Analiza

Ruchy konsumenckie jako narzędzie zmiany społecznej

fot. Thomas Wolter z Pixabay

Być może stwierdzenie to zabrzmi jak truizm, ale nie byłoby ruchów konsumenckich, gdyby nie konsumenci. Lub może raczej – gdyby nie konsumenci w bardzo konkretnym tego słowa znaczeniu, które zaczęło się krystalizować wraz z XIX-wiecznym przeniesieniem akcentów społeczno-gospodarczych z etosu pracy na etos konsumpcji.

Z okazji obchodzonego 15 marca Światowego Dnia Praw Konsumentów przypominamy tekst o znaczeniu ruchów konsumenckich, który ukazał się wcześniej w raporcie „Znakowanie żywności wolnej od GMO – propozycja dla Polski”.

Pisał o tym zjawisku Zygmunt Bauman, który w rosnącej nadprodukcji dóbr dopatrywał się przyczyn wykształcenia się zupełnie nowych wzorców tożsamości i związanych z nimi zachowań [4]. O ile jako wytwórcy byliśmy nastawieni przede wszystkim na to, by dobrze wykonywać swoją pracę i do niej odnosić wszystkie pozostałe wartości, o tyle jako konsumenci staliśmy się świadomi możliwości dokonywania wyboru między różnymi elementami oferty rynkowej oraz wynikającej z niej mocy sprawczej.

Takie postawienie sprawy rodzi oczywiście wiele pytań, m.in.: na ile chcemy aktywnie korzystać ze swojej szansy wpływania na rynek, a na ile jesteśmy jedynie jego biernymi odbiorcami? Czy potrafimy w takim wpływie wyjść poza partykularnie pojmowane dobro i skłonić się ku szerszym wartościom? Czy nasze „ja” konsumenckie nie jest przypadkiem nadrzędne wobec „ja” obywatelskiego? Wreszcie zaś – nawet, jeśli już zdecydujemy się wyjrzeć poza własne podwórko i działać na rzecz konsumpcji zdrowszej, bardziej przyjaznej społecznie i ekologicznie – czy producenci rzeczywiście będą chcieli nas wysłuchać? Do tego, że konsumpcja może, a wręcz powinna być nie tyle celem samym w sobie, ile raczej instrumentem ułatwiającym realizację pewnych celów nadrzędnych, a także że może ona stanowić skuteczne narzędzie obywatelskiego wpływu, będę starała się tutaj przekonać.

Zanim jednak o tym, jak wygląda ruch konsumencki dzisiaj, wrócić należy do samych jego początków. Ułatwi nam to prześledzenie zmian, które zachodziły na przestrzeni lat w jego strukturze, formach działania, napędzających go wartościach. Jak pisze Mira Małczyńska-Biały [5] , początki konsumeryzmu bardzo silnie splatają go z kapitalistyczną ideą gromadzenia dóbr, globalnego rozwoju i dostatniego życia. Również to, co moglibyśmy dziś określić mianem konsumenckiego aktywizmu, wiązać należałoby raczej z dążeniem, by kupowane dobra spełniały szereg kryteriów, które wyznaczają im ich nabywcy, na przykład bezpieczeństwo dla zdrowia czy zgodność towaru z opisem nadanym przez producenta. Pierwsza, datowana od końca XIX wieku do lat 20. XX wieku, fala konsumeryzmu wiązana jest z nagłym wzrostem produkcji dóbr i przeniesieniem ciężaru produkcji z popytu na podaż. Wzmożone wytwarzanie towarów pociągało za sobą również mniejszą uważność producentów na to, czy ich wyroby są bezpieczne dla zdrowia i życia nabywców. W związku z tym zaczęły powstawać pierwsze na świecie organizacje broniące praw konsumentów, jak chociażby amerykańska Consumers League (1891). Ich działania opierały się w głównej mierze na ogólnie pojętej edukacji na rzecz konsumentów oraz na próbach wpływania na obowiązujące ustawodawstwo w zakresie warunków produkcji towarów i praw socjalnych robotników.

Dla poparcia swoich zarzutów ówcześni działacze prowadzili również działalność z pogranicza dziennikarstwa śledczego, jak na przykład Upton Sinclair, który w 1906 roku wydał książkę „Grzęzawisko”, obrazującą fatalne warunki sanitarne panujące w chicagowskich zakładach mięsnych. Publikacja miała bezpośrednie przełożenie na legislację, jeszcze w tym samym roku bowiem amerykański kongres uchwalił dwa istotne akty prawne: Ustawę o czystości żywności i leków oraz Ustawę o kontroli mięsa.

Dokumenty nie były tylko czystą formalnością. Dawały one agendom rządowym prawo do kontroli produkowanych leków i jedzenia, które to kontrole były warunkiem niezbędnym dopuszczenia towarów na rynek.

Kolejny, przypadający w USA na drugą połowę dwudziestolecia międzywojennego, okres konsumeryzmu sprzyjał dalszemu rozwojowi wykorzystywanych przez konsumentów narzędzi. Wtedy właśnie powstała Consumers Research Inc., niezależna organizacja zajmująca się testowaniem dostępnych na rynku towarów pod kątem ich szkodliwości oraz nieprawidłowości związanych z ich produkcją. Początkowo CRI (funkcjonująca wówczas jeszcze jako Klub Konsumencki) zajmowała się jedynie rozpowszechnianiem i weryfikacją wyników badań znajdujących się w posiadaniu rządu i biur federalnych. Z czasem jednak organizacja zaczęła samodzielnie testować produkty i publikować wyniki badań w wydawanym przez siebie biuletynie, zwiększając tym samym przejrzystość łańcucha wytwórczego na różnych jego etapach.

Na ten sam okres przypada też działalność organizacji zajmujących się edukacją konsumencką. Do szerokiego obiegu przedostają się wówczas takie mechanizmy zabezpieczania praw konsumenta, jak poręczenie i gwarancja. Duży nacisk kładzie się też na przekazywanie nabywcom wiedzy związanej z bezpieczeństwem produktów. Oba te aspekty ówczesnego ruchu konsumenckiego: empiryczno-ekspercki oraz edukacyjno-informacyjny wyznaczają zatem pewne przeniesienie akcentów ze sfery prawodawczej, rządowej na jednostkową i obywatelską. Wynikać to może z jednej strony z urastania w siłę samych konsumentów, z drugiej – ze słabnącej pozycji państwa względem coraz bardziej od niego niezależnych podmiotów rynku. O ile jednak ten ostatni mechanizm miał w większości negatywne konsekwencje dla kontroli sektora produkcyjnego, o tyle poczucie niedostatków działań ze strony rządu dało obywatelom tym większy asumpt, by domagać się poszanowania ich praw, samodzielnie weryfikować dostępne na rynku towary i żądać, aby nie traktowano ich jak królików do- świadczalnych [6]. Istotna dla trzeciej fali konsumeryzmu jest prezydentura Johna Kennedy’ego, który w swoim przemówieniu do Kongresu w 1962 roku i w słynnym haśle „Wszyscy jesteśmy konsumentami” zawarł samą istotę tego, jak bardzo zmieniła się społecznie i politycznie postrzegana rola obywateli-konsumentów.

I choć postrzeganie takie wiązało się z licznymi negatywnymi konsekwencjami [7] , miało jednak również pozytywny skutek w postaci zwrócenia uwagi na konsumentów jako realną siłę gospodarczą i polityczną, z którą należy się liczyć. W tym samym przemówieniu prezydent domagał się respektowania czterech podstawowych praw nabywców, do których w jego opinii należały:

1. Prawo do bezpieczeństwa – gwarancja wolności oferowanych towarów od substancji zagrażających zdrowiu i życia.
2. Prawo do bycia informowanym – rzetelna reklama i zgodność sprzedawanych produktów z rzeczywistością.
3. Prawo do wyboru – zapewnienie, że konkurencyjne ceny produktu nie będą kolidować z jego elementarną jakością.
4. Prawo do bycia wysłuchanym – uwzględnianie interesu konsumentów przez organy ustawodawcze, wykonawcze i sądownicze.

Poszerzone o prawo piąte – do reprezentacji i uczestnictwa w pracach organów tworzących politykę konsumencką, postulaty Kennedy’ego stały się podstawą zapisów przyjętych w 1975 roku przez Międzynarodową Organizację Pracy, a także Rezolucji ws. Ochrony Konsumentów uchwalonej w 1985 roku przez ONZ.

O ile jednak wcześniejsze fale konsumeryzmu to ciągle jeszcze ustalenia na poziomie makro-polityki, o tyle szybkie przemiany społeczne i technologiczne lat 80. i 90. stanowią prawdziwy pokaz siły konsumentów w starciu z korporacyjnym goliatem. Echa kontrkulturowej rewolucji z jednej strony i coraz większy dostęp do informacji i nowych rozwiązań komunikacyjnych z drugiej złożyły się na obserwowalne zmiany w sposobie funkcjonowania ruchów konsumenckich. Rosnąca łatwość kontaktowania się ze sobą wpłynęła na sieciowanie się konsumentów wokół wspólnej sprawy, a coraz szerszy dostęp do wiedzy na temat warunków, w jakich wytwarzane są ich produkty, umożliwił z kolei nabywcom wychodzenie „poza własne podwórko”.

Już nie tylko względy bezpośredniego bezpieczeństwa kupujących pełnią obecnie rolę kryterium wyboru danego produktu, lecz także coraz częściej poruszane kwestie ochrony środowiska naturalnego, poszanowania praw ludzi i zwierząt.

Rozkwitowi globalnej świadomości towarzyszy zaś rozwój narzędzi, które ułatwiają konsumentom realizację założonych przez nich celów.

Aby jednak nie być gołosłowną, przytoczę kilka przykładów działań, które pojawiały się w tym czasie w obszarze konsumeryzmu. Miałam wprawdzie zamiar zacząć od bardziej spektakularnych z punktu widzenia czytelnika bojkotów konsumenckich, jednak nie sposób odmówić rozmachu również ruchowi Fair Trade (z ang. Sprawiedliwy Handel). Ten miał swoje początki już w latach 60. i 70. XX wieku [8] . Wówczas opierał się on głównie na imporcie z krajów Trzeciego Świata wyrobów rzemieślniczych, których sprzedaż pozwalała kontynuować projekty rozwojowe. Taki system umożliwiał ominięcie łańcucha pośredników, a dzięki temu zapewnienie producentom bardziej sprawiedliwego wynagrodzenia i godnych warunków pracy. Wraz z upływem czasu (i ze światowym kryzysem kawy) rynek towarów pochodzących ze Sprawiedliwego Handlu poszerzył się również o produkty spożywcze. Rozwój zarówno oferty Fair Trade, jak i związanej z nią sieci sklepów spowodował konieczność utworzenia Międzynarodowej Organizacji Certyfikującej Sprawiedliwego Handlu (ang. Fairtrade Labelling Organizations International). Dziś już nie tylko w małych sklepikach, lecz także w supermarketach możemy trafić na towary z charakterystycznym ludzikiem ze wzniesioną ręką wpisanym w niebiesko-zielone koło. Ta etykieta gwarantuje konsumentom, że ich towary będą bezpieczne dla zdrowia i dla środowiska naturalnego oraz wytwarzane z poszanowaniem podstawowych praw pracowniczych.

O ile jednak w przypadku Sprawiedliwego Handlu mieliśmy do czynienia z pewną fuzją zapotrzebowania na etyczne towary z możliwościami lokalnych rynków zbytu, o tyle nie wiadomo, co zrobić w przypadku tych „złych i potężnych”, którzy zarówno prawa pracownicze, jak i dobro środowiska naturalnego traktują co najmniej lekceważąco.

Za ilustrację niech posłużą historie Nestlé i Coca-Coli, będące dowodem na to, że nawet prawdziwi giganci mogą ulec konsumenckiemu oporowi.

W przypadku Coca-Coli zaczęło się od suszy w indyjskim stanie Kerala, w którym znajdowała się jedna z wielu fabryk światowego producenta napojów gazowanych. Jak relacjonuje Daniel Goleman: „Kiedy wieśniacy cierpieli z powodu niedoboru wody, miejscowa rozlewnia coca-coli […] nie uskarżała się na jej brak, a nawet zwiększyła produkcję” [9] .

Taka sytuacja pociągnęła za sobą dwuletni (!) protest miejscowej społeczności, wspierany przez indyjskie media, a nawet lokalne władze, które zdecydowały się zamknąć zakład na siedemnaście miesięcy. Nietrudno sobie wyobrazić, że taki stan rzeczy raczej nie przysporzył Coca-Coli klientów. Choć protesty rozgrywały się w Indiach, straty dotyczyły całej marki. Dlatego firma postanowiła przyjrzeć się całemu śladowi wody, pozostawianemu w procesie wytwórstwa i dystrybucji napojów. W ciągu kilku lat wykonała olbrzymi skok w kwestii zwiększenia przejrzystości własnego łańcucha dostawczego i sposobu gospodarowania wodą na wszystkich etapach produkcji.

Historia Nestlé to już z kolei nieodrodne dziecko epoki nowych mediów, bo rozegrała się przede wszystkim w internecie. Jak opisuje Anna Rok:
„Kampania skierowana była przeciwko firmie Nestlé, która wykorzystywała olej palmowy pochodzący z plantacji powstałych na miejscu wyciętych lasów deszczowych do produkcji m.in. batoników KitKat. Dostawcą Nestlé była firma Sinar Mas, największy indonezyjski producent oleju palmowego oraz pulpy drzewnej i papieru, od dawna krytykowana przez organizacje ekologiczne za zupełny brak poszanowania dla środowiska naturalnego. […] Poprzez kupno oleju palmowego pozyskiwanego przez Sinar Mas, Nestlé zgadzało się de facto na wycinanie indonezyjskich lasów deszczowych, ponosząc odpowiedzialność za niszczenie naturalnego środowiska zagrożonych wyginięciem orangutanów i postępujące zmiany klimatu w wyniku deforestacji „[10].

W odpowiedzi na to Greenpeace przygotował międzynarodową mobilizację uderzającą w markę Nestlé. Jej najbardziej widowiskowym aspektem było opublikowanie na portalu YouTube szokującego filmu [11], udającego reklamę batona KitKat. W sfingowanej reklamie główny bohater robi sobie w pracy przerwę na batonika, a zamiast niego zaczyna zajadać się broczącym krwią palcem orangutana. Tej nieco makabrycznej konwencji towarzyszy komentarz organizacji ekologicznej, odnoszący się do wpływu na zagładę lasów deszczowych podczas pozyskiwania oleju palmowego przez Nestlé. Film zrobił w sieci taką furorę, że w ciągu zaledwie pierwszej doby od zamieszczenia obejrzało go 180 tysięcy osób! Na samym oglądaniu się jednak nie skończyło. Oglądający komentowali i udostępniali film na swoich profilach na portalach społecznościowych. Polubili też fanpage firmy Nestlé na Facebooku, tylko po to, by zamieszczać na nim swoje negatywne opinie na temat praktyk tej firmy. Próba cenzurowania tych komentarzy przez korporację wywołała jeszcze większą falę niechęci pod adresem Nestlé.

Kampania Greenpeace: Ask Nestlé CEO to stop buying palm oil from destroyed rainforest

Zdyskredytowane Nestlé po dwóch miesiącach zdecydowało się poddać medialno-konsumenckiemu naciskowi. Firma ogłosiła publicznie, że do 2015 roku 100% pozyskiwanego przez nią oleju palmowego będzie pochodziło wyłącznie z zaufanych źródeł. O tym jednak, że producentów można zachęcać do pozytywnych zachowań nie tylko groźbami, świadczy idea tzw. carrotmobów. W skrócie można je określić jako akcje mające pokazać przedsiębiorcom, że robienie odpowiedzialnego biznesu może być nie tylko etyczne, lecz także opłacalne. „Kup voucher o wartości 20$ na zakupy na Ryneczku Ava’s w Mountain View, a 15% zysku zostanie zainwestowane w poprawienie efektywności energetycznej tego miejsca” – zachęca klientów jedna z takich akcji [12]. Równie ciekawy przykład opisuje Anna Rok:

„Mieszkańcy Freiburga w Niemczech […] ogłosili konkurs dla lokalnych kawiarni, pytając, jaki procent dziennego utargu są one gotowe przeznaczyć na inwestycje ekologiczne. […] Po ogłoszeniu zwycięzcy, ruszyła miejska kampania promocyjna namawiająca wszystkich mieszkańców, żeby jednego wybranego dnia wpadli koniecznie do zwycięskiego baru. W wyznaczoną czerwcową sobotę bar mm.. lecker! odwiedziło ponad 300 osób, które łącznie wydały prawie 1600 EUR. Kolejnym krokiem był audyt energetyczny pomieszczeń baru, w ramach którego zidentyfikowano potrzebne inwestycje i zaplanowano ich realizację. Dzięki inwestycjom sfinansowanym przy wsparciu klientów w skali roku właściciele baru zaoszczędzą 800 EUR na rachunkach za prąd, emitując jednocześnie o 3,3 t mniej dwutlenku węgla do atmosfery i oszczędzając 9 tys. litrów wody pitnej. A klienci będą mieli za rogiem przyjazny środowisku bar” [13].

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Brzmi to może aż nazbyt optymistycznie, jednak nie jest zupełnie oderwane od rzeczywistości ekonomicznej. Większość aktywizmu konsumenckiego opiera się na jednym z dwóch mechanizmów – „Bądź pionierem” (jak w przypadku carrotmobów) albo „Nie bądź dinozaurem” (do której z kolei odsyłają nas wszelkiego rodzaju bojkoty). Nawet jeśli dany producent niekoniecznie marzy o tym, by stać się liderem zielonych technologii, to już zdecydowanie nikt nie chce być najgorszy w swojej kategorii.

Swego rodzaju połączeniem carrotmobu z bardziej radykalnymi formami protestu jest trwająca w Polsce od kilku lat kampania rybna Greenpeace. Organizacja zaczęła swoje działania od ankiet rozsyłanych do czołowych supermarketów, z pytaniami dotyczącymi ich polityki rybnej. Były takie, które nie tylko unikały odpowiedzi, lecz także lekceważyły sobie napomknienia organizacji o bardziej przejrzysty system informacji o źródle pochodzenia sprzedawanych ryb. Te bardzo rychło spotkały się z serią akcji bezpośrednich, które z całą pewnością nie przysporzyły im klientów. Trafili się jednak i tacy sprzedawcy, którzy nie tylko odpowiedzieli na próbę kontaktu, lecz także nawiązali z Greenpeace długofalową współpracę, celem uczynienia własnej oferty rybnej bardziej przyjazną dla środowiska naturalnego. Ci, którzy pracowali najwytrwalej, rychło stali się liderami w swej kategorii, a ci, którzy znaleźli się na samym krańcu czarnej listy, również podjęli działania na rzecz choćby minimalnego wspięcia się w tej hierarchii [14].

Oczywiście ani jeden, ani drugi sposób nacisku nie mógłby istnieć bez udziału świadomych, zdeterminowanych konsumentów. Jak pisze Goleman w odniesieniu do historii ruchu konsumenckiego:

„Przejrzystość pierwszej generacji [konsumentów] pojawiła się w rezultacie ujawnienia danych, wymuszonego przez takie akty jak prawa do wiedzy, które pozwalały obywatelom wydobywać informacje od instytucji rządowych. Również przejrzystość drugiej generacji została wprowadzona odgórnie, przez ustanowienie zasad zmuszających przedsiębiorstwa produkcyjne do ujawniania takich trudnych do wykrycia zagrożeń, jak zawartość […] alergenów w pożywieniu. Przejrzystość trzeciej generacji wykracza poza dobrowolne i nakazane przez władze ujawnianie informacji o produktach i jest wynikiem działań czujnych aktywnych konsumentów” [15].

Taka przejrzystość osiągana może być na wiele sposobów, a wszystkie one są w jakiejś mierze istotną częścią całego łańcucha działań. Mamy tu zatem monitoring działań producentów, tworzenie nowych systemów certyfikacji czy też domaganie się uczciwego oznaczania towarów pod kątem ich wpływu na środowisko lub zawartości substancji szkodliwych.

Dobrym, tym razem rodzimym, przykładem takich działań jest stworzony przez Polską Zieloną Sieć projekt Kupuj Odpowiedzialnie, mający na celu szeroko pojmowaną edukację konsumencką. Jego istotną część stanowi poradnik „Dobre zakupy” [16], będący swego rodzaju „mapą etyczną” kupowanych przez nas produktów.

Przejrzysta, trójstopniowa ocena pozwala nam sprawdzić wpływ, który dana marka wywiera na jeden z kilku możliwych obszarów, m.in.: zanieczyszczanie środowiska, energia atomowa, eksperymenty na zwierzętach, prawa pracownicze czy nieodpowiedzialny marketing. Przeglądając poradnik, kupujący ma możliwość porównania, które z dostępnych na rynku towarów w danej kategorii [17] zasługują na zakup, a które należy omijać szerokim łukiem.

Na stronie projektu Kupuj Odpowiedzialnie regularnie zamieszczane są też inne materiały z zakresu odpowiedzialnej konsumpcji czy praw konsumenta. Znajdziemy tu nie tylko ogromną bazę informacji na temat produkcji ubrań, żywności czy sprzętu elektronicznego, lecz także materiały dydaktyczne do pracy z dziećmi i młodzieżą. Dzięki informacjom zawartym z kolei w dziale „Aktualności” możemy zapoznać się z toczącymi się w danym momencie kampaniami konsumenckimi albo samodzielnie się do nich przyłączyć.

Skoro zaś już została wywołana powyższa kampania, warto poświęcić chwilę na powiedzenie o tym, jak sprawy świadomej i odpowiedzialnej konsumpcji mają się w Polsce. Z jednej strony możemy mówić o niebywałym wręcz skoku, jeżeli wziąć pod uwagę stopień kontroli organów państwowych nad rynkiem dóbr konsumpcyjnych, w porównaniu ze stosunkowo chaotycznym okresem po 1989 roku. Mamy obecnie Ustawę z dnia 16 lutego 2007 roku o ochronie konkurencji i konsumentów (Dz. U. 2007 r. Nr 50, poz. 331 ze zm.) [18] oraz szereg innych rozporządzeń regulujących prawa przysługujące konsumentom. Istnieją również w naszym kraju instytucje zajmujące się obroną praw nabywców, jak chociażby Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (i podlegająca mu Inspekcja Handlowa), Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, Powiatowy (Miejski) Rzecznik Konsumentów. Mamy wreszcie takie oddolne organizacje wspomagające kupujących, jak chociażby Stowarzyszenie Konsumentów Polskich czy Federacja Konsumentów. Jak pokazują badania, zmienia się również w nieznacznym stopniu samo podejście konsumentów do własnych decyzji. Według raportów UOKiK, jeszcze w 2007 roku zaledwie 15% kupujących przy podejmowaniu decyzji o nabyciu towaru zwracało uwagę na informacje dotyczące składu i metody produkcji, a jeszcze mniej – bo zaledwie 8% – na znaki jakości i systemy certyfikacji. Za to już w 2009 roku proporcje te wyniosły odpowiednio – 35% dla składu i metody oraz 23% dla oznaczeń dotyczących jakości [19].

Z drugiej jednak strony ciągle jeszcze głównym kryterium decydującym o nabyciu produktu jest cena, nawet jeśli łączy się to ze znaczącym obniżeniem jakości.

Kategorie takie jak globalna odpowiedzialność, troska o prawa ludzi i zwierząt czy o stan środowiska naturalnego w ogóle nie są w badaniu wyróżnione. A nawet z samą jakością produktów też bywa różnie, czytamy w Sprawozdaniu rocznym Inspekcji Jakości Artykułów Rolno-Spożywczych z 2012 roku: „Badania laboratoryjne wykazały jakość handlową niezgodną z wymaganiami określonymi w przepisach lub z deklaracją producenta w przypadku 598 próbek artykułów rolno-spożywczych (tj. 17,2% ogółu zbadanych w ramach urzędowych kontroli przeprowadzonych w trybie planowym i doraźnym)” [20].

Jeśli przyjrzeć się stronom instytucji zajmujących się ochroną konsumenta, to ciągle jeszcze królują na nich porady dotyczące wszelkich form łamania prawa przez sprzedawców i bezsilności bądź nieświadomości nabywców w starciu z jawnym pogwałceniem legislacji.

Odpowiedzialna konsumpcja to ciągle jeszcze nisza zarezerwowana głównie dla organizacji pozarządowych i oddolnych ruchów na rzecz konkretnych zmian (np. eko-rodzice walczący o bezpieczeństwo i przyjazność dla środowiska produktów, które kupują swym dzieciom). Ścieżki – które zachodni konsumenci już dawno sobie poprzecierali, dla nas ciągle zarośnięte – są gąszczem nie do końca jasnych przepisów, niedostatecznej edukacji konsumenckiej i obywatelskiej.

Jednak nie wszystko przecież stracone. W swoich działaniach coraz częściej wzorujemy się na postępowaniu bardziej doświadczonych kolegów (jak pokazuje chociażby przytaczany przed chwilą przykład z działań Polskiej Zielonej Sieci), a obecnie dzięki znacznie łatwiejszemu dostępowi do informacji nasza perspektywa patrzenia na konsumpcję powoli również poszerza się i wychodzi poza własne podwórko.

Rzecz jasna, takie inicjatywy jak Kupuj Odpowiedzialnie czy kampania rybna Greenpeace to ważny, ale nie ostateczny krok na drodze do uczynienia naszej konsumpcji bardziej transparentną. Stanem idealnym, opisywanym przez jednego z rozmówców Daniela Golemana jest taka sytuacja, w której „będziesz mógł podejmować szlachetniejsze decyzje bez stwarzania sobie kłopotu” [21]. Autor „Inteligencji ekologicznej” odnosi wprawdzie ten postulat do bardzo już zaawansowanych technologii wspierających świadomą konsumpcję, ale na naszym polskim gruncie zdecydowanie powinniśmy pracować nawet nad podstawowymi elementami tego procesu. Sytuacją niedopuszczalną z punktu widzenia społecznej i ekologicznej przejrzystości jest chociażby pomijanie na produktach ważnej dla konsumenta informacji, że zawierają one składniki modyfikowane genetycznie. Nie ma znaczenia, czy informacja ta jest dla nas cenna ze względu na nasze zdrowie, środowisko naturalne czy sprawiedliwość społeczną. Istotne jest to, że mamy prawo do tej wiedzy i że nikt nie może nas owego prawa pozbawiać. Jeżeli zaś usiłuje się to robić, wówczas chwytamy za wszystkie dostępne sobie narzędzia, domagając się dostępu do niezafałszowanych danych i możliwości wyboru tego, co uznamy za słuszne.

Pełna przejrzystość potrzebuje bowiem nie tylko gotowych do współpracy producentów i ustawodawców, ale przede wszystkim – aktywnych, bezkompromisowych konsumentów, gotowych stawać w obronie własnych wartości i przekonań. Tylko wówczas, gdy uzyskamy globalną perspektywę patrzenia na swoją własną konsumpcję i postrzegania jej w szerokim społeczno-ekologicznym kontekście, będziemy mogli traktować ją nie jako cel sam w sobie, ale jako skuteczne narzędzie obywatelskiego wpływu na rzeczywistość. Jako świadomi konsumenci będziemy mogli z pełnym przekonaniem stwierdzić nie tylko: „Chcę kupić”, ale przede wszystkim: „Chcę wiedzieć!”.

Przypisy:

[4]. Z. Bauman, Praca, konsumpcjonizm i nowi ubodzy, Kraków, 2006.
[5]. M. Małczyńska-Biały, Konsumeryzm w Stanach Zjednoczonych Ameryki, „Polityka i Społeczeństwo” 2012, nr 10, s. 100–108.
[6]. Właściwie to świnek morskich, bo do postępowania z konsumentami w taki właśnie sposób nawiązywał tytuł jednej z kluczowych publikacji tego okresu, książki Arthura Kalleta i Fredericka J. Schlinka, Sto milionów świnek morskich. Niebezpieczeństwo w produktach żywnościowych codziennego użytku, lekach oraz kosmetykach. Zob. A. Kallet, F. J. Schlink, 100,000,000Guinea Pigs: Dangers inEveryday Foods, Drugs, andCosmetics, New York 1933.
[7]. O „obywatelskiej schizofrenii”i o tym, że obecny system społeczno-gospodarczy wpływa na przedkładanie postaw i wartości konsumenckich nad obywatelskimi, pisał interesująco Benjamin Barber w swoich Skonsumowanych. Zob. B. Barber, Skonsumowani. Jak rynek psuje dzieci, infantylizuje dorosłych i połyka obywateli, Warszawa 2008.
[8]. Zob. Polskie Stowarzyszenie Sprawiedliwego Handlu Trzeci Świat i My, Historia [dostęp: 28.08.2015].
[9]. D. Goleman, Inteligencja ekologiczna, Poznań 2009, s. 167.
[10]. A. Rok, Niegrzeczni konsumenci dostają to, czego chcą, [dostęp: 28.08.2015].
[11]. Greenpeace – kitkat– Ask Nestle CEO to stop buying palm oil from destroyed rainforest, [dostęp: 28.08.2015].
[12]. Zob. Chronimy morza i oceany, [dostęp: 28.08.2015].
[15]. D. Goleman, Inteligencja ekologiczna, dz. cyt., s. 105.
[16]. Związek Stowarzyszeń Polska Zielona Sieć, Dobre zakupy. Poradnik odpowiedzialnego konsumenta, tłum. P. Znaniecki, Krakow 2006, [dostęp: 28.08.2015].
[17]. Kategoriami są tutaj na przykład kawa czy soki, ale też środki czyszczące i kosmetyki.
[18]. Zob. Ustawa z dnia 16 lutego 2007 roku o ochronie konkurencji i konsumentów (Dz. U. 2007 r. Nr 50, poz. 331 ze zm.), [dostęp: 28.08.2015].
[19]. Zob. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Konsumentów portret własny – raport z badań, Warszawa 2007, [dostęp: 28.08.2015]; Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Znajomość praw konsumenckich oraz analiza barier utrudniających konsumentom bezpieczne i satysfakcjonujące uczestnictwo w rynku – raport z badań, Warszawa 2009,[dostęp: 28.08.2015].
[20] . Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, Sprawozdanie roczne 2012, Warszawa 2013, [dostęp: 28.08.2015], s. 20.
[21]. D. Goleman, Inteligencja ekologiczna, dz. cyt., s. 107.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 115 / (11) 2022

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekologia # Społeczeństwo i kultura Chcę wiedzieć

Przejdź na podstronę inicjatywy:

Co robimy / Chcę wiedzieć

Być może zainteresują Cię również: