Wolfgang Bauer: Nocą drony są szczególnie głośne
To książka o wojnach, które toczą się na całym świecie. Tych głośnych i tych marginalizowanych, budzących tylko chwilowe współczucie. O ludziach, którzy żyją w poczuciu strachu i beznadziei, próbując odnaleźć sens w otaczającej ich brutalnej rzeczywistości. To raport ze stref kryzysu. Bauer wybiera je w sposób nieoczywisty.
Reportaże Wolfganga Bauera z lat 2010–2017 to zbiór obrazów rozpadającego się świata, społeczno-polityczna mapa współczesnych zagrożeń. Autor z pełnym przekonaniem angażuje się w losy swoich bohaterów i niestrudzenie apeluje: „Nie traćmy wrażliwości na ludzkie krzywdy” – opis wydawcy.
Zachęcamy do lektury książki. Wydawnictwu Czarne dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji.
Nocą drony są szczególnie głośne
Pakistan 2013
[…]
Waziristan. Kraj poprzerzynany szczelinami, pofałdowany w wyniku zderzenia dwóch płyt tektonicznych, indyjskiej i eurazjatyckiej. Grzbiety górskie Koh-e-Sufaid na północy i Gór Sulejmańskich na południu wznoszą się na wysokość trzech tysięcy metrów. Zimą pokrywa je śnieg, latem kurz. Region leży na granicy z Afganistanem, nie ma tu wielu dróg, jest za to gęsta sieć kozich ścieżek. Zamieszkuje go kilkadziesiąt plemion, wszystkie należą do grupy etnicznej Pasztunów, ale często są ze sobą zwaśnione. […]
W rzeczywistości Waziristanem nie rządzi nikt. Po wejściu USA do Afganistanu schronili się tu talibowie i Al‑Kaida. I to tutaj skupiła się nienawiść do Ameryki, która od lat toczy tu zagorzałą wojnę, a pakistański rząd, mimo oficjalnych protestów, po cichu ją toleruje. I po raz pierwszy w historii Stany Zjednoczone nie wprowadziły tu wojska, lecz flotę zdalnie sterowanych robotów. Bomby zrzucane przez drony od 2004 roku zabiły w Waziristanie ponad trzy i pół tysiąca ludzi.
Oficjalnie celami są wyłącznie wysocy rangą terroryści stanowiący zagrożenie dla USA, a dzięki nowoczesnej technice ataki są tak precyzyjne, że udało się uniknąć ofiar cywilnych, oświadczył w 2012 roku John Brennan, ówczesny doradca prezydenta do spraw bezpieczeństwa narodowego i późniejszy dyrektor CIA.
CIA, z siedzibą główną w Langley w stanie Wirginia, planuje zabójstwa i dokonuje ich, a wojnę w Pakistanie traktuje jak tajemnicę państwową. Nie przyznaje się do ataków, nie zajmuje stanowiska w sprawie ofiar, meldunki o sukcesach rozprzestrzenia za pomocą anonimowych źródeł. Jednocześnie pakistańskie wojsko blokuje granice Waziristanu, nie wolno tu wjechać żadnemu z Pakistańczyków, który nie mieszka na Terytoriach Plemiennych, jak również dziennikarzom.
Waziristan jest jednym z najbardziej odizolowanych regionów na świecie, a informacje o faktycznych skutkach krwawej wojny dronów przedostają się na zewnątrz powoli. Khan pyta, czy potajemnie rejestruję naszą rozmowę. Zaprzeczam. Zaczyna opowiadać. O śmierci brata i syna.
Nazywam się Karim Khan, mieszkam w Machi Khel, gdzie jest tylko czterdzieści domów. Studiowałem arabski. Przekazuję wiadomości z mojego regionu stacjom Al-Dżazira i Al-Arabija. Trzydziestego pierwszego grudnia 2009 roku byłem akurat w Islamabadzie. Około pierwszej w nocy zadzwonił kuzyn z wiadomością, że w moim domu wydarzyło się coś poważnego. Nie powiedział, że mój brat i syn zostali zabici. Takich wiadomości nie przekazuje się przez telefon. To nie leży w naszej kulturze.
Gdy następnego dnia przyjechałem do wioski, zobaczyłem zwłoki, zobaczyłem mojego syna. Brakowało mu całej tylnej części głowy. Miał na imię Zainullah, mój brat Asif Iqbal. Właśnie jedli kolację, siedzieli w hudżra, wspólnym pokoju. W ciągu dnia wszyscy pracowali przy meczecie, który chciałem zbudować koło domu. Jeden z murarzy też zginął podczas ataku. Mój brat nie był terrorystą, studiował anglistykę, pracował we wsi jako nauczyciel. Mój syn nie był terrorystą. Skończył właśnie osiemnaście lat, pracował jako ochroniarz w szkole dla dziewcząt w sąsiedniej miejscowości. Znał na pamięć Koran, był najlepszy ze swojego rocznika. Kochał krykiet. A ja go nienawidzę, bo wszędzie we wsi grają w krykieta. Wszędzie trafiały mnie te ich piłki, nawet w domu! Przysięgam, jeśli taka piłka trafi moją żonę, to zabiję! Ale tolerowałem to. Był moim synem. Kochałem go, jak tylko ojciec może kochać syna.[…]
Udało mi się opanować podczas pogrzebu następnego dnia. Nie rwałem włosów. Nie targałem ubrań. Allah nie chce, byś tracił kontrolę. Ludzie gratulowali mi, bo mój syn został zabity przez niewiernych, więc pójdzie do raju jako męczennik. Na pogrzeb przyszły tysiące. Bo wierzą, że jeśli przyjdziesz na pogrzeb męczennika, część boskiej łaski spłynie także na ciebie. Chciałbym, żeby mordercy zostali ukarani. Żądam od USA wydania odpowiedzialnych. Dyrektora CIA i pilota w centrum operacyjnym w Wirginii, który nacisnął guzik. Potraktujemy ich w naszej wsi tak, jak traktuje się morderców. Krew za krew. Chciałbym, żeby mordercy mojego syna zostali powieszeni na wysokim słupie na ulicy. Powinni wisieć, aż ich ścierwa zgniją.
Spotkania z klientami z Waziristanu nie zawsze są łatwe dla adwokata Akbara. Są sobie obcy. […]
Osiemnastoletni Fahim Qureshi jako jedyny przeżył atak dronów z 23 stycznia 2009 roku, zginęło wówczas ośmiu ludzi. To był pierwszy atak na osobisty rozkaz prezydenta Baracka Obamy, trzy dni po jego zaprzysiężeniu.
Qureshi pochodzi z Ziraki, wsi oddalonej o kilka kilometrów od miejsca zamieszkania Karima Khana. Gruboziarnisty obraz satelitarny z Google Earth pokazuje osiedle na cyplu wciśniętym między rzekę Tochi a jeden z jej dopływów. Na końcu wsi wznosi się wielka skalna głowa, jak falochron przeciw biegowi losu.
Chłopak ma dwoje różnych oczu, prawym się śmieje, widać w nim nieufność wobec rozmówcy, to znowu otwartość. Lewe oko pozostaje czarne i zawsze nieruchome.
To był bardzo zimny dzień, piątek, kałuże zamarznięte. Wyniosłem herbatę na werandę, gdzie wczesnym wieczorem, około siedemnastej, zebrali się starsi. Czekałem trochę z boku, bo młodym nie przystoi siadać w ich obecności. Byli wśród nich moi wujowie, obydwaj nauczyciele, i mój kuzyn. Chwilę wcześniej przyszedł jeszcze Laij, jest upośledzony umysłowo. Wszyscy się z niego śmiali, bo bał się duchów. Wujowie czasem zarzucali sobie chusty na głowę, żeby go przestraszyć.
Chciałem zebrać szklanki po herbacie, kiedy usłyszałem syk trwający może dwie sekundy. Wszyscy rzucili się na bok. Potem nic już nie widziałem. Nie widziałem nic przez następne dwadzieścia pięć dni.
Siła eksplozji pchnęła mnie na ziemię, gruz mnie przysypał, a gdy doszedłem do siebie, paliłem się. Moje ręce, pierś, ubranie. Na oślep pobiegłem do rowu nawadniającego przed domem, żeby ugasić ogień. Położyłem się w nim, ale rów był wyschnięty. Potem ludzie zanieśli mnie do samochodu, po drodze kilka razy wymiotowałem. W szpitalu spędziłem cztery tygodnie. Jako jedyny przeżyłem. Lekarz powiedział, że moje lewe oko jest stracone.
Wstawili mi szklane. W prawym oku lekarze znaleźli sześć mikroskopijnych czarnych odłamków metalu. Wycięli je podczas czterech operacji. W jednej sekundzie całe moje życie się zmieniło.
Dlaczego nas bombardują? Nie wiem. Sądzą, że jesteśmy terrorystami. Ale w sąsiedztwie nie ma terrorystów. A drony od lat wiszą nad moją wioską. Są jak cienie na niebie. Ludzie mówią na nie u nas beengana, muszki owocówki. Bo odgłos ich silników przypomina brzęczenie muchy.
Najczęściej pojawiają się w szykach po trzy albo cztery. Czasem jest ich nawet dziesięć, wtedy wiesz, że Amerykanie planują jakiś atak. Są dwa rodzaje dronów, czarne i srebrne. Jedne mają tylko kamery, obserwują nas dwadzieścia cztery godziny na dobę. Latają niżej niż killer drone. Gdy uzbrojone drony obniżają się, znów jest to znak, że czeka nas atak.
Słyszę ich odgłos codziennie, cały czas, znika tylko podczas deszczu i gdy są chmury. W nocy jest głośniejszy, bo schodzą niżej. Wielu ludzi nie śpi już latem na dachach, mimo upału chowają się w domach. Bo drony są nocą takie głośne.
Zostałem tylko ja. Muszę teraz dbać o rodzinę, wszyscy starsi mężczyźni zginęli w tym ataku. Ojciec umarł, jak byłem mały. Nasza tradycja mówi, że kobiet i dzieci nigdy nie wolno zostawiać samych. Zawsze musi być mężczyzna, który im towarzyszy podczas wszystkich spraw poza domem. Teraz to ja.
Jestem odpowiedzialny za dziewiętnaście kobiet i dzieci. Chadzam na pogrzeby, gdzie reprezentuję rodzinę, nawadniam pola, siedzę wśród starszyzny. Nie czuję się wystarczająco dojrzały. Mam dopiero osiemnaście lat. Nie mogę się skupić na szkole. Chcę studiować medycynę. Chcę się zemścić na Amerykanach zwyciężając ich na polu nauki. Chcę pokazać, że jestem lepszy niż oni. Wcześniej nauka przychodziła mi z łatwością, ale teraz nie daję rady. Nie wiem, jak długo będę jeszcze studiował. Chłopcy rosną, też muszą iść do szkoły, a to kosztuje. Żyliśmy z nauczycielskiej pensji wujów, ale teraz jej nie ma. Często jestem bezradny. Nie wiem, co będzie. Amerykanie zniszczyli nasz kraj, tak jak grad niszczy w lecie pola. […]
Doniesienie agencyjne opublikowane przez pakistańskie gazety jeszcze w dniu ataku dronów na Tappi mówi o śmierci czterech domniemanych bojowników i kobiety. Powołuje się na anonimowe źródła w tajnych służbach. Tożsamość zabitych nie jest znana.
W Waziristanie śmierć z powietrza wywołuje histerię na ziemi. Polowanie na amerykańskich szpiegów utrzymuje region w stanie permanentnego konfliktu. Talibowie zabili w ostatnich latach setki rzekomych informatorów. Filmują, jak zapinają im pasy szahidów i wysadzają w powietrze. Zwożą ich na boisko do piłki nożnej w Miramszah, głównej miejscowości północnego Waziristanu, i zabijają na oczach setek gapiów. Najczęściej jednak mordują ich w ciszy.
Torturami wymuszają zeznania. Często oskarżenie jest tylko pretekstem do wyeliminowania niechcianych ludzi z własnych szeregów. Faktyczni informatorzy także wykorzystują drony jako broń do eliminacji osobistych wrogów. Dron jest technicznie bardziej precyzyjny niż odrzutowy myśliwiec. Ale jak precyzyjne są informacje, na podstawie których CIA podejmuje decyzje?
Zostaję w Islamabadzie dwa tygodnie, żeby prowadzić rozmowy w biurze Akbara. Pakistańskie tajne służby już drugiego dnia przejrzały mój laptop w domu noclegowym, gdzie się zatrzymałem. Gdy wróciłem z pierwszego spotkania z adwokatem, mój macbook był otwarty. Zobaczyłem okno z adresem IP laptopa. Ktoś chciał, żebym wiedział, że jestem obserwowany. Żebym się przestraszył i nie grzebał głębiej.
W spokojnym zwykle biurze Akbara robi się tłoczno, gdy w Waziristanie po wielu tygodniach zostaje zniesiony zakaz wychodzenia. Zjeżdżają się delegacje z najróżniejszych dolin. Pokoje wypełniają grupki starszyzny i ich głosy, ciemne jak kamienne lawiny. Chcą złożyć skargi. Akbar jest zdenerwowany, wygląda przez okno, wychodzi na ulicę, chce się upewnić, że w jego biurze nie spotkają się ludzie, którzy nie powinni się spotkać. W Waziristanie tli się wiele prywatnych waśni. Jedną z najważniejszych zasad kodeksu honorowego Pasztunów jest zemsta. […]
Osiemdziesiąt procent ataków dronów skierowanych jest na stosunkowo niewielki obszar północnego Waziristanu. Region ten, wielkości dwóch średnich niemieckich powiatów, zamieszkuje ponad trzysta sześćdziesiąt tysięcy ludzi. Istnieje tam swego rodzaju pakt o nieagresji między armią pakistańską a talibami. Wojsko z rzadka opuszcza posterunki, a właściwymi władcami są Tehrik-i-Taliban i ich lokalny przywódca Hafiz Gul Bahadur. Mają własne sądy, urzędy poboru podatków, szkoły i szpitale. W regionie, w którym tak brakuje pracy, wiele wsi jest na ich liście płac. Ludzie widzą w talibach wyzwolicieli spod władzy skorumpowanych urzędników i przekupnych starszych. Talibowie w północnym Waziristanie współpracują z kolei ściśle z grupą Dżalaluddina Hakkaniego, która zaliczana jest do najbardziej niechlubnych grup terrorystycznych w Afganistanie. Amerykańskie tajne służby sądzą, że to oni sprowadzili do Afganistanu Osamę bin Ladena. To oni są głównym celem ataków dronów, rzekomo zabito niektórych z ich najważniejszych przywódców. Ale za jaką cenę? Ilu martwych cywilów CIA jest w stanie zaakceptować w zamian za śmierć jednego terrorysty?
I ile martwych dzieci zaakceptują talibowie, by chronić się przed atakami? No drones, no polio – zadeklarowali kilka miesięcy temu i wstrzymali państwowe szczepienia na swoim terytorium. Ich przywódcy wzięli jako zakładników blisko dwieście czterdzieści tysięcy dzieci w Waziristanie. Zezwolą na szczepienia dopiero wówczas, gdy ataki dronów zostaną wstrzymane. O talibach i ich represjach ofiary, które spotykamy w biurze Akbara, wspominają ostrożnie. To zbyt ryzykowne.