Książka

Przyszłość naszej wolności. Czy należy rozmontować Google’a?

okładka książki
fot. PIW
Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 4 (2020)

Z uważnej obserwacji zachodzących zmian rodzi się ważne pytanie: czy nasza wolność nie jest zagrożona? Wszak szefowie wielkich firm technologicznych nie kryją tego, że chcą zdefiniować świat, w którym przyjdzie nam żyć.

Książka Lorenziego i Berrebiego jest obroną postępu, lecz nie w naiwnej formie lansowanej przez jego najgłośniejszych proroków. Jesteśmy bowiem świadkami bezprecedensowego rozwoju naukowego, który przenosi nas w nową rzeczywistość, obfitującą zarówno w nieznane dotąd perspektywy, jak i zagrożenia.

Na co dzień wiele słyszymy o rozwoju technologii cyfrowych, nie możemy jednak zapominać, że postęp ów dotyczy też wielu innych dziedzin nauki: genetyki, energetyki, nanotechnologii. Cytując autorów: „nigdy wcześniej problem nie był tak konkretny, zasadniczy. Przemoc ma dziś nie tyle wojenne, ile intelektualne oblicze”. Z uważnej obserwacji zachodzących zmian rodzi się ważne pytanie: czy nasza wolność nie jest zagrożona? Wszak szefowie wielkich firm technologicznych nie kryją tego, że chcą zdefiniować świat, w którym przyjdzie nam żyć. Zdaniem autorów należy podjąć zdecydowane kroki, by temu zapobiec. Wybór kierunków zmian powinien bowiem należeć do wybieranych przez społeczeństwa władz państwowych, a nie narzucających swą wizję wielkich przedsiębiorstw, mających ogólnoświatowy zasięg i technologiczne możliwości wpływania na wszystkie aspekty naszego życia społecznego i prywatnego.

Pierwsze z wielu nasuwających się pytań brzmi zatem: czy należy rozmontować Google’a i inne firmy typu GAFA?

Jean-Hervé Lorenzi ‒ wybitny ekonomista francuski, profesor ekonomii na Uniwersytecie Paris Dauphine, autor kilkunastu książek, założyciel francuskiego think tanku Cercle des économistes.

Mickaël Berrebi ‒ absolwent ESSEC Business School, doradca finansowy, specjalista z dziedziny oceny ryzyka, członek francuskiego Instytutu Aktuariuszy. [aktuariusz specjalista zatrudniany głównie przez firmy ubezpieczeniowe;stosując metody rachunku prawdopodobieństwa i statystyki, oblicza ryzyko wypadków losowych i wysokość związanych z tym składek ubezpieczeniowych, ustala wysokość tzw. rezerw finansowych, konstruuje tzw. tablice wymieralności i inne. Źródło: Encyklopedia PWN – przyp. red.]

Zachęcamy do lektury fragmentów książki. Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu, wydawcy książki, dziękujemy za udostępnienie tekstu do publikacji.

Przyszłość naszej wolności. Czy należy rozmontować Google’a i kilku innych?

[…] Kto rządzi – politycy czy technoprorocy?  

Początek XXI wieku zdradza osobliwe podobieństwo do końca wieku XIX, kiedy to największe trusty, zwłaszcza amerykańskie koncerny naftowe, sprawowały faktyczną władzę nad krajem i poniekąd nad światem. Budzi też skojarzenia z niedawnym szaleństwem finansowym, które doprowadziło bank Goldman Sachs do wywarcia decydującego wpływu na praktycznie każdy rząd na świecie. Faktyczna jednak różnica między obecną sytuacją a przeszłą polega po prostu na tym, że władza dużych przedsiębiorstw technologicznych nie zdążyła się zakorzenić w rzeczywistości, ale przede wszystkim w ludzkich umysłach. Osłabienie państw, ich trudności w zrozumieniu obecnych ograniczeń i przyszłość naznaczona starzeniem się społeczeństw i rozwojem technologii – wszystkie te czynniki sprawiają, że państwa nie są w stanie określić tego, co nadejdzie. Pojawia się zatem pole do popisu!

Największe firmy technologiczne – zajmujące się technologią cyfrową, inżynierią genetyczną, energetyką czy transportem kosmicznym – szybko zrozumiały tę sytuację, te publiczne oczekiwania i zdecydowały się opisać przyszłość, najpierw swoją, potem także i naszą, tak jak ją widzą. Co istotne, nakreśliły obraz społeczeństwa, które pozwoli im potwierdzić swoją władzę.

Najlepszym przykładem tego wszystkiego jest oczywiście przemówienie Elona Muska promujące szalony projekt, podbój Marsa. Ta sytuacja w niewiarygodny wręcz sposób przywodzi na myśl rywalizację między ZSRR a Stanami Zjednoczonymi i przemowy, w których przywódcy obu krajów kolejno opisali podbój przestrzeni kosmicznej, stawiając sobie za cel wytyczenie czegoś na kształt nowej granicy! Po raz pierwszy przekaz jest ważniejszy niż stan rzeczywisty. Zastanawiając się nad przyszłością, każdy z nas ma poczucie, że radykalnie nowe rozwiązania technologiczne są na wyciągnięcie ręki. To oczywiście daje pole do działania około stu dużym przedsiębiorstwom, we wszystkich krajach i we wszystkich sektorach działalności. Co najmniej od półtora wieku wrażenie życia w społeczeństwie zdominowanym przez kilku monopolistów nie było tak dojmujące.

W związku z tym powstaje w tych społeczeństwach konieczność skonsolidowania sił i dalekosiężnych planów, co nadal w dużej mierze opiera się na słowach. Dla tych społeczeństw ma znaczenie zarówno kontrola indywidualna, jak i państwowa, ponieważ pozwala zdobywać i utrzymywać władzę na wszystkich szczeblach i, co dziwne, uprawomocnia przekaz. To wszystko, o czym będzie traktować niniejszy rozdział, stanowi bardzo szczególny przykład zmian układu sił między państwami a dużymi przedsiębiorstwami technologicznymi, ponieważ jednym z talentów, które rozwinęły te ostatnie, jest umiejętność unikania głównego publicznego ograniczenia, a mianowicie płacenia podatków, z których finansuje się wszelkie inne rodzaje działalności państw. Taki status quo nie będzie trwał wiecznie, ale sytuacja ta pozostaje wyjątkowym momentem w relacjach między podmiotami gospodarczymi a podmiotami polityki. […]

[…] Musimy zatem przygotować grunt pod wzrost gospodarczy, który może odwrócić obecne tendencje i przyspieszyć powrót do dobrobytu. To samo dotyczy roli władzy politycznej. Obecnie jest marginalizowana, czasami musi znosić publiczne zniewagi bez nadziei na zadowalające zmiany tego stanu rzeczy. Czy możemy uznać, że świat działa bez kompasu, czyli bez demokracji? Naszym prawdziwym celem jest zapewnienie społeczności intelektualnych i politycznych narzędzi, które pozwolą jej wspólnie określić naszą przyszłość.

Rozbić technologiczne monopole

Nie powinniśmy wyobrażać sobie, że mamy do czynienia z jakąś wyjątkową sytuacją. Od początku XX wieku Stany Zjednoczone miały decydujący wpływ na kształt, natężenie i rozwój konkurencji, ponieważ – według nich – na tym zasadzał się kapitalizm dostosowany do danych czasów. Jak zawsze, wszystko zaczyna się od silnej, graniczącej z buntem, reakcji maluczkich przeciwko wielkim, konsumentów przeciwko producentom, tego powszechnego poczucia, że nieliczni dyktują swoje zasady zdecydowanej większości. Tak wyglądała historia funduszy i trustów w Stanach Zjednoczonych w drugiej połowie XIX wieku. Wszyscy wiedzą, jak ważną rolę w tej dominacji trustów, w której uczestniczyło Standard Oil w stanie Ohio, odegrał John Rockefeller. W ślady Rockefellera poszło wielu innych, w sektorze rafinacji cukru, materiałów wybuchowych, oleju bawełnianego itp. Wszystko to doprowadziło do zniknięcia tysięcy drobnych przedsiębiorstw i gospodarstw oraz do zdecydowanej reakcji społeczeństwa na tę systematyczną wycinkę w amerykańskiej gospodarce. Pokłosiem tych wydarzeń było uchwalenie Sherman Act [1], a następnie Clayton Act [2] , których losy też były burzliwe, ponieważ amerykańska polityka gospodarcza zawsze dostosowywała swoje zasady do wymogów koniunktury.

Dziś, żeby być szanowanym – jako konsumenci, jako obywatele, jako jednostki – musimy sprowokować podobny rozłam, głośno wyrazić swe niezadowolenie i doprowadzić do zmiany porządku i dynamiki, która wydawała się niezmienna.

Któż nie pamięta Harolda Greene’a, tego niepozornego sędziego Sądu Okręgowego w Kolumbii, który zbulwersował świat i zmusił Charliego Browna, szefa AT&T, do negocjacji w sprawie rozbicia monopolu? AT&T było wówczas imperium telekomunikacyjnym, firmą podziwianą przez wszystkich operatorów telekomunikacyjnych na świecie, zatrudniającą milion pracowników. Robiło wszystko, począwszy od zarządzania siecią, a skończywszy na produkcji sprzętu. Przypuszczenie ataku na to przedsiębiorstwo, które ze względu na swą potęgę i rolę stanowiło ikonę gospodarki amerykańskiej, wymagało niebywałej odwagi. Co najważniejsze, większość klientów, tak jak ma to miejsce obecnie w przypadku firmy takiej jak Google, uważała, że usługa świadczona przez AT&T nie ma sobie równych. A jednak niedługo potem sędzia Greene rozbił ten monopol. Po ośmioletnim dochodzeniu firma zgodziła się na odstąpienie od wyłączności w sektorze telekomunikacyjnym. Osiemnaście miesięcy później, za sprawą niewiarygodnego wpływu niepozornego sędziego, amerykański sektor telekomunikacyjny przeżył prawdziwą rewolucję. Miejsce AT&T zajęło siedmiu operatorów lokalnych, zwanych „Baby Bells”, jeden operator odpowiedzialny za połączenia międzymiastowe AT&T i producent sprzętu o nazwie Lucent. W rzeczywistości wszystkie połączenia, realizowane między jednym klientem na wschodnim wybrzeżu a drugim na zachodnim wybrzeżu, obsługiwała ta sama firma. Wbrew opinii publicznej podjęto decyzję o ukróceniu tych praktyk. Będziemy używali słowa „ukrócić”, dość brutalnego, ale dobrze określającego skutki decyzji organów ds. ochrony konkurencji, żeby za dziesięć czy piętnaście lat uniknąć skomplikowanych rozwiązań, dostosowanych głównie do monopolistycznych realiów, które świat może nam narzucić.

Wróćmy zatem myślami do cyfrowego świata, o którym tak wiele mówimy, ponieważ zawładnął on sferą medialną i oferuje nam wyjątkowe usługi w życiu osobistym i zawodowym. Chodzi jednak o coś innego. Spróbujemy ograniczyć nadużycia, jakich dopuszczają się cyfrowi monopoliści. Można podać co najmniej dwa powody takich działań. Po pierwsze, firmy te zdobyły taką potęgę finansową, technologiczną i polityczną, że są w stanie sprawić, że zwycięży ich wizja świata, i narzucą swoje wybory rządom. Przedsiębiorstwa te konkurują obecnie z władzami publicznymi w zakresie swoich prerogatyw, w szczególności w dziedzinie zdrowia i edukacji. Po drugie, trzeba zapobiegać gromadzeniu w rękach jednej organizacji zbyt wielu informacji o nas, naszym życiu, naszych zainteresowaniach. Po co demontować monopole, skoro można wykorzystać zasady, ustanowione przez organy ochrony konkurencji? Po prostu dlatego, że dane stanowią bardzo szczególny rodzaj zasobów, który w znacznym stopniu różni się od zgromadzonej stali czy kukurydzy. […]

[1] Ustawa Shermana (ang. Sherman Antitrust Act lub Sherman Act) − amerykańska ustawa antymonopolowa przyjęta w 1890 r. (przyp. tłum.)

[2] Ustawa Claytona (ang. Clayton Antitrust Act) – amerykańska ustawa antymonopolowa przyjęta w 1914 r. (przyp. tłum.)

okładka książki

Jean-Hervé Lorenzi, Mickaël Berrebi: Przyszłość naszej wolności. Czy należy rozmontować Google’a i kilku innych?, PIW – Państwowy Instytut Wydawniczy, 2019.


Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 4 (2020)

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Nowe technologie # Świat

Być może zainteresują Cię również: