Wiatraki wyższe od Pałacu Kultury. Życie w cieniu hałaśliwych gigantów

Ze Zbigniewem Sienkiewiczem – członkiem zarządu Stowarzyszenia Partnerstwo Dzikie Mazury, rozmawiamy o wiatrakach i farmach wiatrowych, ich wpływie na środowisko i zdrowie lokalnej społeczności. Poruszamy również nieetyczne praktyki lobby wiatrakowego i obalamy mity dotyczące tzw. czystej energii.
Wywiad jest zredagowaną i uzupełnioną wersją podcastu Czy masz świadomość? pt. Wiatraki. Fakty, które zaskakują).
Rafał Górski: Jakie są trzy najważniejsze mity i odpowiadające im fakty dotyczące wiatraków, które wskazane zostały przez Stowarzyszenie Partnerstwo Dzikie Mazury w petycji do premiera Donalda Tuska?
Zbigniew Sienkiewicz: W latach 2013-2016 wystąpiliśmy do rządu Donalda Tuska z wnioskiem o rzetelne zbadanie problematyki oddziaływania turbin wiatrowych na zdrowie i życie ludzi, jednak nigdy nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Dopiero po wyborach w 2016 roku, które wygrało Prawo i Sprawiedliwość, została uchwalona ustawa 10H, dotycząca minimalnej odległości turbiny wiatrowej od zabudowań mieszkalnych. Odległość ta wynosi dziesięciokrotność całkowitej wysokości turbiny, liczonej od podstawy wieży do najwyższego punktu łopaty. Wartość 10H to pewne uproszczenie pozwalające na uwzględnienie mocy akustycznej generowanej podczas pracy turbiny, zasięgu hałasu i jego wpływu na otoczenie.
Innymi słowy, im wyższa turbina i większa jej moc, tym większy hałas oraz szerszy zasięg.
Gdy w 2013 roku pojawił się temat wiatraków, jakie wtedy forsowane było rozwiązanie?
Nie było żadnego rozwiązania. Gromady naganiaczy obiecywały wójtom i samorządom dotacje i ogromne pieniądze, w ten sposób uzyskując zgodę na lokalizację wiatraków, zmianę warunków zabudowy oraz korzystne decyzje środowiskowe pozwalające na budowę turbin wiatrowych.
Czy wtedy powstało Ogólnopolskie Stowarzyszenie Pozytywna Energia, które zaczęło nagłaśniać ten temat?
To była reakcja na pojawienie się pomysłów i prób lokowania turbin wiatrowych w odległości zaledwie 200 m od naszych domów.
W miejscowości Suczki w gminie Gołdap plan przestrzenny został sporządzony w taki sposób, że jedno z gospodarstw zostało „przykryte” znakiem graficznym i tym samym ukryte. Pozwoliło to na uzyskanie decyzji lokalizacyjnej dla kilkunastu turbin wiatrowych. Do dziś mieszkańcy tego gospodarstwa żyją mając w promieniu zaledwie 500 metrów pięć z nich.
Pod presją społeczną tysięcy obywateli Prawo i Sprawiedliwość uchwaliło ustawę 10H. Wtedy temat turbin wiatrowych ucichł, ale to nie znaczy, że przestały być stawiane.
Tuż przed uchwaleniem ustawy nastąpił ogromny wzrost składanych wniosków o lokalizację turbin. Wydano kilka tysięcy pozytywnych decyzji, które następnie realizowano, bo prawo nie działało wstecz i nie można było ich cofnąć. Nie było też chęci rządu, żeby te decyzje na nowo weryfikować.
Dlaczego ustawa 10H nagle zatrzymała te wszystkie inwestycje?
W Polsce mamy zabudowę rozproszoną. Jeśli chcemy ulokować turbinę w jakimś miejscu, to musimy ocenić jej odległość od zabudowy mieszkalnej. Symulacje pokazują, że tylko niewielka część naszego kraju nadaje się do stawiania turbin wiatrowych. Mimo to z pewnością znalazłyby się odpowiednie miejsca na budowę wiatraków, gdyby zasady oceny poziomu hałasu i oddziaływania na zdrowie i jakość życia mieszkańców były jasno określone prawnie.
Brak uregulowań prawnych oraz brak wiedzy o oddziaływaniu turbin wiatrowych na zdrowie i życie lokalnej społeczności pozwalały firmom wiatrowym mamić samorządy i rolników „górami złota” w zamian za dzierżawę ziemi pod wiatraki.
Za czasów rządów Zjednoczonej Prawicy mieliśmy około 8 lat ciszy w tym temacie, ale po przejęciu władzy przez obecną koalicję rządzącą temat wrócił.
Temat turbin wiatrowych powrócił w 2023 roku, gdy ustalono, że minimalna odległość budynku mieszkalnego od turbiny wiatrowej może wynosić 700 m.
W Sejmie i Senacie miała miejsce wielka bijatyka polityczna. Pisałem w sprawie wiatraków do komisji sejmowych, ale wszystko działo się tak szybko, że zanim wysyłałem pismo, to uchwała trafiła już do Senatu. Gdy pisałem do senatorów, uchwała wróciła do Sejmu. Gdy ponownie zwróciłem się do Sejmu, uchwała była już u prezydenta, a gdy napisałem do prezydenta, została podpisana.
Z jakiego powodu ustawa w tak ekspresowym tempie było procedowana? Dlaczego media głównego nurtu nie lamentowały, że odbywa się to w taki szybki sposób, pogwałcając wszelkie prawa i partycypację obywatelską?
Chodziło zapewne o KPO [Krajowy Plan Odbudowy – przyp. red.] i o kamienie milowe.
Rząd skłamał, że Komisja Europejska przyzna Polsce pieniądze, jeśli zostanie zmniejszona odległość wiatraków od zabudowań mieszkalnych.
Mimo że zachowano wskaźnik 10H, umożliwiono zmniejszenie odległości wiatraków od domów za zgodą społeczności lokalnej. Mimo że nigdy nie przeprowadzono badań nad wpływem turbin wiatrowych na środowisko przy odległości 700 m, zaproponowano kolejną nową odległość – 500 m. Dodam, że pani minister Hennig-Kloska była bardzo zdeterminowana i próbowała zmniejszyć odległość turbin wiatrowych od miejsc zamieszkania do 300 m, wprowadzając ten zapis jako dodatek do ustawy o bonach energetycznych. Choć ostatecznie to wykreślono, trzeba podkreślić, że taki ruch był.
Pan powiedział, że nie dokonano żadnej analizy odległości wiatraków od domów na 700 m. Czego by Pan oczekiwał od rządu?
Do tej pory nie przeprowadzono rzetelnych badań nad wpływem turbin wiatrowych na otoczenie. Mimo że nie wykonano badań, jaki wpływ na społeczność lokalną ma odległość wiatraków do 700 m, obecny projekt rządowy, skierowany do Sejmu 21 marca, zmienia tę odległość na 500 m i skupia się tylko na potrzebie „taniej i czystej energii”, ale nie zawiera ani słowa o tym, jak to wpłynie na zdrowie, na jakość życia, na zmniejszenie wartości nieruchomości, nic o wpływie na turystykę, krajobraz czy walory kulturowe.
Dlaczego Pana zdaniem nie zrobiono tych badań?
Jest bardzo mocne parcie na rozwijanie energetyki wiatrowej i zwiększenia szybkości wydawania zezwoleń na lokalizacje turbin wiatrowych. Ostatnia opinia na temat farm wiatrowych i zdrowia ludzkiego, oparta na wnioskach z ok. 480 badań światowych, została wydana przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny blisko 10 lat temu.
W tej ekspertyzie pt. „Stanowisko Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny w sprawie farm wiatrowych” czytamy, że Instytut „stoi na stanowisku, że farmy wiatrowe zlokalizowane w zbyt bliskiej odległości od zabudowań przeznaczonych na pobyt stały ludzi mogą mieć negatywny wpływ na komfort życia i stan zdrowia mieszkańców żyjących w ich sąsiedztwie. (…) Instytut zaleca 2 km, jako minimalną odległość turbin wiatrowych od zabudowań. Zalecana wartość wynika z krytycznej oceny publikowanych wyników badań w recenzowanych czasopismach naukowych”.
Co się zmieniło od wydania tej ekspertyzy?
Od tamtej pory zmieniły się gabaryty wiatraków i technologia.
W tej chwili większość turbin wiatrowych ma wysokość około 300 m. Wyobraźmy sobie rozmiar tych turbin, skoro Pałac Kultury i Nauki w Warszawie ma 231 m.
Istnieje zagrożenie, że będziemy mieli dookoła siebie po kilkadziesiąt turbin o ogromnej wysokości i mocy od 5 – 8 MW, które będą oddziaływać na środowisko, emitując hałas, infradźwięki i wibracje. Instytut Ochrony Środowiska przeprowadził pomiary hałasu na zlecenie firm wiatrowych i lobby wiatrowego. Gdy wyniki badań wykazały, że wiatraki nie powinny być stawiane blisko domów, nie opublikowano ich.
Dziś na stronie internetowej ekspertyzy widnieje duży napis, że to materiał archiwalny i nieodzwierciedlający aktualnego stanu wiedzy. Co to znaczy?
Instytut wysnuł swoje wnioski na podstawie ponad 480 badań światowych, ale pod presją wycofał swoją opinię. Jestem w kontakcie z ludźmi z Finlandii, Francji, Niemiec, Australii i Korei i wielu innych państw świata, którzy tak samo jak my walczą o prawo do normalnego funkcjonowania i wprowadzenia odpowiednich regulacji prawnych.
Wielu z nich musi regularnie opuszczać swój dom na kilka dni czy nawet tygodni, żeby podreperować swoje zdrowie fizyczne i psychiczne.
Badania, na przykład wykonane na farmie wiatrowej Kisielice, które dotyczyły śmiertelności ptaków z Czerwonej Księgi Gatunków Zagrożonych [oficjalny spis gatunków roślin, zwierząt i grzybów, którym grozi wyginięcie – przyp. red.] spowodowane przez turbiny wiatrowe, również zostały ukryte. Dotarłem do nich w archiwach niemieckich.
Brak rzetelnych i niezależnych badań zleconych przez rząd to cecha tego systemu.
Jeżeli rząd podejmuje się tak ważnej sprawy, jak ustalanie buforu bezpieczeństwa dla lokalizacji ogromnych wiatraków, to powinien przeprowadzić badania, które będą niezależne od lobby wiatrowego.
W listach wysłanych do premiera i Sejmu sygnalizujemy, że do oceny skutków regulacji została użyta jako jedyny materiał, podejrzanie nierzetelna publikacja pt. „Elektrownie wiatrowe w środowisku człowieka”, wydana jako „Monografia nr 178” przez Komitet Inżynierii Środowiska Polskiej Akademii Nauk. Autorzy to zespół pomiarowców który wsławił się kiedyś pomiarami akustycznymi na farmie wiatrowej w Korszach, wykazując „brak hałasu” przy prędkości wiatru ok. 1 m/s. Przy tej prędkości wiatru żadne śmigło, nawet małego wiatraka, nie drgnie.
Ci ludzie sformułowali wnioski w sposób niezgodny z etyką zawodową i przyzwoitością. Wykonali pomiary czysto inżynierskie, które w żaden sposób nie odnoszą się ani do hałasu, ani do infradźwięków i ich oddziaływania na zdrowie i życie ludzi. Wśród autorów tej publikacji nie ma nikogo, kto miałby przygotowanie w dziedzinie otolaryngologii* i medycznej oceny oddziaływania hałasu na ludzi. Zespół redakcyjny, który wydał „Monografię 178”, w 95% składał się ze specjalistów z dziedzin inżynierii wodno-ściekowej . W jego skład wchodził także jeden górnik, rolnik i energetyk.
Współautorzy monografii to osoby od lat powiązane z branżą wiatrową – m.in. jako wykonawcy analiz środowiskowych na zlecenie inwestorów.
Należy dodać, że Polska Akademia Nauk (PAN) otrzymała od branży wiatrowej w darowiźnie turbinę wiatrową (do celów badawczych) – co stawia pod znakiem zapytania jej niezależność instytucjonalną.
Prof. Barbara Lebiedowska, specjalistka do spraw akustyki Akademii Francuskiej i Komisji Europejskiej oraz prof. Marek Lebiedowski, specjalista akustyk z Politechniki Białostockiej, dokonali już 10 lat temu negatywnej oceny rzetelności zawodowej autorów tego opracowania w pracy pt. „Infra i inne dźwięki emitowane przez turbiny wiatrowe oraz problemy z ich lokalizacją”.
„Monografia 178” jest szeroko kolportowana przez branżę wiatrową na spotkaniach w sprawie inwestycji wiatrowych w Polsce. Minister Miłosz Motyka na spotkaniach i komisjach sejmowych stwierdza, że ta broszurka daje uzasadnienie dla dokonania oceny wpływu turbin wiatrowych na zdrowie i jakość życia ludzi.
Przykład manipulacji danymi – jeden z rozdziałów publikacji to: Wpływ gruntu na pochłanianie dźwięku, który został zdefiniowany na poziomie od 0,4 – 0,7. Rufin Makarewicz, specjalista do spraw akustyki z Poznania, stwierdził, że wskaźnik zawsze musi wynosić „G-0”. Obliczenia przeprowadzone na podstawie zafałszowanego wskaźnika powodują, że odległość obliczeniowa dla turbin od budynków mieszkalnych zmniejszana jest do 500 m, podczas gdy w rzeczywistości powinna wynosić od 1000 do nawet 4000 metrów.
Wykorzystanie monografii PAN jako głównego dokumentu uzasadniającego obniżenie odległości do 500 m godzi w zasadę niezależności procesu legislacyjnego i stanowi de facto działanie o charakterze lobbystycznym.
Zawarte w niej konkluzje są tendencyjne i ukierunkowane na wsparcie inwestorów, pomijając realne ryzyka dla mieszkańców i środowiska.
Nie odniesiono się do licznych badań międzynarodowych dokumentujących negatywny wpływ turbin na zdrowie i dobrostan psychofizyczny.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska w Ocenie Skutków Regulacji projektu ustawy UD89 poprosiło o zaopiniowanie projektu ustawy wyłącznie instytucje i organizacje, które są powiązane z energetyką i energetyką wiatrową. Nawet organizacje związane z ochroną przyrody i ekologią, jak na przykład Fundacja ClientEarth Prawnicy dla Ziemi oraz Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot poparły zmianę odległości turbin do 500 m, argumentując swoje stanowisko potrzebą „czystej i taniej energii”.
W Polskim Radiu24 w audycji pt. „Zmiana klimatu” Katarzyna Wiekiera, przedstawicielka Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot, powiedziała: „Wiatraki nie są szkodliwe dla ludzi”. Nie mogąc uwierzyć w stanowisko organizacji, którą szanuję za wiele kampanii, chociażby w obronie wilka czy Puszczy Białowieskiej, zadałem im publiczne pytanie na platformie X, czy wiedzą, o czym mówią i czy znają stanowisko Stowarzyszenia Partnerstwo Dzikie Mazury. Słuchając audycji przypomniałem sobie to, co napisał Paul Kingsnorth w książce „Wyznania otrzeźwiałego ekologa”: „Mamy tu do czynienia z tą samą starą śpiewką, a więc ekspansją, kolonizacją i postępem ludzkości, tyle że bez węgla. Jest to ostatnia faza naszego lekkomyślnego, egoistycznego i powodowanego ślepą ambicją niszczenia tego, co dzikie, czyste i pozaludzkie. To masowa zagłada ostatnich dzikich terenów celem nasycenia gospodarki człowieka. Tymczasem ludzie, całkiem bez ironii, nazywają to ekologią”.
Kiedyś rozmawiałem z dyrektorem Greenpeace’u w Olsztynie. Bardzo długo przekonywaliśmy go, że wiatraki nie wpływają pozytywnie na przyrodę, a przede wszystkim na ludzi. Udało nam się jedynie uzyskać usunięcie zdjęcia turbin wiatrowych z ich broszury informacyjnej.
Opinie do ustawy o zmianie odległości, oprócz nas, przesłały różne inne organizacje, na przykład fundacja Łyński Kamień oraz stowarzyszenie Nasz Dom Biesiekierz. Samorząd województwa lubelskiego również wniósł uwagi z prośbą o opracowanie zasady lokalizacji turbin wiatrowych. Niestety wszystkie krytyczne uwagi do ustawy zostały skwitowane potrzebą „czystej i taniej energii”.
W gminie Olecko na Mazurach składanych jest bardzo dużo wniosków o pozwolenie na lokalizację np. paneli fotowoltaicznych o łącznej mocy 1345 MW. Organy samorządowe mają ograniczone możliwości, by odmówić wydania warunków zabudowy lub nie sporządzić miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.
W Staczach w gminie Kowale Oleckie spółka z kapitałem 5000 zł chce budować farmę fotowoltaiczną na przestrzeni 500 ha. Na takie inwestycje potrzeba setek milionów złotych, a wnioski składają spółki, które w żaden sposób nie mogą zagwarantować nawet tego, że gminie zwrócą się opłaty i podatki. Branża wiatrowa wywalczyła to, że podatek od nieruchomości płaci się tylko od wartości masztu wiatraka, która stanowi około 10 – 15% całkowitej wartości inwestycji. Następnie maszt jest szybko amortyzowany, a jego własność często przekazywana „spółce córce”, co dodatkowo obniża jego wartość podatkową.
W efekcie dochody gmin, na terenie których znajdują się turbiny wiatrowe, są znikome.
W zamian za kilkadziesiąt tysięcy złotych dla samorządu, mamy totalną dewastację środowiska i zagrożenie dla ludzi na wiele pokoleń.
Mówienie o „taniej energii” jest zwykłym chwytem reklamowym, bo nawet pobieżne zapoznanie się z funkcjonowaniem rynku mocy pokazuje, że energia z wiatru nie kosztuje jedynie 300 zł/MWh. Jeżeli doliczymy konieczność bilansowania rynku mocy i inwestycji w generatory gazowe czy sieci energetyczne, te koszty są wielokrotnie wyższe, a ponoszone wyłącznie przez społeczeństwo.
W porównaniu z elektrowniami na węgiel, 60% ceny za MWh stanowią opłaty ETS [Europejski System Handlu Emisjami – przyp. red.] za emisję CO2. Obywatele powinni wiedzieć, że budowanie instalacji fotowoltaicznych i turbin wiatrowych wymaga wybudowania, na koszt podatnika, elektrowni gazowych lub węglowych szybkiego rozruchu.
Na dzień dzisiejszy mamy niedobór energii i pobieramy od 0,5 do 3 GW mocy z Niemiec.
Ceny na rynku mocy są zależne od aktualnego zapotrzebowania. Jeżeli energii z OZE [Odnawialne Źródła Energii – przyp. red.] jest niewiele, to muszą być uruchamiane generatory gazowe, które windują ceny w górę. Np. 17 sierpnia 2022 roku Polska odnotowała niską produkcję energii ze źródeł odnawialnych na poziomie około 711 MW.
Dla porównania, łączna moc zainstalowana OZE w kraju wynosiła wówczas 35 GW (35 000 MW), co oznacza, że wykorzystano jedynie ok. 2% jej potencjału. Słaba pogoda i wysokie zapotrzebowanie na moc sprawiły, że cenę energii wyznaczały jednostki gazowe i wyniosła ona 3240 zł. Jeżeli występuje zjawisko Dunkelflaute, czyli okres bezwietrznej i pochmurnej pogody, to nagle ceny szybują do3000 zł za MWh, bo musimy non stop utrzymywać rezerwę wirującą w postaci elektrowni cieplnych na węgiel i na gaz, aby bilansować cały rynek energii elektrycznej.
„Wszystkie proponowane zmiany i regulacje dążą do rozwoju biznesu kilku korporacji i biznesmenów, do których interesów państwo i tak dopłaca, a które często nawet nie płacą w Polsce podatków. Wszystko to kosztem społeczności lokalnych i tragicznej niepewności jutra dla milionów ludzi, gdyż wszędzie może przyjść jakaś sp. z o.o. z kapitałem 5 tys. zł i uzyskać decyzje dewastujące życie i majątek całych regionów na kilka pokoleń” – czytam w Państwa stanowisku. Kto korzysta, a kto traci na budowie wiatraków w trybie, jaki jest proponowany obecnie przez rząd i środowiska zainteresowane tym, żeby ten projekt został przyjęty?
Zyskują korporacje, najczęściej zagraniczne, które transferują zyski do rajów podatkowych. Natomiast tracą samorządy. Gdy gmina uzyska dodatkowy dochód w kwocie kilku milionów złotych z tytułu podatków od farm wiatrowych czy fotowoltaicznych, musi oddać około 60 – 70% tych dochodów do budżetu państwa jako zwrot subwencji wyrównawczej.
Dodatkowo farmy wiatrowe sprawiają, że gminy tracą walory krajobrazowe, turystów, standard życia oraz chętnych do zamieszkania w okolicy.
Wraz z lokalną społecznością opracowaliśmy propozycje zasad dotyczące bezpiecznej dla ludzi i środowiska lokalizacji turbin oraz farm PV. W tej chwili próbujemy je przeforsować w radach powiatowych i w lokalnych radach gmin. W ten sposób już raz uchroniliśmy trzy gminy na Mazurach przed budową 200 turbin wiatrowych.
W obliczu ambitnych celów Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu, który zakłada rozwój fotowoltaiki na poziomie 9 GW, warto przyjrzeć się, jak te założenia przekładają się na rzeczywistość.
W gminie Olecko na Mazurach planuje się instalacje o łącznej mocy 1,3 GW, co stanowi aż 15% całego krajowego planu do 2035 roku. To oznacza, że ta niewielka gmina staje się nagle jednym z centrów energetyki odnawialnej w Polsce. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w Polsce jest 2177 wiejskich i miejskich gmin i w wielu z nich, szczególnie na Mazurach, planuje się podobne inwestycje, to skala produkcji energii odnawialnej będzie ogromna.
Gdyby wszystkie planowane projekty zostały zrealizowane, ilość energii wytwarzanej z odnawialnych źródeł mogłaby przekroczyć ilość OZE zainstalowanej na całym świecie.
Jakiego pytania nikt Panu nie zadał w tematach, o których rozmawiamy, jaka na nie jest odpowiedź?
Rząd nigdy się nas o nic nie zapytał. Wielokrotnie sugerowałem i proponowałem samorządom i rządowi utworzenie forum obywatelskiego. Potrzebujemy przestrzeni do wzajemnego słuchania się i wypracowywania kompromisów, a nie jednostronnego narzucania rozwiązań.
Obecny system jest zaprojektowany pod potrzeby dużych inwestorów,
którzy po zahamowaniu budowy nowych farm wiatrowych na lądzie w Niemczech, Danii, Francji czy Hiszpanii, szukają nowych rynków zbytu dla podtrzymania produkcji w swoich fabrykach jak Siemens, Iberdrola czy Vestas.
Dziękuję za rozmowę.
* – W medycynie wpływem hałasu na zdrowie człowieka zajmuje się oto- i otorynolaryngologia, oraz akustyka medyczna (część akustyki zajmująca się wpływem hałasu na zdrowie).