Felieton

Walka o prawa lokatorów trwa

Zmartwiony mężczyzna po otrzymaniu złej informacji
Obraz autorstwa DCStudio na Freepik

„Mieszkanie prawem nie towarem” krzyczał niedawno przed kamerą Donald Tusk. Dziwny to trochę slogan wyborczy, zwłaszcza biorąc poprawkę na to, że właśnie podczas rządów PO masowo prywatyzowano kamienice. Wynikła z tego na przykład słynna sprawa Jolanty Brzeskiej, warszawskiej działaczki stowarzyszenia lokatorskiego, która została bestialsko zamordowana (do dziś sprawców nie odnaleziono i nie ukarano). I ta zła passa dla lokatorów trwa nadal – wieloma dużymi polskimi miastami nadal zarządzają osoby wyznające typowo neoliberalną politykę względem nieruchomości, dla których zysk jest ważniejszy od interesu społecznego.

Łódź za rządów Hanny Zdanowskiej jest administrowana jakby była firmą – zyski są maksymalizowane, a nakłady finansowe minimalizowane. Takim właśnie zbędnym balastem finansowym są lokatorzy, którzy mają podpisane umowy o wynajem z Zarządem Lokali Miejskich. Weronika Dąbrowicz, członkini Łódzkiego Stowarzyszenia Lokatorów, mówi, że zdecydowaną większością interesantów uczęszczających na dyżury informacyjne ŁSL-u są właśnie osoby, które nie mają podpisanej umowy z miastem.

Umowy są wypowiadane masowo, kiedy tylko pojawi się jakiekolwiek zadłużenie.

Zwłaszcza, jeżeli dane mieszkanie znajduje się w atrakcyjnej ekonomicznie lokalizacji – na przykład w centrum miasta. Kiedy cała kamienica jest „wyczyszczona” i mieszkają w niej jedna, dwie rodziny, miastu nie opłaca się mieć zakontraktowanych tylko tych mieszkańców. Sprawa jest zgłaszana do sądu, gdzie musi zapaść decyzja o nakazie eksmisji. Następnie procesem eksmisyjnym, mającym doprowadzić do opróżnienia lokalu, zarządza komornik sądowy.

Eksmisja. I co dalej?

Perspektywy otrzymania lokalu zastępczego przez wysiedlonych lokatorów są znikome, a jeżeli propozycje w ogóle się pojawiają, to mieszkania znajdują się w stanie technicznym urągającym ludzkim standardom.

Brak remontów generalnych od dziesiątków lat, brak przyłączonych podstawowych mediów (prąd, woda, kanalizacja, internet). Czasem się zdarza, że lokale komunalne nie posiadają toalet i aktywiści muszą dla rodzin wyszarpywać toalety przenośne marki Toi Toi, by lokatorzy mogli załatwić się we w miarę cywilizowanych warunkach.

Dla miasta liczy się tylko zysk. Obywatele, którzy często na własną rękę inwestowali w mieszkania, w których rezydowali latami, tylko z powodu jednej wpadki życiowej – która może każdemu się zdarzyć – są stawiani przed wizją pozostania z niczym. Takie wyremontowane mieszkanie jest o tyle atrakcyjnym kąskiem dla ZLM-u, że nie musi sam wykładać pieniędzy na jego odnowienie. Takie oto nabytki są przeznaczane na wynajem krótkoterminowy, na biura, bądź też całe kamienice są wyburzane i na działce stawiana jest „patodeweloperka”.

W niektórych przypadkach umowa z czysto moralnego punktu widzenia powinna być wznawiana po spłacie długu. Sam uczestniczyłem w blokadzie eksmisji kobiety wychodzącej z zadłużenia, wynikającego z leczenia się lokatorki z choroby alkoholowej. Dług został spłacony w jeden dzień dzięki wspaniałomyślności szefowej tej właśnie pani. Wychodziła na prostą. Miała wsparcie rodziny i przyjaciół. Nic to nie obchodziło „urzędasów” z Zarządu Lokali Miejskich. Ludzie na blokadzie eksmisji, w tym pani komornik, płakali. Lokatorka zasłabła i w stanie przedzawałowym trafiła do szpitala. Ona i rodzina potem ze łzami w oczach dziękowali aktywistom Łódzkiego Stowarzyszenia Lokatorów.

Z czysto moralnego punktu widzenia do takiej osoby państwo (a w tym przypadku miasto) powinno wyciągnąć pomocną dłoń. Nie powinny one być stawiane przed faktem dokonanym (klęską życiową) i jeszcze dodatkowo karane.

Łódzkie Stowarzyszenie Lokatorów

Tacy lokatorzy w pojedynkę nie są w stanie wiele zdziałać.

Naprzeciw oczekiwaniom wykluczonych wychodzi Łódzkie Stowarzyszenie Lokatorów, starające się stworzyć sieć pomocową, działającą wedle pryncypiów pomocy wzajemnej.

Nie jest instytucją miejską, jest jedynie stowarzyszeniem. Nie posiada własnego prawnika. Aktywiści stowarzyszenia mają za to bardzo duże doświadczenie i wiedzę, którą chętnie się podzielą. Zasugerują także, jakie działania (np. prawne) może dana osoba podjąć, by walczyć o swoje. Są też ważnym źródłem wsparcia emocjonalnego dla „interesantów” i „interesantek”. Wiele spośród osób, które przychodzą na dyżury informacyjne stowarzyszenia to osoby samotne w podeszłym wieku, żyjące z rent i emerytur.

Czy działania ŁSL-u coś dają? Tak, wydaje się, że to syzyfowa praca, jednak sukcesy też się zdarzają.

Skutkiem ww. blokad eksmisji jest na przykład odroczenie samej eksmisji. Jest to zaledwie miesiąc, lecz w tym czasie można podjąć kolejne kroki prawne, a sam mieszkaniec lokalu, na którego chrapkę ma ZLM, zyskuje czas, by zregenerować się psychicznie. Wbrew pozorom to też jest bardzo ważne! Prócz tego na blokadę eksmisji przyjechać mogą także osoby popularne wśród opinii publicznej czy mediów, choćby Piotr Ikonowicz. A za nimi przyjdą także kamery. Rozgłos medialny nie jest oczywiście na rękę „urzędasom” z ZLM-u, bo wiąże się to z konsekwencjami ze strony ich przełożonych. Poza tym decyzje Zarządu Lokali Miejskich będą w sposób oczywisty wiązane z partią sprawującą rządy w danym mieście (jak już wspomniałem na wstępie, w Łodzi jest to PO). I doprawdy, politycy nie chcą mieć złego PR-u tuż przed wyborami. Dlatego teraz, w okresie przedwyborczym, dochodzi do o wiele mniejszej liczby eksmisji (co nie znaczy, że ich nie ma).

Jak na taką dużą ilość „wrażeń” reagują aktywiści z Łódzkiego Stowarzyszenia Lokatorów? Nazywają swoją działalność „bardzo specyficznym hobby”. Mało powiedziane. Sam miałem sposobność uczestniczyć w tzw. dyżurach lokatorskich i szczerze powiedziawszy byłem przeciążony cudzymi emocjami. Poznaje się wtedy masę ludzkich dramatów, historie zawiści ludzkiej, psychopatii, cierpień, upadków, zmagań… Wszystko to czasem bardzo ekspresywnie wyrażane przez uczęszczających na te spotkania lokatorów. Reszta zgromadzonych bardzo często ofiarowuje poszkodowanym ogromne wsparcie emocjonalne, co wbrew pozorom jest bardzo ważne. Po jednym z takich dyżurów zrozumiałem, co musi czuć psycholog po całym dniu pracy, gdy w końcu wraca do domu.

P. S. Dziękuję Weronice Dąbrowicz z Łódzkiego Stowarzyszenia Lokatorów za rozmowę, poświęcony czas i udzielone informacje.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 195 / (39) 2023

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Polityka # Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: