Książka

Michel Houellebecq: Poszerzenie pola walki

poszerzenie_pola_walki
Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 84 / (32) 2021

Każe myśleć o rzeczach, których celowo w swoich myślach unikamy, by nie zbudzić w sobie niewygodnych uczuć.

Bohaterem tej książki jest informatyk, zupełnie przeciętny przedstawiciel swojego pokolenia: dobrze sytuowany, pracuje dla wielkiej korporacji, chociaż praca nie daje mu satysfakcji. W jego życiu prywatnym też jest nudno. Nie ma rodziny, nie jest zakochany. Znajomych poznaje tylko w pracy. Wszechogarniająca nuda i frustracja powodują, że namawia kolegę do morderstwa.

Polecamy książkę Michel Houellebecq: Poszerzenie pola walki. Dziękujemy wydawnictwu Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o za udostępnienie jej fragmentu do publikacji.

Rozdział 3

Trudność polega na tym, że nie wystarczy żyć zgodnie z zasadami. Istotnie, udaje się wam (zaciskając czasami zęby, mocno zaciskając zęby, ale generalnie wam się udaje) żyć zgodnie z zasadami. Wasze zeznania podatkowe są gotowe na czas. Rachunki zapłacone w terminie. Nigdy się nie poruszacie bez dowodu tożsamości (i karty kredytowej w portfelu!…).

Niemniej nie macie przyjaciół.

Zasady są złożone, wielopostaciowe. Poza godzinami pracy są zakupy, które trzeba zrobić, bankomaty, z których trzeba wyciągnąć pieniądze (i gdzie często trzeba czekać). A przede wszystkim rozmaite polecenia, które musicie wydać instytucjom zarządzającym różnymi dziedzinami waszego życia. W dodatku możecie zachorować, co pociąga za sobą koszty i kolejne formalności.

Jednak zostaje jeszcze trochę czasu wolnego. Co robić? Jak go wykorzystać?

Poświęcić go na pomoc bliźnim? Ale w gruncie rzeczy bliźni was nie interesują. Słuchać płyt? To było jakieś rozwiązanie, ale z upływem lat dochodzicie do tego, że muzyka coraz mniej was porusza.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Majsterkowanie, rozumiane w szerszym znaczeniu, może zaofiarować jakieś wyjście z sytuacji. Ale nic tak
naprawdę nie może przeszkodzić coraz częstszym powrotom tych chwil, kiedy wasza absolutna samotność, uczucie uniwersalnej pustki, przeczucie, że wasze istnienie zbliża się do jakiejś bolesnej i ostatecznej katastrofy, łączą
się, by pogrążyć was w stanie prawdziwego cierpienia.

A jednak wciąż nie macie ochoty umierać.

Mieliście jakieś życie. Były takie chwile, kiedy mieliście jakieś życie. Z pewnością nie pamiętacie tego bardzo
dobrze, ale fotografie to potwierdzają. Prawdopodobnie w czasie waszego dorastania albo trochę później. Ależ
wasz apetyt, żeby żyć, był wówczas ogromny! Egzystencja wydawała się obfitować w niewypowiedziane
możliwości. Mogliście zostać kabaretowymi śpiewakami; pojechać do Wenezueli.

Co jeszcze dziwniejsze, mieliście dzieciństwo. Przypatrzcie się teraz siedmioletniemu dziecku, które na dywanie w salonie bawi się żołnierzykami. Proszę was, byście mu się przyjrzeli uważnie. Od czasu rozwodu nie ma ojca. Rzadko widuje swoją matkę, która zajmuje ważne stanowisko w firmie kosmetycznej. Tymczasem bawi się żołnierzykami i zainteresowanie, jakim darzy ową imitację świata i wojny, wygląda na bardzo żywe. Już teraz brakuje mu miłości, to pewne; ale jakże wydaje się interesować światem!

Wy także interesowaliście się światem. To było dawno; proszę, żebyście to sobie przypomnieli. Ale pole zasad przestało wam wystarczać, nie mogliście żyć dłużej w polu zasad, musieliście wejść w pole walki. Proszę, byście dokładnie odtworzyli tę chwilę. To było dawno, nieprawdaż? Przypomnijcie sobie: woda była zimna.

Teraz jesteście daleko od brzegu: o tak, jesteście bardzo daleko! Długo myśleliście, że istnieje jakiś drugi brzeg; teraz już wiecie, że go nie ma. Jednak nadal płyniecie i każdy ruch przybliża was do utonięcia. Dławicie się, pali was w płucach. Woda wydaje się coraz chłodniejsza, a przede wszystkim bardziej gorzka. Nie jesteście już tacy młodzi. Umrzecie teraz. To nic. Jestem tutaj. Nie zostawię was. Kontynuujcie lekturę. Przypomnijcie sobie jeszcze raz, jak wkroczyliście w pole walki.

Kolejne strony składają się na powieść; rozumiem przez to ciąg historyjek, których jestem bohaterem. Owa auto-
biografia właściwie nie jest żadnym wyborem: po prostu nie mam innego wyjścia. Gdybym nie opisywał tego,
co widzę, cierpiałbym tak samo – a może trochę bardziej. Ale jedynie trochę, podkreślam. Pisanie wcale nie przynosi mi ulgi. Odtwarza, rozgranicza. Wprowadza złudzenie spójności, pojęcie realizmu. Nadal brniemy przez okrutną mgłę, jednak istnieje kilka punktów odniesienia. Chaos jest zaledwie o kilka metrów dalej. Niewielki sukces, naprawdę.

Co za kontrast z absolutną, cudowną władzą lektury! Życie wypełnione czytaniem byłoby spełnieniem moich marzeń; wiedziałem to już w wieku lat siedmiu. Materia świata jest dotkliwa, nieprzystająca; ale nie wydaje mi się, żeby można było ją zmienić. Naprawdę sądzę, że całe życie spędzone na lekturze bardziej by mi odpowiadało.

Ale takie życie nie zostało mi dane.

Skończyłem właśnie trzydzieści lat. Po bezładnym starcie ukończyłem studia z dosyć dobrymi wynikami; dzisiaj jestem przedstawicielem klasy średniej. Moja pensja analityka-programisty w spółce informatycznej wynosi na rękę dwa i pół raza więcej niż SMIC; co stanowi ładną siłę nabywczą. Mogę się spodziewać znaczącego awansu w ramach mojego przedsiębiorstwa, chyba że się zdecyduję, jak wielu innych, pracować u klienta. W sumie mogę się uważać za zadowolonego ze swojej pozycji społecznej. Na planie seksualnym sukces jest jednak mniej oszałamiający. Miałem wiele kobiet, ale na krótko. Pozbawiony zarówno urody, jak i wdzięku osobistego, skłonny do częstych nawrotów depresji, w żaden sposób nie odpowiadam temu, czego przede wszystkim poszukują kobiety. Tak więc zawsze wyczuwałem u kobiet, które otwierały przede mną swoje krocze, coś w rodzaju lekkiego wahania, w gruncie rzeczy nie byłem dla nich niczym innym jak złem koniecznym. Co nie jest, wszyscy się chyba zgodzimy, idealnym punktem
wyjścia do stworzenia trwałego związku.

Od czasu mojego rozstania z Véronique, dwa lata temu, nie poznałem żadnej kobiety; nieśmiałe i rzadkie próby, jakie czyniłem w tym kierunku, zakończyły się łatwym do przewidzenia fiaskiem. Dwa lata to jednak wydaje się długo. Ale w rzeczywistości, zwłaszcza kiedy człowiek pracuje, czas mija bardzo szybko. Wszyscy to potwierdzą: czas mija bardzo szybko.

Może się zdarzyć, drogi mój przyjacielu czytelniku, że jesteś kobietą. Nie martw się, proszę, takie rzeczy się zdarzają. Zresztą nie zmieni to w niczym tego, co mam do powiedzenia. Ja nie dbam o niuanse.

Moim celem nie jest oczarowanie was subtelnymi uwagami psychologicznymi. Nie dążę do tego, by wyrwać
z was okrzyki zachwytu nad moją finezją i poczuciem humoru. Istnieją autorzy, którzy zaprzęgają swój talent do wyrafinowanych opisów rozmaitych stanów duszy, cech charakteru etc. Ja się do nich nie zaliczam. Cała ta zbieranina realistycznych szczegółów, która ma na celu przedstawienie ostro zróżnicowanych postaci, zawsze mi się wydawała, przepraszam za określenie, czystą głupotą. Daniel, który jest przyjacielem Hervé, ale odczuwa pewną rezerwę w stosunku do Gérarda. Fantazje Paula, które przybierają postać Virginie, podróż kuzynki do Wenecji… można tak w nieskończoność. To tak jakby obserwować homary, które maszerują po dnie akwarium (wystarczy w tym celu pójść do rybnej restauracji). Poza tym ja rzadko spotykam się z ludźmi.

By osiągnąć zupełnie inny cel filozoficzny, jaki sobie postawiłem, wręcz przeciwnie, będę musiał się streszczać. Skracać. Niszczyć jeden po drugim natłok szczegółów. Pomoże mi w tym zresztą zwyczajny bieg dziejów.

Na naszych oczach świat się uniformizuje, rozwijają się środki telekomunikacji, wnętrza mieszkań wypełniają się nowoczesnym sprzętem. Relacje międzyludzkie stopniowo stają się niemożliwe, co zresztą redukuje liczbę historii, z których składa się życie. W ten sposób oblicze śmierci ukazuje się powoli w całym swoim blasku. Trzecie tysiąclecie świetnie się zapowiada.

Rozdział 6: Druga szansa

Nazajutrz rano dowiaduję się, że popełniłem błąd. Powinienem był nalegać na spotkanie z Catherine Lechardoy; moje wyjście bez wyjaśnienia zostało źle odebrane przez ministra rolnictwa.

Dowiaduję się również – i stanowi to zaskoczenie – że wyniki mojej pracy od czasu zawarcia poprzedniego kontraktu nie są satysfakcjonujące. Postanowiono to przemilczeć do tej pory, jednak ich zawiodłem. Ten kontrakt z ministerstwem rolnictwa jest w pewnym sensie drugą szansą, jaką mi się daje. Szef mojego działu przybiera rozluźnioną pozę, jak w amerykańskim serialu, żeby mi powiedzieć: „Jesteśmy na usługach klienta, zdaje pan sobie z tego sprawę. W naszym zawodzie rzadko dostaje się drugą szansę…”.

Żałuję, że zawiodłem tego mężczyznę. Jest bardzo przystojny. Twarz jednocześnie zmysłowa i męska, włosy siwe, krótko ostrzyżone. Biała koszula, z nieskazitelnego materiału, bardzo cienkiego, przez który prześwituje mocna i opalona klatka piersiowa. Klasyczny krawat. Ruchy naturalne i zdecydowane, oznaka doskonałej kondycji fizycznej.

Jedyne wytłumaczenie, jakie udało mi się wynaleźć które zresztą wydawało mi się dosyć słabe – to to, że ukradziono mi samochód. Jestem więc bliski psychicznego załamania, które próbuję zdusić w zarodku. Wtedy coś pęka w moim szefie, kradzież samochodu wyraźnie go oburza. Nie wiedział o tym, nie mógł się przecież domyślać; teraz wszystko rozumie. W chwili pożegnania, stojąc w drzwiach gabinetu, z nogami utkwionymi w grubym szaroperłowym dywanie, serdecznie będzie mi życzył, żebym „się trzymał”.

Michel Houellebecq, Poszerzenie pola walki, Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 84 / (32) 2021

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: