Wojny o wodę
Z dr. hab. inż. Piotrem Kowalczakiem rozmawiamy o konfliktach o wodę, przyczynach kurczenia się światowych zasobów wody oraz o kryzysie hydrologicznym w Polsce i o tym, jak możemy mu przeciwdziałać.
(Wywiad jest zredagowaną i uzupełnioną wersją podcastu Czy masz świadomość? pt. Wojna o wodę. Światowy Dzień Wody).
Rafał Górski: Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Kamala Harris twierdzi, że przyszłe wojny będą toczyć się o wodę. Czy podziela Pan tę opinię?
Dr hab. inż. Piotr Kowalczak: Tego rodzaju prognozy obecne są w dyskusjach nt. gospodarki wodnej od ponad półwiecza. W bardzo podobny sposób wypowiadali się np. praktycznie wszyscy prezydenci Egiptu, a także innych krajów arabskich. Również kolejni sekretarze generalni ONZ zabierali w tej sprawie głos w podobnym tonie, i to niekiedy w sposób stanowczy.
Z czego wynika niedobór wody w niektórych rejonach świata?
Problem ten związany jest przede wszystkim ze wzrostem populacji ludzi na Ziemi. W hydrologii znamy taką zależność, że jeżeli liczba ludności na danym obszarze wzrasta dwukrotnie, to w tym samym czasie zapotrzebowanie na wodę wzrasta sześciokrotnie.
Konflikty o zasoby, a w szczególności o wodę, wynikają z tego, że źle lokalizujemy koncentrację naszych potrzeb, np. budujemy czy rozbudowujemy miasta w miejscach, co do których można z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, że wygeneruje to problemy z gospodarką wodną. Po pewnym czasie albo już w trakcie budowy dochodzi do wyczerpania zasobów wody, ale największe straty przynosi sytuacja, kiedy następuje dalszy niekontrolowany wzrost zapotrzebowania na wodę – choćby w efekcie wzrostu liczby ludności lub rozwoju nowych technologii, pochłaniających jeszcze większe ilości wody. W krajach o najmniejszych zasobach wodnych rolnictwo pochłania 70-90% zasobów, co często prowadzi do kryzysów. Kolejną przyczyną niedoborów wody jest zwykłe marnotrawstwo. W Polsce często mówi się o marnotrawstwie żywności, rzadko dodając przy tym, że marnotrawstwo żywności jest również marnotrawieniem wody.
Jakie są dziś najgroźniejsze punkty zapalne konfliktów o wodę?
Na razie w różnego rodzaju negocjacjach decyduje ilość czołgów, a nie ekspertyzy naukowe. W związku z tym kraje będące światowymi czy regionalnymi potęgami militarnymi praktycznie robią, co chcą.
Natomiast tam, gdzie mamy do czynienia z choćby względną równowagą między państwami zabiegającymi o wodę, sytuacja wygląda inaczej. Bodaj najstarszy z toczących się obecnie konfliktów o wodę rozgrywa się wokół rzeki Jordan, a jego linia przebiega nie tylko między Izraelem a resztą państw arabskich w tym regionie, ale również pomiędzy poszczególnymi krajami arabskimi. To stwarza ogromne trudności podczas negocjacji, tym bardziej że żadna ze stron nie przestrzega podpisanych umów. Sytuacja jest patowa, tym bardziej że nakładają się na nią konflikty narodowościowe oraz kolejne wojny. Konflikt o wodę ma miejsce także w południowej części Afryki wokół rzeki Zambezi, która jest perspektywicznym źródłem zasobów energetycznych dla krajów takich jak Angola, Zambia, Mozambik, Namibia, Botswana czy Zimbabwe. Z konfliktową sytuacją mamy do czynienia także w dorzeczu Wolty. W Afryce problemy z brakiem wystarczających zasobów wody będą występowały wszędzie tam, gdzie będzie następował intensywny rozwój gospodarczy.
Dlaczego tak trudno jest prognozować wybuchy konfliktów o wodę?
Najpewniej dlatego, że rywalizacja o wodę jest w konfliktach międzynarodowych głównie katalizatorem. Nawet jeżeli problemy wodne przeważają pod względem znaczenia nad innymi zagadnieniami politycznymi, to najczęściej pozostają w tle. Gdybyśmy na przykład przyjrzeli się historii konfliktu izraelsko-arabskiego, to rywalizacja o zasoby wodne jest w nim tematem marginalnym. Nawet jeżeli przez wiele lat występują jakieś starcia o wodę, to w momencie wybuchu otwartego konfliktu woda schodzi na dalszy plan. Natomiast dziwnym trafem większość wojen kończy się w sposób bardzo korzystny pod względem hydrograficznym dla zwycięzców. Egipt dzięki sile militarnej bardzo długo utrzymywał dominację na Nilu. Sytuacja zmieniła się, gdy w kraju rozgorzały konflikty wewnętrzne, w które zaangażowana została armia. Co ciekawe: Egipt jako jedyny kraj pustynny na świecie utrzymuje jednostki, które są szkolone do walk w dżungli. W jakim celu? Myślę, że właśnie na okoliczność potencjalnej interwencji w górnej części dorzecza Nilu. Jest mnóstwo takich drobiazgów, które budują scenariusze przyszłych wojen, ale w historii konfliktów, które znamy, nie sposób stwierdzić, że ich jedyną czy główną przyczyną była rywalizacja o wodę. W Oakland w USA prężnie działa założony przez dr. Petera H. Gleicka Pacific Institute, który drobiazgowo bada ten temat od końca lat 90. ubiegłego wieku. Podstawowy wniosek z tych badań można zawrzeć w stwierdzeniu, że wybuchu konfliktów o wodę nie da się przewidzieć.
Spotkałem się z opinią, że wojna w Syrii to właśnie konflikt o wodę. Podobnie w przypadku konfliktu w Tybecie. Przypomnijmy, że na terenie Tybetu swoje źródła ma siedem największych rzek Azji, dostarczających wodę dla ok. 2,5 mld. ludzi. Czy dostrzega Pan jakieś symptomy, że mocarstwa takie jak Stany Zjednoczone, Chiny czy Rosja toczą w ukryciu wojny o wodę?
Kraje te konsekwentnie pilnują swoich interesów i budują „przedmurze” swojej gospodarki wodnej na kolejne lata. Ciekawym przykładem są Chiny, które lata temu rozpoczęły zabudowę górnej części biegu Mekongu zaporami wodnymi, służącymi na razie głównie do produkcji energii elektrycznej. Zabudowa ta powoduje niestety zakłócanie reżimu hydrologicznego i niszczy gospodarkę wodną na obszarach przybrzeżnych poniżej – np. Kambodża doświadcza istotnych strat w rybołówstwie, które stanowi podstawę gospodarki tego kraju. Chińskie inwestycje będą miały wpływ także na zagospodarowanie obszarów przybrzeżnych w pozostałych krajach dorzecza, które poniosą z tego powodu znaczne straty – szczególnie w rolnictwie.
Czy wojna na Ukrainie toczy się o wodę?
Celem Rosji jest przede wszystkim uzyskanie określonego terytorium. Niemniej występują w tym konflikcie również takie znamiona. Np. mamy w tej wojnie do czynienia z wykorzystywaniem obiektów gospodarki wodnej do działań wojennych, i to przez obie strony.
Ukraińcy celowo zalewali część obszarów, korzystając z budowli wodnych, żeby utrudnić posuwanie się agresji wojsk rosyjskich w głąb kraju, natomiast Rosjanie w sposób przemyślany likwidują bieg infrastruktury wodnej związanej z rolnictwem, które stanowi bardzo ważną gałąź gospodarki Ukrainy. Wojska rosyjskie niszczą także obiekty gospodarki wodnej – oczyszczalnie ścieków, przepompownie, obiekty dużej gospodarki wodnej.
Niedawno natrafiłem na informację, że prowadzą także jakieś dziwne prace w okolicy zbiornika retencyjnego, który zasila w wodę Zaporoską Elektrownię Jądrową, która do niedawna była największą elektrownią atomową w Europie. Wydaje się, że podejmowane są próby odprowadzenia wody z tego zbiornika retencyjnego, z którego zasilane są także okoliczne obszary rolnicze. Oglądałem mapy okolic elektrowni i trudno mi sobie wyobrazić, jak to ma wyglądać, ale nauka nie zna granic. Jednak gdyby do tego doszło, pojawi się realne ryzyko awarii elektrowni zaporoskiej. Pacific Institute, o którym wcześniej wspominałem, z aptekarską dokładnością rejestruje wszystkie szkody, które zostały poczynione w ukraińskich obiektach wodnych. Prawdopodobnie w oparciu o te dane zostanie sporządzony jakiś raport. Będzie to bardzo interesujące, gdyż w żadnym z wcześniejszych konfliktów nie wykorzystano jeszcze sił zbrojnych w takiej skali jeśli chodzi o obiekty gospodarki wodnej i ogólnie zasoby wodne.
Wymieniliśmy Chiny, Rosję, a czy byłby Pan w stanie podać jakiś przykład walki o wodę ze strony Stanów Zjednoczonych?
Stany Zjednoczone przez dekady prowadziły bardzo rabunkową gospodarkę wodną i obecnie uwikłały się we własne problemy. Jako przykład może posłużyć dolina Ogallala – miejsce to jeszcze na początku lat 2000. było światowym zagłębiem zbożowym, około 100 państw zaopatrywało się w pszenicę, kukurydzę i inne zboża z tego rejonu. Obecnie są tam ogromne problemy z wodą, jest wielkie osiadanie gruntu. Na to nałożyła się jeszcze susza, która spustoszyła zasoby wodne w zbiornikach retencyjnych. Natomiast jeśli chodzi o konflikty z sąsiednimi krajami, mogę podać tutaj przykład rzeki Kolorado i konfliktu z Meksykiem.
Na czym on polega?
Woda w Kolorado praktycznie się skończyła z powodu ogromnego poboru zasilającego duże miasta – m.in. idzie stamtąd rurociąg do Los Angeles, Phoenix, Las Vegas. Do tego w latach 70. ufundowano na tym terenie znaczną ilość obszarów, które wymagają nawodnienia. Pod koniec XX wieku było już wyraźnie widać wpływ nadmiernej eksploatacji tamtejszych zasobów wodnych. Już wówczas pojawiały się głosy, że zbudowane w okolicy zbiorniki retencyjne – skądinąd piękne budowle pod względem inżynierskim – nigdy się nie napełnią ze względu na brak wody. W tej chwili mówi się, że w przyszłym roku prawdopodobnie skończy się eksploatacja elektrowni wodnej na Zaporze Hoovera, zamykającej sztuczne jezioro Mead, gdyż prawdopodobnie stan wody będzie już zbyt niski, aby urządzenia elektrowni mogły działać. Poziom wody w rzece Kolorado jest obecnie tak niski, że woda przestała dopływać do Meksyku albo dopływa w ilościach śladowych. To pociąga za sobą duże straty, w tym poważne zmiany flory i fauny, bo wody te ulegają ogromnemu zasoleniu.
Rozumiem, że układ sił jest taki, że Meksyk właściwie nic nie może, tak?
Tak, i właśnie tak jest w większości przypadków, w których sytuacja dotyczy któregoś z mocarstw. Najsilniejsze państwa nie chcą ograniczyć się do roli członka grupy czy komisji międzynarodowej. Nie szanują umów ani układów, lecz bezwzględnie korzystają ze swojej hegemonicznej pozycji.
Co roku w dn. 22 marca obchodzimy Światowy Dzień Wody. O czym nie mówi się przy okazji obchodów tego dnia?
Światowy Dzień Wody został ogłoszony przez ONZ w 1992 roku jako święto, które miało stanowić impuls do roztropnego gospodarowania światowymi zasobami wodnymi. W 2015 roku zgromadzenie ogólne ONZ przyjęło 17 celów zrównoważonego rozwoju, wśród których znalazł się cel nr 6, w którym mowa jest o tym, że do 2030 roku wszyscy ludzie na Ziemi będą mieli dostęp do czystej wody i do usług sanitarnych. W 2017-18 roku pojawiły się raporty cząstkowe, sugerujące, że założenia tego celu nie są realizowane. Powołano zatem jeszcze jeden program, który ma na celu przyspieszenie realizacji założeń. ONZ jest organizacją, która specjalizuje się w opracowywaniu założeń, tworzeniu programów i ogólnie w pompowaniu własnej biurokracji.
W zeszłym roku powstał raport, który podsumowuje przebieg dotychczasowych działań na rzecz realizacji celu nr 6 agendy zrównoważonego rozwoju – i wynika z niego, że obecnie 2,8 mld ludzi nie posiada urządzeń sanitarnych, a około 5% populacji w 55 krajach świata załatwia swoje potrzeby na świeżym powietrzu.
Jest to niebezpieczne zjawisko, gdyż występuje m.in. w slumsach, gdzie podczas każdego opadu deszczu prowizoryczna zabudowa nie stanowi żadnej ochrony. Te wszystkie zanieczyszczenia przedostają się do ludzkich siedzib, co w najgorszym razie może skutkować nawet epidemią. Żeby do 2030 roku osiągnąć założony cel, powinniśmy 4-krotnie przyspieszyć prace. Tymczasem dokładniejsze badania wykazały, że są kraje, które ani nie mają biurokratycznych struktur, które mogłyby przeprowadzić tego rodzaju działania, ani nie mają środków na ich realizację. I tego jakoś nie stwierdzono na poprzednich etapach monitorowania, a była to elementarna wiedza konieczna do tego, aby rozpocząć działania ratunkowe – jeżeli nie ze środków danych państw, to przy wsparciu międzynarodowym. Opisy sytuacji zawarte w raportach ONZ bywają doprawdy kuriozalne. Na przykład: co jest przyczyną opóźnień w realizacji programu? Otóż przyczyną są kaskadowe i wzajemnie powiązane kryzysy, które stanowią poważne zagrożenie dla agendy. Piękne, prawda?
Co to znaczy?
Nie wiem (śmiech). Może kaskada kryzysów zasypała jakiegoś urzędnika. Biurokracja ONZ słynie z beznadziejnej sprawozdawczości i bardzo osobliwych tłumaczeń. Wina czy odpowiedzialność nigdy nie leży po stronie tych urzędników, bo to są poważne, bardzo dobrze płatne stanowiska. Mój komentarz jest złośliwy, ale tak to niestety wygląda.
A jak wygląda sytuacja w naszym kraju? Czy jesteśmy przygotowani na potencjalne konflikty o wodę?
Polska ma tę wspaniałą sytuację, że jesteśmy krajem, który leży w granicach hydrograficznych. A więc wszystko, co mamy na naszym terenie, jest nasze. Dopływa do nas zaledwie 12% wody spoza kraju, głównie z Czech.
Poza tym mamy dobrze pracujące komisje międzynarodowe, przede wszystkim Międzynarodową Komisję Ochrony Odry przed Zanieczyszczeniem, która ma przygotowane procedury na każdą okoliczność. Dopóki nie wejdą tam politycy, to ta organizacja będzie działała równie sprawnie jak wszystkie podobne organizacje w Europie. Na pewno niepokojącym sygnałem był niedawny incydent z zanieczyszczeniem Odry. Gdyby sięgnięto wówczas do materiałów komisji odrzańskiej, byłaby szansa na podjęcie skutecznych działań. Zgodnie z procedurą należało przejrzeć monitoringi, pobrać próbki, powiadomić o sytuacji wszystkie zainteresowane strony i wspólnie działać. Ale wygrała logika polityczna.
Jeszcze za rządów premiera Tuska organizacje społeczne ostrzegały przed wydobyciem gazu ziemnego metodą szczelinowania hydraulicznego, argumentując, że użycie tej technologii może istotnie naruszyć pokłady wody pitnej. Jakie jest Pana zdanie w tej sprawie?
Byłem, że tak powiem, osobiście zamieszany w inicjatywę mającą na celu rozpoczęcie wydobycia gazu łupkowego w Polsce. Organizacje ekologiczne powoływały się na doświadczenia amerykańskie, natomiast w USA przepisy dotyczące eksploatacji tego rodzaju zasobów są bardzo swobodne. W Polsce mamy w tym obszarze bardzo rygorystyczne prawo i gdyby doszło do eksploatacji złóż gazu łupkowego, prawdopodobnie byłoby to bardzo mocno obwarowane różnymi zastrzeżeniami i skrupulatnie monitorowane przez organizacje ekologiczne. Oczywiście istnieją zagrożenia, tak jak wszędzie, ale osobiście uważam, że warto sięgnąć po gaz z łupków.
Czego Pana zdaniem powinniśmy domagać się dzisiaj od polityków w zakresie gospodarki wodnej?
Gospodarując wodami w Polsce popełniamy jeden zasadniczy błąd – u nas polityka wodna, strategie wodne itd. zmieniają się wraz ze zmianą władzy. Każda nowa ekipa przynosi własne, genialne rozwiązania, które w żaden sposób nie stanowią kontynuacji polityki poprzedników. Za czasów rządów Platformy Obywatelskiej ekologia kompletnie zdominowała świat wodny – działano w myśl zasady, że „tylko my mamy rację” i marginalizowano inne głosy. Prowadziłem wtedy wdrożenie związane z programem Natura 2000 w ramach UE. Nieraz te rozmowy były bardzo nieprzyjemne, a można było to przeprowadzić w formie normalnego dialogu. Szczególnie straciły na tym melioracje, gdyż zabroniono wówczas remontów budowli wodno-melioracyjnych oraz innych robót związanych z melioracjami. Rozumiem argumenty, które wtedy podnoszono, ale brak regulacji odpływu wody na terenach, które są w dużej mierze zmeliorowane, sprawił, że ta woda odpływała w sposób absolutnie niekontrolowany w kierunku morza. Oddawaliśmy straszną daninę, nie mając z tego nic – a ta woda mogła służyć zarówno wzrostowi gospodarki, jak i wzrostowi roślinności i pozytywnie oddziaływać na środowisko. Natomiast obecnie mamy do czynienia z odchyleniem wahadła w drugą stronę. Rządowy plan budowy wielkich zapór na naszych rzekach (Odra, Wisła) i budowy szlaku wodnego północ-zachód-wschód przez Kanał Bydgoski to jest bardzo ładne rozwiązanie, ale ono jest rozwiązaniem XIX-wiecznym, kiedy nie było dobrej jakości dróg lądowych, kolej nie była jeszcze rozwinięta i drogi wodne rzeczywiście spełniały niezwykle istotną rolę w wielu krajach. Także chyba nie tędy droga. Wpierw należałoby przeanalizować, jakie mamy w tej chwili możliwości, ze szczególnym uwzględnieniem sezonowych zmian w zasobach wodnych. Plan jest bardzo ambitny, ale wydaje mi się niedopracowany.
Czego Pana zdaniem powinniśmy wymagać od siebie jako obywatele?
Przede wszystkim powinniśmy pilnować polityków, żeby po prostu prowadzili konsekwentną gospodarkę.
W polityce wodnej wszystkie rozwiązania wymagają długich okresów, podczas gdy w naszym kraju podstawowym problemem jest ta niekończąca się reforma.
Czy uważa Pan, że nasze codzienne wybory konsumenckie mają znaczenie?
Uważam, że kluczowa jest tutaj świadomość ekologiczna. Powinniśmy zwracać uwagę na miejsca, gdzie woda jest zanieczyszczana. Jeśli natkniemy się na coś, co nas zaniepokoi – skontaktujmy się z najbliższą służbą wodną. Jako obywatele powinniśmy mieć wgląd w programy zagospodarowania przestrzennego terenu. Tam również powinniśmy zwracać uwagę na gospodarkę wodną, np. czy cieki, które płyną przez nasz teren, nie zostaną wpuszczone w rury. Lub czy ilość zbiorników wodnych na terenie mojej gminy czy mojego miasta nie jest zbyt mała. Sprawami gospodarczymi powinni zajmować się przede wszystkim eksperci, ale we wszystkich sprawach, które wiążą się z naszym dobrym samopoczuciem jako mieszkańców i obywateli, jest dla nas pole do działania.
Dziękuję za rozmowę.