Rozmowa

To jest wojna Rosji z Zachodem

Z Piotrem Plebaniakiem rozmawiamy o tym, kto z kim walczy na Ukrainie, co czytają Biden, Putin i Xi Jinping oraz dlaczego na wojnie percepcja jest wszystkim.

(Wywiad jest zredagowaną i uzupełnioną wersją podcastu Czy masz świadomość? pt. Sztuka wojny – filozofia i praktyka).

Rafał Górski: Dlaczego warto dzisiaj przeczytać książkę „Sun Zi i jego Sztuka wojny – filozofia i praktyka oddziaływania na bieg zdarzeń”?

Piotr Plebaniak: To jest podręcznik, który powstał w kompletnie innym środowisku kulturowym, które dla nas jest zupełnie obce. Jest magazynem, całym zbiorem wizji tego, jak wygląda najważniejsza interakcja międzyludzka, czyli prowadzenie wojen i konfliktów. To, że te wszystkie metafory, porównania czy myśli, wejrzenia, wglądy pochodzą z innej kultury, pozwala nam spojrzeć zupełnie nowym okiem na wszystkie konflikty i wszystkie reguły, jakie rządzą konfliktami. Czyli mamy zupełnie świeżą perspektywę na rzeczy, które pozornie mamy dobrze „oswojone”.

Co możemy w niej znaleźć?

Przy przekładzie traktatu korzystałem z kilkunastu źródeł lokalnych, tajwańskich. Tajwańczycy są kulturowo Chińczykami. Po 1949 roku, po przegranej wojnie domowej, bardzo wielu intelektualistów, generalnie cała śmietanka uciekająca przed komunistami schroniła się na Tajwanie i powstały tutaj bardzo wartościowe ośrodki akademickie. Skorzystałem z tego. Skorzystałem też ze wszystkich możliwych liczących się przekładów, bo tych przekładów na współczesny język chiński jest bardzo wiele.

Dlaczego?

Dlatego że Chińczycy współcześni rozumieją ten starożytny język chiński sprzed 2,5 tysiąca lat (kiedy to właśnie traktat „Sztuka wojny” powstał), jak my na przykład rozumiemy nasze traktaty z IX, X wieku, jakieś opowieści, kroniki… Na przykład kroniki z bitwy pod Grunwaldem. To jest coś, z czym mieliśmy kontakt w szkole podstawowej, a potem o tym zapomnieliśmy. Współcześni Chińczycy właśnie tak patrzą, oprócz oczywiście specjalistów, którzy te traktaty znają.

W „Sztuce wojny” są pewne wizje, które są absolutnie innowacyjne, w tym sensie, że pozwalają nam spojrzeć na konflikt i wojnę w sposób o wiele bardziej skuteczny, to znaczy taki, który jednocześnie pozwoli nam lepiej zrozumieć wojnę, ale pozwoli też lepiej zarządzać wszystkimi konfliktami, których jesteśmy częścią.

Czy lektura tej książki może nam pomóc zrozumieć wojnę na Ukrainie?

Niebezpośrednio i tylko w pewnym sensie. Najważniejszą koncepcją – żeby zrozumieć geopolityczne podłoże wojny na Ukrainie – jest pojęcie Mocy. To jest pojęcie, które przekładane jest błędnie, a najczęściej po prostu tłumacz nie dostrzega, że jest ono pojęciem kluczowym.

Czym jest Moc?

Moc to jest rodzaj siły, potencjału wydarzeń, prądów historycznych, trendów biegu rzeczy, nieuniknionych zdarzeń historii.

W języku polskim mamy jej przekład w języku ekonomii i marketingu – to jest pojęcie sił rynku, czegoś, czemu trudno się przeciwstawić, a czym sterują gracze prawdziwie władni. To są siły, które mimo naszych chęci kierują naszym zachowaniem. Są na tyle potężne, skonstruowane przez przypadek albo przez ludzi, którzy mają możność i władzę sterowania wszystkim, co się dzieje wokół nas na świecie. Ta moc jest „siłą konieczności”.

Jest taki świetny cytat z „Potopu” Henryka Sienkiewicza, właśnie o okolicznościach: „Czasem też i okoliczności umieją rozkazywać nie gorzej królów i marszałków”. To powiedział Zagłoba, mistrz forteli.

A jak ta moc była dotychczas tłumaczona?

To była „strategiczna siła wojskowa” albo po prostu „siła wojskowa”. Generalnie nic, co by należycie pozwalało spojrzeć na bardzo ważną chińską koncepcję kosmologiczną, z której wyewoluował też cały taoizm. Koncepcja ta w największym skrócie polega na tym, że cały świat jest w bezustannym ruchu i transformacji, tzn. tego ruchu nie trzeba inicjować aktem woli, nie trzeba dokładać żadnej siły, przykładać żadnej dźwigni do tego, żeby zmienić coś w świecie. Ten świat zmienia się sam. I zasadą skutecznego działania jest nie tyle przyłożenie siły do jakiegoś układu, czyli na przykład układu geopolitycznego, ile dostrojenie się do tego układu w ten sposób, że siła, jakiej użyjemy do korzystnej dla nas zmiany, będzie po prostu minimalna.

To jest koncepcja filozoficzna, która nazywa się „wuwei”, czyli inaczej filozofia niedziałania.

To jest bardzo błędne tłumaczenie, dlatego że nie chodzi tu o to, żeby nie działać, tylko o to, żeby zrozumieć sytuację, zrozumieć, jaka siła, w którym momencie przyłożona, odniesie największy skutek, znaleźć ten właściwy moment, zadziałać i osiągnąć skutek. Dla kogoś nieobeznanego z tą koncepcją rzeczywiście wygląda to na niedziałanie.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

I jaka lekcja z tego płynie?

Stąd w innych jakichś bardziej poetyckich chińskich dziełach filozoficznych sprzed trzech tysięcy lat (bo te teorie kosmologiczne powstawały przez całe stulecia i całe tysiąclecie) możemy powiedzieć, że dostajemy się do natury wszechświata. Dostajemy się do biegu rzeczy, czy też wyczuwamy funkcjonowanie jakichś prawideł, zdarzeń, które nas otaczają, porywają swoim prądem i to jest właśnie ta Moc, ta niepowstrzymana siła wydarzeń. To wszystko jest dla Chińczyków bardziej naturalne do pojmowania niż dla nas, dlatego że jest zgodne z całą kosmologią, rozumieniem wszechświata, które kształtowało się od tysiącleci i które oni mają mentalnie oswojone. A my musimy się tego uczyć na przekór naszej kulturze.

Przypomina mi się to, co mówił i pisał Clausewitz: „Żadna ludzka działalność nie styka się z przypadkiem tak często i tak ściśle, jak wojna. W ślad za przypadkiem ogromne miejsce na wojnie zajmuje niepewność, a wraz z nią szczęście”. Czy na tę moc składa się właśnie ten przypadek, niepewność i szczęście?

Jesteśmy bardzo blisko sedna, dlatego że obie cywilizacje – czyli zachodnia i wschodnia, konfucjańska i chrześcijańska – wypracowały różne podejścia do tego, żeby to szczęście przestało być szczęściem, a stało się jakimś uporządkowanym, przewidywalnym układem.

Proszę jaśniej.

Chodzi przede wszystkim o zbudowanie pewnego rodzaju przewidywalności zdarzeń – jeżeli rozumiemy jakieś logiki, prawidła geopolityki, wojen, prawidła natury ludzkiej, to jesteśmy w stanie przewidzieć, jak ktoś się zachowa w takiej, a nie innej sytuacji.

Jest takie świetne powiedzenie chińskie, które jest jednym z moich ulubionych – o Świętych Mężach, czyli ludziach, którzy dostroili się do prawideł natury. „Dao”, czyli „prawa świata” to jest coś, co rozumieją nieliczni. Po chińsku to jest „Dao”, to taoistyczne Dao, które wymawia się przez „D”. To jest też dawny „błąd” tłumaczy, czy też kwestia użycia tej transkrypcji fonetycznej, która była używana we wcześniejszych stuleciach, także w Polsce.

Proszę o jakiś przykład, który pozwoli zwiększyć liczbę rozumiejących.

Na przykład w „Sztuce wojny” ten Święty Mąż nazywany jest „Mistrzem Wojowania”. On wpierw stwarza warunki zwycięstwa (mówimy tu o kumulowaniu Mocy), czyli jakiś potencjał, który sprawia, że nagle jakieś wydarzenia są nieuchronne, muszą koniecznie zajść…

Ten, któremu jest przeznaczone zwycięstwo, wpierw stwarza warunki zwycięstwa, a potem dopiero szuka bitwy. Ten zaś, który nie ma zdolności, wpierw zaczyna toczyć bitwę albo wojnę, a potem dopiero szuka szczęścia, żeby tę bitwę lub wojnę wygrać. Nie przytoczyłem tego słowo w słowo, ale ten passus jest właśnie esencją tego całego traktatu.

W jakiej sytuacji są dziś Putin, Biden, Xi Jinping?

Oni toczą rozgrywkę, która wcześniej była prowadzona metodami – nawiązując do Clausewitza – polityki i gospodarki, wojny informacyjnej. Toczyli wojnę na narrację. Natomiast nie udało im się znaleźć przyszłego układu sił, który byłby satysfakcjonujący dla obu stron, no i konflikt zmienił się w konflikt otwarty, czyli wojnę.

Kto z kim toczy wojnę?

Wojna, która w tej chwili ma miejsce na Ukrainie, nie jest wojną między Ukrainą a Rosją, a jest wojną między Rosją a światem Zachodu.

Czyli mamy do czynienia ze zderzeniem cywilizacji, o którym pisał Huntington w „Zderzeniu cywilizacji”?

Nie tyle zderzenie cywilizacji, bo jest ona raczej bardzo bliska. Ta cywilizacja prawosławna, czy też rosyjska – zależnie jak kto to nazywa – czy Huntington, czy Kossecki, czy ktokolwiek inny… Natomiast jest tutaj kwestia walki o strefę wpływów. Wszystkie państwa byłego Związku Radzieckiego – czyli Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina, Białoruś itd. – to są strefy bezpośrednie, strefy buforowe w Rosji. Rosja musi pilnować tych miejsc po to, żeby upilnować swoich niezwykle długich i trudnych do upilnowania granic. Rosja musi pilnować granic, żeby zachować swoją tożsamość i siłę jako ośrodek geopolityczny. Na naszych oczach te państwa są wyłuskiwane spod kontroli Rosji – miało to miejsce z Gruzją w 2008 roku.

Teraz Ukraina przechodzi jakby do obszaru cywilizacji zachodniej. Nam udało się to zrobić w latach 90. bez wojny. Kluczowe jest jednak coś innego: bez Ukrainy Rosja przestaje być mocarstwem – i to jest stawką w tej wojnie.

I?

Z punktu widzenia cywilizacyjnego, jeśli chodzi o wyznawane wartości, czy związki gospodarcze, kulturowe itd… Przejście Ukrainy do świata zachodniego jest nieuniknionym kierunkiem, w którym siły psychohistorii pchają bieg wydarzeń. To jest ta siła, która jest nieuchronna, Moc. Gdyby nie było żadnej agresji ze strony Rosji, to Ukraina po prostu stałaby się częścią Zachodu, tak jak Polska stała się częścią Zachodu w roku 1989. Natomiast z punktu widzenia Rosji – czy też Putina, jak Pan powiedział, natomiast ja mówię z punktu widzenia Rosji – trwam przy tej swojej narracji, jest to po prostu utrata bardzo ważnego terytorium buforowego, a po drugie źródła surowców i źródła produktów półprzetworzonych.

Ukraina jest producentem pszenicy i jednym z najważniejszych na świecie producentów neonu (gaz szlachetny – przyp. red.), jest bardzo dużym dostawcą żelaza i różnych innych surowców. Przejście Ukrainy do świata zachodniego właśnie z tych względów jest absolutnie niemożliwe do zaakceptowania dla Rosji, stąd na początku odpowiedzi na Pana pytanie powiedziałem, że konflikt jest nieuchronny i stronom nie udało się osiągnąć zadowalającego nowego układu bez stosowania wojny.

Czy Putin i Biden czytali „Sztukę wojny”?

Biden teraz jakoś się trzyma, natomiast w czasie wycofywania się Amerykanów z Afganistanu we wrześniu 2021 roku był ewidentnie w bardzo poważnym stanie demencji starczej. Nie sądzę jednak, żeby miał jakąkolwiek władzę opracowywania strategii, tym bardziej że plany rozszerzenia NATO, wpływów Unii Europejskiej, czy też cywilizacji zachodniej bardziej na Wschód, bardziej w kierunku Rosji powstawały i zaczęto je realizować jeszcze za czasów kadencji Donalda Trumpa.

Nam się wydaje, że politycy mają kadencję czteroletnią, potem reelekcję i kolejne cztery lata, że to jest za krótka perspektywa, żeby robić plany, ale zapominamy o jednej rzeczy – ja uważam, że Putin zapomniał o tej jednej rzeczy. On sam jest charyzmatycznym przywódcą, który dzierży władzę przez długi czas. W związku z tym moim zdaniem popełnił błąd.

Uznał, że w ten sam sposób władza funkcjonuje na Zachodzie, że władza to jest człowiek – starzec w zaawansowanej demencji, jak Breżniew. Natomiast władza na Zachodzie w społeczeństwach demokratycznych, tak świetnie zinstytucjonalizowanych, jak Stany Zjednoczone, to jest cała instytucja, cała machina, która jest niezależna od tych kadencji politycznych, które się zmieniają pod wpływem wahań nastrojów wyborczych.

Plan rozszerzania NATO na wschód zaczął się dużo wcześniej niż za Trumpa.

Potwierdzam, dokładnie tak było… Nie pamiętam nazwiska osoby, która to mówiła, natomiast jeden z oficjeli NATO na konferencji w Bukareszcie w 2008 roku powiedział wprost, że celem NATO jest rozszerzenie Sojuszu na państwa dookoła Związku Sowieckiego.

A czy Putin czytał „Sztukę wojny”?

Z całą pewnością czytał. Jestem pewien, że obydwaj wyciągnęli bardzo wiele nauki.

Mała dygresja. Całe przedsięwzięcie w postaci nauki i metody naukowej to jest zorganizowany zdrowy rozsądek, więc gdyby przenieść to spostrzeżenie na sztukę prowadzenia wojen, to cała sztuka wojenna – zdaje się, że powiedział to Clausewitz – to nic innego jak zorganizowany zdrowy rozsądek.

Czy Xi Jinping czytał „O wojnie” Clausewitza?

Tak – oczywiście zgaduję. Elity chińskie są niezwykle dobrze rozeznane w literaturze europejskiej, w zachodnich systemach myślowych. Z całą pewnością w czasie swojej edukacji, w trakcie narad dostawał raporty, skróty, streszczenia z wszystkich traktatów wojennych, które powstały na Zachodzie, a które pozwoliłyby mu zrozumieć nasz zachodni sposób myślenia.

„Jeśli służby dobrze realizują swoją pracę, wojny są niepotrzebne” powiedział pułkownik Włodzimierz Sokołowski, który jest szerzej znany czytelnikom jako Vincent Seversky. Czy wojna na Ukrainie oznacza, że służby spartaczyły swoją robotę?

O ile będę bronił tej sentencji, którą uważam za niezwykle celną, to tutaj jednak decydują siły psychohistorii. One decydują, że konflikt interesów jest po prostu nieuchronny. Albo Zachód będzie kontrolował Ukrainę i czerpał profity i zasoby z Ukrainy, albo Rosja, która będzie miała Krym jako bazę morską, dającą możliwość manewru na całe Morze Czarne. I surowce, które na tę chwilę są wytwarzane na terytorium Ukrainy… To jest po prostu nie do pogodzenia, to jest konflikt, który jest kompletnie nieuchronny, niezależnie od świętej prawdy, jaką Seversky wypowiedział tą sentencją.

Niezależnie od tego, jak byśmy zaklinali rzeczywistość, wymawiając zaklęcie „win-win”?

Nie da się, w tym przypadku nie.

„Percepcja jest wszystkim” – to motto książki „Sun Zi i jego Sztuka wojny”. Czym jest percepcja i dlaczego ona jest tak ważna?

Percepcja to jest cały strumień danych, który wpada do naszego umysłu poprzez wszystkie nasze zmysły.

Natomiast czym jesteśmy my? Jesteśmy organizmami biologicznymi, które walczą o przetrwanie, ale w szerszym sensie jesteśmy homeostatami. Lem z lubością odnosił się do pojęcia homeostatu. Homeostat to system, czy też bardziej szczegółowo organizm, którego naczelnym instynktem jest przetrwanie. Czyli takie zmodyfikowanie swoich własnych parametrów i parametrów środowiska, żeby były dla tego przetrwania optymalne. My jesteśmy takim homeostatem, który przyjmuje przez wszystkie zmysły dane zmysłowe, czyli wiedzę o tym, co się dzieje wokół nas.

I co z tego wynika?

Musimy przetworzyć te informacje na tak zwane „actable information”, czyli informacje, na podstawie których można działać i realizować swoje cele. Mówi o tym cały model podejmowania decyzji, który nazywa się „OODA”, czyli „Obserwacja, Orientacja, Decyzja, Akcja”.

Ten model został stworzony przez amerykańskiego pilota Johna Boyda, który był asem lotnictwa w czasie wojny koreańskiej w latach 50. On starał się zrozumieć, dlaczego amerykańscy piloci są lepsi, w jaki sposób lepsze wyszkolenie wpływa konkretnie na to, że są lepsi, szybsi i odnotowują więcej zestrzeleń, niż piloci przeciwnej strony. Okazało się, że zastosowanie właśnie tego modelu podejmowania decyzji, czyli „OODA” pozwala po prostu lepiej uporządkować sobie w głowie cały obraz sytuacji, jaki mamy. Rozumiejąc, na jakiej zasadzie działa percepcja, czyli pobieranie danych z otoczenia do tego, żeby podjąć decyzję, zrealizować i też wytworzyć w głowie różne warianty jakichś przyszłych stanów rzeczy.

Bo przewidywanie przyszłości to jest absolutna podstawa, jeśli chodzi o podejmowanie jakichkolwiek decyzji.

No i w rezultacie ci piloci, a jednocześnie użytkownicy tego modelu podejmowania decyzji „OODA” są po prostu wydajniejsi i szybsi, są w stanie podjąć więcej działań skutecznych, lepiej prowadzących do wyznaczonych celów.

Czy każdy z nas może to wykorzystać?

W całej książce są już nie dziesiątki, a nawet setki przykładów, w jaki sposób zdolność modelowania przyszłości jest w stanie zapewnić zwycięstwo, czy przewagę w pozyskiwaniu danych, czyli w percepcji. Zapewnić to, że ktoś podejmujący decyzje widzi większą możliwość działania. W tym sensie, że jest w stanie stwierdzić, że niektóre ograniczenia są tak naprawdę fałszywe i są wynikiem na przykład jakichś kulturowych przeszkód, które nam przeszkadzają w tym, żeby użyć działania takiego, jakie jest konieczne, a nie takiego, jakie zabrania nam np. tabu.

Jakiś przykład?

Na przykład niechęć do zabijania – to jest przykład może nie do końca oczywisty. Niechęć do zabijania jest głęboko uwarunkowana w naszej budowie genetycznej. W związku z tym po to, żeby żołnierza zmusić do zabijania, armie świata, generalnie dopiero od II wojny światowej realizują tak zwane „treningi morderców”. To jest w cudzysłowie, troszeczkę żartobliwie, chociaż w praktyce jest to bardzo poważne. Polega to na tym, że tworzy się specjalne szkolenia mające przełamać fizjologicznie uwarunkowaną niechęć do zadawania bólu, ran, czy też śmierci osobnikom tego samego gatunku, czyli ludziom.

Na przykład żołnierz amerykański ma wprowadzony nie odruch „przeciwnik – zabij”, bo wtedy mamy do czynienia z tą mentalną koniecznością podjęcia decyzji o zabiciu innej istoty ludzkiej. Ale odruch „jest niebezpieczeństwo – zlikwiduj niebezpieczeństwo”. Czyli wyjmuje się ten czynnik ludzki z procesu decyzyjnego.

W ten sposób właśnie percepcja daje tę przewagę. Jeżeli dostrzegamy świat wokół nas nie tak, że jest człowiek, który jest taki jak my i musimy go zabić, żeby osiągnąć nasze cele – i tutaj może zagrać na przykład litość, przeciwnik może uklęknąć, podnieść ręce do góry, z tyłu ma jeszcze nóż schowany – natomiast zamiast tego mamy odruch, który zapewnia nam to, że nie damy się nabrać na tego typu fortel ostatniej szansy tej osoby, którą mamy na muszce.

Wspomniał Pan wcześniej o Lemie. W lipcu 2019 roku armia francuska powołała do życia zespół ekspercki składający się z pisarzy fantastyki naukowej. Po co?

Trafił Pan w dziesiątkę – chodzi o to, że pasją życiową pisarzy fantastycznonaukowych jest wymyślanie różnych wariantów scenariuszy, które są na co dzień bardzo trudne do pomyślenia. Zwykli ludzie, nieprzetrenowani w fantazjowaniu o wszystkich możliwych rzeczach, nie zastanawiają się, albo na przykład nie uwzględniają wszystkich czynników, albo nie są tak bardzo oczytani, jak pisarze science fiction.

I co z tego wynika dla prezydenta Francji i armii francuskiej?

Francuzi zatrudnili do pracy koncepcyjnej najbardziej kompetentnych ludzi, którzy są dostępni. Isaak Asimov, amerykański pisarz science fiction napisał książkę „Fundacja”. To opowieść o fikcyjnej nauce, której aparat matematyczny pozwala przewidywać losy i sterować losami społeczeństw.

W powieści wielkie imperium galaktyczne chyli się ku upadkowi. Główny bohater, matematyk, wymyśla „psychohistorię”, czyli socjotechnikę. Oficjalna wersja głosi, że chce on przewidzieć przyszłe zdarzenia po to, żeby ludzkość zaznała jak najmniej cierpienia w trakcie upadku imperium. Natomiast prawda jest taka, że głębokim celem powstania fundacji psychohistoryków, czyli naukowców zajmujących się przewidywaniem, była zmiana przyszłości. Oddziaływanie na tę przyszłość, wymodelowanie nowej wersji, zaplanowanie określonej procedury i zrealizowanie jej – oczywiście poza strukturami władzy imperium.

Czym są siły psychohistorii? Proszę o przykłady z życia tu i teraz.

To jest ta Moc znana z traktatu Sun Zi, ale w odniesieniu do zdarzeń geopolitycznych, czyli do tych zdarzeń, które muszą zajść, dlatego że nie ma innego wyjścia, że na przykład istnieje niemożliwy do pogodzenia konflikt interesów, jaki jest między Rosją a światem Zachodu.

Mogę tutaj zacytować słowa amerykańskiego fizyka Michio Kaku, które są mottem mojej książki „Siły psychohistorii. Zrozumieć wczoraj, by zawładnąć jutrem”, która ukaże się w maju 2022 roku. Jego słowa traktują o mocy w geopolityce czy sile wydarzeń, która jest niepowstrzymana przez zwykłe jednostki, czy przez przywódców mocarstw.

Kaku mówi: „Głównym składnikiem inteligencji jest zdolność przewidywania przyszłości, zdolność modelowania dziś, aby zobaczyć jutro. Wysokiego poziomu inteligencji wymaga zdolność rozumienia praw natury, praw natury ludzkiej. Jaki jest najbardziej prawdopodobny rezultat przyszłych zdarzeń”.

To jest to, czym zajmują się wojskowi, geopolitycy, my, codziennie w naszym życiu zmagając się w firmie z jakimś konkurentem, czy w życiu prywatnym z jakimś człowiekiem, który nam nie do końca dobrze życzy… Cytując dalej: „Jeśli obcy (Kaku opowiada o kontakcie z pozaziemską cywilizacją) są inteligentniejsi od nas, będą widzieć przyszłość lepiej niż my, będą widzieć rezultaty, których my nie zobaczymy”.

Tu właśnie mówię o rozmaitości możliwych modeli świata, w których pisarze science fiction mają zawsze tę naturalną przewagę nad zwykłym człowiekiem, który jest ograniczony do powieści historycznych albo generalnie przeszłych wydarzeń. Czyli jest w stanie przez historyczne analogie spróbować odgadnąć, co się stanie. Natomiast autorzy fantastyki naukowej mają większą swobodę wyobraźni.

Czytając dalej: „Będą widzieć rezultaty, których my nie zobaczymy, będą modelować scenariusze, które nam się nawet nie przyśnią, będą mogli nas przechytrzyć za każdym razem”.

W książce „Sun Zi i jego Sztuka wojny” przypomina Pan motto amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej. Dlaczego?

„Poznajcie prawdę, a prawda was wyzwoli”. CIA wzięła te słowa z Nowego Testamentu. Należy przyjąć słowo Jezusa, czy też wiarę, narrację – mówiąc językiem współczesnej wojskowości – i wtedy ta prawda pozwoli człowiekowi spojrzeć na świat zupełnie inaczej.

CIA teoretycznie zbiera informacje, natomiast jak wiemy z filmów sensacyjnych i zupełnie prawdziwych relacji, agencja jest instrumentem pozyskiwania świadomości sytuacyjnej, czyli pobierania danych zmysłowych z tego, co się dzieje na świecie, a następnie zastosowania tej wiedzy do tego, żeby na te wydarzenia wpłynąć, czyli tak nimi wysterować, żeby były one zgodne z racją stanu Stanów Zjednoczonych.

A co dziś jest zgodne z polską racją stanu? Jak powinniśmy o nią dbać?

Jesteśmy państwem buforowym. Logiką przetrwania takich państw jest balansowanie tak, aby zapewnić sobie przetrwanie. Polska położona jest w absolutnie kluczowym miejscu dla rozgrywki między Stanami Zjednoczonymi a trójką sojuszników, którzy chcą z siebie zrzucić wszechwładny wpływ Amerykanów: Niemiec, Rosji i Chin.

Na dziś, na koniec kwietnia 2022 roku, Stany Zjednoczone wygrywają: rozbiły zupełnie geopolityczne plany Niemiec, chcących dominować w Europie za pomocą surowców energetycznych kupowanych od Rosji. Z jednej strony jesteśmy wprzęgnięci w system gospodarki Unii Europejskiej i Niemiec jako podwykonawcy. Z drugiej strony Stany Zjednoczone, jeśli ustanowią w Polsce swoją obecność choćby za pomocą kontroli nad Centralnym Portem Komunikacyjnym, nabędą możliwość szachowania wszelkiej współpracy gospodarczej między Niemcami po jednej stronie Polski, a Rosją i Chinami po drugiej.

Trudno nam będzie zdobyć zdolność do samostanowienia geopolitycznego w tak wyglądającej rywalizacji wielkich potęg, które manewrują w wielkiej grze o kontrolę nad całym światem.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 120 / (16) 2022

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Polityka # Świat

Być może zainteresują Cię również:

Dbać o wspólne dobro

Rafał Górski

Służbę publiczną rozpocząłem w Łodzi w 1995 r. Zaangażowałem się w działalność kilku stowarzyszeń i grup nieformalnych. W Studenckim Radio „Żak” Politechniki Łódzkiej – tym, w którym zaczynał…