Felieton

Wirus ciągłego wzrostu

Co dalej
Co dalej? fot. Gerd Altmann z Pixabay

Piotr Wójcik

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 12 (2020)

Czy można zupełnie zrezygnować ze wzrostu PKB? Zapewne nie. Można jednak stworzyć świat, w którym wzrost gospodarczy przestanie być niezbędny do podnoszenia jakości życia, a nagły kryzys nie pozbawia milionów ludzi środków do życia.

Globalna pandemia wirusa SARS CoV-2 dokona niemałego spustoszenia w gospodarkach świata Zachodu. Zamknięcie wszystkich punktów rekreacji, kawiarni i restauracji, a nawet sklepów innych niż spożywcze, sprawiło, że życie ekonomiczne prawie stanęło w miejscu. Choć kilka do tej pory niszowych branż, takich jak produkcja maseczek czy środków dezynfekcyjnych, właśnie rozkwita, zdecydowana większość rodzajów działalności notuje gigantyczne spadki obrotów – często wręcz do zera. Cierpią na tym nie tylko właściciele, ale też pracownicy, szczególnie ci nieetatowi. Nagle okazuje się, że zawieszenie działalności gospodarczej większości podmiotów na zaledwie parę miesięcy może sprawić, że miliony osób nie będą miały z czego żyć. Obecny system ekonomiczny zapewnia ludziom środki do życia tylko wtedy, gdy produkcja dóbr i usług działa pełną parą. Gdy zostanie ona częściowo ograniczona, momentalnie bezpieczeństwo socjalne traci bardzo duża część obywateli. Jednak traci je nie dlatego, że nagle na świecie zabrakło żywności albo innych dóbr podstawowej potrzeby. Po prostu w systemie nastawionym na ciągły wzrost, ten kto na moment traci możliwość zarabiania pieniędzy, momentalnie wypada z karuzeli.

Jakość kontra ilość

Pandemia koronawirusa jest więc ostatnim momentem, w którym powinniśmy przewartościować nasze spojrzenie na gospodarkę. Okazuje się, że system zapewniający byt większości poprzez umożliwienie wąskiej grupie osób nieograniczone wzbogacanie się, jest kolosem na glinianych nogach. Oczywiście wąska grupa najbogatszych poradzi sobie w tym czasie doskonale, dzięki zakumulowanemu kapitałowi. Jednak pozostali, na których pracy opiera się cały projekt, żyjący w ciągłej niepewności, uzależnieni są od tego, czy podmiot zapewniający im bieżące dochody może bez przeszkód stale funkcjonować. Stworzyliśmy system, który na pierwszym miejscu stawia ilość, a nie jakość. Według logiki, że jeśli naprodukujemy bogactwa ponad racjonalną miarę, to ono się jakoś tam rozleje na wszystkich, może i niezbyt egalitarnie, ale przynajmniej nawet tym na dole coś skapnie. Gdy wszystko działa bez żadnych przeszkód, jakoś to się kręci. Gdy tylko przychodzi jakiś większy kryzys, nagle miliony osób zostają na lodzie, a bogactwo zgromadzone w rękach garstki osób nie bardzo jest jak szybko rozdysponować pomiędzy potrzebujących.

Już na początku ostatniego dużego kryzysu gospodarczego z 2008 roku Tim Jackson napisał książkę „Prosperity without growth” [wyd. pol. Dobrobyt bez wzrostu” – przypis red.], w której postulował zmianę światowego paradygmatu ekonomicznego. Z systemu opartego na ciągłym wzroście powinniśmy przejść do systemu, który zapewnia stabilny postęp społeczny, bez konieczności ciągłego wytwarzania coraz większej ilości materialnego bogactwa. Pierwszym krokiem powinno być przedefiniowanie tego, jak rozumiemy postęp. Jackson zauważa, że „ilość nie jest tym samym, co jakość, a bogactwo nie jest tym samym, co satysfakcja”. Oczywiście nie jest tak, że bogactwo materialne zupełnie nie ma wpływu na zadowolenie z życia. Jednak od pewnego momentu zwiększanie zamożności przestaje podwyższać życiową satysfakcję. Wtedy zaczynają kluczową rolę grać inne kwestie, takie jak zdrowie, dobra sytuacja rodzinna, bogate życie towarzyskie, odpowiednie otoczenie, w którym się zamieszkuje, czy relacje w społeczeństwie.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

PKB nie jest więc dobrym wskaźnikiem obrazującym jakość życia w krajach rozwiniętych. Od PKB na poziomie mniej więcej 17 tys. dolarów na głowę (licząc parytetem siły nabywczej w cenach z 1995 roku), różnice w satysfakcji z życia przestają być skorelowane z przeciętną zamożnością w kraju. Przykładowo satysfakcja z życia w Holandii czy Finlandii była znacznie większa niż w USA, choć to ten drugi kraj mógł się pochwalić zdecydowanie większą zamożnością, liczoną jako PKB per capita.

Rozkwit zamiast wzrostu

Według Jacksona postęp nie jest tworzeniem większej ilości materialnego bogactwa, tylko umożliwianiem ludziom rozkwitu – fizycznego, psychicznego i społecznego. Wspólnoty polityczne powinny więc tworzyć warunki, które umożliwią obywatelom rozwijanie się w tych obszarach, które są autentycznie ważne dla większości ludzi – mowa o rodzinie, przyjaźni, tożsamości, relacjach społecznych czy osiąganiu życiowych celów, które bardzo rzadko są mierzone w walucie. Nie każde wyprodukowane dobro musi nas do tego zbliżyć. W systemie nastawionym na wytwarzanie materialnego bogactwa, w którym możliwości życiowe zależą niemal wyłącznie od statusu ekonomicznego, to właśnie zarabianie pieniędzy staje się głównym celem. A brak pieniędzy staje się powodem do wstydu. Bycie w potrzebie jest nie tylko brakiem środków do życia – to także gigantyczny uszczerbek na prestiżu.

Dlatego też absolutnym rdzeniem przebudowy modelu ekonomiczno-społecznego musi być zmniejszenie nierówności. Ciągła rywalizacja, na którą nastawione jest społeczeństwo, jest w dużej mierze nieproduktywna, za to tworzy nieustanne napięcia i stres emocjonalny. Psycholog kliniczny, Oliver James w swojej pracy „Affluenza” dowiódł, że w krajach o wysokich nierównościach występują także bardzo wysokie wskaźniki stresu i w ogóle złego samopoczucia mentalnego. Co w oczywisty sposób przekłada się na obniżenie jakości życia obywateli.

Zmniejszeniu nierówności powinno towarzyszyć także przedefiniowanie roli rządu. Długoterminowy interes społeczny powinien mieć pierwszeństwo przed krótkoterminowym interesem prywatnym. Rządy na całym świecie na wyścigi dbają o tak zwaną wolność konsumencką, która ma najpełniej rozwijać się na wolnym rynku, tymczasem dbałość o osiąganie celów społecznych trafia na drugi plan, jeśli w ogóle. Dlatego też rządy powinny dbać o stabilny dostęp do świadczeń społecznych oraz usług publicznych, zamiast wciąż pochylać się nad stabilnością makroekonomiczną, rozumianą jako długoterminowy wzrost PKB. To wcale nie oznacza, że rozwój gospodarczy ma w ogóle zejść z linii spojrzenia rządu. Mowa o zmianie rozłożenia akcentów – to rozwój gospodarczy ma być podporządkowany osiąganiu celów społecznych, a nie odwrotnie.

Nowa transformacja

Oczywiście przekształcenie modelu ekonomicznego na taki, w którym wzrost PKB nie będzie niezbędny do podnoszenia poziomu życia, nie jest proste. Jackson proponuje szereg rozwiązań, od których należałoby zacząć. Niezbędna jest reforma podatkowa, która nie tylko zmniejszałaby nierówności, ale też obciążyłaby daninami wszelkie rodzaje działalności, które realnie zmniejszają jakość życia – głównie mowa o takich, które degradują środowisko naturalne, albo eksploatują zasoby. Proponuje też wprowadzenie podatku Tobina, czyli daniny obciążającej transakcje finansowe, dzięki czemu swoboda przemieszczania się kapitału zostałaby ograniczona, co zwiększyłoby stabilność finansową państw, obecnie uzależnionych od kaprysów inwestorów.

Jackson postuluje także ograniczenie liczby godzin pracy, by wraz ze zwiększaniem się produktywności ludzie dostawali więcej wolnego czasu, który mogliby użyć na inne pożyteczne aktywności, niekoniecznie związane z aktywności zawodową. Ograniczenie nierówności ekonomicznych należy według jego koncepcji osiągnąć nie tylko dzięki reformie podatkowej, ale też powiązaniu płacy minimalnej z płacą maksymalną.

Rządy powinny też skupić się na rozwijaniu kapitału społecznego, który w nowym modelu miałby absolutnie kluczowe znaczenie. Autor zwraca uwagę na to, że przetrwanie kryzysów jest zależne nie od stabilności makroekonomicznej, tylko od siły więzi wspólnotowych w społeczeństwie.

Poszerzanie zakresu usług publicznych, dóbr istotnych społecznie oraz obszarów polityki publicznej, zwiększa zależność jakości życia od powodzenia całej wspólnoty, a zmniejsza od powodzenia osobistego. Dzięki temu spada znaczenie sukcesu osobistego, za to rośnie rola sprawności wspólnych instytucji. Obywatele mają więc większą motywację do rozwijania tych drugich, a mniejszą wagę przykładają do tego pierwszego.

Czy można zupełnie zrezygnować ze wzrostu PKB? Zapewne nie, w każdym razie Tim Jackson nie daje odpowiedzi na to, jak to zrobić. Można jednak stworzyć świat, w którym wzrost gospodarczy przestanie być niezbędny do podnoszenia jakości życia. Dzięki bardziej sprawiedliwie rozłożonym kosztom oraz zyskom, zgromadzone bogactwo będzie mogło pracować w interesie całych wspólnot, a nie garstki właścicieli. W takim świecie kilkumiesięczna pauza działalności komercyjnej nie będzie tragedią, gdyż podstawowe potrzeby będą zapewnione przez instytucje społeczne. Rodzaj umowy, na której się pracuje, lub ilość zakumulowanego kapitału nie będą już decydowały o tym, czy przeżyjemy kryzys, czy nie.

Narodowy Instytut Wolności – logo Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich – logo

Tekst przygotowany przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach projektu „Instytut Spraw Obywatelskich – łapiemy wiatr w żagle” sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 12 (2020)

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekonomia # Polityka # Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: