Książka

Dave Foreman: Wyznania wojownika Ziemi

Dave Foreman - Wyznania wojownika Ziemi fot. archiwum Instytutu
Dave Foreman - Wyznania wojownika Ziemi fot. archiwum Instytutu
Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 16 (2020)

Legendarna książka światowego ruchu ekologów to opowieść Dave’a Foremana o jego walce z niszczycielami Ziemi:Stawianie Ziemi na pierwszym miejscu we wszystkich decyzjach, jeśli to konieczne – nawet przed dobrem człowieka. Nasz ruch nosi nazwę „Ziemia Przede Wszystkim!”, a nie „Ludzie Przede Wszystkim!”.

22 kwietnia, jak co roku od 50 lat, obchodzimy Dzień Ziemi. Z tej okazji publikujemy fragment książki „Wyznania wojownika Ziemi”. Jej autor, David Foreman, jest amerykańskim ekologiem i współzałożycielem radykalnego ruchu ekologicznego Earth First! Aktualnie działa w ramach Rewilding Instytut. Zachęcamy do lektury i działania.

Stawiając Ziemię przede wszystkim

Oto są czasy próby dla ludzkich dusz;
żołnierz, co wojuje tylko latem i ten, który jest
patriotą przy ładnej pogodzie, wycofają się
ze służby krajowi w tych chwilach kryzysu,
ale ten, kto służy mu teraz, godzien jest miłości
i wdzięczności każdego – mężczyzny i kobiety.

Thomas Paine

Słońce prześwitywało między Sosnami Żółtymi, gdy w lipcu 1987 r. – w siedem lat po spotkaniu przy ognisku, z którego zrodziło się Earth First! – wchodziłem na estradę przystrojoną transparentami Earth First! i flagami amerykańskimi. Przede mną siedziało kilkaset osób: hipisi w ręcznie farbowanych koszulkach, kochający dzicz rednecks [22] w kowbojskich butach i kapeluszach, pochodzący z klasy średniej miłośnicy wędrówek w butach trekkingowych, siwobrodzi staruszkowie i dzieci. Różnorodność była imponująca. Energia – wręcz porywająca. Nigdy, choćby w najśmielszych snach, nie wyobrażałem sobie, że ruch Earth First! przyciągnie tak wielu! Nigdy nie żywiłem nadziei, że tak urośniemy w siłę. Przyciągaliśmy uwagę całego kraju; zmienialiśmy warunki debaty o problemach środowiska; staliśmy się legendą ruchu ochrony przyrody.

Jednak po tych siedmiu latach miałem zmartwienie: częściowo traciliśmy jasność celu i rozmywała się nasza ostrość spojrzenia. Inicjując powstanie Earth First! mówiłem: „Niech nasze czyny określają szczegóły naszej filozofii”. Teraz jednak niepokoiło mnie, że „co” staje się w naszych akcjach ważniejsze od „dlaczego”. Dla części z tych nowo przystępujących do Earth First! czyn zdawał się nie wymagać żadnego uzasadnienia poza samym czynem. Czułem potrzebę powrotu do fundamentalizmu dziczy, potrzebę wyartykułowania zasad, jakie w moim przekonaniu definiują ruch Earth First!, nadają mu konkretną tożsamość. Odzew na zasady, jakie zaproponowałem owego dnia był tak przemożnie pozytywny, że jeszcze tej samej jesieni opisałem je bardziej szczegółowo w „Earth First! Journal” [23]. Oto one:

Stawianie Ziemi na pierwszym miejscu we wszystkich decyzjach, jeśli to konieczne – nawet przed dobrem człowieka. Nasz ruch nosi nazwę „Ziemia Przede Wszystkim!”, a nie „Ludzie Przede Wszystkim!”. Czasami to, co na krótką metę wydaje się leżeć w interesie ludzi ogółem, wybranej grupy istot ludzkich lub pojedynczych istot ludzkich, jest szkodliwe dla krótko- i długofalowego zdrowia biosfery (i dla rzeczywistego długofalowego dobra istot ludzkich). Earth First! nie głosi, że rodzimą różnorodność należy ocalić, o ile da się to zrobić bez negatywnego oddziaływania na materialny „standard życia” jakiejś grupy istot ludzkich. Stwierdzamy po prostu, że rodzimą różnorodność należy ocalić, że różnorodność przyrodniczą, która tworzyła się przez 3,5 miliarda lat, należy pozostawić bez uszczerbku. Istoty ludzkie muszą dostosować się do potrzeb planety; oczekiwanie, że to planeta i wszystko, co na niej istnieje dostosują się do wymagań człowieka, jest szczytem arogancji. We wszystkim, co robi społeczeństwo ludzkie, w pierwszej kolejności powinno się uwzględniać długofalową dobrą kondycję i biologiczną różnorodność Ziemi. Potem dopiero możemy rozważać dobro ludzi. Powinniśmy być dobrzy, współczujący i troskliwi dla innych ludzi, ale Ziemia przede wszystkim!

Nieuznawanie człowieka za miarę wartości innych bytów. Życie pojedynczego człowieka nie ma większej przyrodzonej wartości niż życie pojedynczego Grizzli. Ludzkie cierpienie będące skutkiem suszy i głodu w Etiopii jest tragiczne, owszem, ale jeszcze bardziej tragiczna jest dokonująca się tam całkowita zagłada innych istot i siedlisk. Stąd zaraz wynika następny punkt:

Entuzjastyczna akceptacja filozofii ekologii głębokiej [24] lub biocentryzmu. Filozofia ta stwierdza prosto i esencjonalnie, że wszystkie żywe istoty i zbiorowości posiadają przyrodzoną wartość same przez się. Twory natury żyją dla siebie samych, co jest innym sposobem stwierdzenia, że mają one wartość. Inne istoty (zarówno zwierzęta jak i rośliny), nawet tzw. obiekty „nieożywione”, jak rzeki i góry, nie są tu dla wygody człowieka. Nasz biocentryczny światopogląd neguje współczesną koncepcję „zasobów”. Dominującą filozofią naszych czasów (w której mieszczą się judeochrześcijaństwo, islam, kapitalizm, marksizm, scjentyzm i świecki humanizm) jest antropocentryzm. Stawia on istoty ludzkie w centrum wszechświata, oddziela je od natury i przypisuje im wyjątkową wartość. EF!-owcy są bezpośrednio przeciwni takiej filozofii. Patrzymy na świat z perspektywy ekologicznej, która traktuje Ziemię jako wspólnotę, a w pozornych wrogach, takich jak „choroby” (np. malaria) i „szkodniki” (np. komary) widzi nie przejawy zła, które należy pokonać, lecz istotne i niezbędne składniki złożonej i tętniącej życiem biosfery.

Uświadomienie sobie, że dzicz to prawdziwy świat. Ocalenie dziczy jest sprawą najwyższej wagi. Dzika przyroda to nie tylko parki do wędrówek z plecakiem czy piękna sceneria. To świat natury, arena ewolucji, kocioł, z którego wyłonili się ludzie, dom istot, z którymi dzielimy tę planetę. Dzicz jest prawdziwym światem; nasze miasta, nasze komputery, nasze samoloty, nasza cywilizacja globalnego biznesu są zjawiskami sztucznymi i nietrwałymi. Ważne jest, żeby pamiętać, iż jedynie maleńka cząstka historii gatunku ludzkiego rozegrała się poza dziczą. Ocalenie tego, co dzikie oraz naturalnej różnorodności jest sprawą najważniejszą. Bledną przy niej wszystkie problemy, które bezpośrednio dotyczą tylko ludzi. Oczywiście, ekologia uczy nas, że wszystkie rzeczy są wzajemnie powiązane i z tego względu wszystkie inne kwestie mają także wpływ na przetrwanie dzikiej przyrody – przykładem może być zapobieganie wojnie jądrowej – ale najważniejszymi spośród toczących się dziś kampanii są te prowadzone bezpośrednio w obronie dzikiej przyrody.

Dave Foreman Wyznania wojownika Ziemi
Dave Foreman: Wyznania wojownika Ziemi,
Wydawca: Stowarzyszenie OBYWATEL, 2004
fot. archiwum Instytutu

Uznanie, że na Ziemi jest o wiele za dużo istot ludzkich. Jest nas za dużo wszędzie – i w USA, i w Nigerii; i w miastach, i na wsi; i tych z motykami, i tych z traktorami. Choć, oczywiście, bogactwo i możliwości zaspokojenia niezbędnych potrzeb życiowych są straszliwie nierówno rozłożone, fakt ten nie powinien być wykorzystywany do argumentowania – jak to mają w zwyczaju niektórzy lewicowcy – że przeludnienie nie jest problemem. Ono jest dużą częścią problemu; już teraz jest nas o wiele za dużo – a nasza populacja w dalszym ciągu wzrasta w astronomicznym tempie. Nawet jeśli dałoby się rozwiązać problem niesprawiedliwego podziału bogactw, 6 miliardów istot ludzkich – przekształcających świat naturalny w dobra materialne i pożywienie dla człowieka – nadal rujnowałoby różnorodność przyrodniczą.

Zasadnicze uznanie istnienia problemu nadmiernego rozrostu populacji nie oznacza, że mamy ignorować ekonomiczne i społeczne przyczyny przeludnienia i nie krytykować akumulacji bogactwa w rękach coraz mniejszej liczby osób, wadliwego podziału „zasobów” oraz sprzedajnej mentalności tak międzynarodowych korporacji, jak i junt rządzących w Trzecim Świecie. Znaczy tylko, że musimy pojąć, iż Płetwale Błękitne, Jaguary, Nosorożce Czarne i lasy deszczowe nie mają szansy przeżycia przy dalszym trwaniu eksplozji populacji ludzkiej. [25]

Głębokie zakwestionowanie czy wręcz antypatia do „postępu” i „techniki”. Patrząc na historię ludzkości możemy zobaczyć, że „wznosząc” cywilizację, więcej straciliśmy, niż zyskaliśmy. Widzimy, że życie w społeczeństwie łowców i zbieraczy było ogólnie rzecz biorąc zdrowsze, szczęśliwsze i bardziej bezpieczne niż nasze dzisiejsze życie rolników, pracowników przemysłowych lub kadry kierowniczej biznesu. Każde bowiem materialne „osiągnięcie” postępu zostało okupione stratą dziesiątek rzeczy o głębokiej i niewysłowionej wartości. Epitety „luddystów” i „neandertalczyków” możemy przyjmować z dumą. (Co nie znaczy, że musimy natychmiast wyrzec się wszystkich atrybutów cywilizacji technicznej. My jesteśmy jej częścią i korzystamy z niej; co nie znaczy, że nie możemy jej krytykować.)

Nieakceptowanie racjonalizmu jako jedynego dopuszczalnego sposobu myślenia. W obrębie Earth First! jest miejsce na wielką różnorodność we wszystkich sprawach ducha, a tolerancja dla różnorodności jest tu potrzebna jak nigdzie. Możemy jednak wszyscy zgodzić się co do tego, że linearne, racjonalne, logiczne myślenie lewą półkulą mózgu stanowi jedynie część naszego mózgu i świadomości. Racjonalność jest precyzyjnym i użytecznym narzędziem, ale tylko tym – narzędziem, jednym ze sposobów analizowania rzeczywistości. Równie wartościowa, a może nawet bardziej, jest instynktowna świadomość intuicyjna. Siedząc w ciszy pośród dzikiej przyrody możemy uświadomić sobie więcej prawd ostatecznych niż ślęcząc w bibliotece. Czytanie książek, wdawanie się w logiczny dyskurs oraz kompilowanie faktów i liczb są niezbędne we współczesnych warunkach, ale to nie jedyne drogi do zrozumienia świata i naszego życia. Często nasze trzewia umożliwiają bardziej skuteczne działanie w sytuacji kryzysowej niż racjonalna analiza. Przykładem może być izba przyjęć, w której czeka wykrwawiający się pacjent – nie możesz zwlekać z udzieleniem pomocy do czasu, aż nadejdą wyniki wszystkich testów. Trzewia mówią ci: „Zrób coś!”. Tak właśnie jest z działaniami Earth First! – teraz, gdy Ziemia potrzebuje natychmiastowej pomocy.

Brak aspiracji do tego, żeby zdobyć wiarygodność czy uznanie w oczach bandy zbirów, która rządzi ludzką cywilizacją. Pragnienie akceptacji ze strony otoczenia społecznego, w którym się znajdujemy, tkwi głęboko w ludzkiej naturze. Boli nas, gdy arbitrzy opinii publicznej przylepiają nam łatki „oszołomów”, „terrorystów”, „świrów” czy „ekstremistów”. Ale to nie my jesteśmy szaleni; tak się składa, że jesteśmy zdrowymi na umyśle ludźmi w zwariowanym społeczeństwie ludzkim pośród zdrowego psychicznie świata przyrody. Nie zyskamy „wiarygodności” u senatora Marka Hatfielda czy u dyrektora generalnego Maxxam Corporation Charlesa Hurwitza – ale i oni nie mają wiarygodności u nas! (Mamy za to ich zainteresowanie.) To są szaleńcy niszczący to, co czyste i piękne. Dlaczego mielibyśmy „trafiać im do przekonania”? Nie podzielamy tych samych wartości ani światopoglądu. Jest tu jednak także niebezpieczna pułapka, w którą wpadają niektóre grupy alternatywne. Mianowicie, niewiele zyskujemy, gdy umyślnie obrażamy innych, gdy celowo zrażamy ich do siebie. Możemy być silni i nieugięci, nie obrzydzając siebie innym.

Amerykański system bardzo sprawnie kooptuje i obłaskawia dysydentów, poświęcając im uwagę, a następnie naciskając, żeby zachowywali się „rozsądnie”, aby ich idee były traktowane poważnie. Pokazanie krytyka w wieczornych wiadomościach, na pierwszej stronie gazety, w magazynie o ogólnokrajowym zasięgu – wszystko to są metody, którymi posługuje się establishment chcąc skusić człowieka, aby podzielił ich światopogląd i zasiadł do stołu rokowań, by wypracować kompromis. Akcje Earth First! – śmiałe i komiczne zarazem – zwróciły na siebie uwagę. Jeśli mają one przynosić jakieś rezultaty, musimy oprzeć się syreniemu śpiewowi obiecującemu wiarygodność, legitymizację i udział w procesie decyzyjnym. Naszą rolą jest psuć szyki systemowi, a nie reformować go. Gdy więc przejmujemy się kwestią politycznej wiarygodności, musimy pamiętać, że opinie i działania Earth First! opierają się na zrozumieniu ekologii. Rzeczą nadrzędną jest to, abyśmy byli wiarygodni biologicznie.

Dążenie do wyjścia poza uprzykrzone, wyświechtane doktryny lewicy, prawicy i centrum. Wszystkie te doktryny, bez względu na to, czy winą za wszystkie problemy świata obarczają kapitalizm, komunizm czy diabła, reprezentują jedynie zażarte waśnie między różnymi odłamami humanizmu. To prawda, że ponadnarodowe korporacje popełniają wielkie zło (Związek Radziecki jest w istocie jedną, wielką, zarządzaną przez państwo korporacją ponadnarodową); że dzieje się na świecie wielka niesprawiedliwość; że bogaci się bogacą, a biedni biednieją – to wszystko prawda, ale nie można wszystkich problemów prostacko zwalać na złych kapitalistów w USA, Europie i Japonii. Earth First! nie jest na lewicy ani na prawicy, ani nawet na przedzie [26]. Earth First! nie powinno w ogóle wdawać się w polityczne zmagania między różnymi sektami humanizmu. My bawimy się w coś zupełnie innego.

Niezgoda na wynoszenie na cokół i tłumienie krytyki jakiejkolwiek etnicznej, klasowej czy politycznej grupy ludzi. Łatwo jest, oczywiście, dostrzec, że biali osobnicy płci męskiej z Ameryki Północnej i Europy (jak również japońscy osobnicy płci męskiej) są w nieproporcjonalnie dużym stopniu odpowiedzialni za bałagan, który mamy; że konsumenci z klas wyższych i średnich z Pierwszego Świata zabierają nadmierną porcję światowych „zasobów”, a więc powodują większą destrukcję per capita niż inne grupy ludzi. Wcale jednak z tego nie wynika, że wszyscy inni są bez winy.

Ruch Earth First! odczuwa wielkie powinowactwo z grupami ludności tubylczej na całym świecie. Mają one zdecydowanie najbardziej bezpośredni i przepojony szacunkiem związek ze światem przyrody. Earth First! powinno popierać takie plemiona we wspólnej walce wszędzie tam, gdzie to możliwe bez uszczerbku dla naszych ideałów. Na przykład wspieramy opór ludu Dine (Nawaho) z Wielkiej Góry (Big Mountain) przeciwko przesiedleniu, ale to nie znaczy, że przymykamy oczy na zdecydowanie zbyt intensywny wypas owiec na terenie Rezerwatu Nawaho. Możemy popierać nastawione na codzienne przetrwanie style życia rodzimych mieszkańców Alaski, ale nie powinniśmy milczeć w sprawie wycinania starodrzewów w południowo-wschodniej Alasce przez tamtejsze rodzime korporacje, ani w sprawie nacisku Eskimo Doyon Corporation na rozpoczęcie poszukiwań ropy naftowej i eksploatację gospodarczą Arktycznego Narodowego Rezerwatu Przyrody. Zarówno potępianie, jak i rozgrzeszanie kogoś ze względu na jego etniczne pochodzenie jest rasizmem.

Podobnie jesteśmy niekonsekwentni, jeśli piętnujemy Charlesa Hurwitza za niszczenie ostatniego dziewiczego lasu sekwojowego, a sympatyzujemy z drwalami, którzy dla niego pracują. Pracownicy przemysłu są ogólnie rzecz biorąc współwinni niszczenia świata przyrody. Być może tkwią oni w jarzmie facetów z wielką forsą, ale przeważnie są gorliwymi sługami, którzy podzielają światopogląd swoich szefów, że Ziemia jest stołem szwedzkim z zasobami, które można sobie brać. Czasami wręcz to właśnie krzepkie robole prezentują najbardziej agresywne i destruktywne postawy w stosunku do przyrody (i tych, którzy jej bronią). [27] Robotnicy są ofiarami niesprawiedliwego systemu ekonomicznego, ale to nie rozgrzesza ich z tego, co robią. Nie przeczę, że część pracowników przemysłu drzewnego sprzeciwia się niszczeniu pierwotnych puszcz, że niektórzy z nich nawet przystępują do Earth First!; chcę tylko powiedzieć, że czymś niewłaściwym jest przymykać oczy na dewastację przyrody tylko ze względu na to, który szczebel na drabinie ekonomicznej zajmują sprawcy tej dewastacji.

Niektórzy twierdzą, że robotnicy jedynie walczą o to, żeby zapewnić byt swoim rodzinom i wcale nie rozkoszują się niszczeniem świata przyrody. Mówią, że jeśli nie zadbasz o środki do życia drwali, nie uratujesz lasu. Utrzymują też, że drwale są wmanipulowywani przez swoich szefów w wyrażanie poglądów wrogich dziczy. Moim zdaniem, taka opinia jest przejawem protekcjonalnego stosunku do drwali i innych robotników. Gdy czytam wypowiedzi drwali pełne nienawiści do dziewiczych lasów i do obrońców przyrody, jest dla mnie oczywiste, że dobrowolnie kupują światopogląd baronów przemysłu. „Image Magazine” wydawany w San Francisco, przytacza list do redakcji napisany przez jednego z drwali: „Ludzie pracy, którzy starają się zapewnić byt rodzinie, nie mają czasu uganiać się po lesie jak dzieci i utrudniać życie innym ludziom pracy. /…/ Ma ktoś przepis na puszczyka? Na bonach żywnościowych [28] daleko się nie zajedzie. A skoro tyle nam o nich gadają, myślę, że chętnie bym sobie jednego usmażył” [29]. Na Północnym Zachodzie krążą naklejki na zderzaki samochodów, głoszące „Zabij puszczyka. Ocal drwala”. Ja mam dla owego drwala szczycącego się ścięciem olbrzymiego drzewa i polującego na Puszczyki Plamiste przynajmniej tyle szacunku, że uznaję jego zdolności umysłowe do posiadania własnych poglądów, a nie robię z niego imbecyla ulegającego manipulacji szefów i niezdolnego do samodzielnego myślenia.

Oczywiście, wielkie firmy drzewne faktycznie manipulują swoimi pracownikami, stosując taktykę zastraszania groźbą zamknięcia tartaków i ochrony dziczy, ale wielu drwali (jak również operatorów buldożerów, robotników na polach naftowych, górników itp.) po prostu nienawidzi wszystkiego, co dzikie i z rozkoszą to „cywilizuje”. Nawet edukowanie pracowników na temat zasad ekologii niekoniecznie zmieni postawy wielu z nich; istnieją pewne zasadnicze różnice opinii i wartości. Obrońcy przyrody powinni starać się znajdować wspólny język z drwalami i innymi robotnikami wszędzie, gdzie to możliwe, ale im szybciej wyzbędziemy się marksistowskiej wiary w szlachetny proletariat, tym lepiej.

Wola, aby to nasze czyny określały szczegóły naszej filozofii i uznanie, że musimy działać. Można bez końca debatować nad subtelniejszymi elementami doktryny, czuć konieczność rozpatrzenia każdego niuansu, zanim przystąpi się do działania. Zbyt często ruchy polityczne stają się niczym więcej jak klubami dyskusyjnymi, których uczestnicy wdają się w filozoficzną masturbację i nigdy nie przechodzą do bieżących konkretów. Inni twierdzą, że nie masz prawa domagać się ochrony środowiska, dopóki sam nie żyjesz w sposób czysty, niewywołujący żadnych szkód. Nigdy nie uda się nam obmyślić wszystkiego do końca, nigdy nie zdołamy zaplanować jakiejkolwiek kampanii ze wszystkimi szczegółami, nikt z nas nie uwolni się całkowicie z destrukcyjnego stylu życia – ale możemy działać. Możemy działać odważnie, z determinacją, z miłością do tego, co dzikie i wolne. Nie możemy być doskonali, ale możemy działać. Jesteśmy wojownikami. Earth First! to stowarzyszenie wojowników. Mamy zadanie do wykonania.

Uznanie zasady, że musimy zmienić własny styl życia, aby pozostawał on bardziej w harmonii z przyrodniczą różnorodnością. Musimy wystrzegać się gromadzenia nadwyżek. Choć, w mniejszym lub większym stopniu, każdy z nas tkwi w niewoli obecnego systemu gospodarczego i żaden z nas nie może całkowicie się zeń wyzwolić, musimy jednak praktykować to, co głosimy, najlepiej jak umiemy. Arne Naess, norweski filozof i twórca terminu „ekologia głęboka”, zwraca uwagę, że nie jesteśmy w stanie dojść do w pełni „głęboko-ekologicznego” stylu życia, ale na każdym z nas spoczywa odpowiedzialność za dążenie w tym kierunku. Większość z nas nadal potrzebuje zarabiać na życie w sposób, który wiąże się w jakimś stopniu z uczestnictwem w „systemie”. Nawet aktywiści stają nieraz przed wyborem „coś za coś” – lecą odrzutowcem do Waszyngtonu, żeby pomóc w zawieszaniu na siedzibie Banku Światowego transparentu, który zwróci uwagę międzynarodowej opinii publicznej na sytuację tropikalnych lasów deszczowych; przy pomocy komputera piszą książkę, która będzie wydrukowana na papierze zrobionym z miazgi drzewnej, ale zmobilizuje ludzi do działania; wjeżdżają ciężką furgonetką do lasu, żeby dotrzeć na teren planowanej sprzedaży drewna i podjąć akcję zapobiegawczą. Musimy być świadomi tych kompromisów, ale starać się ograniczyć do minimum naszą uciążliwość dla przyrody.

Troska o zachowanie poczucia humoru i radości życia. Większość radykałów to śmiertelnie poważne towarzystwo, bardziej papieskie od papieża, pozbawione poczucia humoru. Earth First!-owcy starają się być inni. My nie buntujemy się przeciwko systemowi dlatego, że sami w nim przegrywamy. My walczymy o piękno, o życie, o radość. Mamy wielką frajdę przebywając w dziczy, uśmiechamy się na widok kwiatu i kolibra. Śmiejemy się. Śmiejemy się z naszych przeciwników i – co ważniejsze – śmiejemy się z samych siebie.

Świadomość, że jesteśmy zwierzętami. Istoty ludzkie należą do naczelnych, ssaków, kręgowców. EF!-owcy uznają swoją zwierzęcość; odrzucamy New Age’owe eko-bajdurzenie o tym, że musimy przekroczyć naszą niską zwierzęcą naturę i wziąć swoją ewolucję we własne ręce, aby stać się wyższymi, moralnymi istotami. My uważamy, że musimy powrócić do bycia zwierzęciem, do znajdowania chwały w swoim pocie, hormonach, łzach i krwi. Walczymy ze współczesnym przymusem stawania się mdłymi, beznamiętnymi androidami. Nie żyjemy życiem sterylnym i logicznym; wąchamy, smakujemy, widzimy, słyszymy i czujemy Ziemię; żyjemy z werwą. Każdy z nas jest Zwierzęciem.

Akceptacja monkeywrenchingu jako dopuszczalnego narzędzia ochrony różnorodności przyrodniczej. Nie wszyscy Earth-First!-owcy uprawiają monkeywrenching, może nawet nie większość, ale w zasadzie wszyscy akceptujemy jego ideę i praktykę. Spójrz na „firmową” koszulkę EF! Narysowany na niej klucz francuski jest symbolem oporu, następcą słynnego sabota – drewnianego chodaka, który wkładano w tryby maszyny, żeby ją unieruchomić, od czego pochodzi słowo sabotaż. Mistyka i sztuka „nocnej roboty” przenika nasze plemię, a wraz z nią – ogólna zgoda co do tego, że strategiczny monkeywrenching jest dopuszczalną metodą obrony dzikiego życia.

I na koniec: Earth First! jest stowarzyszeniem wojowników [30]. Obok bezgranicznego oddania i miłości wobec tej żyjącej planety, cechuje nas wola obrony bogactwa i różnorodności życia na Ziemi, nawet jeśli ta obrona wymaga ofiary z własnego komfortu, wolności, bezpieczeństwa czy w końcu samego życia. Wojownik (wojowniczka) uznaje, że jego czy jej egzystencja nie jest najważniejszą rzeczą w tym życiu. Wojownik uznaje, że poza jego osobistym życiem istnieje pewna większa rzeczywistość, której trzeba bronić. Dla nas w Earth First! tą rzeczywistością jest Ziemia, proces ewolucyjny, miliony innych gatunków, z którymi dzielimy tę jasną sferę wśród pustki kosmosu.

Nie każdego stać na zaangażowanie, jakiego wymaga bycie wojownikiem. Jest wiele innych ról, które można – trzeba – spełniać w obronie Ziemi. Ktoś może nie być w stanie nieść brzemienia bycia wojownikiem przez cały czas; może to będzie tylko krótki okres w jego czy jej życiu. Bycie wojownikiem ma swoje zagrożenia i pułapki. Może zabraknie aplauzu, może nie będzie zaszczytów i nagród ze strony ludzkiej społeczności. Ale dla wojownika Ziemi nie ma wspanialszego aplauzu niż wołanie nura o zmierzchu czy westchnienie wiatru wśród koron sosen.

Wieczorem tamtego dnia, spoglądając na ciemniejący Wielki Kanion wiedziałem już, że bez względu na to, jakie trudy przyniesie przyszłość, nie ma dla mnie nic lepszego ani ważniejszego niż nieprzejednanie stawać w obronie życia, nie ulegać kompromisom, stale pozostawać wojownikiem walczącym dla Ziemi. Wojownikiem walczącym dla Ziemi bez względu na konsekwencje.

Dave Foreman: Wyznania wojownika Ziemi, Wydawca: Stowarzyszenie OBYWATEL, 2004


Przypisy:

22 Dosłownie „czerwone karki” – tak Amerykanie określają typowych białych, prowincjonalnych mieszkańców południowych stanów (przyp. tłumacza).

23 „Earth First! Journal” to tytuł czasopisma wydawanego w USA pod auspicjami ruchu Earth First!. Ukazywało się ono od pierwszej połowy lat 80., osiągając w chwili największej świetności nakład 20 tys. egz. Pismo ukazywało się co miesiąc, a sporadycznie nawet częściej – 14-15 razy w roku. Dave Foreman był przez kilka lat jednym z jego redaktorów. Obecnie ukazuje się pismo pod tym samym tytułem, jednak w innej szacie graficznej i formacie, tworzone przez zupełnie inne osoby i zawierające materiały w znacznie mniejszym stopniu związane z bezkompromisową ochroną dzikiej przyrody, a bardziej z antykapitalizmem i mieszaniną ekologii z postulatami skrajnie lewicowymi. Twórcy nowej mutacji „Earth First! Journal” odcinają się od Foremana, krytykując „stary” Earth First! jako zbyt mało: postępowy, antykapitalistyczny, profeministyczny, lewicowy, internacjonalistyczny itp. Echo początków tego sporu znajdzie czytelnik w dalszych partiach tej książki (przyp. redaktora książki).

24 Głęboka ekologia (deep ecology) – nurt w myśli filozoficznej i etyce ekologicznej, zasadzający się na postulacie zadawania głębokich pytań dotyczących kryzysu ekologicznego i formułowaniu w oparciu o nie zasad postępowania w kluczowych aspektach życia zbiorowego i indywidualnego. Twórcą filozoficznych podstaw głębokiej ekologii był norweski filozof prof. Arne Naess, który jej założenia sformułował na początku lat 70. XX w. (przyp. redaktora książki).

25 Dwiema znakomitymi książkami omawiającymi zagadnienie liczebności populacji, a równocześnie napisanymi z wrażliwością na problemy społeczne i gospodarcze są: William R. Catton, Jr., Overshoot: The Ecological Basis of Revolutionary Change (University of Illinois Press, Urbana, Ill. i Chicago 1982); Paul i Anne Ehrlich, The Population Explosion (Simon and Schuster, Nowy Jork 1990). Nikt, kogo obchodzi ocalenie biologicznej różnorodności, nie powinien ich przeoczyć.

26 Aluzja do hasła niemieckich Zielonych: „Nie jesteśmy z lewicy ani z prawicy – jesteśmy z przodu” (przyp. tłumacza).

27 Dobrze ilustruje to sprawa Puszczyka Plamistego, figurującego na liście gatunków zagrożonych wyginięciem, zależnego od przetrwania pierwotnych puszcz. Puszczyki łatwo jest zwabić, puszczając z taśmy nagranie ich nawoływania. Drwale na północnym zachodzie USA wchodzą do starodrzewów z magnetofonami i strzelbami, żeby eksterminować Puszczyki Plamiste. Wydaje im się, że w ten sposób wyeliminują główny powód, dla którego mianoby zaprzestać wycinki tych dziewiczych lasów.

28 Departament Rolnictwa USA wydaje rodzinom i osobom o niskich dochodach bony, za które można kupić w sklepach żywność (przyp. tłumacza).

29 Jane Kay, „Tree Wars”, „San Francisco Examiner Image Magazine”, 17 grudzień 1989.

30 Ten fragment (niniejszy i następny akapit) książki Foremana pierwotnie ukazał się po polsku w książce „Przebudzenie wojownika. Jak żyć życiem przepełnionym miłością, troską o innych, w duchu pojednania”, wybór Rick Fields, przełożyła Edyta Szydłowska, Wydawnictwo „Limbus”, Bydgoszcz 1995, ss. 235-237 (przyp. redaktora książki).

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 16 (2020)

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekologia

Być może zainteresują Cię również: