Felieton

Spacerujmy więcej, potępiajmy mniej

lato
fot. Dim Hou z Pixabay

„Wy wszyscy, uzbrojeni mężowie, będziecie okrążali miasto codziennie jeden raz. Uczynisz tak przez sześć dni. Siedmiu kapłanów niech niesie przed Arką siedem trąb z rogów baranich. Siódmego dnia okrążycie miasto siedmiokrotnie, a kapłani zagrają na trąbach. Gdy więc zabrzmi przeciągle róg barani i usłyszycie głos trąby, niech cały lud wzniesie gromki okrzyk wojenny, a mur miasta rozpadnie się na miejscu i lud wkroczy, każdy wprost przed siebie”. Stary Testament, Księga Jozuego

Nie tak dawno Facebook obiegła filmowa relacja z pobytu Chasydów na lotnisku Okęcie. Generalnie udostępniano ją jako dowód na podwójne standardy panujące w naszym kraju, a filmowi towarzyszyły wyrazy oburzenia. Mnie jednak ogarnęła zazdrość i smutek, że w obecnej Polsce byłoby chyba niemożliwe zgromadzić tak dużą grupę mężczyzn połączonych wspólną wiarą w swojego choćby plemiennego Boga i ostentacyjną niewiarą w groźnego wirusa. Ci mężczyźni tańczyli i śpiewali, ostatnie takie obrazy pamiętam z czasów wojny w Czeczenii, gdy tamtejsi mężczyźni szykowali się do wojny z Rosją.

Po sobotniej demonstracji w Krakowie już po jej zakończeniu za niesienie po ulicy flagi z napisem Covid 1984 policja zatrzymała mnie i jeszcze jednego weterana, pamiętających czasy pierwszej Solidarności, oczywiście oficjalnie nie za to, tylko za brak maski i udział w zgromadzeniu powyżej pięciu osób, który to łamiący podstawowe prawa obywatelskie przepis – pomimo chwilowej odwilży i litościwego pozwolenia na nieco swobodniejsze oddychanie – utrzymano. Kilka osób z naszej grupy nie chcąc narazić się na podobne represje, nieco się oddaliło. Po zakończeniu trwających niemal pół godziny „czynności” dokonywanych przez czterech policjantów (w tym czasie mijały nas dziesiątki osób nie przestrzegających żadnych obostrzeń, a dowodzący akcją sierżant sztabowy przekonywał, że wybrali nas tylko przez przypadek), okazało się, że inni uczestnicy demonstracji oskarżyli nasze koleżanki niemal o zdradę i pozostawienie nas na pastwę wroga.

W kwietniu tego roku dzielny młody człowiek zorganizował już kolejną w okresie koronaterroru demonstrację przeciw groźnej dla zdrowia i wolności sieci 5G. Zamieściłem w internecie kilka zdjęć. Na jednym z nich główny organizator miał pod brodą maskę. Posypały się gromy, zarzucono mu, że nie powiązał należycie sprawy 5G z problematyką masek, a inny ortodoks stwierdził, że „ponieważ ma maskę na ryju, to on nie pokaże go w swojej internetowej telewizji”.

Pewna Pani bardzo pozytywnie aktywna w mediach społecznościowych jest stale atakowana z powodu swego ponoć żydowsko brzmiącego nazwiska.

Na jednej z poprzednich manifestacji wiele osób było przekonanych, że buczenie sprzęgającego i dociśniętego paskiem głośnika policyjnej szczekaczki to ultradźwięki puszczane specjalnie z zamiarem pozbawienia nas zdrowia.

Na kilku demonstracjach w Krakowie pojawiała się zamaskowana fotoreporterka, podejrzewałem ją o najgorsze koneksje, ale ostatnio zapytałem ją, jakie medium reprezentuje, podała namiary, okazało się, że jej agencja fotograficzna robi nam bardzo pozytywne, nietendencyjne zdjęcia.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

W czasie ostatniej, bardzo udanej demonstracji jeden z jej uczestników pokazywał mi otrzymany właśnie SMS z informacją, że organizatorzy to grupa donosicieli i konfidentów, autorem był skądinąd dzielny i zasłużony dla sprawy człowiek. Przedtem sam z kolei był oskarżany przez drugą, a może już trzecią stronę o niezrównoważenie psychiczne.

Przed każdą większą warszawską demonstracją przeciw koronatyranii pojawiają się liczne głosy na temat tego, kto może na niej być i przemawiać, a kto nie powinien. Nie brak też zupełnie absurdalnych głosów, że nie może być na niej polityków, tak jakby w naszym ruchu był nadmiar rozpoznawalnych twarzy i mających jakiekolwiek polityczne doświadczenie osób, a walka z tyranią nie była par excellence polityką.

Zupełnie bez echa przeszedł fakt, że w obronie autonomii Polski przeciw dalszemu jej ograniczaniu przez UE oprócz Konfederacji głosowało koło 20 członków klubu parlamentarnego PiS.

Po co wyliczam te przypadki? Po to żeby wskazać na gnębiącą nas chorobę łatwego rzucania ciężkich oskarżeń bardzo często pełnych moralnego oburzenia i odsądzania bliźnich od czci i wiary, w dodatku czynionych publicznie, natomiast bardzo mało jest w nich konkretów i dowodów; chwili refleksji co one mają dać dobrego i czy przypadkiem nie czynią nam, a przede wszystkim naszej wspólnej sprawie ogromnych szkód nie tylko wizerunkowych, ale przede wszystkim czy nie osłabiają ducha, chęci do działania, na rzecz masochistycznego pogrążania się w jałowej rozpaczy, czy w wygodnym egoizmie lepiej wiedzących obserwatorów spektaklu, czekających podświadomie na klęskę i okazję do powiedzenia: A nie mówiłem.

We wszystkich tych przypadkach powinniśmy reagować inaczej. Zastanowić się, co zrobić, żeby np. 300 polskich mężczyzn ubranych w mundury pojawiło się na Okęciu i dokonało tam podobnej demonstracji, co potępiani Chasydzi. Cieszyć się, że idące z nami dziewczyny być może same uniknęły kłopotów i zamiast tracić czas i pieniądze w sądach, będą mogły poświęcić go na lepienie i drukowanie plakatów, czy choćby bilet na demonstrację do innego miasta, bo zasoby mamy bardzo ograniczone.

Zamiast atakować kogoś za to, że ma maskę na szyi, docenić, że wziął na siebie zgłoszenie manifestacji, druk i kolportaż setek ulotek i że zrobił to skutecznie w bardzo ważnej, trudnej i niepopularnej społecznie sprawie.

Sprawdzić, czy ktoś w masce jest od razu naszym wielkim wrogiem, zanim się go zaatakuje. Nie krytykować „spacerów”, docenić, że dla wielu są one potrzebnym zastrzykiem endorfin, dla innych okazją dowiedzenia się, że w ogóle jesteśmy, a że jedne są mniej udane, inne bardziej? O tym trzeba debatować w gronie organizatorów, podsuwać pomysły. Być solidarnym z zatrzymanymi i szykanowanymi, ale pamiętać o ekonomii środków; dostanie mandatu czy bycie maltretowanym nie powinno być naszym celem, no, chyba że robimy transmisję na żywo i jest to medialnie dobrze przygotowane i zaplanowane.

A co do spacerów to bardzo dużo frajdy dały mi już kilka razy spacery kilkuosobowe wśród tak zwanych zwykłych ludzi, takich co to mają maski pod szyją, bo boją się mandatu. W sobotę krakowska leciwa tzw. baba sprzedająca obwarzanki z maską na szyi powitała nas z entuzjazmem a ostrzegana przed szczepieniem, z pewnym oburzeniem odpowiedziała, że nigdy nie da się zaszczepić, bo doskonale wie, że rządowi chodzi o to, żeby nas wymordować i nie wypłacać emerytur, nieruchoma mimka podniosła na nasz widok kciuk w górę, wywołując aplauz widzów, a na koniec dołączył do nas pewien młody człowiek, który po prostu powiedział, że chce z nami iść.

Jasne, były i sytuację inne – jakiś młody przemądrzalec z dzióbkiem próbował ironizować, nastolatki recytowały telebajki o tym, że przecież chirurdzy itp., itd.

Ale na tym świecie nigdy nie było i chyba nie będzie inaczej. Artur Schopenhauer w swoich niezrównanych „Aforyzmach o mądrości życia” napisał: „Ilekroć jakieś głupstwo, wypowiedziane publicznie lub w towarzystwie, bądź napisane w książce, spotka się z dobrym przyjęciem/…/ nie trzeba popadać w zwątpienie i sądzić, że sprawa skończona, lecz należy pocieszać się świadomością, że po jakimś czasie rzecz stopniowo się przypomni, ulegnie wyjaśnieniu, zostanie przemyślana, rozważona, omówiona i na koniec najczęściej spotka się z właściwą oceną, aż wreszcie po upływie czasu zależnie od stopnia trudności, niemal wszyscy zrozumieją to, co jasny umysł dostrzegł od razu. Tymczasem trzeba oczywiście uzbroić się w cierpliwość. Gdyż między ludźmi otumanionymi człowiek, który rozumuje słusznie, przypomina posiadacza dobrego zegarka w mieście, gdzie wszystkie zegary wieżowe idą źle. On jeden zna dobry czas, ale co mu to pomoże? Wszyscy stosują się do zegarów miejskich, wskazujących czas fałszywie, nawet ci, co wiedzą, że tylko jego zegar pokazuje dobry czas”.

I na koniec ten wielki Gdańszczanin dał jeszcze jedną radę: „Kto pragnie, by jego sąd znalazł wiarę, ten niech go wygłasza spokojnie i beznamiętnie”.

Choć czasem trzeba oczywiście dać się „ponieść emocjom”, a dokładniej takie wrażenie sprawić, ale należy to czynić w pełni świadomie i tylko wtedy, gdy jak mawiał pewien rewolucjonista z dawnych czasów, zapytany przed demonstracją o to, jak reagować na prowokacje: „Możecie dać się sprowokować, ale tylko wtedy, gdy jest to dla nas korzystne”.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 71 / (19) 2021

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: