Książka

Maciej Maciejak: Anatomia konfliktu rosyjsko-czeczeńskiego

okładka książki Anatomia konfliktu rosyjsko-czeczeńskiego Macieja Maciejaka
fot. okładka książki Anatomia konfliktu rosyjsko-czeczeńskiego/ Stefan Keller Pixabay (montaż)
Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 160 / (4) 2023

Wstrząsający fragment książki Macieja Maciejaka „Anatomia konfliktu rosyjsko-czeczeńskiego” zabiera nas do piekła, jakie Rosjanie zgotowali Czeczenom. Asłan Maschadow, były prezydent Czeczenii, mówi tak o tej historii: „Przetrwać jako naród mamy szansę tylko w państwie niepodległym, uznanym przez świat, takim, którego Rosja nie będzie już mogła bezkarnie najeżdżać, grabić, mordować, ilekroć przyjdzie jej na to ochota. Chcemy niepodległości po to, by Rosja nie miała więcej prawa nas zabijać…”

Wydawnictwu INFORTeditions dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.

Okupacyjny terror

Armia Rosyjska, która zalała Iczkerię, praktycznie czuła się bezkarna i nie podlegała żadnym hamulcom. Ludność małej republiki kolejny raz poddana została gehennie okupacyjnej rzeczywistości. Tym razem jeszcze bardziej krwawej i okrutnej. O tym jak armia patrzyła na czeczeński naród i jak z nim postępowała, świadczył rozkaz ówczesnego dowódcy sił federalnych na północnym Kaukazie, gen. Wiktora Kazancewa, z 11 stycznia 2000 roku. Wydał on polecenie, aby mężczyzn w wieku od 10 do 60 lat nie uważać za uchodźców. Generał domagał się, by osoby w takim wieku zatrzymywać i odstawiać do punktów filtracyjnych dla dokładnego i skrupulatnego sprawdzenia ich ewentualnego udziału w bandyckich ugrupowaniach [51]. Zdaniem zaś głównego prokuratora wojskowego Jurija Diemina, za uczestników działań bojowych należało z góry uznać dobrze zbudowanych mężczyzn w wieku od 25 do 40 lat ze świeżo zgolonymi brodami. Ten sam funkcjonariusz gotów był uznać, że 1/3 uciekinierów czeczeńskich w Inguszetii była potencjalnymi terrorystami. Skala zbrodni popełnionych przez rosyjskich żołnierzy mogłaby posłużyć za osobną monografię. Kradzieże, gwałty i morderstwa były chlebem powszednim. Drogi republiki zostały oplecione gęstą siecią posterunków wojskowych, na które na ogół składały się ufortyfikowana buda, worki z piaskiem, betonowe bloki i zwoje drutu kolczastego.

Ówczesna stawka obowiązująca za przejazd to minimum 50 rubli, czyli około dwóch dolarów, co dla ludzi pozbawionych pracy było sporą kwotą. Jeśli jakiś pasażer nie spodobał się żołnierzom albo nie wysupłał opłaty, musiał się liczyć z podrzuceniem do bagażnika granatu albo amunicji, a następnie oskarżenia o przynależność do bandyckich formacji. Albo aresztowanie i tortury, albo kierowca oddawał wszystko co posiadał, byleby żołnierz zabrał ,,dowód winy”.

Nieraz odurzeni alkoholem i narkotykami rosyjscy żołnierze lubili się „zabawić” z wybranymi przez siebie ofiarami. Jesienią 2001 roku 15-letniemu Sulejmanowi Magomiedowowi wsunięto do przełyku żywą żmiję. Chłopiec konał, gdy gad zwijał się w jego żołądku. Największym przekleństwem mieszkańców Czeczenii stały się tzw. zaczystki. Zaczistka to rosyjski termin oznaczający operację „przeczesywania” terenu, stosowaną przez siły federalne na obszarze Czeczenii [52]. Formalnie polegać one miały na zwykłym sprawdzeniu dokumentów i zatrzymaniu podejrzanych osób. W rzeczywistości zaczistki przekształciły się w egzekucje w trybie doraźnym, tortury, podpalenia i kradzieże. Wspominany już przeze mnie doktor Baiev opisał widok, jaki pewnego razu zastał wracając z pracy: Pospieszyłem do domu. Ciężarówka jeszcze stała, żołnierze znosili do niej cały nasz dobytek. Złorzeczył im tłum kobiet przy bramie, ale nie zwracali na nie uwagi. Wynosili wszystko – naczynia stołowe, ubrania, telewizor, wideo, a nawet moją kolekcję medali za osiągnięcia sportowe – a ja mogłem tylko na to patrzeć. Wreszcie skończyli, wsiedli na wóz i odjechali. Reszty dopełnił pięćdziesięcioosobowy oddział, który zjawił się zaraz następnego dnia. Złupili nas do cna, a co gorsza zrobili sobie w moim domu posterunek na czas zaczystki.

Betonowy parter ostał się po bombardowaniach i tam zainstalował się oddział. Okna zabezpieczyli workami mąki dobytymi z piwnicy, tak że nawet to nam nie zostało. Kilka dni później pacyfikacja dobiegła końca, żołnierze wyjechali.[…] nasze domostwo przedstawiało obraz nędzy i rozpaczy. Na podłogach warstwa mąki, makaron z zapasów, na ścianach marmolady i dżemy, które Nana z takim wysiłkiem szykowała całe lato.

Naczynia potłuczone. Rodzinne fotografie – w strzępach. Wszędzie też pióra z naszych kur. Żołnierze wybili je co do sztuki. Piekli na ogniu podsycanym klepkami z naszych parkietów. A najgorsze, że nie chciało się im chodzić do ustępu. Załatwiali się w naczynia stołowe, które Nana oszczędzała na specjalne okazje.

Było to obrzydliwe, ale nie tylko nas spotkało. Takie orgie zdarzały się w każdym mieście i każdej wsi nawiedzonych przez Rosjan. Tragedie, do jakich dochodziło w czasie „zaczystek”, najobszerniej zbadała i opisała Anna Politkowska, dziennikarka ,,Nowoj Gaziety”, określając konflikt na Kaukazie ,,brudną wojną” [54]. Nad Wisłą zaś wtórowała jej Krysztyna Kurczab-Redlich. O każdej porze dnia i nocy na obszarze nie większym niż powiat krakowski zamaskowani rosyjscy żołnierze otaczali daną wioskę. Towarzyszyły im dziesiątki wozów bojowych, czołgów oraz ciężarówek wojskowych z zakrytymi numerami rejestracyjnymi. Ukrywanie tożsamości jednostek miało dla żołnierzy kluczowe znaczenie, ponieważ oddziały te dopuszczały się najbardziej odrażających czynów.

Schemat,,zaczystek” był zawsze podobny. Żołnierze po dwudziestu, trzydziestu, wdzierali się do domów, domagając się pieniędzy, w zamian obiecując, że nie zabiorą ze sobą mieszkańców. Czeczeni szybko nazwali ten swoisty okup ,,podatkiem na życie”. Zołnierze ograbiali domostwa z cennych przedmiotów, niszczyli żywność, podpalali stodoły. Mężczyźni byli okrutnie bici, a kobiety gwałcone. Osoby, które odważyły się sprzeciwić, były często zabijane na miejscu.

W nocy 19 lutego 2000 roku koszmar „zaczystki” spadł na mieszkańców osiedla Nowaja Katajama. Sułtan Szujapow zdał przejmujący obraz dramatu: Tej samej nocy został zabity Idris, dyrektor szkoły numer pięćdziesiąt pięć. Najpierw tłukli nim długo o ścianę i połamali mu wszystkie kości, a później strzelili mu w głowę. W kolejnym domu znaleźliśmy osiemdziesięcioczteroletnią Rosjankę i jej trzydziestopięcioletnią córkę, Larysę, znaną w Groznym prawniczkę. Obydwie zostały zgwałcone i zastrzelone. Ciało czterdziestodwuletniego Aldana Akajewa, profesora fizyki na Państwowym Uniwersytecie Czeczeńskim, leżało na podwórku jego domu. Był torturowany. Bezgłowe ciało czterdziestosiedmioletniego Demilchana Ahmadowa miało również odcięte ręce. Charakterystyczne dla operacji na przedmieściu Nowaja Katajama było to, że odcinali ludziom głowy. Widziałem kilka zakrwawionych pieńków do rąbania drewna. Na ulicy Szewskiej był pieniek z wbitą siekierą, a na pieńku leżała głowa kobiety w czerwonym szaliku. Obok, na ziemi, leżało pozbawione głowy ciało mężczyzny. Znalazłem ciało kobiety, której ucięto głowę i rozpruto brzuch. Wetknęli jej głowę do środka. Czy to była jej głowa? A może kogoś innego [55]. 20 lutego Szujapow pogrzebał 51 ciał z ulicy Szewskiej, z numerów od 3 do 8. Większość z nich to byli jego przyjaciele i sąsiedzi.

Mogło być tak jak 23 sierpnia 2001 roku o piątej rano w Enikałoj. Wspomina Zarina: Wozów bojowych ze sto sztuk, wszędzie pełno żołnierzy. Wyskoczyliśmy na podwórko z dokumentami. Nie daj Boże, trafi się niecierpliwy federat to – w najlepszym razie – możesz być skatowany albo zastrzelony na miejscu, w gorszym – zabrany. Chyba ze dwudziestu uzbrojonych po zęby, w maskach i panterkach wdarło się na podwórze i do domu. Brudni, nieogoleni, naćpani i śmierdzący wódką. Klęli potwornie. Strzelali nam pod nogi. Wyrwali mi dowód i zaczęli drzeć. Wykupiłam go za 500 rubli, za wszystko, co miałam. Weszli do sąsiadów, Magomiedowów. Usłyszeliśmy strzały. I rozdzierający krzyk piętnastoletniej Aminat, siostry Achmeda i Asłambieka: „Pomóżcie, proszę, czy naprawdę nikt mnie nie słyszy!!”. „Zostawcie ją! – zawołał któryś z braci. – Lepiej nas zabijcie!”. Znowu strzały. Przez okno zobaczyliśmy na wpół rozebranego komendanta OMON-u leżącego na Aminat ociekającej krwią od ran postrzałowych. Inny krzyczał: „Kola, szybciej, ona jeszcze ciepła, potem ja i Sierioza” [56]. Mogło być też tak jak w Siernowodsku latem, kiedy wygnano mieszkańców na pole i na ich oczach gwałcono kobiety. Bądźcież Czeczenami, obrońcie je! – krzyczano do mężczyzn. 68 próbowało to zrobić. Przykuto ich kajdankami do wozów pancernych i też zgwałcono.

Zatrzymane w „zaczystkach” osoby były dziesiątkami i setkami ładowane do ciężarówek i wywożone do „obozów filtracyjnych”. W naszej świadomości obozy koncentracyjne żyją w podręcznikach historii. Tymczasem pod rządami Władimira Putnia takowe usiane w Czeczenii pracowały pełną parą.

W obozach, zwanych potocznie ,,filtrami”, każdy więzień traktowany był jako potencjalny bojownik. W tej wojnie podstawowym narzędziem tortur stał się prąd: […] na palce u nóg nakłada się człowiekowi pierścień z drutu, drutem obowiązuję się głowę, a do uszu przyczepia się metalowe szczypce. A potem podłącza do prądu. Dla zwiększania efektu torturowanego polewa się wodą [57]. Często też śledczy podłączali do prądu i podpalali zatrzymanym genitalia. W poczet tortur wpisywały się również tzw. wilcze kły. Osadzonemu przywiązanemu do krzesła otwierało się usta. Następnie między szczęki wkładało mu się drewniany kołek i pilnikiem piłowano zęby. Torturowanym osobom najczęściej zadawano pytania typu: Gdzie jest Maschadow?, Jakie są plany partyzantów? Tymczasem zazwyczaj przesłuchiwani i torturowani więźniowie to byli zwykli, niewinni ludzie. Największe szanse na przeżycie mieli ci, których rodzinom udało się ustalić, jaka jednostka wojskowa dokonała uprowadzenia, bo wtedy wiadomo było, od kogo można danego człowieka wykupić. Za tysiące rubli, za dolary. Do „filtrów” trafiały również kobiety, co potwierdza historia Rubati Mitsajewej. Odważna sanitariuszka, będąca w szóstym miesiącu ciąży, znów chciała pomagać rannym i woziła ich do IX szpitala. Ale tym razem otrzymała wyraźny rozkaz nienarażania siebie oraz nienarodzonego dziecka i opuszczenia republiki. Obolała i z ciężkim sercem wyruszyła w stronę Inguszetii, ale daleko nie ujechała. (Dla bezpieczeństwa załadowała dzieci do jednego autobusu, a sama pojechała innym). Na trzecim z blokpostów po sprawdzeniu dokumentów została zatrzymana przez rosyjskich żołnierzy. Zawiązali jej oczy, skuli kajdankami, uderzyli w brzuch i wywieźli. Po dotarciu na miejsce Rubati wspomina: Wyciągnęli mnie i podprowadzili do dołu w ziemi. Tam kazali się rozebrać do naga. Na nodze przywiązali wstążkę z numerem i wrzucili do dołu. Było tam już jedenaście nagich kobiet i mężczyzn. Kiedy prosiliśmy o wodę, oddali na nas mocz. Był styczeń, silnie wiało. Grzaliśmy się, przyciskając do siebie. Jeść nie dawali dwie doby, nie odprowadzali do toalety. Trzeciego dnia zaczęli śledztwo. Ciężarna kobieta, która uratowała życie wielu rannym rosyjskim żołnierzom, zaznała okropności, odsiadując osiem miesięcy w obozie filtracyjnym Asimowka. Jak sama twierdzi, przeżyła tylko dlatego, że oprawcy potraktowali ją jak towar na sprzedaż. Syna, którego powiła w obozie, Rosjanie zabrali zaraz po porodzie. Trzeba go było wykupić, podobnie jak matkę. Miała szczęście w nieszczęściu. Inne zatrzymane czeczeńskie kobiety opowiadały, jak w obozach wstrzykiwano im zieloną miksturę i karmiono jakimiś specyfikami. Mężczyznom także wstrzykiwano substancje przypominające benzynę lub wybielacz. Oprawcy objaśniali więźniom, że po takich kuracjach: nie będziecie już płodzić terrorystów. Latem 2002 roku, francuska prawniczka – Anne le Tallec, przygotowała specjalny raport dla Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) oraz organizacji walczącej ze stosowanie tortur (Action des Chretiens l’ pour Abolltion de la Torture, ACAT). Stwierdziła w nim dobitnie, że w Czeczenii prowadzona była swoista akcja sterylizacyjna. Mężczyźni oraz kobiety, które przechodziły przez ,,filtry”, byli celowo pozbawiani płodności. Za podstawowy cel operacji antyterrorystycznej należy uznać likwidację mężczyzn, przede wszystkim młodych. Nad kilkusettysięczną Czeczenią zawisła groźba ludobójstwa.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

W 2000 roku funkcjonowało około 30 punktów filtracyjnych, w których przetrzymywano między 10 a 20 tysiącami osób. (Szacuje się, że ofiarami,,zaczystek” przeprowadzonych przez wojska rosyjskie padło około 30 tysięcy ludzi). W jednym tylko obozie koncentracyjnym w Urus-Martanie w ciągu niespełna trzech miesięcy zamęczono na śmierć ok. 230 zakładników. Andriej Babicki, dziennikarz Radia Swoboda, po powrocie do Moskwy z Czernokozowa, gdzie go zamknięto w styczniu 2000 roku (patrz przypis 27, s. 344), mówił do dziennikarzy: Istnieje wypracowany mechanizm katowania wszystkich, którzy się tam dostaną. Nazywają ich bojownikami, ale wśród stu trzydziestu ludzi, którzy siedzieli razem ze mną, bojownika nie było ani jednego. Mężczyzn – jak grabiami zgarniają z czeczeńskich miast i wsi […].

Stosowane tam tortury nie mają precedensu. Nigdy takiego potwornego znęcania się nad ciałem ludzkim nie widziałem. I nigdy nie słyszałem takiego koszmarnego bólu, takich krzyków. Dla władz nic w tej chwili w Czeczenii nie jest ważne, tylko to, by sprawnie działał aparat przemocy [58].

Jak gorzko skonstatował: Obóz koncentracyjny w Czernokozowie można spokojnie porównać do Oświęcimia czy łagrów stalinowskich. I jakoś nie widać, żeby społeczność międzynarodowa zamierzała się tym zająć [59]. Współpracujące z Human Rights Watch Stowarzyszenie Przyjaźni Rosyjsko-Czeczeńskiej w Inguszetii donosiło, że tylko w ciągu miesiąca, od 15 lipca do 15 sierpnia 2002 roku, zabito i rozstrzelano spośród ludności cywilnej 59 osób, porwano – 64, ciężko raniono – 168, poddano torturom – 298, rozboju dokonano na 398 rodzinach, zburzono 97 domów.

Ludzie, którym udało się przeżyć piekło tortur w rosyjskich obozach, podpisywali oświadczenie, że nie mają żadnych pretensji do tych, którzy ich zatrzymali. I jeszcze jedno: że wszystko, co im się przydarzyło, zachowają w ścisłej tajemnicy.

Asłan, którego z obozu wykupiła mieszkająca w Moskwie rodzina, wspomina, że jednemu zatrzymanemu z Alchan-Kaly oprawcy specjalnie rękę łamali w trzech miejscach za to, że napisał oświadczenie, że w Czernokozowie torturują. Łamali i śmiali się: Teraz już nic nie napiszesz, nie masz czym. Nad tymi, których wypuszczono, a także nad ich rodzinami, wisi groźba ponownego zaciągnięcia do „filtra”. I widmo śmierci. Stąd też wynika trudność w rozmowach z ofiarami, co podkreśla Krystyna Kurczab-Redlich, reporterka, która w Czeczenii i Inguszetii spotkała się z wieloma osobami, po torturach. Widziałam ludzi bez palców i uszu, widziałam ślady po szczypcach podłączanych do prądu… Dodajmy, że szpital nie miał prawa przyjąć ofiar tortur. Trzeba było więc kłamać, że to wypadek „zwykłego zdarzenia” i trzeba koniecznie wysupłać kolejną łapówkę.

W Czeczenii dochodowym zajęciem armii okupacyjnej stał się handel trupami. Rosjanie wydawali za pieniądze rodzinom ciała poległych oraz zamęczonych na śmierć.

(Tylko wywiad wojskowy GRU nie wydawał). Większość zamordowanych nie miała jednak szczęścia być pochowanym przez rodzinę zgodnie z muzułmańskim zwyczajem. W styczniu 2002 roku nieopodal willi generałów w Chankale, gdzie mieścił się sztab wojsk rosyjskich, znaleziono zwłoki 53 ludzi z wyłupionymi oczami, oskalpowanymi czaszkami, bez uszu, z połamanymi rękami i nogami. Z kolei 9 grudnia 2002 roku pod Garagorskiem, na granicy Czeczenii i Inguszetii, znaleziono ciała rozebranych do naga 15 mężczyzn ze śladami tortur.

Na głowach mieli zaciśnięte nylonowe worki. Szeroko otwarte usta świadczyły, że się udusili. Cała republika usiana była tysiącami takich mogił, odkrywanymi niemal codziennie. Czeczeńskie kobiety brodziły po świeżo odgrzebanych dołach z bezimiennymi szczątkami i szukały skrawka znajomej odzieży, ręki lub nogi. Często trupy miały kończyny związane drutem zwyczajnym albo kolczastym tak mocno, że przecinał skórę i dochodził do kości. Na ciałach były najczęściej rany cięte, poczerniała od ognia skóra, ślady po gaszonych na twarzy papierosach. Było widać, że człowiek umierał długo i w mękach [60].

Przy okazji wyszło na jaw, że w Czeczenii mieliśmy także odczynienia z kradzieżą ludzkich organów.

Albowiem tylko tak połączyć można fakt odnajdowania w szpitalnych workach fachowo zaszytych ludzkich zwłok, z których usunięto uprzednio organy. Potwierdził to Szef Rady Bezpieczeństwa przy prezydencie Czeczenii, wicepremier do spraw resortów siłowych republiki Dokka Umarow: Rosjanie usuwają jeńcom i zakładnikom mordowanym w obozach organy wewnętrzne do transplantacji. Rodziny odbierają ciała pozbawione organów. Odnalezione zwłoki ofiar skrytobójczych egzekucji mają charakterystyczne rany i szwy.

Odkrywane liczne masowe groby były dla Moskwy bardzo krępujące. Wkrótce więc, aby ukryć skalę ludobójstwa, wprowadzono nową metodę, tak zwane rozpylane. 3 lipca 2002 roku związano drutem razem 21 osób – mężczyzn, kobiet i dzieci, a następnie wsunięto laskę dynamitu i wysadzono w powietrze. Ich szczątki wrzucono do rowu. W kwietniu 2003 roku, Oleg Orłow, działacz pozarządowej organizacji ,,Memorial”, potwierdził, że takie działania stały się rutynową praktyką. Tyle tylko, że ciała przywiązywano do pocisków artyleryjskich wypełnionych trotylem. Jak później przyznało dwóch oficerów specnazu, którzy przez dziesięć lat walczyli w Czeczenii, skuteczność metody polegała na tym, że absolutnie nic nie zostaje. Nie ma ciała, nie ma dowodów, nie ma problemu [б2].

Na koniec tego ,,wątku” mrożąca krew w żyłach relacja Asłambeka Apajewa, przewodniczącego Komitetu Obrony Praw Przymusowych Przesie- dleńców, eksperta Moskiewskiej Grupy Helsińskiej: To, o czym mi tamten żołnierz, nazwijmy go Władimirem, ze łzami w oczach opowiadał, wydarzyło się w końcu stycznia 2000 roku. Jego oddział rzucili na „zaczystkę” we wsi Brzózka, tuż pod Groznym. Wielu tam było kontraktowych. Pijanych, naćpanych. W jednym z domów natknęli się na siedmioosobową rodzinę. Mężczyzn, kobiety, dwóch podrostków i dwoje dzieci najemnicy zastrzelili od razu. Żywą zostawili tylko trzynasto-, czternastoletnią dziewczynkę. Rzucili ją na transporter i zawieźli do miejsca stacjonowania oddziału we wsi Zagriażska w staroprzemysłowym rejonie. Oficerowie gwałcili ją przez tydzień, potem oddali najemnikom. Ci ją bili i gwałcili co dzień, godzinami. Grupowo. Gdy mdlała, oblewali wodą. Gdy już była półżywa, zdecydowali, jak jeden z nich powiedział, wykorzystać ją dla sprawy”. Półżywe gołe dziecko podwiesili za ręce tak, że jej nogi ledwie dotykały podłogi. W tym czasie do oddziału przyprowadzono zatrzymanego na ulicy chłopaka. Przez kilka dni bito go i torturowano, każąc powiedzieć gdzie broń i gdzie bojownicy. On milczał. Kontraktowi przypalali mu ciało rozżarzonymi kawałkami żelaza, kłuli i cięli nożami, bili go pałkami i kopali wojskowymi butami, a on nic nie wie. I tego właśnie chłopaka kazano Władimirowi przyprowadzić do pomieszczenia, gdzie była ta dziewczynka i paru najemników. Ledwo żywego chłopaka postawili przed ledwo żywą dziewczynką i kazali mu mówić, bo inaczej „się za nią wezmą”. Ten milczał. Wtedy jeden z nich nożem odciął jej pierś. Dziewczynka zawyła. Chłopak zemdlał. Zaczęli go bić, żądali by patrzył, bo to „z jego winy ona umiera”. Ten sam kontraktowy odciął jej drugą pierś, dziewczynka straciła przytomność. Chłopak zaczął coś bredzić, że widział, jak jeden z mieszkańców chował automat w rurze kanalizacyjnej. Bardzo to rozweseliło najemników. Któryś z nich powiedział: „Teraz to już ty, ani ona nie jesteście nam potrzebni”, i zaczęli dobijać dziewczynkę. Najpierw odrąbali jej nogi toporem do mięsa, potem ręce, w końcu głowę. Kawałki wrzucili do wielkiego plastikowego worka. Chłopaka wyprowadzili na zewnątrz, przywiązali do skrzyni z trotylem, na niej położyli worek ze szczątkami dziewczynki i wysadzili w powietrze oboje“.


[52] Pochodząca od czasownika zaczistiť zaczistka, używana w sensie dosłownym, określa czynność polegającą na czyszczeniu rur, piaskowaniu czy polerowaniu metalu, zdzieraniu z powierzchni warstwy farby lub rdzy. Pojęcie zaczistka rozprzestrzeniło się piorunująco w piśmie i mowie. Emma Gilligan obliczyła, że między wrześniem 1999 a 2005 roku w kontekście wojny zaczistka pojawiła się w nagłówkach 787 razy.

[53] H. Baiev, Przysięga, op. cit., s. 310.

[54] A. Politkowska przyszła na świat w Nowym Jorku, a jej ojcem był rosyjski dyplomata ukraińskiego po- chodzenia pracujący w czasie zimnej wojny w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Rodzice odesłali ją do ZSRR, aby tam zdobyła właściwą edukację. Studiowała na Uniwersytecie Moskiewskim, a potem zaczęła pracować dla telewizji, którą porzuciła dla prasy.

[55] Cyt. za: A. Politkowska, Tylko prawda. Artykuły i reportaże, Warszawa 2011, s. 45.

[56] Cyt. za: K. Kurczab-Redlich, Glową o mur Kremia. Nowe fakty, op. cit., s.

[57] G. Sokół, Czeczenia – Dlaczego nie patrzysz!, „Gazeta Wyborcza” z 23 stycznia 2003, s.18

[58] Cyt. za: Za: K. Kurczab-Redlich, Wowa, Wolodia, Wladimir, op. cit., s. 363.

[59] Nasuwa się gorzka refleksja, że prawo międzynarodowe nie jest skonstruowane dla małych narodów. Jest stworzone dla mocarstw. Międzynarodowa instytucja, której głównym zadaniem jest utrzymywanie pokoju i bezpieczeństwa w świecie, niestety bardziej niż pokoju, broni interesów pięciu państw posiadających prawo weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Nie powiodło się błękitnym hełmom” w Srebrenicy w 1995 roku. Skromny holenderski kontyngent doborowych żołnierzy posłusznie opuścił miasto, zostawiając 20 tys. Bośniaków – którym wcześniej odebrano broń i obiecano ochronę – na pastwę żołnierzy generała Ratko Mladicia. Głównodowodzący siłami pokojowymi, gdy białe auta opuszczały obóz w Potočari, otrzymał nawet od serbskiego generała pokaźny prezent wraz z butelką lokalnego trunku. I uścisnął mu dłoń. W ciągu kilku następnych dni wymordowano 8 tysięcy ludzi. Nie wyszło też rok wcześniej w Rwandzie. Choć generał Roméo Dallaire wielokrotnie apelował do Rady Bezpieczeństwa z prośbą o pozwolenie na jakiekolwiek działanie, nigdy nie dostał zgody. Nowy Jork nie odpowiadał także wtedy, gdy w górę wzniesiono pierwsze maczety. W ciągu około stu dni zamordowano blisko milion osób. ONZ nie paliła się też do działania, gdy oprawcy z Rwandy uciekli kilka tygodni po masakrze do sąsiedniego Konga. Osłaniani przez żołnierzy francuskiej Legii Cudzoziemskiej dodajmy. I tam wszczęli wojnę, w której tym razem zginęło 6 milionów ludzi (głównie z powodu chorób i głodu). Afryka to pasmo kompromitacji. W Sudanie ONZ przez lata nie zaangażowała swoich sił pokojowych, mimo wielokrotnych próśb ze strony Unii Afrykańskiej. Dopiero pod koniec 2008 roku udało się skompletować siły misji w liczbie 12 tys. żołnierzy. Z kolei w okupowanej Saharze Zachodniej do dziś nie doczekaliśmy się zapowiadanego referendum. Nie jesteśmy skolonizowani przez Maroko – podsumował jeden z saharyjskich patriotów. – Z nimi poradzilibyśmy sobie łatwo. Prawda taka, że jesteśmy skolonizowani przez ONZ. W okresie od 1983 do 2009 roku nie wystarczyło też czasu, by zareagować w jakikolwiek sposób na wojnę na Sri Lance. Krwawa łaźnia pięciu miesięcy 2009 roku przekroczyła rozmiarami wszystko, co wcześniej wydarzyło się w konflikcie tamilsko-syngaleskim. Świat nie zwrócił uwagi na śmierć co najmniej 40 tys. ludzi. Tamilscy cywile stłoczeni w tak zwanej strefie bez ognia o powierzchni trzech kilometrów kwadratowych masowo ginęli w ostrzałach ciężkiej artylerii. ONZ w bardzo dużym przybliżeniu szacowała, że w ostatnim tygodniu wojny zaginęło od 7 do 17 tysięcy osób, które prawdopodobnie należy uznać za zmarłe. Kiedy w północnej Sri Lance szalała brutalna wojna, świat zajmował się izraelską inwazją na Strefę Gazy, w której śmierć poniosło łącznie mniej więcej półtora tysiąca osób.

[60] Jeden z rosyjskich żołnierzy w wywiadzie dla Maury Reynolds powiedział: wyrzucaliśmy też buntowników z helikopterów. Mieli cierpieć, zanim umrą. Trzeba było znaleźć odpowiednią wysokość. Nie chcieliśmy aby ginęli na miejscu.

[61] Cyt. za: M. Kuleba, Miecz proroka, op. cit., s. 214.

[62] Cyt. za: A. Sołdatow, I. Borogan, KGB/FSB władcy Rosji, Warszawa 2015, s. 212.

[63] Cyt. za: K. Kurczab-Redlich, Wowa, Wołodia, Władimir, op. cit., s. 380.

Maciej Maciejak: Anatomia konfliktu rosyjsko-czeczeńskiego Grozny 1994/1995, 1999/2000, Wyd. INFORTeditions, 2018

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 160 / (4) 2023

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Polityka # Świat

Być może zainteresują Cię również: