Książka

Slavoj Žižek: Pandemia! COVID-19 trzęsie światem

Zizek_pandemia_okładka ksiązki
Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 125 / (21) 2022

„Imponujące… Žižek w swojej najlepszej formie”.
The Guardian

„Žižek nie pozostawia żadnego zjawiska społecznego ani kulturowego bez wyjaśnienia i jest mistrzem sprzecznych z intuicją obserwacji”.
The New Yorker

Slavoj Žižek, to pochodzący ze Słowenii jeden z najbardziej znanych współcześnie filozofów. Tym razem odkrywa przed czytelnikami głębsze znaczenie epidemii i pisze o konsekwencjach, o których nikt inny nie wspomina.

Wydawnictwu Relacja dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.

8. Monitorowanie i kary? Jak najbardziej!

Wielu liberalnych oraz lewicowych komentatorów zauważyło, że epidemia koronawirusa służy do usprawiedliwiania i legitymizowania środków kontroli i regulacji zachowania ludzi, środków, które do tej pory były w zachodnim społeczeństwie demokratycznym nie do pomyślenia.

Zamrożenie całych Włoch to zdecydowanie ziszczenie najdzikszych aspiracji zwolenników totalitaryzmu. Nic dziwnego, że w obecnej sytuacji Chiny, ze swoją szeroko rozpowszechnioną cyfrową kontrolą społeczną, okazały się najlepiej wyposażone, by poradzić sobie z katastrofalną epidemią. Czy to oznacza, że przynajmniej pod niektórymi względami Chiny stanowią naszą przyszłość?

Włoski filozof Giorgio Agamben zareagował na epidemię koronawirusa w sposób drastycznie różny od większości komentatorów*. Agamben ubolewał nad „gorączkowymi, irracjonalnymi i całkowicie bezzasadnymi środkami nadzwyczajnymi, przyjętymi z powodu rzekomej epidemii koronawirusa”, który stanowi po prostu inną wersję grypy, i zapytał: „Dlaczego media i władze robią wszystko, by stworzyć atmosferę paniki, prowokując tym samym prawdziwy stan wyjątkowy, z poważnymi ograniczeniami przemieszczania się i zawieszeniem codziennych czynności życiowych i pracy dla całych regionów?”.

Agamben główną przyczynę tej „nieproporcjonalnej reakcji” dostrzega w „rosnącej tendencji do stosowania stanu wyjątkowego jako normalnego paradygmatu rządów”. Środki narzucone w sytuacji wyjątkowej pozwalają rządowi poważnie ograniczać nasze swobody za pomocą dekretów wykonawczych:

„Jest rażąco oczywiste, że ograniczenia te są nie proporcjonalne do zagrożenia czymś, co zdaniem NRC, National Research Center, jest zwykłą grypą, niezbyt różniącą się od tych, które dotykają nas każdego roku. Moglibyśmy stwierdzić, że kiedy terroryzm jako uzasadnienie środków nadzwyczajnych został wyczerpany, wymyślenie epidemii mogłoby dać idealny pretekst do rozszerzenia takich środków poza wszelkie ograniczenia”. Drugim powodem jest „stan lęku, który w ostatnich latach przesiąknął indywidualną świadomość ludzi, a który przekłada się na prawdziwe zapotrzebowanie na stany zbiorowej paniki, do których epidemia znów daje idealny pretekst.”

Agamben opisuje ważny aspekt funkcjonowania kontroli państwa w obecnej epidemii, są jednak pytania, które pozostają otwarte: dlaczego władze państwowe miałyby być zainteresowane promowaniem takiej paniki, której towarzyszy nieufność do władzy państwowej („są bezradni, nie robią wystarczająco dużo…”) i która zaburza gładką reprodukcję kapitału? Czy naprawdę w interesie kapitału i władzy państwowej jest uruchamianie globalnego kryzysu gospodarczego, by odnowić swoje rządy? Czy jasne oznaki, że sama władza państwowa, a nie tylko zwykli ludzie, też panikuje, świadoma, że nie jest w stanie opanować sytuacji – czy te oznaki to naprawdę tylko jakiś podstęp?

Reakcja Agambena to jedynie skrajna wersja szeroko rozpowszechnionej lewicowej postawy odczytywania „przesadnej paniki” wywołanej rozprzestrzenianiem się wirusa jako mieszanki kontroli społecznej w połączeniu z elementami jawnego rasizmu, jak wtedy, kiedy Trump mówi, że to „chiński wirus”. Jednak taka interpretacja społeczna nie sprawia, że faktyczne zagrożenie znika. Czy ta rzeczywistość zmusza nas do tego, byśmy rzeczywiście ograniczyli swoją wolność? Kwarantanny i podobne działania oczywiście ograniczają nasze swobody, a nowi aktywiści, idący śladem Chelsea Manning, Juliana Assange’a i Edwarda Snowdena, są potrzebni, by ujawniać ich potencjalne nadużycia. Jednak zagrożenie infekcją wirusową dało też ogromny impuls nowym formom lokalnej i globalnej solidarności oraz jeszcze wyraźniej pokazało potrzebę kontroli samej władzy.

Ludzie mają rację, pociągając do odpowiedzialności władzę państwową: macie władzę, więc teraz pokażcie nam, co potraficie! Wyzwanie stojące przed Europą polega na tym, by udowodnić, że to, co zrobiły Chiny, można zrobić w sposób bardziej przejrzysty i demokratyczny:

Chiny wprowadziły środki, których Europa Zachodnia oraz USA prawdopodobnie nie będą tolerować, być może ze szkodą dla siebie. Mówiąc wprost, błędem jest odruchowo interpretować wszystkie formy prowadzenia pomiarów i modelowania jako „inwigilację”, a aktywne zarządzanie jako „kontrolę społeczną”. Potrzebujemy innego, bardziej zniuansowanego słownictwa dotyczącego interwencji*.

Wszystko zależy właśnie od tego „bardziej zniuansowanego słownictwa”: środki, których wymaga epidemia, nie powinny być automatycznie ograniczone do zwykłego paradygmatu inwigilacji i kontroli, propagowanego przez takich myślicieli jak Foucault. Bardziej niż środków zastosowanych przez Chiny i Włochy obawiam się dzisiaj, że stosuje się je w sposób, który nie zadziała i nie powstrzyma epidemii, oraz że władze będą manipulować i ukrywać prawdziwe dane.

Zarówno skrajna prawica, jak i fałszywa lewica nie chcą przyjąć do wiadomości całej rzeczywistości epidemii, a każda ze stron rozwadnia ją pod kątem ograniczeń społecznego konstruktywizmu, tj. oskarża z powodu znaczenia społecznego. Trump oraz jego zwolennicy wciąż na nowo upierają się, że epidemia to tylko spisek demokratów i Chin, mający na celu doprowadzenie do przegrania przez niego wyborów, podczas gdy niektórzy na lewicy potępiają środki proponowane przez aparat państwowy i służby zdrowia jako naznaczone ksenofobią, nalegając tym samym na kontynuowanie interakcji społecznych, symbolizowanych przez dalsze stosowanie uścisku dłoni. Taka postawa pomija pewien paradoks: niestosowanie uścisku dłoni i izolacja w razie potrzeby to jest obecna forma solidarności.

Kto w przyszłości będzie w stanie pozwolić sobie na dalsze ściskanie dłoni i przytulanie? Uprzywilejowana garstka, nikt więcej. Dekameron Boccaccia składa się z historii opowiadanych przez grupę siedmiu młodych kobiet i trzech młodych mężczyzn, chroniących się w odosobnionej willi niedaleko Florencji, by uciec przed dżumą, która dotknęła miasto. Podobnie finansowa elita wycofa się do oddzielnych stref, gdzie będzie zabawiać się opowiadaniem historii podobnie jak w Dekameronie, podczas gdy my, zwykli ludzie, będziemy musieli żyć z wirusami.

Szczególnie irytujący jest dla mnie fakt, że kiedy media i inne potężne instytucje ogłaszają jakieś zamknięcie czy anulację, z zasady dodają pewne ustalone ograniczenie czasowe, informując nas na przykład, że „szkoły będą zamknięte do 4 kwietnia”. Oczekujemy oczywiście, że po szczycie, który powinien nadejść szybko, wszystko wróci do normy. W ten sposób poinformowano mnie już, że pewne sympozjum uniwersyteckie, w którym miałem wziąć udział, zostało właśnie przełożone na wrzesień.

Kruczek polega na tym, że nawet jeśli życie w końcu wróci do czegoś przypominającego normalność, nie będzie to ta sama normalność, której doświadczaliśmy przed epidemią.

Rzeczy, do których byliśmy przyzwyczajeni w ramach naszego codziennego życia, nie będą już uważane za oczywistość, będziemy musieli nauczyć się żyć dużo bardziej kruchym życiem, wśród ciągłych zagrożeń. Będziemy musieli zmienić całe nasze nastawienie do życia, do naszego istnienia jako istot żywych wśród innych form życia. Innymi słowy, jeśli uważamy „filozofię” za nazwę naszego podstawowego podejścia do życia, będziemy musieli doświadczyć prawdziwej filozoficznej rewolucji.

By lepiej to wyjaśnić, chciałbym zacytować pewną popularną definicję: wirusy to „dowolne z różnych cząstek zakaźnych, zwykle ultramikroskopijnych, składających się z kwasu nukleinowego, rna lub dna, w białkowej otoczce: zarażają zwierzęta, rośliny oraz bakterie i ulegają reprodukcji tylko w komórkach żywych. Wirusy są uważane za martwe jednostki chemiczne, a czasem za organizmy żywe”. Kluczowa jest ta oscylacja między życiem i śmiercią: wirusy nie są ani żywe, ani martwe w zwykłym znaczeniu tych terminów, są pewnego rodzaju żywymi umarłymi. Wirus żyje w swoim pędzie do replikacji, ale jest to pewnego rodzaju życie na poziomie zerowym, biologiczna karykatura nie tyle pędu do śmierci, co życia na najgłupszym poziomie powtarzalności i rozmnażania. Jednak wirusy nie stanowią podstawowej formy życia, z której rozwinęły się bardziej złożone; są czysto pasożytnicze, odtwarzają się przez infekowanie organizmów bardziej rozwiniętych (kiedy wirus zakazi nas, ludzi, służymy mu po prostu za kserokopiarkę). To właśnie w tym splocie przeciwieństw – podstawowych i pasożytniczych – tkwi tajemnica wirusów: są przypadkiem tego, co Schelling nazwał „der nie aufhebbare Rest”: pozostałością najniższej formy życia, która pojawia się jako produkt nieprawidłowego działania wyższych mechanizmów rozmnażania i wciąż je prześladuje (infekuje), pozostałością, której nigdy nie uda się ponownie zintegrować z podrzędną chwilą życia wyższego poziomu.

Tutaj napotykamy to, co Hegel nazywa osądem spekulacyjnym, określeniem najwyższej i najniższej tożsamości. Najlepiej znanym przykładem heglowskim jest stwierdzenie „Duch to kość” z jego analizy frenologicznej w Fenomenologii ducha, a nasz przykład powinien brzmieć: „Duch to wirus”. Ludzka dusza to pewnego rodzaju wirus, który pasożytuje na ludzkim zwierzęciu, wykorzystuje je do własnej reprodukcji, a czasem grozi jego zniszczeniem. I o ile medium duszy jest język, nie powinniśmy zapominać, że na najbardziej podstawowym poziomie język jest też pewnym zjawiskiem mechanicznym, kwestią zasad, których musimy się nauczyć i przestrzegać.

Richard Dawkins twierdził, że memy to „wirusy umysłu”, byty pasożytnicze, które „kolonizują” ludzki umysł, używając go jako środka do rozmnażania się – a twórcą tej idei był nikt inny, jak Lew Tołstoj. Tołstoj jest zwykle uważany za dużo mniej interesującego autora niż Dostojewski, beznadziejnie przestarzałego realistę, dla którego w zasadzie nie ma miejsca w nowoczesności, w przeciwieństwie do egzystencjalnej udręki Dostojewskiego. Może jednak nadszedł już czas, by w pełni zrehabilitować Tołstoja, jego niepowtarzalną teorię sztuki i człowieka ogólnie, w której znajdujemy echa koncepcji memów Dawkinsa. „Osoba to małpolud z zainfekowanym mózgiem, goszczący miliony kulturowych symbiontów, a ich głównymi aktywatorami są systemy symbiotyczne zwane językami”* – czyż ten fragment z Dennetta to nie czysty Tołstoj? Podstawową kategorią antropologii Tołstoja jest infekcja: podmiot ludzki to pasywne, puste medium, zainfekowane przez naładowane emocjami elementy kulturowe, które niczym zakaźne zarazki przenoszą się z jednej osoby na drugą. A Tołstoj posuwa się tutaj do końca: nie przeciwstawia prawdziwej, duchowej autonomii rozprzestrzenianiu się tych emocjonalnych infekcji; nie proponuje heroicznej wizji kształcenia się na dojrzały, autonomiczny, etyczny podmiot poprzez pozbywanie się zakaźnych zarazków. Jedyna walka to walka między dobrymi i złymi infekcjami: już samo chrześcijaństwo jest infekcją, chociaż dla Tołstoja – dobrą.

Może to właśnie jest najbardziej niepokojącą rzeczą, której możemy się nauczyć z obecnej epidemii wirusowej: kiedy przyroda atakuje nas wirusami, w pewien sposób odsyła nam nasz własny komunikat. A brzmi on: to, co mnie zrobiliście, ja teraz zrobię wam.


Źródła:

* http://positionswebsite.org/giorgio-agamben-the-state-of-exception–provoked-by-an-unmotivated-emergency/
* Benjamin Bratton, rozmowa prywatna
* Daniel C. Dennett, Freedom Evolves, Nowy Jork: Viking, 2003, s. 173.

Slavoj Žižek, Pandemia! COVID-19 trzęsie światem, Wydawnictwo Relacje, 2020

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 125 / (21) 2022

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura # Świat # Zdrowie

Być może zainteresują Cię również: