Dbać o wspólne dobro
Służbę publiczną rozpocząłem w Łodzi w 1995 r. Zaangażowałem się w działalność kilku stowarzyszeń i grup nieformalnych. W Studenckim Radio „Żak” Politechniki Łódzkiej – tym, w którym zaczynał Marek Niedźwiedzki – razem z kolegą prowadziliśmy audycję publicystyczną „Czy masz świadomość?”. Zostałem też aktywistą kampanii obywatelskiej „Tiry na tory”.
Organizacja pikiet i demonstracji, spotkania z mieszkańcami, akcje ulotkowe. To czasy, w których nie było Twittera czy Facebooka, a telefon służył tylko do telefonowania. Trzy lata później, siedząc na drzewie, broniłem pięknego lasu bukowego przed wycięciem pod autostradę, w Parku Krajobrazowym „Góra Św. Anny”.
W 2000 r. z grupą znajomych powołaliśmy do życia magazyn „Obywatel”, który poruszał tematy związane z polityką, społeczeństwem i ekologią. Politykę definiuję za Arystotelesem jako sztukę rządzenia państwem, której celem jest dobro wspólne. Bliskie jest mi także podejście św. Jana Pawła II, nazywającego politykę roztropną troską o dobro wspólne.
Od 2004 r. działam pod szyldem fundacji Instytut Spraw Obywatelskich (INSPRO). Jesteśmy głosem obywateli. Przykładowo, w kampanii „Obywatele decydują” ulepszamy narzędzia wpływu Polaków na miejsce, w którym żyją, m.in. referenda czy ustawy obywatelskie. W Centrum Wspierania Rad Pracowników wzmacniamy dialog społeczny pracowników z pracodawcami. Z kolei w ramach inicjatywy „Wolne od GMO? Chcę wiedzieć!” domagamy się respektowania prawa konsumentów do informacji. Dziesiątki tysięcy godzin pracy organicznej. Tysiące rozmów ze społecznikami, radnymi i posłami. Setki szkoleń, konferencji i debat. Dziesiątki raportów i ekspertyz.
Co zadziwia najbardziej?
Wraz ze służbą przychodzi moment refleksji.
To, co uderza, to jakość naszych elit. A w szczególności ich kompetencje, czyli postawa, wiedza i umiejętności.
Jak definiuję elitę? Szeroko. Elita to obywatele, którzy zdecydowali się na służbę na rzecz obywateli i ojczyzny. Niestety, mało jest osób odpowiednio przygotowanych do służby w organizacjach społecznych, w samorządach, parlamencie.
Ilu z nas zdecydowałoby się na lot samolotem wiedząc, że pilot nie zdawał egzaminów a pilotowania będzie się uczyć w trakcie lotu? Ilu z nas poddałoby się operacji na otwartym sercu, którą przeprowadzałby chirurg „amator”?
Rozejrzyjmy się dookoła. Kto dzierży stery naszego państwa, samorządu czy stowarzyszenia? Kto przeprowadza operację na ich otwartych sercach? Kto i jak robi politykę?
Polityka, czyli co?
W ciągu ostatnich 26 lat elity doprowadziły do sytuacji, w której większość z nas definiuje politykę wyłącznie jako walkę o władzę lub grę partyjną. Niestety, taka definicja sprzyja postrzeganiu polityki jako władzy dla samej władzy. A to już prosta droga do myślenia, że „polityka to bagno” i postawy – „trzymam się z dala od polityki”.
Rzadko spotykam się z definiowaniem polityki jako roztropnej służby dla dobra wspólnego. Służby dla naszego państwa, miasta czy osiedla.
Służby, której towarzyszy konieczność podejmowania istotnych decyzji politycznych, wymagających strategicznego wyboru. Wyboru między kilkoma rozwiązaniami i zaakceptowania związanego z tym ryzyka.
Przy takiej definicji polityka przestaje być tylko domeną partii. I choć nie wszyscy to sobie uświadamiamy, to każdy robi politykę. Kowalski, dokonując wyboru czy kupić produkt firmy płacącej podatki w Polsce, czy transferującej pieniądze za granicę. Kowalska, angażując się w działalność fundacji pożytku publicznego. Członkowie związków zawodowych i rad pracowników dbających o prawa pracownicze. Obywatele, patrzący władzy na ręce czy angażujący się w zbiórki podpisów pod ustawami i referendami obywatelskimi.
Daleki jestem jednak od sentymentalnej wizji, że polityka nie ma nic wspólnego z dążeniem do władzy. Z kształtowaniem układu sił i działaniami zakulisowymi. Z narzucaniem innym swojej woli.
Nie ma niczego zdrożnego w tym, że ktoś ma władzę. Pytanie tylko, kto ją ma, po co i jak ją sprawuje. Czy ma odpowiednie kompetencje? Czy politykę traktuje jako służbę w interesie publicznym, czy działalność w interesie prywatnym – własnym oraz powiązanych ze sobą grup?
Szkoła dla urzędników
W 1990 r. politycy powołali do życia Krajową Szkołę Administracji Publicznej. Kształci ona urzędników podejmujących decyzje administracyjne. Szkoła wzorowana jest na francuskiej École Nationale d’Administration. Słuchacze odbywają 20-miesięczne szkolenie stacjonarne. Po zakończeniu nauki są zobowiązani do 5-letniej pracy w administracji publicznej.
Dlaczego przez 26 lat elity nie stworzyły ośrodka, w którym mogliby kształcić się przyszli politycy podejmujący decyzje polityczne? Politycy stworzyli szkołę dla urzędników. Zapomnieli stworzyć szkoły dla siebie.
Obecnie taką funkcję kształcenia spełniają młodzieżówki partyjne. Obserwując scenę polityczną trudno jednak uwierzyć, że mogą one formować ludzi innych niż klony liderów partyjnych. Klony, które zamiast polityki robią pseudopolitykę.
Istnieje także szereg szkoleń i kursów dla społeczników, działaczy stowarzyszeń i fundacji. Niestety, są one w większości pozbawione solidnych fundamentów merytorycznych i infrastrukturalnych.
Akademia dla polityków
Co możemy z tym zrobić?
Marzy mi się Polska Akademia Służby Publicznej (PASP), w której obywatele, zainteresowani służbą publiczną, mogliby nabywać i rozwijać swoje kompetencje: postawę, wiedzę i umiejętności.
Postawę w duchu polityki rozumianej jako roztropna służba dla dobra wspólnego. Postawę związaną z odpowiedzialnością za słowo i z odwagą czynów. Postawę, której bliska jest zasada: „Jeśli chcesz zmienić Polskę, zacznij od siebie”. Mającą również na uwadze, że Polska leży na planecie Ziemia, a Ziemia jest jedna i warto o nią dbać.
Wiedzę o tym, czym są polityki publiczne i dobre zarządzanie. Co to są megatrendy i jak robić geopolitykę. Wiedzę, jak funkcjonują rynki finansowe oraz jak powinien przebiegać proces stanowienia prawa opartego na dowodach. Jak działa ludzki mózg i jak się zachować przy stole.
Umiejętności myślenia strategicznego i analizy układu sił. Umiejętności związane z IQ i z EQ (inteligencja emocjonalna). Pracy zespołowej i pozyskiwania sojuszników. Umiejętności mówienia i pisania językiem zrozumiałym dla każdego.
Marzy mi się miejsce, w którym organizowane będą roczne, stacjonarne kursy intensywnej nauki. Nauki w formie wykładów, konwersatoriów, specjalistycznego treningu, wizyt studyjnych, gier strategicznych i symulacji. Każdy ze słuchaczy po przejściu wieloetapowej rekrutacji i selekcji otrzymałby stypendium oraz możliwość przystąpienia do Indywidualnego Programu Rozwoju.
Marzy mi się Akademia, która jest dla każdego, niezależnie od poglądów politycznych, bo Polska jest wspólna – ani nasza, ani wasza.
Zajęcia prowadziliby eksperci, społecznicy, politycy partyjni i samorządowi, dziennikarze. Słuchacze uczyliby się też od siebie nawzajem. Szukali wspólnych rozwiązań, podnoszących jakość życia Polek i Polaków.
Zapraszam do PASP
Polska Akademia Służby Publicznej to dziś innowacja polityczna. Idea, która ma szansę się urzeczywistnić, jeżeli przyciągnie obywateli dobrej woli. Chcących wesprzeć jej powstanie słowem i czynem.
Szukamy sojuszników. Pomóc można na wiele sposobów: promując idee PASP wśród znajomych oraz w debacie publicznej. Oferując nieodpłatnie swoją wiedzę i umiejętności w tworzeniu modelu działania Akademii. Deklarując swój udział w roli słuchacza lub wykładowcy.
Ważnym fundamentem PASP jest finansowanie. Chcemy, aby Akademia posiadała kapitał żelazny uniezależniający ją od nacisków i gier partyjnych. Szukamy ludzi dobrej woli, którzy chcą mieć wpływ na kształtowanie i formowanie przyszłych kadr służby publicznej. Ludzi, którzy wspierając PASP symboliczną złotówką rozumieją, że to jest dobra inwestycja we wspólną przyszłość naszego kraju i naszych dzieci. Aby jutro były z nas dumne…
Zapraszam Państwa do kontaktu.