Felieton

Europa może wygrać z nierównościami

różnice finansowe
różnice finansowe fot. Myriam Zilles z Pixabay

Piotr Wójcik

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 52 (2020)

Według Thomasa Piketty’ego Europa jest w stanie skutecznie powalczyć z nierównościami ekonomicznymi. Pomóc w tym powinny jednolity progresywny podatek dochodowy oraz podatek majątkowy, który zastąpiłby obecny podatek od nieruchomości.

Największym osiągnięciem Thomasa Piketty’ego było wprowadzenie tematu nierówności ekonomicznych do głównego nurtu nie tylko debaty ekonomicznej, ale debaty publicznej w ogóle. „Kapitał w XXI wieku” stał się bestsellerem, co jak na opasłe tomiszcze ekonomicznych rozważań jest nie lada wyczynem. Oczywiście przeciętny czytelnik „Kapitału w XXI wieku” dochodził gdzieś do setnej strony, czyli przeczytał może z jedną dziesiątą, jednak zawarte w nim tezy odbiły się tak szerokim echem także wśród ludzi sporadycznie zainteresowanych polityką, że powstały nawet koszulki z kluczowym wzorem „r>g”, według którego w długim terminie zyski z kapitału są wyższe od wzrostu gospodarczego. A co za tym idzie płac, co napędza nierówności między rentierami a pozostałą większością utrzymującą się z pracy najemnej. Po publikacji swojego opus magnum Piketty udzielał się w wielu miejscach tłumacząc swoje tezy i próbując je skonkretyzować. Tę aktywność prześledzić możemy w książce „Do urn obywatele!”, która w zdecydowanie bardziej przystępny sposób tłumaczy jego koncepcje.

Wzrost nie wystarczy

W tekście „Czy wzrost może nas ocalić?” Piketty zwraca uwagę, że szybki rozwój gospodarczy na długą metę jest niemożliwy. A to dlatego, że opiera się on na dwóch filarach – wzroście liczby ludności oraz poprawie produktywności.

W proporcji mniej więcej pół na pół. W ciągu ostatnich trzech stuleci światowa produkcja rosła w tempie 1,6 proc. rocznie, z czego po 0,8 przypadało na oba czynniki. Tylko że liczba mieszkańców w krajach rozwiniętych przestała rosnąć, więc wzrost musi się w nich opierać już głównie na poprawie produktywności. A to nie zawsze jest możliwe, gdyż postęp technologiczny bywa kapryśny. W żadnym kraju rozwiniętym technologicznie nie odnotowano stabilnego, długotrwałego wzrostu na poziomie wyższym niż 1-1,5 proc. rocznie. Tak więc w państwach rozwiniętych wzrost ustabilizuje się na poziomie około jednego procenta, jak dobrze pójdzie, co będzie zbyt wolnym tempem, by przy pomocy samego wzrostu radykalnie poprawić sytuację najuboższych. Poza tym oznacza to ciągły wzrost nierówności, gdyż renta z kapitału wynosi ok. 4 proc. rocznie.

Poleganie na samym wzroście PKB zaprowadzi nas więc w ślepą uliczkę. Stracimy z oczu problem nierówności, który jest kluczowy w kontekście utrzymania spokoju społecznego.

Piketty podaje nieoczywisty przykład tego, do czego prowadzi gigantyczne rozwarstwienie ekonomiczne – mowa o Bliskim Wschodzie, który jest od lat beczką prochu. Oczywiście spory religijne są podstawą tamtejszych napięć i konfliktów, jednak podsycane są one dramatycznymi różnicami w dobrobycie. W całym regionie – od Egiptu po Iran – naftowe monarchie wytwarzają 60 proc. tamtejszego PKB, choć zamieszkuje je zaledwie jedna dziesiąta mieszkańców. W 85-milionowym Egipcie wydatki na całą edukację i szkolnictwo wyższe wyniosły 10 mld dolarów w 2013 r. Tymczasem tylko dochody z ropy w 2,5-milionowym Katarze były 10 razy wyższe. Skrajnie nierówno rozdysponowane bogactwo regionu sprawia, że ludzie w krajach biedniejszych nie widzą dla siebie szans na godne życie. Więc w akcie desperacji chwytają za broń.

Ludowych brzemion nikt nie nosi

Oczywiście w Europie sytuacja jest bez porównania spokojniejsza, a nierówności zdecydowanie mniejsze. Nie oznacza to jednak, że sytuacja klas ludowych jest doskonała. Wręcz przeciwnie – w tekście „Podwójne brzemię klas ludowych” Piketty zauważa, że dolne warstwy społeczne zostały pozostawione same sobie. Tradycyjnie wspierające je ugrupowania lewicowe odwróciły się od nich, przechodząc w wielu aspektach na pozycje liberalne, dbając już nie o interesy klasy pracującej, ale o wskaźniki ekonomiczne oraz ogólną rentowność.

Także Unia Europejska w kwestiach gospodarczych przymyka oczy na wartości europejskie, skupiając się jedynie na celach określanych przez dominującą doktrynę liberalną. „Instytucje europejskie są absolutnie skupione na coraz czystszej i coraz doskonalszej konkurencji między regionami i państwami” – pisze Piketty. W tej optyce problem nierówności oraz systemowego upośledzenia niższych warstw społecznych musi umykać.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Tymczasem z nierównościami nie tylko należy walczyć, ale też można. To jest zwyczajnie możliwe. Żeby z nimi skończyć, trzeba jednak przeorientować politykę z tradycyjnego „nie ma na to pieniędzy” na wybiegające w przyszłość „załatwimy na to pieniądze”. Przyjmując ambitną politykę społeczną, mającą na celu realizację daleko idącego postępu społecznego, władza niejako sama siebie zmusi do niwelowania nierówności. Dlaczego? Ponieważ na ambitne cele społeczne potrzebne będą jej pieniądze. A te można zdobyć tylko poprzez sięgnięcie do najgłębszych kieszeni. Czyli poprzez reformę podatkową. Piketty proponuje przede wszystkim wprowadzenie jednolitego progresywnego podatku dochodowego ze wszystkich źródeł – z pracy, ze świadczeń, z dochodów kapitałowych czy z renty od nieruchomości. Każdy płaciłby tak samo wyliczany podatek, który różniłby się stawką tylko i wyłącznie według kryterium wysokości dochodu, a nie jego źródła. Także w Polsce mamy kilka różnych systemów podatkowych, z preferencyjnym podatkiem liniowym dla przedsiębiorców oraz rentierów (podatek od dochodów kapitałowych).

Fortuny do opodatkowania

Drugim filarem reformy podatkowej według Piketty’ego powinien być oczywiście podatek majątkowy, z którego ten ekonomista jest najbardziej znany. W „Kapitale w XXI wieku” postulował wprowadzenie go na skalę globalną, by bogacze nie mieli gdzie uciec z majątkiem. W tekście „O europejski podatek od fortun” postuluje rozwiązanie znacznie mniej ambitne, ale za to bardziej realne.

Mowa o unijnym podatku majątkowym. Zastrzega jednak, że nie może być on liniowy, tak jak próbowano zrobić to na Cyprze, opodatkowując wszystkie depozyty bankowe dwiema, bardzo bliskimi sobie stawkami, co obciążyłoby zwyczajnych obywateli. Podatek ten powinien mieć charakter progresywny, przy czym najniższa stawka powinna wynosić zero.

Jako przykład podaje powojenny podatek solidarności narodowej, wprowadzony w 1945 roku we Francji, ze stawkami kroczącymi od zera do 20 proc. Oczywiście obecnie górna stawka powinna być już znacznie mniejsza. Co ciekawe, we Francji wprowadzono też wtedy podatek od wzbogacenia się w latach 1940-1945, czyli w okresie niemieckiej okupacji. Jego górna stawka dochodziła do 100 proc. Pytanie, czy mniej radykalne rozwiązanie nie powinno zostać wprowadzone podczas obecnego kryzysu pandemicznego, podczas którego również powstało wiele fortun mających co najmniej wątpliwe podstawy.

Podatek majątkowy powinien jednak zakładać także reformę obecnego podatku od nieruchomości, który zarówno we Francji, jak i Polsce, jest nakładany na wszystkie nieruchomości bez wyjątku. Płacą go więc także drobni ciułacze, którzy niejednokrotnie nabywają je na kredyt. To prowadzi do oczywistych nierówności, gdyż zamożni kupujący nieruchomość za gotówkę płacą potem od niej takie same podatki jak mniej majętni, którzy obciążeni są jeszcze kosztami kredytu – odsetkami i prowizją. Ujednolicenie podatku majątkowego z podatkiem od nieruchomości, przy wprowadzeniu zerowej stawki dla większości niedużych majątków, jednocześnie zapewniłoby środki budżetowe, jak i odciążyłoby niezamożną większość.

Podatek klimatyczny

Piketty proponuje również podatek, który powinien sfinansować fundusz rzędu 150 miliardów dolarów rocznie na przeciwdziałanie zmianom klimatu. On siłą rzeczy powinien mieć globalny charakter, jednak obciążać powinien przede wszystkim państwa rozwinięte. Obciążona powinna być emisja CO2 na mieszkańca, jednak określana nie na podstawie produkcji, tylko konsumpcji. A ta druga jest w krajach rozwiniętych czasem dwukrotnie większa, gdyż konsumują one produkcję wyprowadzoną do krajów rozwijających się.

Opodatkowany powinien być górny jeden procent „największych trucicieli”, czyli ok. 70 mln osób, których emisja CO2 sięga 100 ton rocznie na głowę. 57 proc. z nich mieszka w Ameryce Północnej, 16 proc. w Europie, po 6 proc. w Rosji i na Bliskim Wschodzie oraz 5 proc. w Chinach. I tak mniej więcej powinno się rozkładać obciążenie globalnym podatkiem klimatycznym.

Czy wdrożenie propozycji Piketty’ego doprowadziłoby do znacznego ograniczenia nierówności? Bardzo prawdopodobne. Czy zostaną więc one wprowadzone? Najprawdopodobniej nie. Europejskie elity władzy musiałyby dokonać znacznych przewartościowań intelektualnych. A tego przecież nikt nie lubi, bo to bywa bolesne.

Narodowy Instytut Wolności – logo Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich – logo

Tekst przygotowany przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach projektu „Instytut Spraw Obywatelskich – łapiemy wiatr w żagle” sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 52 (2020)

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekonomia # Polityka # Rynek pracy Centrum Wspierania Rad Pracowników

Przejdź na podstronę inicjatywy:

Co robimy / Centrum Wspierania Rad Pracowników

Być może zainteresują Cię również: