Felieton

Ruszyła maszyna, już nikt jej nie zatrzyma. Jak nauka i genetyka wdzierają się do naszego życia

Maska przeciwgazowa
"No GMO" by Liam Wilde is licensed under CC BY-NC-SA 2.0

Łukasz Janeczko

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 76 / (24) 2021

Ostatnie miesiące były wyjątkowo intensywne, jeśli chodzi o sprawy modyfikacji genetycznych i tzw. nowego GMO. Zdziwiony/na? Być może dlatego, że temat nie przebija się do opinii publicznej, tymczasem dyskusja na poziomie decydentów krajowych i europejskich trwa w najlepsze. Już nie da się ukryć, że być może stoimy u progu przełomu który na zawsze zmieni świat, w którym żyjemy. Pytanie czy na lepsze?

Kiedy w październiku 2020 roku Nobel z dziedziny chemii trafił do dwóch badaczek za przełomową metodę tzw. nożyczek genowych (CRISPR/Cas9) nie przypuszczałem, że temat ekspercki, elitarny i niemal ocierający się o filmy science fiction, tak szybko pojawi się na forum politycznym. Niestety, na razie  nie w debacie publicznej, a w wewnętrznej dyskusji rządowych instytucji krajowych i europejskich. Trochę to zaskakujące, trochę smutne, a trochę przerażające. Dlaczego? Choć genetyka z pewnością nie jest popularnym tematem niedzielnych rodzinnych obiadów, ta konkretna sprawa dotyczy nas wszystkich. W mediach panuje cisza (poza portalami poświęconym zdobyczom nauki), politycy i urzędnicy sprawiają wrażenie, jakby nabrali wody w usta, a tymczasem w komisjach parlamentarnych i w Unii Europejskiej dyskutujemy o szczegółach, które mają spowodować, że środowisko, czy rolnictwo już nigdy nie będą takie same jak kiedyś.

Ktoś powie: „I bardzo dobrze, świat nie stoi w miejscu. Musimy się rozwijać” i z pewnością będzie miał rację. Pytanie tylko, czy w temacie modyfikacji genetycznych jako ludzie i społeczeństwo jesteśmy już niemal bogami, czy jeszcze dziećmi, które igrają z losem, bawiąc się zapałkami. Jeśli to drugie, to konsekwencje tej zabawy mogą być katastrofalne i zamiast ogrzewać się przy ognisku, będziemy gasić pożar i ratować nasz dom, czyli Ziemię.

O co cała afera?

Opisanie zawiłości tego problemu w kilku zdaniach będzie niezwykle trudne i być może dlatego nikt nie podejmuje  tematu. Zdecydowanie łatwiej zainteresować obywateli kolejną aferą polityczną, tym, kto jada lunche z brukselskimi elitami, kto kogo nazywa zdrajcą narodu. Łatwiej też przytoczyć kolejne afery na szczeblach władzy, kto z kim ma zamiar się poukładać w Sejmie i jaki to będzie miało wpływ na  sprawowanie władzy. I mówiąc szczerze wcale mnie to nie dziwi, bo nie wyobrażam sobie, że w gronie rodzinnym żywiołowo dyskutowalibyśmy o nauce, czy medycynie… no. oczywiście może poza koronawirusem.

A dlaczego warto byłoby o tym rozmawiać otwarcie? Dlatego, że temat jest już tak zaawansowany jak chociażby pierwsza fala pandemii, a przeciętny Polak…, a ogólniej Europejczyk nie ma zielonego pojęcia, o co chodzi.

W skrócie, tzw. nowe GMO to zbiór technik, które mają na zawsze zmienić nasze życie, w teorii oczywiście na lepsze. „Nowe GMO” to tak naprawdę pokłosie tzw. nożyczek genowych, o których wspominałem na początku. To metoda, która ma mieć zastosowanie w wielu dziedzinach zaczynając od walki z chorobami, po walkę z globalnym głodem i zmianami klimatycznymi, na likwidacji szkodników i chwastów kończąc. W zasadzie możliwości wydają się nieograniczone. I rzeczywiście, niektóre napawają optymizmem i warto się im przyglądać. Metoda nożyczek genowych ma być tak prosta, jak żadna inna metoda modyfikacji genetycznych. Dzięki niej być może będziemy mogli walczyć z wadami wrodzonymi (np. poważnymi wadami wzroku), czy nowotworami. Jak widać edycje genów mają pomóc ludzkości. Pojawia się jednak  „ALE”, a tak naprawdę to jest ich bardzo dużo.

Pierwszą wątpliwością, którą wysuwa wielu sceptyków, jest skuteczność metody i uniwersalność. Kolejny problem to fakt, że obejmuje ona wiele dziedzin życia i nie ogranicza się jedynie do medycyny, ale wkracza do świata roślin, zwierząt, a nawet na nasze pola i talerze. Trzecią niepewnością są skutki zmian, które być może okażą się jednak nieodwracalne i doprowadzą do katastrofy. Na koniec trzeba wspomnieć, że często jest tak, że jeśli coś może służyć dobru, może być wykorzystane także przez tzw. ciemną stronę mocy. Już dziś w gronie ekspertów i ONZ dyskutuje się o nowych rodzajach broni biologicznej i zagrożeniach ze strony modyfikacji genetycznych.

Szczególne kontrowersje budzi specyficzna metoda modyfikowania organizmów, jaką jest napęd genowy (lub nadpisywanie genów). Celem tej techniki jest walka z gatunkami inwazyjnymi – szkodnikami, chwastami oraz tymi, które bezpośrednio zagrażają życiu lub zdrowiu ludzi. Modelowym przykładem zwolenników napędów genowych są komary przenoszące malarię, które dzięki modyfikacjom genetycznym nie będą zdolne do dalszego rozmnażania się i w konsekwencji wyginą, albo ich geny będą tak zmodyfikowane, że nie będą  w stanie przenosić pasożytów odpowiedzialnych za wywołanie choroby. Jak się jednak okazuje, technika ta kryje przed człowiekiem jeszcze wiele tajemnic, bo próby terenowe np. w Brazylii  okazały się fiaskiem – zauważono, że komary są w stanie w jakiś sposób oszukać zmiany w genach. W konsekwencji komary, które miały się nie rozmnażać, robiły to nadal.

Wątpliwości jest wiele, wiedza społeczeństwa znikoma, by nie powiedzieć żadna, a proces decyzyjny trwa w najlepsze…

Elity decydują

Jeśli zapoznaliście się z naszymi wcześniejszymi artykułami lub poszukaliście informacji o nowych GMO, z pewnością wciąż czujecie niedosyt  lub uważacie, że to przysłowiowa „burza w szklance wody” i temat dla futurologów. Nic bardziej mylnego. Chociaż temat jest stosunkowo nowy, to w Europie decyzje w tej sprawie zapadają już teraz. Dowód? 26-27 maja 2021 roku odbyło się posiedzenie Rady Unii Europejskiej ds. Rolnictwa i Rybołówstwa. Jeden z tematów? Debata nad nowymi technikami modyfikacji genetycznej w rolnictwie i ich rolą w strategii „od pola do stołu”. Mało? Tydzień temu odbyło się kluczowe głosowanie nad projektem rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie unijnej strategii na rzecz bioróżnorodności 2030 – przywracanie przyrody do naszego życia. Jeden z punktów tego dokumentu dotyczył uwalniania organizmów z tzw. napędem genowym do środowiska. To tylko dwa z wielu przykładów. Warto dodać, że na ten temat dyskutuje się nie tylko na poziome europejskim, ale także krajowym, również w Polsce.

Nie martwcie się, nie zmuszam Was do poszukiwania wyników w odmętach Internetu, a rezultaty tych spotkań podam za chwilę.

Organizacje pozarządowe na straży dostępu do informacji publicznej

Jak widzicie, decyzje już zapadają, a w mediach cisza. Sami politycy też raczej nie kwapią się do informowania swoich wyborców  na ten temat. Być może dlatego, że gdyby zagłębić się w sprawę,  kontrowersji i niejasności byłoby mnóstwo, a tego polityka nie lubi, zwłaszcza jeśli kreujemy się na obrońców pewnych grup społecznych (np. małych rolników ekologicznych), a z drugiej strony nasze fundusze zależne są od dużego biznesu, który promuje inne rozwiązania.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Na szczęście z odsieczą przychodzą  organizacje pozarządowe z całej Europy, które nie odpuszczają i starają się z całych sił pobudzić opinię publiczną do dyskusji w tej sprawie. Z pewnością nie jest to łatwe zadanie, bo możliwości komunikacji są ograniczone, a temat mówiąc delikatnie – wymagający. Rezultaty powoli  stają się widoczne, chociażby dlatego, że udało się zainteresować część dziennikarzy i zmobilizować ich do zapoznania się z nowymi technikami modyfikacji genetycznych i śledzenia problemu. Zresztą ta aktywność organizacji pozarządowych, jak widać, jest solą w oku tych, którzy ewidentnie woleliby uniknąć rozgłosu i debaty publicznej.

Tutaj nieskromnie przyznam, że jedną z pierwszych organizacji w Polsce, które poruszyły ten temat jest Instytut Spraw Obywatelskich. Cieszy też, że coraz więcej NGO-sów uznaje ten problem za istotny i wymagający nagłośnienia.

Pod koniec kwietnia br. wspólnie z kilkunastoma organizacjami obywatelskimi i ekologicznymi wystosowaliśmy apel do Ministerstwa Klimatu i Środowiska oraz Ministerstwa Rolnictwa, w którym domagaliśmy się od decydentów wyrażenia sprzeciwu wobec osłabienia unijnych przepisów dotyczących GMO oraz poparcia światowego moratorium na uwalnianie do środowiska organizmów z mechanizmem nadpisywania genu (napędem genowym). W piśmie wyraziliśmy zaniepokojenie próbami liberalizacji przepisów dotyczących nowej generacji organizmów zmodyfikowanych genetycznie (nowe GMO) i próby ich wyłączenia z dozoru jakimi są objęte tzw. klasyczne GMO. Apel trafił też do Prezydenta RP, przewodniczącego Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP, Komisarza UE ds. rolnictwa, Przewodniczącego Komisji do spraw GMM i GMO, przewodniczących komisji sejmowych (komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, komisja ds. Rolnictwa i Rozwoju Wsi i senackich (komisji Środowiska, komisji ds. Rolnictwa i Rozwoju Wsi). Na końcu artykułu znajdziecie pełną treść apelu.

List do decydentów krajowych był pokłosiem inicjatywy organizacji europejskich, które wcześniej do takich samych rozwiązań wezwały władze Unii Europejskiej. List trafił wówczas m.in. do Fransa Timmermansa, a sygnatariuszami były 162 organizacje z całej Europy, w tym z Polski. 

Dezinformacja, różnice poglądów i hamulec bezpieczeństwa

Na koniec obiecałem podać Wam wyniki spotkań, o których wspominałem wcześniej. Zacznę może od posiedzenia Rady Unii Europejskiej ds. Rolnictwa i Rybołówstwa, bo to spotkanie było dość ciekawe i momentami kontrowersyjne. Jak zapewne wiecie  Rada Unii Europejskiej składa się z przedstawicieli ministerstw spraw zagranicznych krajów członkowskich lub przedstawicieli innych resortów w zależności od tego, jaki temat jest na agendzie. W tym konkretnym przypadku przedstawicielami rządów były ministerstwa odpowiedzialne za rolnictwo. Podobnie było w przypadku Polski, chociaż w dyskusji, którą chcę przytoczyć akurat nie brał udziału minister Grzegorz Puda. Ma to jednak drugorzędne znaczenie, bo przedstawiciele i tak wyrażają głos całego rządu krajowego. Jak podkreślałem wcześniej, tematem jednej z debat w Radzie UE były nowe metody inżynierii genetycznej w rolnictwie europejskim.

Zaskakująco zachowawcze i niejasne było stanowisko Polski, która do tej pory w Europie uchodziła za obrońcę rolnictwa tradycyjnego. Z jednej strony przedstawiciel naszego kraju mówił o konieczności edukowania społeczeństwa w tym temacie, z drugiej zaś strony jako niezbędny element do dalszej debaty publicznej wskazywał opracowanie stanowiska będącego podstawą stosowania nowych GMO i korzystania przez różne sektory z produktów powstałych z ich zastosowaniem oraz oparcie o wiedzę naukowców, „aby myśl naukowa nie przegrała konkurencji z dezinformacją i strachem”.

Nie będę teraz przytaczał całej wypowiedzi, ale dużo było o szansach na walkę z głodem i zmianami klimatu, a także o tym, by ludzi nie straszyć nowymi rozwiązaniami. I tutaj pełna zgoda, bo sam uważam, że człowiek zawsze poszukiwał, poszukuje i będzie poszukiwał innej ścieżki życia, która ma być lepsza i bardziej przyjazna. Problem jednak zaczyna się w momencie definiowania dezinformacji, czy straszenia. Czy dezinformacją będzie zadawanie trudnych pytań przez organizacje pozarządowe? Czy straszeniem będzie publikowanie materiałów i dokumentów, które stoją w opozycji do entuzjastycznej wizji nowych metod modyfikacji genetycznych, zwłaszcza jeśli będą pochodziły również z naukowego źródła? Czy znów nazwie się płaskoziemcami tych, którzy zalecają powściągliwość i zachowanie ostrożności w poruszaniu świata naprzód? Co będzie dezinformacją, a co dyskusją ciężko w tej chwili powiedzieć. Można mieć jednak obawy, że każdy stojący w opozycji do zwolenników „nowych GMO” będzie nazwany przez nich agentem bliżej nieokreślonych złowrogich sił i ekologicznym oszołomem. Co z tego, że będą to również osoby o konserwatywnych poglądach, które często z ekologią nie mają wiele wspólnego. Wówczas przypnie im się łatkę zaściankowości. Byle tylko nie zmącić jasnego przekazu, który ma przekonać wszystkich, że to panaceum na wszystkie światowe problemy i dyskusja tutaj nie jest potrzebna, bo wprowadza niepotrzebny zamęt. Jeśli chodzi o stanowiska innych krajów, były one mniej lub bardziej powściągliwe.

To zresztą ciekawe, bo w dyskusji z naukowcami często pada argument, że nadużyciem jest nazywanie nowych metod inżynierii genetycznych – GMO. Że to niepotrzebny zamęt i straszenie, bo to przecież nie jest GMO i nie ma się czym martwić. Ciekawe, bo w rozmowie z tymi samymi naukowcami wiele lat temu padał argument, że GMO jest przebadane i pewne, a co za tym idzie bezpieczne. A dziś mówi się: „Nie martwcie się, bo to nie jest GMO”. To znaczy, że jednak wcześniej jakiś problem był, skoro teraz mamy się nie martwić? Ponadto przypomnieć należy, że  na razie Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej decyzją z 25 lipca 2018 roku wyraźnie dał do zrozumienia, że nowe metody inżynierii genetycznej to jest GMO i muszą być poddane takim samym regulacjom i ograniczeniom, czego większość naukowców wolałaby uniknąć.

Nutkę optymizmu w serca i rozum wlało głosowanie nad projektem rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie unijnej strategii na rzecz bioróżnorodności 2030. Z punktu widzenia „nowych GMO” ważny był punkt 148 raportu, dotyczącego zagrożeń dla środowiska. Ten konkretny punkt dotyczył napędów genowych i konieczności zachowania zasady przezorności. Dość krytyczny wobec napędów był sam raport, który wskazywał na zagrożenie ze strony  „nowych GMO” nieodwracalnymi zmianami w środowisku, a także tym, że organizmy modyfikowane genetycznie nowymi metodami, choć w założeniu mają pomagać walczyć między innymi z gatunkami inwazyjnymi, same mogą się nimi stać. A wówczas walka z nimi będzie cięższa niż z tymi obecnymi. Spośród 696 głosujących europarlamentarzystów zdecydowana większość (398 osób) opowiedziała się za koniecznością dalszego zachowania zasady przezorności w ochronie bioróżnorodności w UE, w tym kontroli nowych GMO i zakazem uwalniania ich do środowiska. Należy podkreślić, że większość polskich europosłów głosowała za utrzymaniem punktu 148 i zachowaniem zasady przezorności. Warte uwagi jest też to, że wielu europarlamentarzystów nie brało udziału w głosowaniu, a więc przeciwników było o połowę mniej. Wynik nas cieszy, ponieważ 28 organizacji z całej Europy nawoływało do głosowania za ochroną punktu 148 i zachowania zasady przezorności

Ten fakt cieszy, bo pokazuje, że zasada przezorności, która również jest metodą naukową, wciąż jest żywa w Unii Europejskiej. Ten zapis będzie swoistym hamulcem bezpieczeństwa i spowoduje, że podejmowanie decyzji w temacie nowego GMO będzie wymagało pogłębionej analizy i dyskusji.

Jak widzicie to temat rzeka, który z pewnością będzie jednym z ważniejszych w ciągu najbliższej dekady. Mam nadzieję, że dyskusje nie będą się odbywały w kuluarach, a przedostaną się do opinii publicznej. Warto dyskutować i nawet zastanowić się nad potencjalnymi korzyściami płynącymi z zastosowania „nowego GMO”. Trzeba być jednocześnie ostrożnym i przeanalizować wszystkie korzyści i straty, które mogą wyniknąć z nowych metod inżynierii genetycznej i nie obrażać się na organizacje pozarządowe, które reprezentują głos i obawy społeczeństwa i z pewnością będą zgłaszały wiele trudnych pytań i wątpliwości. Mam nadzieję, że naukowcy i branża biotechnologiczna mają tego świadomość, bo jak słusznie zauważył nasz przedstawiciel w Radzie UE, te pytania będą się pojawiać, a eksperci będą musieli być gotowi, by na nie odpowiadać. Pamiętajcie, że takie decyzje muszą podjąć całe społeczeństwa, a nie wyłącznie wybrane elity.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 76 / (24) 2021

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura Chcę wiedzieć

Przejdź na podstronę inicjatywy:

Co robimy / Chcę wiedzieć

Być może zainteresują Cię również: