Felieton

Wojna, której nie widzisz. Ukraina, Bośnia, Irak i skoszarowani dziennikarze

szpiegujące oko
fot. Tumisu z Pixabay

Rafał Górski

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 164 / (8) 2023

„Gdyby ludzie znali prawdę, wojna skończyłaby się jutro. Ale oczywiście nie znają i nie mogą poznać” – stwierdził premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George podczas prywatnej rozmowy z wydawcą czasopisma „Guardian” C.P. Scottem. Uwaga ta została wypowiedziana w szczytowym momencie pierwszej rzezi światowej, znanej jako I Wojna Światowa. W jej trakcie 16 milionów straciło życie, a 21 milionów zostało rannych.

Przypomina o tym John Pilger w swoim filmie dokumentalnym „Wojna, której nie widzisz” (The War You Don’t See). „W kwietniu 2010 roku Wikileaks ujawniła to oto nagranie z kokpitu śmigłowca bojowego „Apache” w Bagdadzie w 2007 roku. Helikopter strzela do swoich ofiar z odległości ponad mili. Oto wojna, której nie widzisz” – tak zaczyna się dokument.

Kim jest jego reżyser? John Pilger jest dziennikarzem śledczym, pisarzem i dokumentalistą. Był korespondentem wojennym w Wietnamie i Kambodży. Nakręcił ponad 50 filmów dokumentalnych i napisał kilkanaście książek. Ostatni film o prywatyzacji służby zdrowia w Wielkiej Brytanii nosi tytuł: „The Dirty War on the National Health Service”. John Pilger dwukrotnie został uhonorowany brytyjską nagrodą Dziennikarza Roku.

Prawda i kłamstwo na wojnie

Kłamstwo jest pierwszym zwycięzcą wojny. Taki wniosek nasuwa się sam, jeśli uznamy, że racje miał gubernator Kalifornii, Hiram Johnson, który pod koniec I Wojny Światowej wypowiedział słynne zdanie: „Prawda jest pierwszą ofiarą wojny”. Pisze o tym celnie Arthur Ponsonby w książce „Kłamstwa czasów wojny” wydanej w 1928 roku. Polecam lekturę, szczególnie dlatego, że mamy wojnę za wschodnią granicą. Warto też skorzystać z okazji, bo polski przekład książki ukazał się ostatnio nakładem Wydawnictwa Wektory. Dlaczego dopiero teraz, kiedy półki księgarskie zalegają tony książek o niczym? Może dlatego:

„Jeśli ludzie zostaną ostrzeżeni, mogą zachować większą ostrożność i przejawiać mniejszą skłonność do bezkrytycznego akceptowania plotek, wyjaśnień i odezw preparowanych na ich użytek, gdy cień kolejnej wojny zamajaczy na horyzoncie.

Muszą zrozumieć, że rząd, który zdecydował się podjąć tak straszne i ryzykowne przedsięwzięcie, jakim jest wojna, musi od samego początku zaprezentować całkowicie niedwuznaczne i jednostronne usprawiedliwienie swoich czynów, nie mogąc sobie pozwolić na przyznanie racji czy dopuszczenie do głosu rozsądku w najmniejszej choćby sprawie, która mogłaby zasiać ziarno wątpliwości w głowach tych, którzy zdecydowali się walczyć. Fakty muszą być zniekształcone, ważne okoliczności wydarzeń ukryte, a obraz przedstawiony w tak jednoznacznych kolorach, by przekonać ignorantów, że ich rząd jest bez winy, ich sprawa szlachetna, a oczywista niegodziwość wroga udowodniona ponad wszelką wątpliwość. Wystarczyłaby chwila refleksji, aby każdy rozsądny człowiek dostrzegł, że tak oczywista tendencyjność nie może w żadnym razie odpowiadać prawdzie, ale na taką chwilę refleksji nie pozostawia się czasu. Kłamstwa puszczane są w obieg z jak największą częstotliwością. Bezmyślne masy akceptują je bezkrytycznie i swoim pobudzeniem wpływają na resztę społeczeństwa.

Ilość wierutnych bzdur i demagogii, która w czasach wojny w każdym kraju uchodzi za patriotyzm, jest w stanie wywołać rumieniec zakłopotania na twarzach przyzwoitych ludzi, gdy pozbędą się już złudzeń”

– pisał Arthur Ponsonby.

Kłamstwa wojny na Ukrainie i Nord Stream

„W czerwcu zeszłego roku nurkowie Marynarki Wojennej USA, działając pod przykrywką NATO-wskich ćwiczeń o nazwie BALTOPS 22, zainstalowali zdalnie sterowane ładunki wybuchowe, które trzy miesiące później zniszczyły trzy z czterech rurociągów Nord Stream – ta informacja pochodzi od anonimowego informatora, który miał uczestniczyć w planowaniu operacji” – to fragment artykułu „How America Took Out The Nord Stream Pipeline” autorstwa Seymoura Hersha.

Kim jest autor? Dziennikarzem śledczym, zdobywcą nagrody Pulitzera. Ujawnił m.in. masakrę w wietnamskiej wiosce My Lai w 1968 roku. Amerykanie zabili w niej 504 osoby (starców, 182 kobiety i 173 dzieci, w tym 56 niemowlaków). Seymour Hersh w 2004 roku na łamach magazynu „New Yorker” ujawnił skandal z torturami w więzieniu Abu Ghraib. Nad Irakijczykami w bestialski sposób znęcali się żołnierze armii Stanów Zjednoczonych oraz pracownicy prywatnych firm wojskowych.

„Terrorysta amerykańskiego dziennikarstwa” – tak nazwał Hersha doradca Pentagonu Richard Perle w 2003 roku. Jak dla mnie to bardzo dobra rekomendacja, potwierdzająca wiarygodność Hersha.

O artykule Hersha odpowiadającym na pytanie: „Kto wysadził Nord Stream?” dowiedziałem się od Johna Pilgera, na Twitterze.

Wcześniej o wysadzeniu Nord Stream przez Amerykanów na Twitterze pisał pan Radosław Sikorski, minister obrony narodowej w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego (2005–2007), w latach 2007–2014 minister spraw zagranicznych w rządach Donalda Tuska.

„Idea, że USA stały za wybuchami gazociągów Nord Stream, jest niedorzeczna i nie jest niczym więcej, niż funkcją rosyjskiej dezinformacji – powiedział po opublikowaniu twittów polskiego europarlamentarzysty rzecznik Departamentu Stanu USA Ned Price. To jeszcze mocniej utwierdziło mnie, że jest coś na rzeczy. Bo jak mawiał wybitny dziennikarz Claud Cockburn „Nie wierz w nic, dopóki to nie zostanie oficjalnie zdementowane”.

I jeszcze jedno w tym wątku.

Dobrze się stało, z punktu widzenia polskiej racji stanu, że Nord Stream przestał działać. Podkreślam, polskiej racji stanu. Bo właśnie ona mnie interesuje, a nie racja stanu amerykańska, rosyjska, ukraińska, niemiecka czy chińska.

Kłamstwa wojny w Bośni

„Nasze zajęcie polega na rozsianiu informacji. (…) Szybkość jej rozpowszechnienia jest sprawą zasadniczą. Gdy jakaś informacja jest dla nas dobra, musimy natychmiast zakotwiczyć ją w opinii publicznej, gdyż doskonale wiemy, że liczy się pierwsze potwierdzenie. Informacje dementujące nie mają żadnego znaczenia” – mówi James Harff z agencji PR Ruder Finn Global Public Affairs. Cytuje go Vladimir Volkoff (in. Władmir Wołkow) w książce „Krótka historia dezinformacji. Od konia trojańskiego do Internetu”. Przypomnę: Volkoff był francuskim pisarzem, profesorem Uniwersytetu w Liège, pochodził z rodziny emigrantów rosyjskich. W Polsce jest szczególnie ceniony przez „prawicę” za książkę „Montaż”. Książka pokazuje na przykładzie KGB, „jak w praktyce używane są mechanizmy dezinformacji, na czym polega agentura wpływu, co to są „pudła rezonansowe” powielające pożądane przez mocodawców agentury tezy i jak uruchamia się „orkiestrę” takich pudeł”.

Wracając do operacji „Bośnia” – agencja PR Ruder Finn Global Public Affairs, w latach 1991-1992, była wynajmowana przez Republikę Chorwacji, Republikę Bośni i Hercegowiny i Republikę Kosowa. Do czego? Do operacji dezinformacyjnych przeciwko Serbii. Agencja z powodzeniem wykorzystała „przełącznik żydowski” – zaangażowała społeczność żydowską po stronie przeciwników Serbów. Użyła do tego artykuł o „serbskich obozach koncentracyjnych” opublikowany przez nowojorską gazetę „Newsday”.

„W oczach opinii światowej mogliśmy połączyć Serbów z nazistami” – mówi James Harff. Połączyli ich w sposób efektywny i nieodwracalny. Nie miało żadnego znaczenia to, że Serbowie walczyli z nazistami i byli po stronie Żydów podczas wojny. Prawda nie miała żadnego znaczenia. „Serbowie = naziści”.

Taki przekaz wzmacniały akcje medialne, np. z użyciem słowa „obóz”. Jak pisze Volkoff: „Uczciwa prasa próbowała wykazać, że słowo »obóz« samo w sobie nie ma nic oburzającego; nie mówiąc już o obozach skautów – trzeba rozróżnić między obozami zagłady, obozami koncentracyjnymi, obozami dla internowanych, obozami dla uchodźców czy obozami przejściowymi. Ale koszmar obozów hitlerowskich jest tak wielki, że nic nie poradzisz: stosownie pokierowany czytelnik zobaczy oczami wyobraźni wszędzie tylko obozy zagłady, mimo świadectw tak ostrzegawczych, jak świadectwa Simone Weill czy Elie i Simona Wiesenthalów, którzy wyraźnie oświadczyli, że serbskie obozy dla więźniów nie miały nic wspólnego z nazistowskimi obozami koncentracyjnymi”.

Innym wspornikiem operacji dezinformacyjnej „Bośnia” był afisz z dwiema fotografami: Adolfa Hitlera i Slobodana Miloševića, z podpisem u dołu: „Rozmowa o czystkach etnicznych – co wam to przypomina?”.

I jeszcze „wisienka na torcie”: słynne zdjęcie przedstawiające wychudzonego bośniackiego Muzułmanina. „Zdjęcie, które oszukało świat” znalazło się m.in. na okładce magazynu „Time” z 17 sierpnia 1992 roku. Dziennikarz Thomas Deichmann postanowił przeprowadzić śledztwo, kiedy jego żona zwróciła mu uwagę na to, że na zdjęciu druty kolczaste są po złej stronie.

Okazało się, jak pisze w swojej książce Volkoff, że wychudzony mężczyzna na zdjęciu nazywał się Fikret Alić i nie był więźniem, ale uchodźcą; uchodźcy znajdowali się poza zasiekami kolczastymi, a fotograf po drugiej stronie; zasieki nie otaczały żadnego obozu, ale… pastwisko dla bydła!”.

Inne kłamstwa o Serbach rozpowszechniane przez agencje PR to: „czystki etniczne”, gwałty w „obozach zgwałceń”, używanie gazów (broni chemicznej), „doły z trupami”, masakry w Sarajewie. Max Clos w Figaro z 30 kwietnia 1994 roku pisał: „Zachodnie media w całości pozwoliły zatruć się, nie pytając nigdy, czy dostarczane im wersje wydarzeń są przynajmniej prawdopodobne. Dlaczego? Dlatego, że w tym konflikcie jest »politycznie poprawne« opowiadać się za muzułmanami przeciw prawosławnym Serbom”.

Amerykański przemysł polityczno-gospodarczego PR zarabia rocznie kilka miliardów dolarów”. Czy i ile zarabia dziś na wojnie na Ukrainie? W poszukiwaniu odpowiedzi warto pójść tropem, który wskazuje John Pilger.

Kłamstwa wojny w Iraku

„Druzgocący raport o wojnie w Iraku: inwazja przed wyczerpaniem opcji pokojowych” to tytuł artykułu na portalu tvp.info z 6 lipca 2016 roku. 12-tomowy raport sir Johna Chilcota został przygotowany na podstawie siedmioletniego śledztwa w sprawie udziału Wielkiej Brytanii w irackiej wojnie w 2003 roku.

„Dziś jest jasne, że politykę wobec Iraku prowadzono na podstawie błędnych analiz wywiadu. Nikt ich nie kwestionował, a należało” – mówił Sir John Chilcot. Ustalono, że opinia publiczna była wprowadzona w błąd – nie było zagrożenia bronią chemiczną ze strony irackiego dyktatora Saddama Husajna.

Zwracał na to uwagę już w 1998 roku, Scott Ritter, główny inspektor rozbrojeniowy ONZ w Iraku.

„Charles Hanley, który zdobył Nagrodę Pulitzera za swoje reportaże przebywał w Iraku w styczniu 2003 roku i udał się do wszystkich miejsc, które ludzie Busha nazwali podejrzanymi – do Al-Tuwaithy, do Faludży. Pojechał w każde miejsce, które określili w ten sposób George Bush, Cheney, Rice i Colin Powell i odkrył, że w każdym przypadku były nadal zamknięte od 1991 roku, kiedy zamknęli je inspektorzy ONZ. 18. stycznia złożył raport, który trafił do każdej znaczącej redakcji w Stanach Zjednoczonych, ponieważ raporty Associated Press trafiają do każdej znaczącej redakcji w Stanach Zjednoczonych, i pozostał praktycznie bez odzewu” – mówi Stave Rebdall z Fairness & Accuracy In Reporting. Raportu nikt nie opublikował bo „nie pasował do scenariusza. Mieliśmy rozpocząć wojnę choćby nie wiem co”.

Sir John Chilcot zwraca uwagę w swoim raporcie, że Wielka Brytania przystąpiła do inwazji na Irak przed wyczerpaniem wszystkich pokojowych opcji rozwiązania konfliktu. Dużo o kłamstwach wojny można się dowiedzieć z dołączonego do raportu, a utajnionego przez lata listu, jaki Tony Blair wysłał George’owi W. Bushowi. Wynika z niego m.in., że obaj „przywódcy” podjęli decyzję o wojnie prawie rok przed faktycznym rozpoczęciem konfliktu. Nie brali pod uwagę zdania Rady Bezpieczeństwa ONZ, Kongresu ani brytyjskiego parlamentu. Blair i Bush zdawali sobie też sprawę z katastrofy, jaką wywoła ich interwencja wojskowa.

Raport może wystarczyć do wytoczenia procesów odpowiedzialnym za decyzje o wojnie. Autorzy wojny w Iraku nie zostali jednak oddani pod sąd, tak jak autorzy ludobójstw w Czeczeni, Tybecie czy Hiroszimie.

Pisząc o kłamstwach wojny w Iraku warto pamiętać o roli agencji PR. W Iraku maczała swoje brudne palce agencja Hill and Knowlton, która przeprowadziła operację dezinformacyjną. Ciekawe czy generał Colin Powell, ówczesny sekretarz stanu USA, korzystał z jej doradztwa przygotowując się do widowiska kłamstw, jakie odegrał w ONZ – z fiolką z wąglikiem i rysunkami ciężarówek do produkcji broni biologicznej? Wszystko po to, żeby uzasadnić „specjalną operację wojskową” w Iraku. Ten spektakl nigdy nie został zakwestionowany przez dziennikarzy amerykańskich środków przekazu głównego nurtu.

ONZ: Colin Powell trzyma model fiolki argumentując, że Irak prawdopodobnie posiada broń masowego rażenia.
ONZ: Colin Powell trzyma model fiolki argumentując, że Irak prawdopodobnie posiada broń masowego rażenia. fot. Public Domain

I jeszcze dwa polskie akcenty. Przypominam, że Polska zasiliła „koalicję chętnych”. Koalicję, której działania wojskowe doprowadziły do śmierci 655.000 cywilnych Irakijczyków (źródło: Bloomberg School of Public Health Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa). Najważniejsze jednak, jak podkreślają generałowie od lat, że wojsko polskie mogło nabrać bezcennego doświadczenia bojowego (sic!).

I drugi polski akcent – polecam lekturę „Raportu o wojnie w Iraku”, którego autorem jest Tomasz Gabiś. Szczególnie polecam dziennikarzom, którzy zajmują się polityką i nie wiedzą, kim jest Tomasz Gabiś.

Skoszarowani dziennikarze

John Pilger zwraca uwagę na nowe słowo: „skoszarowanie” [embedding], które pojawiło się w języku mediów.

„Bardzo mi się podoba ten zwrot dotyczący wojny w Iraku – »skoszarowany dziennikarz«.

Cóż, zbyt wielu dziennikarzy było »skoszarowanych/współpracujących« z administracją w rozmaitych kwestiach. Powiedziałbym, że 80 do 90% tego, co się czyta w gazetach jest zainspirowane przez rząd.

Jeśli dziennikarze podają informacje o społeczności wywiadowczej i stają się krytyczni w stosunku do CIA lub ważnej organizacji wywiadowczej, tracą swoje źródła. Jeśli staną się krytyczni wobec Pentagonu, będzie im bardzo trudno dostać się do jego środka i zająć się oficjalnymi źródłami wojskowymi” – zauważa profesor Melvin Goodman, były analityk CIA. „Są też emerytowani generałowie, którzy służą jako rzecznicy prasowi wszystkich sieci telewizyjnych. Nigdy nie ujawnia się, dla których wojskowych firm przemysłowych oni pracują” – dodaje Goodman.

„Kiedy pracowałem w departamencie informacji w Ministerstwie Spraw Zagranicznych,

dozowaliśmy dostęp do ministra spraw zagranicznych jako rodzaj nagrody dla dziennikarzy. Jeżeli byli krytyczni lub uważaliśmy, że są zbyt wrogo nastawieni do naszej relacji z wydarzeń, odbieraliśmy im możliwość polatania sobie po świecie z ministrem bądź uzyskania wywiadów na wyłączność od czasu do czasu.

To samo robiliśmy w Nowym Jorku. Jeśli dziennikarze nieszczególnie wspierali nasze doniesienia, odcinaliśmy ich, utrudnialiśmy im życie – przyznaje Carne Ross, urzędnik pracujący w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Wielkiej Brytanii w latach 1989-2004. W rozmowie z Johnem Pilgerem mówi: „Czuję się bardzo winny z tego powodu, czuję wielki wstyd z tego powodu”.

Film „Wojna, której nie widzisz” przedstawia szereg konkretnych sytuacji, w których dziennikarze zamiast sami dochodzić prawdy, powtarzali lub potęgowali kłamstwa. Przykładem mogą być BBC, New York Times, The Observer, Fox Television i CBS News podczas wojny w Iraku.

Gdyby dziennikarze poszukiwali prawdy, od samego początku zadawaliby trudne pytania, kwestionowaliby przekaz polityków, nagłaśnialiby rządowe operacje w zakresie propagandy i dezinformacji to wojna w Iraku nie wybuchłaby.

„Problem ze skoszarowanym dziennikarstwem polega na tym, że poznajemy wyłącznie punkt widzenia wojska. Nie widzimy i nie słyszymy cywilów, przeciwko którym skierowane są jego działania” – zauważa Phil Shiner, prawnik występującym w imieniu ponad stu irakijskich rodzin.

W tym miejscu warto przytoczyć fakty: 10% wszystkich ofiar I Wojny Światowej stanowili cywile. Podczas II Wojny Światowej liczby ofiar cywilnych wrosła do 50%. Podczas wojny w Wietnamie 70% wszystkich ofiar śmiertelnych to cywile. W czasie wojny w Iraku, liczba ofiar śmiertelnych wśród cywilów wyniosła do 90%.

Nieskoszarowani dziennikarze stają się zagrożeniem dla propagandy wojskowej. W tajnym dokumencie brytyjskiego ministerstwa obrony, ujawnionym przez Wikileaks, dziennikarze śledczy stanowią jednakowe zagrożenie dla bezpieczeństwa, jak terroryści.

Jak zauważa John Pilger dziennikarze, którzy odmawiają współpracy z wojskiem to często ci, którzy relacjonują prawdziwe wydarzenia.

Niestety, przytłaczająca większość dziennikarzy współpracuje z władzą, zamiast patrzeć jej na ręce. Ilu takich dziennikarzy mamy dzisiaj w Polsce?

Tylko nieliczni potrafią przyznać się do błędów, tak jak David Rose, były dziennikarz The Observer. W swoich artykułach propagował on inwazję na Irak, a po latach komentował je tak: „robi mi się niedobrze, czuję złość i wstyd”. Pytany o to, czy za zbrodnie w Iraku współodpowiedzialni są dziennikarze, odpowiada: „Tak”.

W tym miejscu warto przypomnieć historię o „intelektualnych prostytutkach”. W 1880 roku, John Swinton, dziennikarz nowojorski, był gościem honorowym na bankiecie wydanym przez liderów medialnego rzemiosła. Gdy jeden z uczestników zaproponował wzniesienie toastu za niezależną prasę, Swinton wygłosił taką oto „myślozbrodnię”:

„Każdy z obecnych tutaj wie, że niezależna prasa nie istnieje. Wy to wiecie i ja to wiem: żaden z was nie ośmieliłby się ogłosić na łamach gazety własnych opinii; a gdyby nawet się ośmielił, zdajecie sobie sprawę z tego, że nie zostałyby one nigdy wydrukowane. Dostaję ileś dolarów tygodniowo za to, żebym powstrzymywał się od wyrażania własnych poglądów i opinii w gazecie, w której pracuję. Wielu tu obecnych otrzymuje podobną zapłatę na identycznych zasadach. Gdyby ktoś z was był na tyle szalony, by uczciwie opisać sprawy, znalazłby się natychmiast na bruku. Gdybym dopuścił, by moje prawdziwe opinie zostały opublikowane, w którymkolwiek numerze gazety, straciłbym pracę w niecałe 24 godziny. Praca dziennikarza polega na niszczeniu prawdy, łganiu na potęgę, deprawowaniu, zohydzaniu, czołganiu się u stóp mamony, sprzedawaniu siebie, sprzedawaniu swojego kraju i swojego narodu w zamian za chleb swój powszedni, czy też – co się sprowadza do tego samego – za swoją pensję. Wiecie to wy i wiem to ja. Cóż to więc za szaleństwo wznosić toast za niezależną prasę!

My, dziennikarze, jesteśmy wasalami, instrumentami w rękach bogaczy, którzy potajemnie spiskują i kierują wszystkim zza kulis! My jesteśmy ich marionetkami! To oni pociągają za sznurki, a my tańczymy! Nasz czas, nasz potencjał i nasze talenty są w rękach tych ludzi. Jesteśmy intelektualnymi prostytutkami!”.

(Źródło: Labor’s Untold Story, Richard O. Boyer i Herbert M. Morais, United Electrical, Radio & Machine Workers of America, NY, 1955/1979).

Kłamstwa wojny – jak się bronić?

Edward L. Bernays, autor klasycznej książki „Propaganda” pisał: „Istotną cechą społeczeństwa demokratycznego jest świadome i inteligentne sterowanie zachowaniami oraz opiniami tłumu. Ci, którzy manipulują tymi zachodzącymi w społeczeństwie procesami, tworzą niewidoczny rząd sprawujący rzeczywistą władzę nad krajem”.

Jak się bronić przed propagandą i dezinformacją niewidzialnego rządu? Polecam uważną lekturę tego, co pisali w swoich książkach Ponsonby i Volkoff. Szczególnie utkwiło mi w pamięci jedno z ostrzeżeń tego drugiego:

„Jest niemal pewne, że coś niedobrego się święci, gdy media opozycyjne wobec siebie zgadzają się ze sobą nawet w szczegółach”.

Stawianie oporu kłamstwom czasów wojny jest szczególnie ważne dziś, kiedy toczy się za naszą wschodnią granicą wojna zastępcza między Ameryką i Chinami. Kiedy próbuje się wciągnąć w tę wojnę, na front, nas, Polaków. Przykład? 6 marca 2022 roku Sekretarz Stanu USA Antony Blinken ogłasza, że Stany Zjednoczone rozważają wysłanie samolotów do Polski, jeżeli Warszawa zdecyduje się przekazać myśliwce Ukrainie.

„Żaden z bohaterów gotowych na cierpienia i poświęcenie, nikt z tłumu ludzi skorych do służby i posłuszeństwa nie będzie skłonny usłuchać wezwania swego kraju, gdy odkryje zatrute źródło, z którego owo wezwanie dobiega i rozpozna monstrualną rękę fałszu, która wskazuje drogę na pole bitwy” – pisał Arthur Ponsonby. Czy jesteś gotowy pójść dzisiaj na wojnę „za naszą i waszą wolność”?

I jeszcze jedno na koniec, uprzedzając ewentualne pytania. Czy jestem pacyfistą? Nie, nie jestem pacyfistą. Nie jestem też ślepym kretem. Jestem realistą. I dziennikarzem, który chce móc patrzeć sobie w lustro bez obrzydzenia, codziennie rano. A stawka jest zbyt wysoka, żeby pozwalać sobie na luksus konformizmu.

Tropy w głąb króliczej nory:

  1. Wojna, której nie widzisz (2010), reż. John Pilger. Dający do myślenia film dokumentalny o propagandzie wojennej: jak rządy manipulują faktami i jak większość mediów i dziennikarzy pozwala im na to.
  2. Volkoff Vladimir, Krótka historia dezinformacji. Od konia trojańskiego do Internetu, Wrocław: Wydawnictwo Wektory, 2022. Praktyczny poradnik, jak bronić się przed praniem mózgu.
  3. Volkoff Vladimir, Psychosocjotechnika. Dezinformacja. Oręż wojny, Komorów: Wydawnictwo ANTYK Marcin Dybowski, 1999. Odtrutka na zalewającą nas dezinformację i manipulację, antologia kilkunastu tekstów wybitnych teoretyków i praktyków wojny psychologicznej, wybranych i komentowanych przez autora w ten sposób, by ukazać cele, metody i środki wpływania na opinię publiczną, a tym samym umożliwić czytelnikowi ich rozpoznanie i obronę przed nimi.
  4. Ponsonby Arthur, Kłamstwa czasów wojny, Wrocław: Wydawnictwo Wektory, 2022. Jak przekonać ludzi do poparcia działań wojennych i wzięcia w nich udziału. Jak się przed tym obronić.
  5. Bernays Edward, Propaganda, Wrocław: Wydawnictwo Wektory, 2020. Klasyka propagandy.
  6. Wojna, której nie widzisz, Tekstowy zapis słów wypowiadanych w filmie w języku polskim. Dziękuję bardzo zespołowi pubmedinfo.org za tłumaczenie.
  7. @johnpilger Informacje o dziennikarstwie nieskoszarowanym i skoszarowanym.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 164 / (8) 2023

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Górski prowokuje # Polityka # Świat

Być może zainteresują Cię również: