Felieton

Powiedz mi, gdzie mieszkasz, a powiem ci, jak ci się wiedzie

przeciwieństwa
przeciwieństwa fot. Gerd Altmann z Pixabay

Piotr Wójcik

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 38 (2020)

Dochody na wsi odpowiadają tylko 61 proc. dochodów w aglomeracjach. Stopa bezrobocia w dużych miastach bywa nawet kilkukrotnie niższa niż w mniejszych powiatach w tym samym województwie. Szanse życiowe w Polsce zależą od wielkości ośrodka, w którym się żyje.

Polska B przez lata występowała jako synonim tak zwanej „ściany wschodniej”, czyli kilku województw położonych przy wschodnich granicach naszego kraju. Polska na zachód od Wisły miała być krainą względnego rozwoju i postępującej modernizacji, a większość problemów społecznych była rzekomo skupiona po wschodniej stronie naszej „narodowej” rzeki.

W rzeczywistości nigdy tak to nie wyglądało, podział między Polskę A i Polskę B zawsze był podziałem na klasy miejscowości. Od lat 90. szybka modernizacja postępowała w miastach i aglomeracjach powyżej 500 tys. mieszkańców, a miasta powyżej 200 tysięcy były obszarami względnego dobrobytu. Miasteczka oraz wieś pod względem postępu gospodarczego nadal są obszarami drugiej kategorii, a trzydzieści lat wzrostu PKB niewiele pod tym względem zmieniło.

Nieistotne jest tutaj, czy te miasteczka i wsie leżą na wschodzie, czy zachodzie kraju – zarówno na linii Odry, jak i Bugu znajdziemy obszary biedy i zacofania ekonomicznego.

Na szanse życiowe w Polsce w olbrzymim stopniu wpływa klasa miejscowości zamieszkania. Im większy ośrodek miejski, tym szanse życiowe większe. Oczywiście klasa społeczna pochodzenia oraz kapitał kulturowy i materialny przodków również wpływają na życiowy start, jednak szanse Polek i Polaków z dolnych warstw, zamieszkujących Lublin czy Białystok, są większe niż możliwości życiowe nieuprzywilejowanych mieszkańców miasteczek w zachodniopomorskim czy lubuskim.

Niższe dochody…

Oczywiście dochody na wschodzie kraju są niższe niż w pozostałych jego częściach, jednak nie są to tak duże różnice, jak między klasami miejscowości. Według „Budżetów gospodarstw domowych 2 2018 r.” Głównego Urzędu Statystycznego, dochód rozporządzalny na głowę w makroregionie wschodnim wynosi 1473 zł, natomiast w województwie mazowieckim (które również występuje jako makroregion) 2032 zł. Dochód rozporządzalny w najmniej rozwiniętym regionie kraju odpowiada więc 72 proc. analogicznego dochodu w regionie najbardziej rozwiniętym.

Między klasami miejscowości różnice są znacznie większe. W miastach powyżej 500 tys. mieszkańców przeciętny dochód na głowę wynosi 2340 zł, a na wsi 1433 zł. Dochody wsi odpowiadają więc zaledwie 61 procentom dochodów w największych miastach. Dochody w miastach poniżej 20 tys. mieszkańców (1602 zł) odpowiadają 68 procentom dochodów w aglomeracjach, więc także tu różnica jest większa niż między regionami kraju. Przeciętne dochody na głowę w miastach wielkości 20-99 tys. mieszkańców wynoszą 73 proc. dochodów w aglomeracjach – dopiero różnica w zarobkach między miastami średniej wielkości a polskimi metropoliami jest taka, jak między makroregionem wschodnim a mazowieckim.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

W każdej kolejnej klasie miejscowości przeciętny dochód rozporządzalny jest większy. Pierwszy duży skok dochodów występuje pomiędzy miastami 100-199 tys. a ośrodkami miejskimi w przedziale 200 a 499 tys. mieszkańców. W tych pierwszych dochód rozporządzalny wynosi 1780 zł, a w tych drugich 1979 zł. Miasta powyżej 200 tys. mieszkańców są więc obszarami względnego dobrobytu – oferują mieszkańcom przyzwoite zarobki. Nic dziwnego, w większości są to miasta wojewódzkie. Nawet jednak one nie mogą się równać z dochodami w metropoliach, które są prawie o jedną piątą większe.

… wyższe bezrobocie…

Różnice w dochodach między klasami miejscowości i tak nie są tak spektakularne, jak różnice w stopie bezrobocia. W lipcu tego roku stopa bezrobocia dla całego kraju wyniosła 6,1 procent. Najniższa była w śląskim – 4,7 proc. a najwyższa w warmińsko-mazurskim – 10,1 proc. Dwukrotna różnica to nic, jeśli weźmiemy pod uwagę, że nawet w obrębie tych samych województw występują kilkukrotne. Przykładowo w Szczecinie bezrobotnych było jedynie 3,5 proc. aktywnych zawodowo, tymczasem w podregionie szczecinecko-pyrzyckim (miasta Szczecinek i Pyrzyce wraz z okolicami) aż 13,2 procent. Tego typu nierówności znajdziemy w każdym województwie i w większości według tej samej logiki – im mniejszy ośrodek miejski, tym większe bezrobocie. Bezrobocie w Krakowie to jedynie 2,7 procent, jednak w Tarnowie już 6,7 proc., a w Nowym Sączu i Oświęcimiu wyraźnie powyżej 7 proc. W Poznaniu bezrobocie to ledwie 1,7 proc., natomiast w Kaliszu 3,7 proc. Tymczasem w położonych w tym samym województwie Pile i Koninie już 6 procent.

Wielkość miejscowości, w której się żyje, w dużym stopniu determinuje zarówno poziom dochodów, jak i w ogóle szansę na znalezienie zatrudnienia. Ale to nie wszystko – w bardzo dużym stopniu wpływa także na szanse związane z wykształceniem.

W badaniu „Mobilność społeczna i przestrzenna w kontekście wyborów edukacyjnych” Mikołaj Herbst i Aneta Sobotka przeanalizowali między innymi, w jaki sposób wielkość miejscowości urodzenia przekłada się na jakość kończonej uczelni wyższej. Także w tym przypadku wyniki obrazują podobną logikę – im większe miasto, tym lepsza ukończona szkoła wyższa. Absolwenci szkół wyższych, którzy urodzili się w gminach do 5 tys. mieszkańców, kończyli statystycznie uczelnie należące do dolnej połowy pod względem jakości. Urodzeni w miejscowościach 5-100 tys. mieszkańców kończyli uczelnie należące do górnej połówki, jednak poniżej jednej trzeciej hierarchii jakości. Natomiast urodzeni w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców statystycznie kończyli uczelnie należące do najlepszej jednej trzeciej szkół wyższych w kraju.

… i krótsze życie

Zamieszkiwanie prowincji wiąże się także z niższym dostępem do opieki zdrowotnej. Ma to związek zarówno z dochodami do dyspozycji, jak i bliskością placówek opieki medycznej. Wydatki na zdrowie w gospodarstwach domowych żyjących w miastach są o 61 procent wyższe niż analogiczne wydatki na głowę w rodzinach żyjących na wsi. Jeśli weźmiemy tylko i wyłącznie miasta powyżej 500 tys. mieszkańców, to różnica ta rośnie już do 100 procent.

Niższy dostęp do placówek opieki medycznej skutkuje między innymi rzadszymi wizytami u lekarza i rezygnacją z niezbędnych świadczeń. Widać to chociażby w danych dotyczących osób korzystających z badań profilaktycznych. Z badań profilaktyki chorób krążenia korzysta 17 procent mieszkańców miast powyżej 500 tys. mieszkańców i jedynie 11 proc. mieszkańców gmin poniżej 20 tys. mieszkańców. Z programu wczesnego wykrywania raka jelita grubego korzysta 9 proc. mieszkańców największych miast i jedynie 5 proc. mieszkańców miasteczek i wsi.

To oczywiście skutkuje skróceniem długości życia wśród mieszkańców poszczególnych klas miejscowości. Różnice te są nawet kilkuletnie w obrębie tych samych województw. Według danych GUS przeciętna długość trwania życia wśród mężczyzn mieszkających w Krakowie wynosi 76,5 roku, tymczasem w Oświęcimiu 74,2 lata. Mężczyźni w Warszawie żyją przeciętnie 76,7 lat, natomiast w Radomiu jedynie 72,7 lat. Dwuletnia różnica w długości trwania życia występuje też, chociażby między mieszkańcami Szczecina oraz podregionu szczecinecko-pyrzyckiego, a prawie trzyletnia między mieszkańcami Trójmiasta a Słupska czy Starogardu Gdańskiego. W Poznaniu mężczyźni żyją średnio 76,3 lata, natomiast w położonej w tym samym województwie Pile tylko 73,6 lat (w Koninie niewiele dłużej, bo 74 lata). Wśród kobiet te różnice są nieco niższe, ale także występują – i według podobnej logiki, w dużych miastach kobiety żyją dłużej niż w mniejszych.

Podział na Polskę A i B bez wątpienia występuje, jednak granica ta przebiega między miastami i miasteczkami.

W dużych miastach zdecydowanie więcej się zarabia, łatwiej też znaleźć pracę i zdobyć dobre wykształcenie. Finalnie przekłada się to także na dłuższe życie. Różnice te są na tyle duże, że można wręcz powiedzieć, że mieszkańcy polskich metropolii i polskiej prowincji żyją niemalże w dwóch różnych państwach. Możliwości życiowe nie zależą więc jedynie od klasy społecznej, z której się pochodzi, ale także od wielkości gminy, w której się żyje. W takiej sytuacji trudno mówić o realnej równości szans.

Narodowy Instytut Wolności – logo Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich – logo

Tekst przygotowany przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach projektu „Instytut Spraw Obywatelskich – łapiemy wiatr w żagle” sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 38 (2020)

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: