Eksperyment wolność
Wąsaty strażnik spogląda na mnie groźnym wzrokiem (co widzę bardziej oczyma wyobraźni, gdyż na głowie trzyma ciasno założone wiadro ze słabej jakości plastiku z dwoma, zbyt małymi jak na oczy i zwłaszcza wąsy, otworami).
– Gdzie wiadro? – jego ton nieznoszący sprzeciwu nadaje dodatkowej dramatyczności tej (groteskowej chyba?) sytuacji.
– Nie noszę, nie mogę… – odpowiadam, szukając sensownego na te czasy usprawiedliwienia, choć głowa krzyczy „to nielegalne!, toż to totalitaryzm wprowadzany metodą zastraszania, inżynieria społeczna, nie dajmy się zwariować, o wolność trzeba walczyć, bo przecież nic nie dane raz na zawsze!, jeśli się nie obudzimy, już będzie za późno, wiadra na głowach przy każdej kolejnej jesieni!, każdej okazji!, ale nie, gorączka zabije wszystkich!, chociaż nie, cholernych antywiadrowców paradoksalnie oszczędzi, jedynie przez ich egoistyczne, socjopatyczne poglądy poumierają niewinni, posłuszni!”, przestraszone zwierzątko we mnie odpowiada jednak – po prostu źle widzę, otwory na oczy są zbyt małe, sam pan rozumie…
Nie rozumie, chce sprawiedliwości, chce porządku, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, nawet jeśli żyjemy w absurdzie… No właśnie! Przecież ten słynny myśliciel absurdu wołał kiedyś „Je me révolte donc nous sommes”, więc buntuję się, dla nas, dla przyszłości, żeby nie łamano więcej konstytucji (co znaczy to słowo, gdy media milczą?), nie noszę wiadra, by pokazać, że to bezprawie, nie bójmy się! Jednak nie, pan nie zna francuskiego, przecież są dobre tłumaczenia, to klasyka, może jednak? Jednak, to może sobie pan walczyć pisząc kretyńsko absurdalne teksty do szuflady.
– Inni jakoś sobie radzą. Wszyscy przecież, zresztą, no! Bez wiadra ani rusz, nie wpuszczę!
Bezradnie wzruszam ramionami. Żegnajcie rolki papieru wartościowego, zostało mi jedynie dwadzieścia paczek po dwanaście rolek każda. Na ile to starczy, no na ile? Rok, dwa?
II
Z pozycji urodzonego po 1989 i pięćdziesięciu kilku kilo patrzę na lata demokracji, upragnionej wolności, dobrobytu jednostki poganianej wreszcie przez marchewkę. Pewny zarobek w wielkiej korporacji, mój numer to 327103. Brak indywidualności? Zwyczajne ułatwienie, jakich wiele. „Wy młodzi wiecznie niezadowoleni” mruczy zbiorowy oponent w mojej głowie, a przecież nie trzeba nawet myśleć. Między komputerem a telewizorem wszystko po staremu, taplam się (bo nigdy nie tonę) z upodobaniem w przyjemnie otępiającej papce nicości. Koniec końców Syzyf pchał swój kamień od nowa i od nowa, mais en souriant, czy to nie na tym polegał ten jego bunt?
III
– Pan widział co pokazują na TVCov24? Toż to zagłada, i to gdzie! Taka Australia, taki wysoko rozwinięty kraj! Kto by pomyślał! – mój siedemdziesięcioletni sąsiad z ideałami wpada oszołomiony do mieszkania. W przeciwieństwie do swych rówieśników z ideałami (a także do wszystkich ludzi z m e d i a l n y m i ideałami) nie ma wiadra na głowie. Zapomniał? Rozedrgany włącza program (nadawany zresztą po angielsku, ponieważ od tego roku, celem zatarcia poważnego podziału Rzeczypospolitej na „nr 3” i „nr 4” odbierany jest tylko jeden program): There have been wild scenes at anti-carrying-a-bucket-on-head protests across the country. In Melbourne, mounted police had to be called in to help disperse angry crowds. Policjanci zatrzymują niesfornych Prometeuszy, nakładając im wiadra siłą na nazbyt agresywnie samodzielne łby.
– No, no… – zaczynam delikatnie, próbując wybadać teren. – Faktycznie, taki rozwinięty kraj, a ludzie nie rozumieją, że bez wiader gorączka będzie postępować. Sami się nie boją, ale zero empatii, jakiegoś altruizmu, nieprawdaż? – Kiwam przy tym pojednawczo głową, próbując ukryć fakt, że również ja takowego wiadra bezpieczeństwa nie nałożyłem. Coś w nim pęka, bo oczy zmieniają kolor na czerwony, próbuje wydobyć z siebie głos, ale nie może, więc zrozumiał, zrozumiał, że nieopatrznie rozjuszony wpadł w sidła zakażenia, zapomniał o środkach ostrożności i oto ja, ja jestem dla niego zagrożeniem. Młody człowieku, jak ty możesz!, ja tu w gości do ciebie, a ty!, a ty tak bez szacunku?!, to jest, bez wiadra?!, wyobrażam sobie najgorsze sceny, jakich niemało na mieście, może nawet donos do wiadrosanepidu. Moja strefa komfortu skończyła się właśnie zaraz przy strefie jego strachu. Zapada jednak niezręczna cisza.
– To pan… Pan też? – odpowiada ze łzami ściskanymi w gardle, w oczach coraz więcej czerwonych pajęczyn, to pewnie już będzie ze 40 stopni, jak nic. – Pan też uważa, że odbieranie wolności pod pretekstem zastraszania ludzi jest w porządku? – Rozczarowanie zmieniło kolor jego skóry na bladoniebieski, zgarbiony odchodzi. Przed trzaśnięciem drzwiami wyjściowymi słyszę natomiast: – Neonazista!
Cóż, myślę, pomylił tylko początek: konform-ista.
IV
Zanurzam się, powoli zapominam o słowie na „w”, próbuję zapomnieć też o strachu – z marnym skutkiem. A przecież nie chcę się bać, gdy przyjdą wykonawcy kapturowych wyroków z Ligi Obrony Społeczeństwa. Na pewno już wiedzą: CO ROBIŁEŚ DOTĄD?
Tymczasem nikt nie puka do drzwi, to tylko megafon aplikacji wynurza mnie siłą z gorąca wanny: temperatura twojego ciała wzrosła do 37 stopni!, nie wychodź z domu przez następne 40 dni!, z kim się kontaktowałeś?!, pamiętaj: stosując się bezkrytycznie, ratujesz życie bliźnim! I noś to cholerne wiadro, wyszły nowe wzorzyste modele!
M: Wolność. D: Wolności. C: Wolności. B: Wolność. N: Wolnością. M: Wolności. W: Wolności!
LITOŚCI!