Felieton

Ile palców widzimy?

palec
Palec fot. Gerd Altmann z Pixabay

Olaf Swolkień

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 15 (2020)

W dawnych ponoć mniej przyjaznych czasach schizofrenia bezobjawowa była diagnozowana jedynie u dysydentów, którzy mieli odmienne zdanie od rządzącej w ZSRR Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Leczono ich z tej niebezpiecznej przypadłości obozami pracy, zastrzykami i elektrowstrząsami.

Obecnie pandemię bezobjawową zdiagnozowano u całych społeczeństw i stosownie do tego, kurację też zaaplikowano całym społeczeństwom, społeczeństwu polskiemu, jako ponadprzeciętnie pokornemu, w dawkach zdwojonych, jakby eksperymentalnych.

Co więcej, właśnie bezobjawowość ma być najbardziej niebezpieczną cechą owej groźnej przypadłości, sprawiającą, że wymaga ona surowych, jawnie bezsensownych i upokarzających represji. Wszystko to dzieje się w imię walki z czymś, co nawiedzało nas od zawsze, systematycznie co roku, a w większym nasileniu co kilka lat.

Mnie np. nawiedziło zeszłej zimy, 10 dni wysokiej temperatury, kaszel, bóle głowy, mięśni. Starszy, ponad 80-letni lekarz uczciwie przyznał, że najlepsze byłyby bańki, ale nie może tego zlecić pielęgniarce, bo w wykazie dozwolonych procedur takiej nie ma, w przeciwieństwie do bardzo drogich i technicznie wyrafinowanych procedur opłacanych sowicie przez NFZ. Polecił siostry zakonne w pobliskim klasztorze, jednak i one poszły już z nieświętym duchem Billa Gatesa i pozornie proste, ale wymagające pewnych umiejętności zabiegi, poszły w zakonie w niepamięć na rzecz biegłości w operowaniu kciukiem po okładce trzymanego przed oczami pudełka. W tym roku grypa dotknęła przede wszystkim starszych ludzi we Włoszech, których wcześniej na nią zaszczepiono, wszelkie statystyki pokazują, że całkowita roczna śmiertelność jest mniejsza od przeciętnej, wielu znakomitych specjalistów publicznie i przekonująco dowodzi, że stosowane wobec społeczeństw represje nie mają żadnego logicznego uzasadnienia.

Jednak specjaliści mogą się mylić, tylko że zamiast zaprosić ich do pierwszego programu telewizji publicznej o godzinie 20.00, pokazać twarde dane i powiedzieć: no Panie i Panowie profesorowie Bhakdi, Montanari, Gatti, Püschel, Wittkowski i inni; niestety nie doczytaliście, wasze rozumowanie jest nielogiczne, bo nie uwzględniliście takiego i takiego czynnika, nie znacie takich a takich danych, pozwolić polemistom na zapoznanie się z argumentami, na publiczną replikę. Nic z tych rzeczy, zamiast tego, co jest podstawą demokracji, ba, naszej cywilizacji, czyli dążenia do prawdy w swobodnej dyskusji, co zaczęli Grecy ponad 2400 lat temu i co zaowocowało rozkwitem Europy w czasach Odrodzenia czy w wieku XIX, stosuje się środki zupełnie inne.

Dzisiejszych dysydentów nie zaprasza się do masowych mediów, mogą oni wypowiadać się tylko w internecie, choć i tam coraz częściej stosuje się wobec nich brutalną cenzurę, sięga się także po środki policyjne, zabiera komputery, wytacza procesy, czasem, jeśli dysydenci jeszcze nie zdobyli wystarczającego rozgłosu, zdarzają się i niewyjaśnione zgony. Co charakterystyczne cenzura nie dotyczy jedynie pseudopandemii, ale tego, o co najwyraźniej w tym wszystkim chodzi, czyli przekonania bądź zmuszenia ludzi do szczepień na sezonową grypę, zabiegu według nieskorumpowanych fachowców bezsensownego i szkodliwego, szczególnie u ludzi starszych. Jak to wygląda w praktyce, przekonałem się na fejsbuku, kiedy opublikowałem wyniki naukowego badania na amerykańskich weteranach wykazujące, że chorują oni na grypę wywołaną koronawirusami 36% częściej, gdy są na grypę szczepieni, niż gdy są nieszczepieni. Facebook dolepił mi do tego plakietkę informującą, że to fałsz, a jako wytłumaczenie podał, że to badanie dotyczy infekcji grypowych w ogóle, a nie tegorocznej, tak rzeczywiście było, tyle tylko, że ani autorzy badania, ani ja nie twierdziliśmy, że jest inaczej. Powołał się też przy okazji na inne badanie stwierdzające, że te różnice nie są aż tak duże, czyli pośrednio stwierdził, że owszem, weterani zaszczepieni chorują częściej, ale nie aż tak dużo częściej. To przecież także powinien być news na pierwsze strony gazet.

Ale nie jest, a internet to ciągle nisza, ale i wentyl bezpieczeństwa, gdybym ja i moi myślący znajomi spędzali tyle czasu na lekturze, pracy organizacyjnej, jeżdżeniu po kraju, odczytach, listach, wydawaniu gazet, nauce, ćwiczeniach fizycznych i umysłowych, co spędzamy, wymieniając się dowcipami na fejsbuku, to dawno albo byśmy rzeczywistość zmienili, albo zginęlibyśmy w walce, jak na wolnych ludzi przystało. Jednak posiadanie internetu zaczyna też coraz bardziej być nie tylko wymówką dla błahej myślorozrywki, ale i przymusem, to samo dotyczy już ewidentnie telefonów komórkowych. Nie tak dawno okazało się, że aby podpisać roczne sprawozdanie organizacji pozarządowej muszę mieć tzw. profil zaufany, a żeby mieć profil zaufany, muszę wpisywać kod, a żeby mieć kod, muszę otrzymać SMS, a więc muszę nabyć elektroniczną smycz, planowałem poskarżyć się na to do UOKiK, ale okazało się, że i tam skargę można złożyć jedynie…. tak zgadliście, przez profil zaufany.

Bohaterowie powieści G. Orwella „Rok 1984” mieli wielkie ekrany kontrolujące ich zachowanie w domu, nie nosili ich jednak ze sobą na spacer i wolno im było chodzić do lasu, ale najbardziej istotny czynnik ich spolegliwości wobec wielkiego brata nie uległ zmianie, to wyłaniająca się coraz wyraźniej z medialnej mgły, pozbawiona uczuć, psychopatyczna gęba reżimowego funkcjonariusza wystawiającego brudną łapę i pytająca nas, ile palców widzimy, podczas gdy drugą stosownie do naszej odpowiedzi reguluje pokrętło z napisem: pain (ból).

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 15 (2020)

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Świat # Zdrowie

Być może zainteresują Cię również: