Felieton

Ustawa Kamilkowa. Nowa era bezpieczeństwa

Dzieci
Photo by Austin Pacheco on Unsplash

Justyna Łobodzińska

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 249 / (41) 2024

Duchowym patronem radzieckich pionierów – frakcji aktywnych politycznie i społecznie dzieci – był Pawka Morozow. Chłopiec, który doniósł na własnego dziadka. Szczegóły historii się zmieniały, ale oś legendy stanowiło wypracowanie szkolne, w którym Pawka zapytany o najbliższe plany przyznał się, że dziadek będzie palił zboże. Władza radziecka była sprawiedliwa. Albo nie miałeś nic, albo byłeś kułakiem. W tej drugiej wersji zabierano Ci wszystko, lecz jeżeli miałeś mało, to coś tam Ci zostawiano. Celowe niszczenie plonów było karane śmiercią, niemniej jednak kalkulacja zysków i strat była dość logiczna i pewnie nawet dziecko nie czuło, że popełniane jest przestępstwo.

Za swoją niedyskrecję mały donosiciel został śmiertelnie pobity przez ojca, a następnie wyniesiony na partyjne ołtarze jako idealny przykład jednostki, która dobro kraju postawiła przed dobrem własnej rodziny. Wiem o tym dobrze, bo w latach 80. dwukrotnie byłam w pionierskim obozie na Krymie, gdzie o tym nam przypominano. Sytuacja mitologizowania dziecięcej ofiary nie jest miejską legendą minionych czasów, lecz realnym wycinkiem przeszłości. Pionierski storytelling snuł się wokół rozważań, czy bez krzywdy Pawki dostrzegliśbyśmy słuszną drogę?

Świadomi praw i obowiązków

Miałam ostatnio zebranie w szkole. Większość rodziców za zebraniami nie przepada. W pierwszych klasach zdarzają się przypadki, że na wywiadówki przychodzi i mama, i tata, ale później jest przysłowiowe losowanie zapałek, kto będzie mniej zajęty w poniedziałek o osiemnastej. Te wrześniowe spotkania w szkole są dodatkowo stresujące, bo zawsze jest wybieranie trójki klasowej i szczerze uważam, że powinna to być funkcja dobrze opłacana. 

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Do szkoły wlewał się więc ten tłum rodziców, którzy od razu byli kierowani na aulę. Weszły nowe zasady oceniania, podarowano nam zakres zadań domowych, wynikły nowe procedury klasyfikacyjne i szkoła chciała nam to przekazać, zresztą bardzo słusznie, zbiorowo. 

Po krótkim wstępie mikrofon przejął człowiek z fundacji pomocy dzieciom, który miał nas zapoznać z nowymi przepisami mających chronić dzieci. Też się z tym zgadzamy. Lubię myśleć, że mieszkam w miejscu, gdzie otaczają mnie mądrzy rodzice, wspaniali pedagodzy i mądre dzieciaki. Tak czuję moją społeczną i środowiskową bańkę. 

Tylko, że z tej prelekcji zrobił się godzinny stand-up okraszony mrocznymi historiami z niebieskiej linii oraz ośrodków pomocy. Makabrycznych historii mających wywołać efekt szoku jak przy podcaście kryminalnym. Przypadków z rodzin, gdzie zło zagnieździło się w sposób, którego nikt się nie spodziewał!

Siedzieliśmy sztywni, poirytowani, a czas leciał. To nie jest tak, że my nie wierzymy w te historie lub uważamy je za celowo podkoloryzowane, lecz każdy ma swoje własne piekło i dramaty.

Tuż obok mnie siedziała mama kolegi mojego syna, która na whatsupowej pielęgniarskiej grupie omawiała jakąś ranę, z drugiej strony miałam babkę, która mruknęła, że przyjechała prosto z pracy i myślała, że pójdzie szybko.

Bo ludzie nie lubią być pouczani. Żaden rodzic nie chce porad, jak ma wychowywać swoje dziecko i jeśli czujesz się dobrym rodzicem, a ktoś Ci mówi o zaniedbaniach i posądza Cię o brak wiedzy o dziecku, to nawet jeśli tak jest, nie chcesz tego słuchać. Efekt jest dokładnie odwrotny. Pojawia się brak wiary w słuszność działań edukacyjnych, chęć szukania innych sposobów nauczania (boom na edukację domową), czy prozaiczne odliczanie do końca edukacji: „Uff, znowu coś wymyślili! Na szczęście jesteśmy już w ósmej klasie”. Jeden ojciec wychodząc z auli mruknął: „Nie zdziwcie się, że wygra Konfederacja”, bo chociaż cel jest szczytny to metody edukowania i uświadomienia rodziców są niepoważne.

Królestwo segregatorów

Narasta papierkologia. Nauczyciele są zobowiązani do dostarczania dowodu niekaralności co roku.

Tak jakby tylko czyhali, aż raz złożą i nareszcie będą mogli popełniać przewinienia. Lada moment instruktor pływania będzie musiał mieć takie zaświadczenie, lub dostawca obiadów na szkolną stołówkę. Znam szkołę gdzie pedagog i terapeuta zaczął rok szkolny z korporacyjną wizją, że oto, w tym roku, założy dziesięć niebieskich kart. To będzie dopiero wynik, którym można się pochwalić! Godny pochwały przez lokalnego szefa placówek oświatowych. Nikt nie zostanie pominięty czy przeoczony i wyłapiemy każde przewinienie! Może czasem trzeba będzie naciągnąć interpretację, ale rezultaty są tego warte! Ba, wiem z jakim zapałem wyszukiwane były przypadki nadużycia alkoholowego rodziców. Bo dzieci, gdy ufają, mówią wszystko. 

Idąc tym tropem panie w przedszkolach, do których zresztą żywię nieskończoną wdzięczność, że im się chce, powinnny chyba podpisywać klauzulę poufności? Gdyż osiągamy powoli stan, że najbezpieczniej wszystko utajniać, przyklepywać, bo dulszczyzna jest najbezpieczniejsza. 

Rozwinęła się funkcja kuratora do spraw nieletnich, który coraz częściej jest wykorzystywany przy rozwodach, by skontrolować byłego partnera jak wypełnia swoje rodzicielskie obowiązki. Telefon z sądu jest kwadrans przed przyjazdem urzędnika, który pyta o narkotyki, alkohol i życie osobiste. Te pytania padają przy dzieciach obecnych w domu. Nierzadko równolegle przeprowadzane jest sąsiedzkie śledztwo, bo postraszenie odebraniem praw rodzicielskich to potężny argument w negocjacjach o podziale majątku. 

Między troska a presją

Bycie rodzicem stało się trudną dyscypliną, gdzie można łatwo być posądzonym o popełnienie zaniedbania. 

Wydaje mi się, że jako kraj, w metodach wychowawczych pozycjonujemy się między innymi krajami Europy Północnej. Pamiętam mój pobyt w Madrycie wiele lat temu, gdzie najbardziej szokowała mnie beztroska opiekunek grup dziecięcych. Pamiętam hałas jaki narobiła grupa ośmiolatków, biegnąca na stacji metra do pociągu. Na przodzie biegły dwie opiekunki, które pierwsze wbiegły do wagonu i krzyknęły: „Czy wszyscy zdążyli?”. Szok. Nie mogło mi się to w głowie pomieścić. Nikt nie zamykał peletonu! Nikt! Żaden dorosły! A gdyby któreś nie zdążyło, albo się przewróciło? U nas, taka sytuacja, już te dwadzieścia lat temu, była nie do pomyślenia. 

Dobro dziecka, uwrażliwienie na jego potrzeby, rodzicielska i pedagogiczna empatia to nasz standard. Dzieci są błogosławieństwem, a rodzic jest, pożądanym ekonomicznie i gospodarczo, konsumpcyjnym odkurzaczem, bo jego głównym celem jest realizacja potrzeb dziecka. Tacy jesteśmy już od dawna. Jesteśmy solidnymi i troskliwymi rodzicami. 

Granice prawnej ochrony

Sama nowelizacja przepisów dotyczących dzieci jest ważna. Ustawa była potrzebna i straszne, że, by powstała, musiała się wydarzyć niewyobrażalna zbrodnia. Ustawa zmienia przepisy dotyczące wysłuchania dziecka i nakłada nowe obowiązki na sądy tworząc możliwość nadawania dzieciom własnego reprezentanta prawnego.

Zapis tworzy procedury interwencji, gwarantuje zachowanie poufności, zahacza o temat bezpiecznego korzystania z Internetu i gwarantuje wsparcie dla ofiar. Określa zasady bezpiecznych relacji i aktualizuje podstawy prawne. Daje podstawy do uruchomienia specjalnych kanałów i narzędzi pomocowych. 

Procedura Serious Case Review jest perfekcyjną bronią przeciwko znieczulicy, aczkolwiek od razu zaznaczę, że znani mi pracownicy placówek opieki społecznej to ludzie zaangażowani i bezinteresowni. Jeśli jednak gdzieś ostali się ludzie, którzy nie powinni tego zawodu wykonywać, dzięki takiej ustawie, w przypadku urzędowego zaniedbania będzie rozpatrywane, dlaczego nikt nie zareagował i jak zapobiec tragicznym wydarzeniem w przyszłości. 

Problemem są natomiast nadgorliwi interpretatorzy, którzy czują się upoważnieni do traktowania rodziców jako domyślnie winnych. W filmie Luca Bessona „Dogman” pada bardzo ciekawe zdanie. Wypowiada je cyniczny, ale budzący sympatię widza, bohater: „W świecie zwierząt jednostka słaba i bezbronna ginie. W świecie ludzi jest na odwrót. Słaba jednostka zawsze przetrwa”. Nie do końca tak jest, natomiast mam bardzo mieszane uczucia z czynienia z dziecięcych ofiar ikon. Krzywda dziecka jest czymś, co bardzo nas porusza, ale posługiwanie się nimi jest dyskusyjne. Tworzenie z nich nośników idei i wykorzystywanie jako męczenników wydaje mi się złe. Po prostu, zwyczajnie, złe.

Temat przemocy jest mocny i ciężki, więc by rozładować ten emocjonalny balast, wrócę jeszcze do spotkania rodziców ze specjalistą od przemocy. Punktem kulminacyjnym prelekcji było rzucone w tłum rodziców pytanie: „Jest Pan dobrze zbudowany, proszę by Pan odłożył telefon, Pan mnie ignoruje, a ja zamiast zmienić komunikat, uderzam Pana. Jak Państwo myślą, co może się stać?”. Któryś rodzic z sali rzucił: „Może mu się spodobać?”. Sala się zaśmiała, prowadzący się zaczerwienił i zadał kolejne pytanie: „Inna sytuacja. Wiemy, że prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu jest karalne. Nie grozi mi to. Dlaczego?”. I ten sam rodzic wykrzyknął: „Bo nie ma Pan samochodu?”.

Śmieszne i straszne, lecz nacisk wywołuje różne reakcje i bagatelizowanie jest jedną z nich. Radykalizm prowadzi do rewolucji, a ta do odrzucania wszystkiego, co było wcześniej. 

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 249 / (41) 2024

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Polityka # Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: