strony niechęcią do upadającego reżimu „ludowego” w Polsce, a z drugiej ślepym i bezrefleksyjnym podziwem dla reformujących się krajów anglosaskich.
Fascynacji tej nie ukrywali i wielu z nich do dzisiaj jej nie ukrywa. Gdy zacząć rozmawiać o podatkach (najlepiej niskich i liniowych, które co do zasady bardziej uderzają w uboższą część społeczeństwa), polityce społecznej (najlepiej ją zlikwidować na rzecz charytatywności, co najłatwiej prześledzić podczas dyskusji o Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, której szef, Jerzy Owsiak, stwierdził że polskiej publicznej służbie zdrowia przydałby się Balcerowicz i jego cięcia) czy roli państwa w kształtowaniu ustroju gospodarczego (najlepiej wszystko sprywatyzować, rynek wyreguluje co jest potrzebne, a co nie) od razu wychodzą reaganowskie kalki. Do dziś dnia dzięki takiej postawie środowisk opiniotwórczych Polska należy do czołówki krajów, których ludność wykazuje postawy pro indywidualistyczne i prokapitalistyczne, a w niektórych badaniach plasuje się wręcz na pierwszym miejscu w rankingu, dystansując nawet Stany Zjednoczone.
Chytra baba z Radomia
Nic dziwnego, że w takiej sytuacji figura „królowej zasiłków” niezdolnej do życia z pracy własnych rąk musiała się również pojawić nad Wisłą. Musiała zostać tylko zmodyfikowana, bo istniejący w niej komponent rasistowski nie przystawał do monoetnicznego charakteru polskiego społeczeństwa. W sąsiednich krajach, szczególnie w Czechach i Słowacji, w tę figurę weszła Romka. W Polsce skoncentrowano się na obcym zdefiniowanym nieco inaczej. Najpierw był to mieszkaniec postpegeerowskiej wsi, określony przez ks. Tischera imieniem „homo sovieticusa”, a więc osoby biernej, niesamodzielnej, uzależnionej od pomocy.
Wraz ze wzrostem polaryzacji pomiędzy największymi miastami, a resztą kraju, sentyment ten przeniesiono na ogół mieszkańców tzw. prowincji. Homo sovieticus wyewoluował, zbliżając się do swego pierwowzoru. Znów stał się kobietą, odzyskał też swego rodzaju zaradność w załatwianiu rzeczy i zagarniania ich do siebie. Tak powstała chytra baba z Radomia, która szturmem wzięła świadomość Polaków, stając się postacią z pogranicza świata mediów, kultury popularnej i rodzącej się wtedy w Polsce kultury memów. Wpasowała się ona w rodzimą debatę o polityce społecznej tak dobrze, że wydaje się, że była z nami niemal od zawsze.
Chytra baba nie była oczywiście jedyną ani najpełniejszą inkarnacją welfare queen. Szybko doszlusowała do niej wózkara, zwana również madką, hałaśliwa istota wyprowadzająca na dwór swoje dzieci, Dżesikę i Brajanka, oczywiście niepracująca i zakłócająca porę do namysłu znanemu filozofowi, profesorowi Mikołejce.
Wózkara po swoim afroamerykańskim pierwowzorze odziedziczyła oprócz wrodzonej chytrości i gromadki dzieci również to, że jest głośna i zabiera przestrzeń tzw. normalnym, pracującym ludziom.
Na szczęście politycy i eksperci wprowadzający program Rodzina 500+ byli świadomi tej narracji i jej siły. Dlatego też postawiono na trzy filary definiujące program i łamiące tę narrację. Po pierwsze, program był powszechny – uniknięto w ten sposób podziału społeczeństwa na tych którzy „dają” i na tych którzy „dostają”. Dostali wszyscy – wystarczyło, że mieli więcej niż dwójkę dzieci, a docelowo po prostu wszyscy, którzy posiadali dziecko. Po drugie, celowo w nazwie programu i otaczającej go akcji promocyjnej skupiono się na rodzinie, a więc czymś, co według Polaków cieszy się największym uznaniem i czego ochrony domaga się ogromna część społeczeństwa. Unikano jak ognia nazywania programu częścią polityki społecznej, odwołując się za to do solidarności. Po trzecie wreszcie, przedstawiono program nie jako element polityki społecznej, ale element polityki demograficznej – zachętę do zwiększenia ilości rodzących się w Polsce dzieci. Jest to zresztą jedyne pole, na którym program poniósł zdecydowaną i bezapelacyjną porażkę, co jednak nie wpłynęło na zasadniczy jego odbiór w społeczeństwie, który był i jest pozytywny – w sierpniu 2023 roku zaledwie mniej niż ¼ ankietowanych chciała jego likwidacji, podczas gdy zdecydowana większość uważała, że kwotę otrzymywanego świadczenia należy podnieść do 800 zł.
Krajobraz Polski 500+
Program Rodzina 500+ w sposób zasadniczy zmienił pejzaż społeczny i ekonomiczny polskich rodzin. Po pierwsze i najważniejsze, w sposób zdecydowany spadł współczynnik ubóstwa wśród dzieci. Już w roku 2018 w swoim raporcie „Dwa lata programu Rodzina 500+ a ubóstwo polskich rodzin i dzieci” prof. Ryszard Szarfenberg zauważał, że w stosunku do roku 2014 ubóstwo skrajne dzieci zmniejszyło się o ponad połowę (54%), a ubóstwo relatywne o 30%. W październiku 2022 r. prof. Szarfenberg cytowany przez stację TVN24 mówił: „Od 2015 roku nastąpił bardzo duży wzrost publicznych nakładów finansowych na dzieci. Wprowadzono przede wszystkim świadczenie wychowawcze 500 plus, następnie rozszerzono je na wszystkie dzieci. Później rząd uruchomił rodzinny kapitał opiekuńczy. Obecny system świadczeń dla dzieci jest bardzo dobrze rozwinięty. Jest to jeden z powodów, dla których liczba dzieci żyjących w skrajnym ubóstwie spadła z około 700 tysięcy w 2015 roku do 333 tysięcy w roku 2021.”
Wg danych GUS w 2021 roku poziom ubóstwa skrajnego w 2021 roku był jednym z najniższych w historii i wyniósł 4,2%, pomimo trwającej pandemii covid19 i związanego z tym spowolnienia gospodarczego i ekonomicznego.
Po drugie, program Rodzina 500+ nie wpłynął negatywnie na obecność kobiet i szerzej rodziców na rynku pracy. Po początkowym spadku notujemy stabilny wzrost zatrudnienia i według danych Eurostatu w pierwszym kwartale 2023 roku pracowało ponad 17 milionów Polek i Polaków i jest to najwyższy poziom pracujących w historii badań.
Po trzecie, środki otrzymywane z programu nie są wbrew liberalnej narracji wydawane na alkohol, ale na dużo bardziej zgodne z celami programu rzeczy. Ponad 45% ankietowanych twierdzi, że pieniądze przeznacza na edukację i zajęcia dodatkowe dla dzieci, niecałe 20% na rozrywkę, niecałe 15% odkłada środki, a nieco ponad 5% przeznacza je na zakup środków trwałych. Jeszcze w 2016 roku, tuż po wprowadzeniu programu, media donosiły, że pieniądze te wpłynęły w znaczący sposób na to, że Polacy zdecydowali się wyjeżdżać na urlop, co pobudziło rozwój branży turystycznej.
Po czwarte, powszechność programu Rodzina 500+ paradoksalnie jest tańsza, niż wprowadzenie progów dochodowych, bądź wyłączenie z niego konkretnych grup społecznych. Infrastruktura potrzebna do weryfikowania sytuacji materialnej i majątkowej, tego, czy odbiorca pracuje, a jeśli tak, to ile zarabia wymagałaby nie tylko daleko idącej ingerencji w prywatność każdego z nas, ale przede roboczogodzin, które kosztują. Aby obsłużyć tak „zreformowany” program, musielibyśmy jako państwo zatrudnić tysiące urzędników, którzy zajmowaliby się wyłącznie sprawdzaniem na bieżąco, ile zarabiamy i czy zarabiamy – a dodatkowo wprowadzenie popularnego wśród liberalnego komentariatu postulatu uzależnienia świadczenia od bycia osobą pracującą tylko pogorszyłoby naszą pozycję w pracy. Od tego momentu musielibyśmy się obawiać jej utraty nie tylko z powodu braku dochodów, ale również z natychmiastowego ustania pomocy ze strony państwa. W ten perwersyjny sposób polscy liberałowie proponują wcielenie w życie leninowskiej maksymy „kto nie pracuje, ten nie je”.
Po piąte, objęcie programem także rodzin ukraińskich uchodźców pozwoliło zmniejszyć nacisk na już pracujące Polki i Polaków. Zapewnienie im chociaż minimalnego wsparcia materialnego w połączeniu ze wzrostem płacy minimalnej spowodowało, że napływ kilku milionów osób do Polski nie tylko nie załamał polskiego rynku pracy, ale wpłynął na niego pozytywnie. Uchodźcy nie mogli konkurować z Polkami i Polakami dumpingiem płacowym, ponieważ w sposób systemowy udało się zapewnić że nie byli pracownikami radykalnie tańszymi.
Po szóste wreszcie, stały dopływ nawet niewielkiej gotówki pozwolił zmniejszyć koszta przejścia przez kryzys wywołany pandemią covid19 i wojną w Ukrainie, przede wszystkim w sektorze handlu i usług. To ten sektor, który jako pierwszy odczuwa ubytek gotówki w portfelach, ponieważ są to rzeczy, z których najłatwiej nam zrezygnować. Fryzjer, kosmetyczka, nowe ubrania, wyjście do restauracji czy do kina nie są nam konieczne do przeżycia, a jednocześnie wpływają na nasz dobrostan psychiczny i fizyczny.
Program Rodzina 500+ nie jest żadnym ewenementem na tle krajów rozwiniętych. W niemal każdym z nich funkcjonuje jakaś forma kindergeld, pomocy finansowej ze strony państwa dla dzieci i ich rodziców. Polski program jest w tym dość zachowawczy i nie wybija się kwotowo ponad średnią.
Polskie społeczeństwo zaakceptowało jego istnienie i zauważyli to również politycy – w trwającej właśnie kampanii wyborczej postulat likwidacji tego świadczenia traktowany jest jako samobójczy i nie podnosi go żadna z liczących się partii politycznych.
Stał się on dla nas również dość przezroczysty – akceptujemy, że państwo w ten sposób nas wspiera i jesteśmy z tego zadowoleni. 500+, a już niedługo według zapowiedzi rządzących 800+, na stałe wpisał się polski krajobraz i stał się cywilizacyjnym standardem, kotwiczącym nas wśród rozwiniętych ekonomicznie państw Europy.
Zadanie „Wydawanie internetowego Tygodnika Spraw Obywatelskich” dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.