Zanim dziecko dostanie smartfon, musi umieć czytać i liczyć
Z prof. Jagodą Cieszyńską-Rożek rozmawiamy o naukowych dowodach potwierdzających zły wpływ ekranów na dzieci, o bagatelizowaniu tego problemu przez rodziców oraz o tym, że korporacje uzależniają świadomie dzieci od smartfonów, czerpiąc z tego ogromne zyski.
(Wywiad jest zredagowaną i uzupełnioną wersją podcastu Czy masz świadomość? pt. Dzieci, przedszkola i szkoły bez smartfonów).
Rafał Górski: Dzień dobry, Pani profesor. Zanim oddam Pani głos, przywołam słowa Catherine L’Ecuyer, prelegentki konferencji „Uwaga! smartfon”, która odbyła się w Krakowie 4 kwietnia w 2024 roku: „Proszenie dzieci, które nie mają jeszcze zdolności do samokontroli, o samokontrolę w korzystaniu z czegoś, co zostało zaprojektowane jako uzależniające, nie tylko czyni z rodziców policjantów, ale jest źródłem frustracji dla wszystkich, ponieważ jest to zadanie niemożliwe”.
Czy smartfon i dostępne za jego pośrednictwem media społecznościowe to cyfrowe narkotyki, które mogą uzależniać nasze dzieci i młodzież tak samo jak papierosy, alkohol czy kokaina?
prof. Jagoda Cieszyńska-Rożek: Mogą oczywiście uzależniać, ale nie tak samo. Cechą wspólną wszystkich uzależnień jest to, że uleganie im powoduje wydzielanie się endorfin. Endorfiny to neurotransmitery, które dają uczucie radości i przyjemności.
Natomiast u dzieci, kiedy korzystają z mediów społecznościowych, gdzie jest bardzo dużo negatywnych informacji i sporo hejtu, wydziela się przede wszystkim kortyzol. Kortyzol to inny neurotransmiter, który bardzo negatywnie działa na pola czołowe. Pola czołowe w korze mózgowej są obszarami, dzięki którym rozumiemy, co się wokół nas dzieje. Tam znajdują się ośrodki nagrody i kary, tam buduje się obraz świata, także obraz samego siebie.
Popatrzmy na rozwój dziecka – mózg dziecka jest w nieustannym procesie rozwoju, jak mówił profesor Jerzy Vetulani: mózg jest plastyczny. Kiedy mózg się rozwija, nie wszystkie połączenia w korze mózgowej są utrwalone, dopiero się tworzą.
Plastyczność mózgu powoduje, że dziecko, nabywając różne doświadczenia, wspaniale się rozwija. Niestety, może dochodzić też do patologicznej plastyczności, czyli tworzą się połączenia, które nie są korzystne.
Odpowiadając na pytanie: dzieci uzależniają się bardziej niż dorośli i skutki tego uzależnienia są o wiele bardziej niebezpieczne, szkodliwe.
W 2020 roku zostało opublikowane badanie „Strukturalne i funkcjonalne korelaty uzależnienia od smartfonów”(„Structural and functional correlates of smartphone addiction”), które pokazało ubytek istoty szarej mózgu u osób uzależnionych od telefonów komórkowych. Zachodzące zmiany były zbieżne z zaobserwowanymi wcześniej u narkomanów. Badanie to dostarczyło pierwszych dowodów naukowych na istnienie wspólnych neuronalnych mechanizmów uzależnienia behawioralnego. Czy może Pani wyjaśnić, jak należy rozumieć to badanie, o czym nam ono mówi, czym skutkuje ubytek istoty szarej mózgu? Jakie to ma konsekwencje dla dzieci i dorosłych, u których takie zmiany następują? Czy jest to proces odwracalny?
Zanim opowiem o tym, które elementy w mózgu ulegają szczególnie patologicznej plastyczności, dodam, że badania dotyczące wpływu elektroniki na rozwój dzieci pojawiły się już dużo wcześniej. Pierwszą taką książkę pt. „Cyfrowa demencja” w 2013 roku wydał profesor Manfred Spitzer. To jest taka książka, którą mogą czytać także osoby, które nie lubią zbyt naukowego języka. Spitzer pisał w niej dużo w ogóle o ekranach.
Już w 2008 roku pojawiły się badania Rainera Patzlaffa w książce „Zastygłe spojrzenie”, które pokazują pewne trendy w rozwoju mózgu u dzieci patrzących w odbiorniki telewizyjne. Jest też książka „iMózg. Jak przetrwać technologiczną przemianę współczesnej umysłowości” (2011). Najnowsza książka Spitzera „Epidemia smartfonów. Czy jest zagrożeniem dla zdrowia, edukacji i społeczeństwa?”, została wydana w 2023 roku. Wiemy już sporo.
Powiem teraz, co się dzieje, kiedy dziecko korzysta ze smartfonu. Przede wszystkim patrzenie w ekran eliminuje ruchy akomodacyjne oka, czyli umiejętność dostrzegania tego co blisko i co daleko. Po drugie, powoduje zawężenie pola widzenia. Wykonuję różne zadania z dziećmi korzystającymi nadmiernie z telefonu i obserwuję, że one rejestrują tylko środek pola widzenia. Jeśli klocki, układanki, obrazki są po lewej lub po prawej stronie pola widzenia, to dzieci ich nie dostrzegają. Jest jeszcze trzeci problem: dochodzi do ograniczenia dowolnych ruchów gałek ocznych. Kiedy spacerujemy, nasze gałki oczne wykonują od 40 do 100 ruchów w ciągu 20 sekund. Kiedy czytamy książkę czy gazetę gałki oczne wykonują od 40 do 55 ruchów w ciągu 20 sekund. Teraz, uwaga! Kiedy dziecko patrzy w ekran, tych ruchów występuje o wiele mniej: od pięciu do siedmiu w ciągu 20 sekund.
Ośrodek dowolnych ruchów gałek ocznych mieści się w korze czołowej, czyli tej najważniejszej korze, która – jeszcze raz przypominam – odpowiada za funkcje poznawcze, osobowość, rozumienie wszystkiego, co się wokół nas dzieje i wiele więcej.
Jeśli chodzi o rozwój mowy, dzieci, które dostają smartfony w wieku siedmiu, dziewięciu miesięcy (sic!) bardzo długo nie mówią – nawet po przekroczeniu trzeciego roku życia.
Często badam starsze dzieci, które przychodzą do mnie teoretycznie z powodu problemów w czytaniu. Rodzice chcą sprawdzić, czy to jest dysleksja. Te dzieci mają także zaburzenia emocjonalne, przejawiają zachowania agresywne. Zachowania agresywne najczęściej biorą się z obcowania z hejtem, który się wylewa z mediów społecznościowych.
Badania psychologiczne pokazują, że dzieci nadmiernie korzystające ze smartfonu nie rozwijają teorii umysłu drugiego człowieka. Podczas oglądania historyjek obrazkowych nie czytają emocji z twarzy czy z mowy ciała, nie rozumieją, dlaczego jakaś sytuacja się wydarzyła. Teoria umysłu jest potrzebna do empatii, do rozumienia tego, co odczuwają inni ludzie. Dzieci przede wszystkim muszą rozumieć swoje emocje. Stąd taka duża grupa dzieci z depresją we współczesnej szkole, bo dzieci nie potrafią odczytywać własnych emocji. A potem nie odczytują ich u innych.
Moi studenci mają problemy z czytaniem mowy ciała, a przecież my kształcimy przyszłych terapeutów, logopedów, którzy będą musieli czytać mowę ciała dzieci i ich opiekunów. Będą musieli umieć prowadzić dialog.
Młodzi ludzie nieustannie sprawdzają swoje smartfony. Opowiadałam moim studentom o nowych badaniach, które pokazały, że student, który odłoży swój smartfon do specjalnego pudełka przed wejściem na salę wykładową, zapamiętuje więcej z wykładu niż ten, który ma przy sobie smartfon, nawet jeśli z niego nie korzysta. Po prostu mózg działa w taki sposób.
Moje koleżanki, które wykładają na uniwersytecie, zauważyły, że studenci wychodzą wielokrotnie w czasie wykładu, żeby sprawdzić swój smartfon. To jest bardzo niepokojące. To pokolenie, które wyrosło już ze smartfonami (pierwszy – trzeci rok studiów), jest nauczone zupełnie innego bycia z drugim człowiekiem.
To teraz wrócę do pytania o istotę szarą: co się dzieje w korze mózgowej? Badania, które Pan redaktor przywołał, mówią o mniejszej objętości kory w obszarach skroniowych. Obszary skroniowe odpowiadają za rozumienie języka.
Stwierdzono też mniejszą objętość istoty szarej w wyspie. Wyspa warunkuje uwagę, emocje, empatię, podejmowanie decyzji.
I to, co dla mnie jest niezwykle ważne, zaobserwowano też mniejszą objętość istoty szarej w okolicach przy hipokampie, w tak zwanej okolicy przyhipokampalnej. A hipokamp jest odpowiedzialny za uczenie się i pamięć. Hipokamp jest także strukturą, w której dochodzi do neurogenezy, czyli rodzenia się nowych neuronów.
Badania pokazały, że w zakręcie obręczy w korze mózgowej, gdzie przetwarzane są emocje, także dochodzi do obniżenia aktywności.
Mamy dwa problemy: zmienia się struktura mózgu, ponieważ zmniejsza się liczba szarych komórek. Ponadto zmieniają się funkcje, ponieważ niektóre połączenia znikają. Na przykład kora obręczy ma bardzo ważne połączenia z ciałem migdałowatym. Ciało migdałowate, ukochany przeze mnie element mózgu, to jest niesłychanie ważne miejsce, które pozwala rozumieć uczucia własne i drugiego człowieka.
Pan redaktor pytał, czy te zmiany w mózgu są odwracalne. Proszę zauważyć, że kiedy starsze osoby idą na emeryturę i rezygnują z aktywności zasiadając przed telewizorem, to szybko przejawiają zachowania demencyjne. U osób aktywnych intelektualnie jest inaczej. Możemy słuchać wspaniałych wykładów profesorów po siedemdziesiątce czy osiemdziesiątce. Dzieje się tak, ponieważ ich struktura hipokampu jest wciąż aktywna, dzięki temu, że nieustannie się uczą. Więc możemy wywnioskować, że dorośli, którzy dbają o swoją neurogenezę, o rodzenie się nowych neuronów, mogą zapobiegać utracie istoty szarej.
U dzieci nie jest to takie proste, ponieważ u nich dopiero tworzą się ważne połączenia w mózgu. Badania pokazały, że 9-miesięczne dzieci spędzają ze smartfonem 40 minut, 12-miesięczne godzinę, 24-miesięczne półtorej godziny, a trzy-, czteroletnie po dwie, trzy godziny dziennie. To musi doprowadzać do zmian w rozwoju kory mózgowej.
Jedna z uczestniczek konferencji dotyczącej smartfonów – pielęgniarka, mówiła, że młode matki, zajmując się swoimi noworodkami, już podtykają im smartfon. Wierzyć mi się w to nie chciało. Ale nawet jeżeli mówimy o siedmiomiesięcznych niemowlętach, to chyba i tak jest zatrważające.
Tak, to prawda. Przypomniał mi się mój pobyt z wnukiem w szpitalu. Miał zapalenie płuc i wymienialiśmy się z jego rodzicami, żeby nieustannie z nim być. Nie przy nim, tylko z nim. Muszę powiedzieć, że wiele osób patrzyło na mnie trochę jak na nawiedzoną osobę, bo nie zabawiałam dziecka smartfonem.
Nie wiem, po co ci opiekunowie, zwykle to były matki i babcie, po co one tam były, skoro dzieci nawet nie nawiązywały z nimi kontaktu wzrokowego. Stąd bierze się potem ta bardzo, bardzo duża grupa dzieci niemówiących.
W naszej katedrze prowadzimy spotkania z rodzicami (także w szpitalu – w tej chwili mamy bardzo ścisłą współpracę z oddziałem wcześniaków), żeby pokazać rodzicom, co jest ważne w kontakcie z dzieckiem. Patricia Kuhl [profesor zajmująca się problemami mowy oraz słuchu na Uniwersytecie Waszyngtońskim – przyp. red.] mówi, że dziecko uczy się mowy, zanim wypowie swoje pierwsze słowa. Najpierw jest czas słuchania, wchodzenia w dialog poprzez samogłoski i sylaby, a dopiero później wypowiadane są słowa.
Opowiem jeszcze taką historię: mam kolegę, który jest chirurgiem dziecięcym i często przeprowadza dość skomplikowane operacje, kiedy dziecko połknie jakiś przedmiot, np. baterie od pilota, albo włoży sobie do ucha czy nosa groch lub fasolkę. Przyszła matka z dzieckiem, któremu już nie dało się wyjąć tego groszku z ucha, i musiała być szybko przeprowadzona operacja. Ta mama powiedziała do lekarza: „proszę chwilę poczekać, ja tylko zrobię dziecku zdjęcie i wrzucę je na Facebook”. Oczywiście mój kolega wyprosił ją za drzwi, nie pozwolił jej zrobić tego zdjęcia. Proszę zauważyć, jak ludzie zaczynają żyć życiem, które nie jest życiem prawdziwym. Jej własne dziecko cierpi, płacze, a ona chce mu zrobić zdjęcie.
Widziałam różne zdjęcia dzieci. Także takich, które mają zaburzenia rozwoju i robią różne kontrowersyjne rzeczy. Rodzice potrafią zrobić im zdjęcie i opublikować je w sieci. To się wydaje nieprawdopodobne. Dlatego tak podkreślam, że musimy zacząć od edukacji rodziców.
Czytałem kilkanaście lat temu „Nowy wspaniały świat” Huxleya, gdzie opisano, jak na szpitalnych łóżkach leżały dzieci, które były warunkowane do dorosłego życia odpowiednimi treściami. Wedy nawet nie wyobrażałem sobie, że może być coś jeszcze gorszego, czyli otumanieni rodzice, którzy posuwają się do takich zachowań, o jakich Pani wspomniała.
Obowiązuje ogólnopolski zakaz wnoszenia do szkoły alkoholu, papierosów, narkotyków, to jest oczywiste. Dlaczego takiego ograniczenia nie ma w przypadku smartfona?
Sytuacja jest trudna, bo rodzice oczywiście będą mówić o tym, że chcą mieć kontakt z dzieckiem, zwłaszcza jeśli wraca samo do domu ze szkoły. Uważam, że należałoby postawić sprawę tak, jak to jest w wielu krajach, a u nas w niektórych szkołach prywatnych: dziecko ma prawo przyjść do szkoły ze smartfonem, ale odkłada go do specjalnego pudełka. Rodzic przecież wie, że kiedy dziecko jest na lekcji, to jest bezpieczne. Gdyby rodzic chciał przekazać dziecku jakąś informację, to może napisać SMS-a, którego dziecko potem odczyta lub przekazać tę informację w sekretariacie. Po zajęciach dziecko może zabrać swój smartfon i wrócić z nim do domu.
Być może szkoła nie jest aż tak wielkim problemem, bo tam dzieci są jednak zajęte, przynajmniej powinny być. Szczególnie młodsze dzieci mają dużo aktywności i one nie mają powodu korzystać ze smartfonu.
Problemem jest dom, bo w nim często nikt nie pilnuje, ile godzin dziecko gra na smartfonie, ile ogląda filmików. Rodzice nie wiedzą, co ich dzieci oglądają, zwłaszcza to wydaje mi się wielkim problemem.
Ale zakaz posiadania przy sobie smartfonów podczas lekcji i przerwy oczywiście wprowadziłabym natychmiast. Te badania, o których już mówiłam, pokazały wyraźnie, że dziecko czy student, kiedy ma smartfon przy sobie, ciągle o nim myśli.
Opowiem jeszcze taką historię: studenci prosili mnie, żebym wyznaczyła termin zerowego egzaminu, bo woleliby mieć mniej egzaminów w trakcie sesji. Na początku wykładu podałam jakieś dwie czy trzy propozycje terminów i powiedziałam, że będę czekała na mail od starościny. Wykład się skończył, a ona do mnie podchodzi i mówi, który termin uzgodnili. A ja nie widziałam, żeby oni mieli smartfony w rękach, więc musieli to robić pod stołem. Patrzyli na mnie, niby notowali na wykładzie, a na udzie leżał smartfon, w który klikali (śmiech).
Musimy pomyśleć o tym, jak zachować równowagę, żeby nie głosić postulatów, że odtąd będziemy amiszami: nie będziemy mieć smartfonów, komputerów, internetu i będziemy siedzieć przy lampie naftowej.
Na całym świecie prawie co czwarty kraj wprowadził zakaz używania smartfonów w szkołach, czytamy w raporcie UNESCO pt. „Technologia jako narzędzie w edukacji. Na czyich warunkach?”. Z kolei autorzy raportu OECD pt. „Students, digital devices and success” zauważają: „Regulaminy wprowadzające zakaz używania smartfonów w szkołach mogą pomóc w łagodzeniu rozproszenia uwagi, niemniej jednak do tego, aby środowisko uczenia się sprzyjało koncentracji, potrzebne jest jeszcze skuteczne egzekwowanie tego zakazu i inne strategie”.
Instytut Spraw Obywatelskich jakiś czas temu wysłał do ministerstw Edukacji Narodowej oraz Cyfryzacji apel pod tytułem: „Czas na higienę cyfrową”. Dostaliśmy odpowiedź, że można rozważyć zakaz korzystania ze smartfonów przez dzieci w przedszkolu, a w przypadku szkół, jeśli w ogóle, mógłby on dotyczyć wyłącznie najmłodszych uczniów. Ministerstwa uznały, że dla pełnego zakazu korzystania ze smartfonów we wszystkich szkołach i placówkach nie ma oparcia w badaniach.
Gdyby była Pani doradcą ministra edukacji, co by Pani rekomendowała?
Chcę podkreślić, że są dowody na to, że elektronika źle wpływa na młodych ludzi. Amerykańska Akademia Pediatryczna i Kanadyjskie Towarzystwo Pediatryczne wydały zalecenie, żeby dzieci w wieku przedszkolnym w ogóle nie korzystały z tabletów. Wiemy, że to źle oddziałuje. Mam wielką nadzieję, że pani ministra Barbara Nowacka pochyli się nad tym problemem.
Zawsze mówię tak: jeżeli dzieciom w przedszkolu nie dajemy kebabów i frytek, bo ich żołądki nie strawią pewnych pokarmów, to nie możemy też dawać ich korze mózgowej czegoś, czego nie przetworzy. Ich kora mózgowa nie przepracuje pewnych bodźców: obrazów, dźwięków. Więc zakaz elektroniki w przedszkolach to jest jasna sprawa.
Jeśli chodzi o dzieci w wieku szkolnym, to rekomendowałabym zostawianie smartfonów w specjalnych pudełkach, w sekretariacie czy u nauczyciela wychowawcy.
Wiem, że nie da się zakazać przynoszenia telefonów w ogóle, ponieważ rodzice będą mówili, że chcą mieć kontakt z dzieckiem. Będą mówili, że chcą przypomnieć dziecku o tym czy owym, że po szkole ma iść do babci czy cioci. Tego nie przewalczymy, ale możemy uniemożliwić korzystanie ze smartfonu do czasu zakończenia lekcji.
Ale jeszcze raz podkreślam, że powinniśmy zacząć od edukacji rodziców, ponieważ dziecko spędza większą część swojego życia w domu i największym problemem jest wielogodzinne granie na smartfonie w sobotę i w niedzielę.
Powiem szczerze, że nie kojarzyłem do tej pory oświadczeń Amerykańskiej i Kanadyjskiej Akademii Pediatrycznej, o których Pani wspomniała. Te stanowiska odnoszą się do dzieci w jakim wieku?
Dzieci do drugiego roku życia w ogóle nie powinny patrzeć w ekran. Od trzeciego do piątego mogą oglądać godzinę dziennie, ale tylko telewizję bez przemocy [czyli nie gry i nie Youtube – przyp. red.]. Między szóstym a dwunastym rokiem życia – dwie godziny telewizji bez przemocy. I te dwie godziny telewizji bez przemocy zostają już do pełnoletności. Gry rekomendowane są dopiero od 13. roku życia – 30 minut dziennie.
Myślę, że w przypadku alkoholika albo narkomana raczej preferuje się odstawienie używki w stu procentach. Nie jestem, oczywiście, terapeutą od uzależnień, ale wyobrażam sobie, że człowiek uzależniony nie odzwyczai się, kiedy będzie pił, na przykład, co trzeci dzień.
W przypadku smartfonów nie mówi się o zupełnym odstawieniu, choć na logikę jest to uzależnienie jak każde inne. Jak Pani rozwiązałaby ten dylemat?
Uzależnienie ma to do siebie, że powoduje wydzielanie się endorfin i oksytocyny. Bardzo chciałabym uzależnić dzieci od czytania. Mamy już w Polsce takie przedszkola, gdzie dzieci uczą się czytać, a nawet żłobki, gdzie 10-miesięczne dzieci uczą się czytania samogłosek.
Od dwudziestu lat robimy badania i sprawdzamy, jak funkcjonują dzieci, które bardzo wcześnie zaczęły czytać. Badane przez nas dzieci z reguły czytają już książki między trzecim a czwartym rokiem życia. Część z tych dzieci to są już osoby, które skończyły studia. To niesamowite, jakie ważne jest dla nich czytanie i jak oni potrafią sobie dozować grę na komputerze czy używanie smartfonu. Ci młodzi ludzie, owszem, chętnie korzystają z internetu, ale potrafią go sobie dawkować. Dzisiaj nie da się zupełnie nie korzystać z internetu, w końcu nasza rozmowa by się nie odbyła, gdyby nie internet.
Uważam, że powinniśmy pokazać rodzicom, jak wspaniale rozwijają się dzieci, kiedy je uzależniamy od czytania, oczywiście też od ruchu, od sportu. Wtedy one potrafią kontrolować to, co dla innych dzieci jest niestety jedynym sposobem spędzania wolnego czasu.
Znam też dorosłe, bardzo inteligentne osoby, które są uzależnione od grania. Zaczęły grać w różne gry, takie wciągające, grupowe. Zawsze tłumaczyły to tym, że przecież uczestniczą w czymś grupowo, są razem z innymi ludźmi. No a potem przychodzili i prosili o pomoc w odstawieniu tego grania.
Tak jak Pan powiedział, nie da się zrobić tak, że alkoholik powie: to ja tylko jeden kieliszek wypiję. To tak nie funkcjonuje. Dorosłe osoby, które przeszły przez uzależnienie mówią mi, że nie grają, bo po prostu wyłączyły sobie tę opcję w komputerze. Inaczej znowu tak by się to skończyło, że całe noce by grali, a rano szli nieprzytomni do pracy. Jak wtedy mieliby powiedzieć swoim dzieciom, że granie przez wiele godzin nie jest dobre? Odstawienie elektroniki jest trudne.
Faktycznie jest to trudne. Pamiętam swój okres ćpania smartfonowego. Odzwyczaiłem się od niego radykalnie, pozbywając się smartfona. To było trudne, a jestem przecież osobą dorosłą, więc po prostu nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak funkcjonują dzisiaj polskie rodziny.
Jeszcze raz, bardziej zdecydowanie postawię to pytanie: Gdyby Pani była doradcą ministra edukacji, co by Pani dzisiaj rekomendowała?
Absolutny zakaz posiadania telefonu przy sobie, nawet w plecaku. Oddawanie smartfonów nauczycielowi lub w sekretariacie.
A co odpowiedziałaby Pani rodzicom, którzy domagają się, żeby dzieci miały przy sobie smartfon, ponieważ potrzebują mieć z nimi ciągły kontakt?
Tak na marginesie dodam tylko, że istnieje opcja śledzenia smartfonem, którędy przemieszcza się dziecko, i część rodziców z niej korzysta. Co się stało, że rodzice mają takie pomysły?
Niestety, dzisiaj już niechętnie pozwala się dzieciom na samodzielne wędrowanie, nawet ze szkoły do domu. Zmienił się poziom zaufania rodziców do dzieci. Zastanawiam się, co robią ci rodzice w swojej własnej pracy, że mają czas na nieustanne kontrolowanie swojego dziecka.
Absolutnie należy domagać się zakazu używania telefonów w szkołach. Rodzice zawsze będą wymyślać, że muszą mieć swoje dziecko pod kontrolą. Być może to wymówka, która jest spowodowana tym, że rodzicowi nie chce się walczyć ze swoim dzieckiem, z tym jego uzależnieniem.
Dlatego uważam, że to wszystko trzeba zacząć od początku, to znaczy od niemowlęctwa. Trzeba pokazywać, jakie korzyści dla budowania relacji między dzieckiem i rodzicem ma granie, ale w grę planszową, wspólne podejmowanie działań, aktywności sportowej, wspólne czytanie. To buduje relację, ale jest też niezwykle ważne dla rozwoju intelektualnego, dla takich funkcji mózgu jak: pamięć, kontrola wykonawcza, kontrola poznawcza i przede wszystkim uwaga.
Ciekaw jestem Pani zdania na temat wielkich korporacji, które meblują nam wszystkim głowy. Wmawiają nam, jak ważne i potrzebne są ich produkty, ich usługi związane z całą cyfryzacją i smartfonizacją.
Dość dobitnie pisze o tym prof. Spitzer w swojej książce. Eksperci w Polsce bardzo ślizgają się po temacie. Rzadko kiedy ktoś przyzna, że duże korporacje zarabiają olbrzymie pieniądze na uzależnianiu ludzi od elektroniki.
Instytut Spraw Obywatelskich zwrócił się z apelem do rządu, żeby wprowadził specjalny Cyfrowy Fundusz Korkowy, na wzór tzw. funduszu korkowego. [Do funduszu korkowego trafiają pieniądze od firm produkujących alkohol i przeznaczane są na profilaktykę oraz leczenie alkoholizmu – przyp. red.].
Korporacje właściwie nie pojawiają się w dyskusjach o uzależnieniach cyfrowych, siedzą sobie cichutko i zarabiają olbrzymie pieniądze. Co Pani na to?
Należałoby włączyć większą grupę naukowców do badań, żeby pokazać, jak negatywnie na rozwój dzieci wpływają wysokie technologie. Kiedy zaprosiliśmy prof. Manfreda Spitzera do Krakowa, mówił o programie Baby First. Ten program zachwalany jest przez różne korporacje jako program uczący małe dzieci mowy, a także rozwijający ich intelekt. Profesor mówił, że były przeprowadzone badania, w których grupa naukowców udowodniła, że mózg dziecka zmienia się niekorzystnie, kiedy jest ono za wcześnie poddawane oddziaływaniu wysokich technologii.
Aplikacje dla dzieci przynoszą korporacjom ogromne zyski. Rodzicom wmawia się, że to są aplikacje dla dzieci, a więc bezpieczne i edukacyjne. A prawda jest taka, że te aplikacje przynoszą zysk i tylko o to chodzi.
Jak z tym walczyć? Przede wszystkim wszyscy musimy się edukować. Nauczyć się różnicowania źródeł, na których opieramy naszą wiedzę. Rodzice w ogóle tego nie potrafią. Ktoś napisze w sieci, że coś jest świetne i od razu wszyscy muszą to mieć.
Jakaś celebrytka opowie, że ma fantastyczną aplikację dla dzieci i ludzie kupują do niej dostęp. To jest w tej chwili bardzo modne: aplikacja dla dzieci. Automatycznie uznajemy, że jest bezpieczna. Rodzice mają bardzo mało wiedzy na temat tego, co się dzieje w rozwijającym się mózgu ich dziecka.
Prof. Spitzer mówił, że jego dzieci dostały komputery dopiero po dwunastym roku życia. Badania pokazały, że mniej więcej do dwunastego roku życia tworzą się najważniejsze połączenia w korze mózgowej. Oczywiście tego nie możemy zrobić, bo w Polsce już w pierwszej klasie dzieci mają lekcje informatyki i używają komputera, ale możemy edukować, pokazywać – poprzez chociażby takie rozmowy jak ta – że można wpłynąć negatywnie albo pozytywnie na rozwój dzieci.
Wszyscy chcieliby, żeby dzieci się uczyły. Wszystkie mają zostać informatykami albo lekarzami, mają być inteligentne, doskonale mówić w obcych językach. Chciałabym pokazać, co zrobić, żeby dziecko dobrze się rozwijało, ale to jest czasami syzyfowa praca. Mam nadzieję, że uda się uratować choć część dzieci. Badam bardzo dużo przypadków niemowląt, które nie mają kontaktu wzrokowego z rodzicami, nie rozwijają języka ani innych umiejętności, ale potrafią obsługiwać smartfon i tablet. To jest przerażające.
Czy ta aplikacja Baby First, to jest program, który korporacja podsuwa rodzicom, żeby ich dziecko uczyło się różnych rzeczy?
Tak, to jest dla program komputerowy dla niemowląt. (śmiech)
Książka „Zastygłe spojrzenie” została wydana w 2008 roku, czyli specjaliści znają ten temat od wielu, wielu lat, ale politycy nie są nim zainteresowani…
Podam taki przykład, który może ułatwi naszym słuchaczom zrozumienie, czym jest to „zastygłe spojrzenie”. Słynna fotografka amerykańska, Donna Stevens, zrobiła projekt fotograficzny „Idiot Box”.
Robiła dzieciom zdjęcia w czasie, gdy oglądały telewizję. Analizowałam te zdjęcia. Praktycznie wszystkie dzieci mrużyły jedno oko i wyglądały jak po zażyciu narkotyków: jedno oko zmrużone, opadnięta powieka – to wpłynie na ukształtowanie się ich kory wzrokowej. Zauważyłam też przechylenie głowy w jedną stronę, co wchodzi w nawyk i skutkuje z czasem bardzo poważnymi migrenami.
Miały otwarte usta, język wysunięty do przodu – to prowadzi w języku polskim do seplenienia międzyzębowego. Poza tym, oddychając przez usta, przyjmuje się powietrze nieogrzane i nienawilżone, to powoduje zapalenie górnych dróg oddechowych. Najbardziej zdumiała mnie jednak asymetria kącika ust, którą obserwowałam u tych dzieci. Ta asymetria pokazuje jakąś dysharmonię w rozwoju kory ruchowej mózgu. Myślę, że te zdjęcia trzeba zobaczyć, żeby zrozumieć, jak źle działa na dziecko ekran.
I jeszcze jedna uwaga, przecież mamy całą masę takich niby-stymulacji, o których mówi się, że są terapeutyczne, kiedy dziecko wykonuje na ekranie różne zadania niby-intelektualne. To jest wyciąganie pieniędzy od rodziców i wmawianie im przez różne nieodpowiedzialne osoby, że to stymuluje rozwój ich dziecka.
Rzecznik Praw Obywatelskich, Marcin Wiącek, powiedział: „Statuty szkół nie mogą nadmiernie i w sposób nieproporcjonalny ograniczać praw i wolności uczniów”. I dalej: „W statutach zdarzają się przepisy ograniczające prawo własności, takie jak całkowity zakaz przynoszenia do szkoły telefonów lub możliwość odbierania uczniom urządzeń elektronicznych”. Proszę o komentarz.
Dziwię się, że pan Wiącek poszedł tą drogą. Jeżeli nie pozwalamy dzieciom na spacerowanie w czasie lekcji czy rzucanie długopisem, to także mamy prawo powiedzieć im: nie używamy smartfonów w szkole na lekcji i nawet na przerwie, bo chcemy żebyście na tej przerwie ze sobą rozmawiali.
Ta wypowiedź RPO jest ucieczką przed niezadowoleniem rodziców. Wielu rodziców nie wie, jak ograniczyć dziecku używanie smartfonu. Kiedy jednak im się to z naszą pomocą uda, są nam bardzo wdzięczni. Mówią, że dzięki nam sami przestali używać smartfonów tak często jak wcześniej. Starali się nie używać telefonów, kiedy dziecko jeszcze nie śpi, przeznaczali ten czas na rozmowę, bycie ze sobą. Dostawałam wiele listów od rodziców, którzy pisali podziękowania w stylu: ograniczyłem, cudownie, dziękuję, wspaniale, nasza rodzina zaczęła ze sobą rozmawiać, wynieśliśmy telewizor do piwnicy, nagle zachowanie naszych dzieci się zmieniło, dzieci przestały zamykać się w pokoju ze swoim smartfonem.
Jakiego ważnego pytania nikt jeszcze Pani nie zadał w temacie, o którym rozmawiamy, i jaka jest na nie odpowiedź?
Chciałabym usłyszeć kiedyś pytanie: „jak pomóc dzieciom w rozwijaniu intelektu, emocji i inteligencji społecznej w cyfrowym świecie?”. Proszę zobaczyć, jak dramatycznie zmieniły się bodźce społeczne. Wystarczy wejść do galerii, gdzie z każdego sklepu płynie inna muzyka. To bardzo mocno działa na dzieci, mają bardzo duże problemy z uwagą, ze słuchaniem mowy, z rozumieniem mowy. To wszystko bierze się stąd, że mamy tak dużo bodźców.
Powinniśmy pomóc dzieciom rozwijać procesy uwagi i nauczyć je czytać, zanim dostaną smartfon i komputer. Kiedy rodzice mnie pytają, w jakim wieku można dać dziecku smartfon, mówię im: „nie powiem w jakim wieku, tylko co dziecko musi umieć, żeby mogło korzystać ze smartfonu”.
Czekamy na spotkanie z ministrą Lubnauer, bo chcemy pokazać, jak wczesna nauka czytania i wczesna nauka matematyki (metodą Numicon) zmienia możliwości funkcjonowania dzieci. Także tych dzieci, które będą potem korzystały z cyfrowych technologii.
Musimy jeszcze zadbać, żeby dzieci umiały różnicować źródła, z których czerpią swoją wiedzę. To, w co potrafią uwierzyć dzieci, jest nieprawdopodobne. Zresztą nie powinno nas to dziwić, skoro są dorośli, którzy wierzą w to, że Ziemia jest płaska.
Bardzo dziękuję za rozmowę.