Felieton

Produkt Wadliwy Brutto

kampania przeciwko biedzie
Poor People's Campaign fot. Susan Melkisethian/CC BY-NC-ND 2.0

Piotr Wójcik

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 54 / (2) 2021

Skupiając się na PKB, ekonomia głównego nurtu sama założyła sobie klapki na oczy. Nie dostrzegając całego bogactwa życia społecznego i próbując sprowadzić je do pojedynczego wskaźnika, mającego ewidentne ograniczenia.

Debata ekonomiczna toczy się głównie wokół produktu krajowego brutto (PKB). Gdy PKB szybko rośnie, komentatorzy zgodnie przyznają, że jesteśmy w czasie dobrej koniunktury. Jeśli PKB zaczyna spadać, to dobre czasy się kończą i należy przygotować się na okres recesji, czyli kryzysu. W sytuacji, gdy przez długi czas PKB wzrasta w ślimaczym tempie, państwo pogrążone jest w stagnacji i trzeba koniecznie coś z tym zrobić. A więc usunąć bariery, które stoją na drodze szybkiego wzrostu. Ekonomiści przerzucają się różnymi wskaźnikami, lecz w gruncie rzeczy jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku cała debata ekonomiczna sprowadzała się do odpowiedzi na pytanie, co zrobić, żeby PKB rosło szybciej. Pozostałe wskaźniki były, a nawet wciąż jeszcze są, traktowane jako poboczne, niejako służalcze wobec PKB. Wiele z nich zresztą wprost z PKB się wywodzi – na przykład szeroko komentowana produktywność to jest w istocie PKB podzielone przez liczbę rocznych godzin pracy w całej gospodarce. W ten sposób ekonomia głównego nurtu sama założyła sobie klapki na oczy. Nie dostrzegając całego bogactwa życia społecznego.

Kłopoty z wyceną

Między innymi dlatego w 2008 r. we Francji powołano Komisję ds. Pomiaru Wydajności Gospodarczej i Postępu Społecznego, pod kierownictwem kilku czołowych ekonomistów świata – Josepha Stiglitza, Amartyi Sena i Jeana-Paula Fitoussiego [1]. Jej raport to mocna krytyka produktu krajowego brutto jako głównego wyznacznika poziomu dobrobytu społeczeństw. Autorzy zauważają, że utożsamianie produkcji rynkowej z dobrostanem społecznym jest błędne z wielu powodów.

Kluczowe jest to, że PKB nie zauważa wielu istotnych dóbr i usług, z których korzystają obywatele. Bezpłatne świadczenia dla ludności nie mają swojej ściśle określonej ceny, a PKB dostrzega jedynie nakłady, które się z nimi wiążą. A przecież miewają one faktyczną wartość znacznie wyższą niż wiele dóbr kupowanych na rynku. W końcu zdrowie jest zdecydowanie istotniejsze niż konsola do gier, choć zakup tej drugiej z punktu widzenia wzrostu PKB jest istotniejszy niż profilaktyka zdrowotna.

Poza tym ceny rynkowe niekoniecznie odzwierciedlają faktyczną wartość dóbr i usług. Ceny są efektem działania wielu różnych mechanizmów, nie tylko popytu i podaży. Są także na przykład pochodną stopnia monopolizacji lub oligopolizacji gospodarki. Jeśli obywatele przepłacają za jakieś dobra z powodu silnej pozycji dostawcy, to ich poziom dobrobytu na tym nie korzysta, choć dla PKB to właściwie całkiem dobre.

Z drugiej strony PKB nie potrafi wyrazić postępu, jeśli nie wiąże się on z rozpowszechnieniem jakiegoś dobra, tylko z ograniczeniem różnego rodzaju kosztów. Przykładowo upowszechnienie internetu ułatwiło mnóstwo kwestii, szczególnie logistycznych. Żeby uzyskać dostęp do książek lub innych źródeł nie trzeba już jeździć od księgarni do biblioteki, lecz wystarczy usiąść przed komputerem. Dla PKB byłoby jednak lepiej, gdyby ten postęp nie zaszedł – żebyśmy wydawali pieniądze na benzynę, przy okazji jeszcze coś zjedli na mieście. Ogromne ułatwienia, które zapewnił nam internet, dla PKB w większości są zupełnie niewidoczne.

Poza rynkiem

Poza tym produkcja oraz konsumpcja mają nie tylko swoją wartość pozytywną, ale też negatywną. Jeśli proces produkcyjny prowadzi do zniszczenia środowiska naturalnego, zatrucia wody lub zanieczyszczenia powietrza, to standard życia w jego wyniku spadnie, nawet jeśli finalnie dzięki niej pracownicy otrzymają wynagrodzenia, które następnie wydadzą, czym przysłużą się PKB. Także różne modele konsumpcji mogą mieć więcej kosztów zewnętrznych niż wartości dodanej.

Dla PKB zdecydowanie lepiej, żebyśmy wszyscy jeździli własnymi samochodami, nawet jeśli w efekcie miasta będą zakorkowane i pełne smogu komunikacyjnego. Gdyby nagle olbrzymia część mieszkańców przesiadła się do autobusów i tramwajów, dla PKB byłaby to fatalna wiadomość, choć jakość życia w miastach bez wątpienia by wtedy wzrosła.

PKB nie zauważa także ogromnego obszaru bezpłatnej aktywności społecznej świadczonej sobie nawzajem przez ludność. Najczęściej przez rodzinę. Bezpłatna praca domowa to największy z tych pomijanych obszarów, ale nie jedyny. Cały obszar pomocy sąsiedzkiej czy rodzinnej bez wątpienia zwiększa dobrostan społeczny, jednak już nie PKB. Z punktu widzenia produktu krajowego brutto najlepiej byłoby, żeby relacje społeczne były możliwie chłodne i oparte na wymianie rynkowej. Bezinteresowna pomoc bliźnim w różnych sytuacjach nie przysłuży się gospodarczej koniunkturze. Zamiast poprosić zaufanego sąsiada, by przypilnował dziecko przez kilka godzin, dla PKB zdecydowanie lepsze byłoby zatrudnienie opiekunki. A także osoby do podlewania kwiatków podczas urlopu. Społeczeństwo oparte na bliskich relacjach międzyludzkich, w którym obywatele nawzajem bezpłatnie świadczą sobie różne przysługi, pożyczają sprzęty albo wspólnie korzystają ze środków transportu, to koszmar ekonomii głównego nurtu. Z jej punktu widzenia społeczeństwem idealnym jest zbiorowisko zatomizowanych jednostek, które każdą potrzebą zaspokajają na rynku.

Naprawa nienaprawialnego?

Oczywiście wady PKB niekoniecznie muszą oznaczać, że należy w ogóle odejść od traktowania tego wskaźnika jako wymiaru dobrobytu. Można sobie wyobrazić jego korektę, która usunęłaby część tych wad. Autorzy raportu powołanej przez francuski rząd Komisji zwracają uwagę na kilka obszarów, które należałoby poprawić. Przede wszystkim potrzebne byłoby lepsze odwzorowanie wartości usług świadczonych przez rząd. Usługi publiczne w poszczególnych państwach mają drastycznie różną jakość, która niekoniecznie wiąże się z samymi nakładami finansowymi. Wzrost wydajności usług publicznych jest ignorowany przez PKB, jeśli tylko ta poprawa nie wiąże się ze wzrostem wydatków. Powstaje więc konieczność wprowadzenia obiektywnych miar jakości usług rządowych, które byłyby brane pod uwagę podczas tworzenia rachunków narodowych.

Autorzy raportu postulują także powrót do koncepcji „wydatków defensywnych”, czyli takich, które nie zwiększają dobrostanu społecznego. Przywołują przykład więziennictwa – jeśli państwo zwiększa nakłady na więzienia z powodu wzrostu poziomu inkarceracji (tj. odsetka obywateli przebywających w zakładach karnych), to dobrostan społeczny wcale z tego powodu nie rośnie, wręcz przeciwnie. Dlatego też, zamiast skupiać się na „konsumpcji finalnej” lepiej byłoby skoncentrować się na wydatkach gospodarstw domowych. Dzięki temu do PKB nie wchodziłyby nakłady na neutralizację katastrof ekologicznych – np. wycieków ropy. Należy też większą wagę przykładać do ograniczeń zasobów. Działalność szkodząca ekologii albo nadmiernie eksploatująca planetę powinna być odpowiednio pomniejszana o koszty środowiskowe, które się z nią wiążą.

Poza tym dobrobyt określany jest nie tylko przez dochody, ale też zgromadzony majątek. Przecież poziom życia pracownika zarabiającego kwotę X jest wyższy, jeśli zamieszkuje własny lokal, nieobciążony hipoteką, a nie wynajmuje mieszkanie. Dlatego też do rachunków narodowych powinny być doliczane zmiany wartości majątku.

Problem w tym, że wdrożenie tych zmian może być nie do przeprowadzenia. W jaki sposób określić, które wydatki są defensywne, a które nie? Jak dobrze oddać jakość usług świadczonych przez rząd? W jaki sposób zacząć wyceniać wartość bezpłatnej pracy domowej lub przysług świadczonych przez obywateli sobie nawzajem? Przecież nikt nie prowadzi rachunków tych wszystkich działań na bieżąco, one są zresztą często nieprzeliczalne na walutę. Całkiem prawdopodobne, że zamiast poprawiać PKB, dużo prostsze byłoby stworzenie nowego wskaźnika dobrobytu społecznego, uwzględniającego też PKB, ale wzbogaconego o wiele innych, równie ważnych zmiennych. Dużo bardziej kompleksowego niż istniejący obecnie Human Development Index, który bierze pod uwagę zaledwie kilka innych czynników – takich jak długość życia i poziom edukacji. Życie społeczne jest zbyt bogate, by móc je oddać jednym lub dwoma wskaźnikami. Być może w ogóle nie da się sprowadzić dobrobytu do jednej liczby, porównywalnej między państwami. A poszukiwanie powszechnego wskaźnika dobrobytu przypomina w gruncie rzeczy szukanie Eldorado.


Przypisy:

[1] J-P Fitoussi, J. Stiglitz, A.Sen, „Błąd pomiaru. Dlaczego PKB nie wystarcza”. Raport, praca zbiorowa, wyd. Polskie Towarzystwo Ekonomiczne, Polska 2012

Narodowy Instytut Wolności – logo Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich – logo

Tekst przygotowany przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach projektu „Instytut Spraw Obywatelskich – łapiemy wiatr w żagle” sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 54 / (2) 2021

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekonomia # Świat

Być może zainteresują Cię również: