Książka

Adam Alter: Uzależnienia 2.0

okładka książki Adam Alter Uzależnienia 2.0
Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 143 / (39) 2022

Autor książki, szuka odpowiedzi na pytanie: Dlaczego tak trudno oprzeć się nowym technologiom? Pokazuje mechanizmy uzależnienia i podejście tych, którzy nas karmią coraz nowszymi elektronicznymi zabawkami.

Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.

Prolog
Nigdy nie ćpaj własnego towaru

Kiedy w styczniu 2010 roku Steve Jobs pokazał światu pierwszego iPada, powiedział między innymi:
„To urządzenie o nadzwyczajnych możliwościach (…). Oferuje najlepszy sposób przeglądania sieci; o niebo lepszy niż laptop czy smartfon (…). To niewiarygodne doświadczenie (…). Doskonale sprawdza się w przypadku odbierania poczty; pisać na nim to czysta przyjemność.”

Przez dziewięćdziesiąt minut Jobs wyjaśniał, dlaczego iPad to najlepszy sposób na przeglądanie zdjęć, rewelacyjne urządzenie do słuchania muzyki i do gier, najlepsza pomoc edukacyjna dzięki iTunes U, jak doskonale nadaje się do korzystania z Facebooka i z tysięcy aplikacji. Nie miał wątpliwości, że każdy powinien mieć iPada.
A mimo to nie pozwalał go używać swoim dzieciom.

Pod koniec tego samego roku w wywiadzie dla “New York Timesa” Jobs powiedział Nickowi Biltonowi, że jego dzieci nigdy dotąd nie korzystały z iPada. „W naszym domu ograniczamy dzieciom dostęp do nowoczesnej techniki”. Bilton dowiedział się, że inni najwięksi twórcy nowoczesnych technik komunikacji narzucili podobne ograniczenia swoim dzieciom. Chris Anderson, były redaktor naczelny miesięcznika „Wired”, poświęconego tym technologiom oraz ich wpływowi na nasze życie, także wprowadził w swoim domu ścisłe ograniczenia czasowe dotyczące używania każdego urządzenia wykorzystującego nowe techniki komunikacji: „ponieważ na własne oczy widzieliśmy wynikające z nich niebezpieczeństwa”. Pięcioro jego dzieci nie miało prawa korzystać z żadnego urządzenia z ekranem w swoim pokoju.

Evan Williams, założyciel Bloggera, Twittera i Medium, kupił swoim dwom małym synom setki książek, ale nie zamierzał dać im do ręki iPada. Również Lesley Gold, założycielka firmy zajmującej się analizą rynku nowoczesnych technik komunikacji, wprowadziła dla swoich dzieci bezwzględny zakaz korzystania w dni powszednie z wszelkich urządzeń z ekranami i złagodziła go dopiero, gdy musiały używać komputera przy odrabianiu lekcji.

Walter Isaacson, który podczas pisania biografii Steve’a Jobsa spędzał czas z jego rodziną, opowiadał Biltonowi, że „nikt nigdy nie trzymał u nich w ręku iPada ani nie siedział przed komputerem. Nic nie wskazywało na to, żeby jego dzieci były uzależnione od komputerów, komórek czy tabletów”. Ktoś mógłby powiedzieć, że wszyscy ci ludzie produkujący urządzenia wykorzystywane w nowoczesnej komunikacji trzymali się żelaznej zasady handlarzy narkotyków: „nigdy nie ćpaj własnego towaru”.

To intrygujące. Dlaczego ci, którzy w świetle reflektorów są największymi technokratami, przemieniają się w domowym zaciszu w największych technofobów? Czy możemy wyobrazić sobie, ile byłoby krzyku, gdyby okazało się, że uznani przywódcy religijni zabraniają swoim dzieciom praktykować religię? Wielu ekspertów, zarówno ze świata nowoczesnych technik komunikacji, jak i spoza tego kręgu, ma w tej kwestii podobne do mojego zdanie. Kilku projektantów gier komputerowych powiedziało mi, że unikają gier uważanych powszechnie za uzależniające, takich jak World of Warcraft. W przekonaniu pewnej terapeutki leczącej osoby uzależnione od ćwiczeń fizycznych wszelkiego rodzaju opaski elektroniczne monitorujące naszą aktywność fizyczną to niebezpieczne urządzenia – „najgłupsza rzecz na świecie” – i ona sama nigdy by czegoś takiego nie kupiła. Z kolei założycielka ośrodka leczenia uzależnienia od internetu powiedziała mi, że korzysta wyłącznie z gadżetów, które są na rynku od co najmniej trzech lat. Zawsze ma wyłączony dzwonek w komórce i świadomie „odkłada ją” w różnych miejscach, żeby uniknąć pokusy sprawdzania poczty. (Próbowałem się z nią skontaktować bezskutecznie przez dwa miesiące drogą mailową i ostatecznie udało mi się to dopiero, gdy odebrała telefon stacjonarny w swoim biurze). Jej ulubiona gra komputerowa to Myst, która ukazała się w 1993 roku, gdy komputery były jeszcze zbyt wolne, by poradzić sobie z zaawansowaną grafiką. A poza tym, jak mi powiedziała, sięgała po tę grę tylko dlatego, że co pół godziny jej komputer zawieszał się na amen i trzeba było czekać całe wieki, nim znowu się uruchomił.

Greg Hochmuth, jeden z twórców Instagrama, uświadomił sobie w pewnym momencie, że buduje maszynę do uzależnień. „Zawsze jest jakiś hashtag, na który można kliknąć” – mówi Hochmuth. „A potem serwis zaczyna żyć swoim własnym życiem, jak organizm i ludzie popadają w obsesję”.

Instagram, podobnie jak wiele innych serwisów społecznościowych, to studnia bez dna. Facebook bez końca przesyła na nasze konto nowe treści; Netflix automatycznie przechodzi do kolejnego odcinka w danej serii filmów; Tinder zachęca nas do tego, byśmy bezustannie przesuwali kciukiem w prawo lub w lewo w poszukiwaniu jeszcze lepszego kandydata lub kandydatki na randkę. Użytkownicy czerpią korzyść z wszystkich tych aplikacji i stron internetowych, ale jednocześnie zmagają się pokusą, by ich nie nadużywać. Jak wyjaśnia to Tristan Harris, zajmujący się etycznym wymiarem projektowania aplikacji i stron internetowych, problem nie polega na tym, że ludziom brak silnej woli, ale na tym, że „po drugiej stronie ekranu jest armia ludzi, którym płacą za to, żeby złamać wszystkie ograniczenia, które sami sobie narzucamy”.

Wszyscy ci eksperci w dziedzinie nowoczesnych form komunikacji i rozrywki mają słuszne powody do niepokoju, ponieważ udostępniając niewyobrażalne wcześniej w tym względzie możliwości, odsłonili przed nami dwie rzeczy. Po pierwsze, że nasze dotychczasowe rozumienie zjawiska uzależnienia jest zbyt wąskie. Uzależnienie kojarzymy najczęściej ze skłonnościami niektórych osób, które klasyfikujemy jako uzależnione. Narkomani pomieszkujący w jakichś ruderach. Nałogowi palacze. Lekomani łykający ciągle jakieś pigułki. Kategoryzowanie ich za pomocą odrębnych terminów sugeruje, że są inni niż reszta ludzkości. Owszem, któregoś dnia może uda im się wyrwać ze szponów nałogu, ale na razie pozostają zaszufladkowani w swoich kategoriach.

Tymczasem okazuje się, że uzależnienie to przede wszystkim skutek oddziaływania otoczenia i okoliczności. Doskonale wiedział o tym Steve Jobs.

Nie dopuszczał swoich dzieci do iPada, ponieważ nawet jeśli ich dostatnie i szczęśliwe dzieciństwo wykluczało prawdopodobieństwo tego, że sięgną po narkotyki, zdawał sobie sprawę, że są podatne na uroki iPada. Jobs i jemu podobni są świadomi tego, że urządzenia, które reklamują – i które są zaprojektowane w taki sposób, by nie można się im było oprzeć – mogą usidlić każdego. Nie da się zakreślić wyraźnej granicy między tymi, którzy są od nich uzależnieni, a resztą populacji. Od tego, by się uzależnić, dzieli każdego i każdą z nas tylko jedno urządzenie lub doświadczenie.

Rozmówcy Biltona doszli także do wniosku, że środowisko ery cyfrowej sprzyja uzależnieniom bardziej niż jakiekolwiek inne środowisko w całej historii ludzkości. W latach sześćdziesiątych dwudziestego stulecia w wodzie znajdowało się niewiele haczyków: papierosy, alkohol i narkotyki; te ostatnie niedrogie i w zasadzie niedostępne. W drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku w wodzie jest ich mnóstwo: haczyki Facebooka, Instagrama, pornografii internetowej, poczty elektronicznej, zakupów w sieci; można wymieniać bez końca. Lista jest długa – znacznie dłuższa niż jakikolwiek zbiór potencjalnych uzależnień w historii ludzkości, a my dopiero poznajemy moc tych haczyków.

Rozmówcy Biltona są tak czujni, ponieważ wiedzą, że tworzą formy komunikacji i rozrywki, którym nie sposób się oprzeć. W porównaniu z topornymi formami komunikacji i rozrywki lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia i pierwszej dekady naszego wieku te współczesne wydają się o wiele bardziej efektywne i uzależniające. Setki milionów osób dzielą się w czasie rzeczywistym szczegółami ze swego życia na Instagramie, a inni oceniają ich życie równie szybko w formie komentarzy i lajków. Piosenki, które dawniej trzeba było ściągać przez godzinę, teraz dostępne są po kilku sekundach, co sprawia, że zniknęła konieczność oczekiwania zniechęcająca wcześniej do tego, by w ogóle korzystać z takiej możliwości. Nowoczesne formy rozrywki i komunikacji to dogodność, szybkość i zautomatyzowanie, co jednak powoduje duże koszty. O naszym zachowaniu decyduje po części ciąg świadomych kalkulacji zysków i kosztów, a ich wynik rozstrzyga, czy będziemy wykonywać jakieś działanie raz, dwa, setki razy czy też nie podejmiemy się go w ogóle. Gdy korzyści biorą górę nad kosztami, trudno nie robić czegoś po wielokroć, zwłaszcza gdy takie działanie współgra z oczekiwaniami naszego mózgu.

Tak się właśnie dzieje, gdy otrzymujemy lajka na Facebooku czy Instagramie, gdy ukończymy misję w World of Warcraft lub gdy widzimy, że setki użytkowników Twittera podają dalej nasze „ćwierknięcie”. Osoby tworzące i udoskonalające nowoczesne formy komunikacji, gry i interaktywnego korzystania z sieci są mistrzami w swoim fachu. Przeprowadzają tysiące testów z milionami użytkowników, by dowiedzieć się, które ulepszenia się sprawdzają, a które nie; które kolory tła, fonty i dźwięki zwiększają stopień naszego zaangażowania i minimalizują frustrację. Nasze ewoluujące doświadczenie staje się z czasem niemożliwą do odparcia, groźną wersją tego, czym było kiedyś.

W 2004 roku Facebook był niewinną zabawą; w 2016 roku uzależnia ludzi.

Zachowania nałogowe towarzyszą ludzkości od wieków, jednak w ostatnich dziesięcioleciach stają się one coraz bardziej powszechne, coraz trudniej im się oprzeć i coraz częściej nie dotyczą już marginesu społeczeństwa. Nie wiążą się z przyjmowaniem jakichś substancji psychoaktywnych. Nie wynikają z wprowadzenia do organizmu pewnych związków chemicznych, niemniej powodują te same skutki, ponieważ trudno im się oprzeć i są świetnie pomyślane. Niektóre z nich, takie jak hazard czy maniakalna aktywność fizyczna, towarzyszą nam od lat; inne, takie jak kompulsywne oglądanie seriali czy korzystanie ze smartfona, są stosunkowo nowe. Niemniej coraz trudniej im się oprzeć.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Dodatkowo naszą sytuację pogarsza to, iż ciągle skupiamy się na korzyściach płynących z planowania i formułowania celów, zapominając o negatywnych stronach takiej strategii. W przeszłości formułowanie celów było przydatnym narzędziem motywacyjnym, ponieważ ludzie zazwyczaj wolą poświęcać jak najmniej czasu i energii na pracę. Nie mamy we krwi pracowitości i obowiązkowości i nie mamy końskiego zdrowia. Teraz jednak wahadło przechyliło się w drugą stronę i dzisiaj staramy się zrobić więcej w krótszym czasie do tego stopnia, że zapominamy o tym, by włączyć hamulec bezpieczeństwa.

Rozmawiałem z kilkoma psychologami klinicznymi, którzy uświadomili mi ogromną skalę tego problemu. „U każdej bez wyjątku osoby, która zjawia się u mnie w gabinecie, mogę zaobserwować co najmniej jedno zachowanie nałogowe” – powiedziała mi jedna z psycholożek. „Mam pacjentów, którzy reprezentują cały wachlarz takich zachowań: hazard, zakupy, media społecznościowe, poczta elektroniczna i tak dalej”. Potem opisała kilkoro swoich pacjentów, wziętych prawników lub lekarzy o rocznych zarobkach znacznie powyżej stu tysięcy dolarów, spętanych nałogiem:

„Jedna z moich pacjentek to wyjątkowo piękna, bardzo inteligentna i świetnie wykształcona kobieta. Ukończyła dwa fakultety i jest pedagogiem. Ale jest uzależniona od zakupów internetowych, w rezultacie czego zadłużyła się na osiemdziesiąt tysięcy dolarów. Potrafiła ukryć swój nałóg właściwie przed całą rodziną i znajomymi.”

Taka umiejętność odseparowania nałogowych zachowań od reszty życia to powszechny wątek przewijający się w moich rozmowach z psychologami. “Bardzo łatwo ukryć uzależnienia behawioralne; znacznie łatwiej niż zażywanie narkotyków. To sprawia,, że są one tym bardziej niebezpieczne, ponieważ przez wiele lat pozostają niezauważone”. Innej pacjentce, również doskonale radzącej sobie zawodowo, przez wiele lat udawało się ukryć przed przyjaciółkami i znajomymi uzależnienie od Facebooka. Przeżyła bardzo bolesne rozstanie, a potem przez wiele lat nękała w sieci dawnego partnera. W dobie Facebooka, gdy się z kimś rozstajemy, znacznie trudniej zerwać z tą osobą na dobre. Inny pacjent mojej rozmówczyni setki razy dziennie sprawdzał pocztę:

„Na wakacjach nie potrafi się zrelaksować i wypoczywać, ale nikt z zewnątrz by się tego nigdy nie domyślił. Bez przerwy dręczą go lęki i niepokoje, ale przed światem prezentuje się doskonale. Jego kariera w służbie zdrowia rozwija się jak należy i nigdy nie przyszłoby nam do głowy, jak bardzo cierpi.”

Inny psycholog wyjaśnia mi:

„Mamy do czynienia z ogromnym wpływem mediów społecznościowych. Te media całkowicie przeobraziły mózgi młodych ludzi, z którymi pracuję. O jednej rzeczy muszę pamiętać, gdy mam z nimi sesję. Jakaś młoda osoba opowiada mi od paru minut, jak się pokłóciła z chłopakiem, dziewczyną lub przyjacielem, i dopiero po chwili przypominam sobie, by zadać pytanie, jak doszło do kłótni: przez wymianę esemesów, rozmowę telefoniczną, przez media społecznościowe czy w osobistej rozmowie. Najczęściej słyszę w odpowiedzi “esemesem” lub “na mediach społecznościowych”, jednak gdy ta osoba mi o tym opowiada, nie jest to takie oczywiste i z jej słów byłbym gotów wywnioskować, że kłótnia miała charakter rzeczywistej fizycznej konfrontacji. Zawsze wtedy muszę się zatrzymać w myślach i powiedzieć sobie, że siedząca przede mną osoba nie rozróżnia rozmaitych form komunikacji, tak jak ja (…). W rezultacie jej świat to świat braku więzi z innymi i uzależnienia.”

W tej książce próbuję prześledzić, jak powstają takie zachowania nałogowe, przyglądając się temu, skąd się biorą i kto je wymyśla, odsłaniając sztuczki psychologiczne powodujące, że tak trudno im się oprzeć, i pokazując zarazem, jak minimalizować niebezpieczne uzależnienia behawioralne i jak wykorzystać tę samą naukę, która jest ich ostateczną przyczyną, dla dobrych celów. Bo jeśli projektanci aplikacji potrafią nakłonić ludzi do tego, żeby poświęcali więcej czasu i pieniędzy na gry na smartfonie, to być może i osoby odpowiedzialne za kształtowanie polityki społecznej mogłyby zachęcić ludzi do tego, by oszczędzali więcej na emeryturę lub wspierali więcej organizacji dobroczynnych.

Nowoczesne formy komunikacji same w sobie nie są złe. Kiedy w 1988 roku moja rodzina przeprowadziła się z Republiki Południowej Afryki do Australii, nie mogliśmy się już widywać z naszymi dziadkami i babciami i dlatego razem z bratem dzwoniliśmy do nich raz w tygodniu (co było bardzo drogie) i pisaliśmy listy (które dochodziły po tygodniu).

Kiedy z kolei ja przeprowadziłem się w 2004 roku do Stanów Zjednoczonych, właściwie codziennie pisałem e-maile do brata lub rodziców. Rozmawialiśmy także często przez telefon i tak często, jak było to możliwe, machaliśmy do siebie z ekranów komputerów. Nowoczesne formy komunikacji zniwelowały dzieląca nas odległości fizyczne. John Patrick Pullen tak opisywał w 2016 roku w tygodniku „Time” emocjonalny wstrząs, jaki wywołała w nim wirtualna rzeczywistość.

„W pewnym momencie, trafiony przez Erin, z którą bawiłem się w wirtualnej piaskownicy, promieniem wirtualnego lasera, skurczyłem się do wielkości dziecka. W jednej chwili wszystkie zabawki wokół mnie stały się ogromne, a awatar Erin pochylał się nade mną niczym jakiś niezdarny olbrzym. Nawet jej głos, który płynął do mnie przez słuchawki, uległ zmianie, stał się niski i wlewał się mi powoli do uszu. Przez chwilę znowu byłem dzieckiem, a ta ogromna, górująca nade mną osoba bawiła się ze mną troskliwie w piasku. Poczułem, co to znaczy być moim małym synem, który dopiero co zaczął chodzić, i do oczu zakrytych goglami wirtualnej rzeczywistości popłynęły mi łzy. Było to czyste i piękne doświadczenie, które na pewno zmieni moją z nim relację, gdy będzie dorastał. Byłem całkowicie bezbronny wobec ogromnej Erin, a jednocześnie czułem się całkowicie bezpieczny.”

Nowoczesne formy rozrywki i komunikacji nie są moralnie ani dobre, ani złe dopóty, dopóki nie wykorzystują ich wielkie korporacje, które dopasowują je do potrzeb masowej konsumpcji. Aplikacje i portale społecznościowe można zaprojektować tak, by służyły wzmacnianiu i rozwijaniu więzi społecznych, ale można je również zaprojektować tak, by uzależniały jak papierosy. Niestety, obecnie wiele nowych pomysłów i propozycji dotyczących komunikacji i rozrywki sprzyja uzależnieniu. Nawet Pullen, rozpływając się w zachwytach nad swoim pierwszym doświadczeniem wirtualnej rzeczywistości, powiedział, że go “wciągnęło bez reszty”. Immersyjność w takiej formie jak wirtualna rzeczywistość, gdzie zanurzamy się całkowicie w innym świecie, rodzi tak silne emocje, że bardzo łatwo przekroczyć granicę, gdy staje się niebezpieczna. A ponieważ wirtualna rzeczywistość jest wciąż w powijakach, zbyt wcześnie na to, by wyrokować, czy ludzie będą korzystać z niej w odpowiedzialny sposób.

Uzależnienia od substancji psychoaktywnych i uzależnienia behawioralne są pod wieloma względami bardzo do siebie podobne. Aktywują te same obszary mózgu i karmią się niektórymi spośród naszych podstawowych potrzeb: potrzebą społecznego wsparcia i zaangażowania, potrzebą stymulacji umysłu i potrzebą doświadczenia skuteczności własnych działań. Jeśli odbierze się komuś możliwość ich zaspokojenia, wzrasta u takiej osoby prawdopodobieństwo uzależnienia od substancji psychoaktywnej lub od jakiegoś zachowania.

Na uzależnienie behawioralne składa się się sześć czynników: cel, który wydaje się w zasięgu ręki; pozytywna reakcja na nasze działania, która jest nieprzewidywalna i której nie sposób się oprzeć; świadomość czynionych postępów; rosnący stopień trudności stawianych nam zadań; problemy wymagające rozwiązania; silne więzi społeczne. We wszystkich uzależnieniach behawioralnych, jakkolwiek rożnych od siebie, można dostrzec co najmniej jeden z tych czynników. Na przykład Instagram uzależnia dlatego, że niektóre fotografie zyskują bardzo dużo lajków, natomiast inne dostają ich zbyt mało. Użytkownicy Instagrama chcą przy kolejnym zdjęciu uzyskać jeszcze więcej lajków i dlatego dodają bezustannie nowe zdjęcia i zaglądają regularnie na stronę serwisu, by dać lajki przyjaciołom i znajomym. Osoby uzależnione od gier toczą rozgrywki całymi dniami i bez końca, ponieważ chcą ukończyć misję, a także dlatego, że stworzyli w ten sposób silne więzi społeczne łączące ich z innymi graczami.

Jak zatem wyjść z tej matni? Jak mamy normalnie egzystować, skoro tego rodzaju uzależniające doświadczenia odgrywają zasadniczą rolę w naszym życiu?

Miliony niepijących alkoholików potrafią omijać szerokim łukiem miejsca, gdzie serwuje się alkohol, ale osoby uzależnione od internetu są zmuszone korzystać z poczty elektronicznej. Nie sposób dzisiaj ubiegać się o wizę czy o pracę, nie mając własnego adresu poczty elektronicznej. Coraz mniej jest obecnie na rynku zawodów, gdzie moglibyśmy pracować bez komputera lub smartfona.

Uzależniające techniki komunikacji i rozrywki – inaczej niż uzależniające substancje psychoaktywne – stanowią część naszego codziennego życia. Całkowita abstynencja nie wchodzi w grę, są jednak inne możliwości. Można ograniczyć na jakiś czas takie uzależniające doświadczenia tylko do jednego, wąskiego obszaru własnego życia, starając się jednocześnie wykształcić w sobie pozytywne nawyki sprzyjające zdrowym zachowaniom. A kiedy zrozumiemy już mechanizm uzależnień behawioralnych, możemy złagodzić ich negatywne skutki, a nawet wykorzystywać je w dobrych celach. Te same zasady, które pchają dzieci do gry na komputerze, można wykorzystać jako bodziec do nauki, zaś cele, które każą ludziom katować się na siłowni, równie dobrze mogą zachęcić ich do oszczędzania na emeryturę.

Jesteśmy dopiero na początku ery uzależnień behawioralnych, jednak już jej wczesne oznaki wskazują na to, że sytuacja jest poważna. Uzależnienia wyrządzają nam szkodę, ponieważ wypierają z naszego życia inne ważne dla nas dążenia i starania, począwszy od pracy i zabawy, a na kontaktach społecznych i zaspokajaniu podstawowych potrzeb higienicznych kończąc. Dobra wiadomość – nie są one przypisane nam na stałe. Jest wiele rzeczy, które możemy zrobić, by przywrócić naszemu życiu równowagę istniejącą przed erą smartfonów, e-maili, gadżetów ubraniowych, portali społecznościowych i oglądania filmów i transmisji sportowych na żądanie. Najważniejsze to zrozumieć, dlaczego uzależnienia behawioralne tak się rozpleniły i w jaki sposób żerują na naszej psychice oraz jak pokonać te, które nam szkodzą, wprzęgając zarazem do naszych celów te, które mogą nam pomóc.

Adam Alter, Uzależnienia 2.0. Dlaczego tak trudno oprzeć się nowym technologiom?, Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2018

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 143 / (39) 2022

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Nowe technologie # Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: