Związki zawodowe w postepidemicznej gospodarce
Nawet z silnymi związkami zawodowymi nadchodzące lata będą trudne, ale bez związków zawodowych będą po prostu straszne.
Święto Pracy przebiegające w sytuacji epidemii COVID-19 będzie szczególne nie tylko dlatego, że najpewniej nie będzie w tym roku barwnych pochodów pierwszomajowych. Będzie szczególne ponieważ stoimy w obliczu przemian na rynku pracy, które mogą spauperyzować wiele grup zawodowych i potencjalnie mogą mieć gwałtowny przebieg. Czeka nas prawdopodobnie duży wzrost bezrobocia, w okolice 10 procent, a może nawet nieco więcej. Jeśli epidemia będzie się przeciągać, a koronawirus zostanie z ludźmi na dłużej, firmy zaczną jeszcze więcej inwestować w automatyzację, by zapewnić sobie ciągłość działania nawet w sytuacji utrzymywania przymusowego dystansu społecznego. Co jest logiczne – jeśli obostrzenia sprawią, że w zakładzie będzie mogło przebywać o połowę mniej osób niż obecnie, to ten deficyt osobowy trzeba będzie zapełnić różnego rodzaju maszynami – komputerami, robotami itd.
Niemal na pewno pozycja przetargowa pracowników więc spadnie. Pracy będzie mniej, więcej osób będzie musiało rywalizować o jedno stanowisko. Firmy będą mogły oferować niższe stawki i gorsze pozostałe warunki pracy. Praca może stać się mniej stabilna, gdyż przedsiębiorstwa będą dążyć do większej elastyczności, by móc szybko reagować na zmieniającą się sytuację epidemiczną.
W takim wypadku znacznie wzrośnie rola kolektywnych form ochrony pracowników. Związki zawodowe i układy zbiorowe, uznawane przez wielu za relikt przeszłości, powinny wrócić do łask. W innym wypadku pracownik zostanie sprowadzony do roli czynnika produkcji – takiego samego jak materiały albo energia elektryczna.
Nadejście robotów
Polskę bez wątpienia czeka fala automatyzacji i niekoniecznie ma to związek z epidemią COVID-19. Wynika to z prostego faktu, że wciąż jeszcze ona do nas na dobrą sprawę nie dotarła, a w krajach zamożniejszych, do których powoli, ale jednak systematycznie zmierzamy, przybrała ona skalę nieporównanie większą. Jak wskazują autorzy raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Drogi do przemysłu 4.0”, w przeliczeniu na 10 tys. pracowników przemysłu przetwórczego Niemcy posiadają ośmiokrotnie więcej robotów niż Polska, a Włochy pięciokrotnie więcej. W Polsce przypadają 42 roboty na 10 tys. pracowników przemysłu, w Czechach 135, a w Korei Południowej prawie 800.
Jednocześnie przemiany te postępują wciąż wolno. Według raportu OECD „Employment Outlook 2018”, miejsce pracy zaledwie 15 proc. polskich zatrudnionych przeszło znacząca modernizację lub wdrożono tam jakąś technologiczną innowację. Średnia unijna to 23 procent, a w Szwecji i Danii ponad 40 proc. zatrudnionych wykonuje swoją pracę w miejscu, w którym wdrożono zmiany technologiczne w ostatnim czasie. Nic więc dziwnego, że aż 50 procent polskich miejsc pracy jest zagrożone automatyzacją, przy czym prawie co piąte jest zagrożone wysokim ryzykiem tego typu. W Szwecji czy Finlandii wysokie ryzyko automatyzacji dotyczy mniej niż 10 proc. miejsc pracy, a jakiekolwiek ryzyko nieco ponad 30 procent.
Jednocześnie warto zauważyć, że automatyzacja wcale nie dotyczy tylko zawodów wykonywanych przez pracowników niewykwalifikowanych lub stosunkowo nisko opłacanych. Według raportu Brookings Institute „Automation and Artificial Intelligence”, prawnicy oraz informatycy mogą być zautomatyzowani w ponad jednej trzeciej, czyli w nieco większym stopniu niż np. usługi opiekuńcze. Usług sprzątające oraz usługi publiczne mogą być zautomatyzowane tylko w jednej piątej, a edukacja nawet w mniej niż w 20 procentach. Tak więc wiele zakładów pracy tradycyjnie wysoko uzwiązkowionych, takich jak szkoły czy przedsiębiorstwa komunalne, wciąż będzie oparta na ludzkich pracownikach. Takie podmioty mogłyby się stać głównym zasobem dla związków zawodowych, dzięki czemu mogłyby one wywierać presję także w innych obszarach gospodarki.
Powrót do uzwiązkowienia
Niestety polski świat pracy nie jest przygotowany na nowe, cięższe czasy. Poziom uzwiązkowienia w Polsce jest koszmarnie niski, a co gorsza do lat regularnie spada.
O ile jeszcze pod koniec ubiegłego wieku do związków należało prawie 30 proc. pracujących, to w 2016 roku już tylko niecałe 13 proc. To zresztą typowe dla krajów naszego regionu – w Czechach w tym samym okresie poziom uzwiązkowienia spadł z 32 proc. do 11 proc. Są jednak rejony świata, w których związki zawodowe trzymają się stosunkowo mocno. Mowa przede wszystkim o północnej Europie. W Danii odsetek pracowników będących członkami związków zawodowych w ostatnich dwóch dekadach spadł, ale jedynie z 76 do 66 procent. W Norwegii w tym czasie prawie się nie zmienił.
Także powszechność układów zbiorowych nad Wisłą regularnie jest ograniczana. Również z tego względu, że pracodawcy mogą je wypowiadać jednostronnie bez żadnych konsekwencji. W 2000 roku układami zbiorowymi objęty był co czwarty pracownik nad Wisłą, obecnie tylko 17 procent. Co ciekawe, na przykład w Czechach ten wskaźnik praktycznie się nie zmienił – wciąż co trzeci pracownik jest tam chroniony układem zbiorowym. W tym przypadku najlepsza sytuacja jest w krajach Europy kontynentalnej – w Austrii aż 98 proc. zatrudnionych objętych jest jakimś układem zbiorowym, a w Belgii 96 proc.
Rysuje się więc konieczność wzmocnienia związków zawodowych i innych form kolektywnej ochrony pracowników.
W sytuacji prawdopodobnego osłabienia pozycji pracowników względem pracodawców, tylko tak można zadbać o ich siłę przetargową zarówno w negocjacjach z właścicielami i zarządami przedsiębiorstw, jak i rządem. Jak można to zrobić?
Na przykład nałożyć obowiązek istnienia układu zbiorowego w każdej dużej firmie, tj. powyżej 250 pracowników. Brak takiego układu powinien być karany, podobnie zresztą jak brak rady pracowników w firmach powyżej 50 zatrudnionych. W innym przypadku te przepisy pozostaną na papierze.
We wszystkich firmach, w których funkcjonują związki zawodowe, nowy pracownik powinien otrzymywać wniosek o przystąpienie do wybranego związku w momencie podpisywania umowy o pracę. Należy też rozszerzyć realną ochronę związkową o pracowników na „nietopowych formach zatrudnienia”, w tym drobnych samozatrudnionych. Nawet z silnymi związkami zawodowymi nadchodzące lata będą trudne, ale bez związków zawodowych będą po prostu straszne.
Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:
Przejdź do archiwum tekstów na temat:
# Rynek pracy # Społeczeństwo i kultura Centrum Wspierania Rad Pracowników