Felieton

Rzeka. Źródło życia

Rzeka. Źródło życia (River) - kadr z filmu, reż. Jennifer Peedom
fot. screen

„Myśleć jak rzeka, oznacza myśleć w nurcie czasu, wyobrażać sobie, jaki potok wypłynie w przyszłość z teraźniejszości, być dobrymi przodkami dla tych, którzy przyjdą po nas, dla tych którzy są w dół rzeki czasu. Zatroszcz się o rzekę, a rzeka zatroszczy się o ciebie” – Robert Macfarlane.

Autorką dzieła jest australijska reżyser Jennifer Peedom, korzystająca ze współpracy kompozytora Jozepha Nizetiego. Wykonawcą ścieżki dźwiękowej, na którą składają się między innymi utwory Johanna Sebastiana Bacha, Antonio Vivaldiego, Gustava Mahlera, a także współczesnych artystów Johna Greenwooda, Richarda Tognettiego, australijskiego rdzennego multiinstrumentalisty Williama Bartona i zespołu Radiohead, jest Australijska Orkiestra Kameralna.

Narratorem jest amerykański aktor Willem Dafoe, autorem scenariusza, będącego w istocie próbą eseistycznego filozofowania, angielski podróżnik i pisarz Robert Macfarlane, autor książek takich jak „Mountains of the Mind: A History of a Fascination” (2003), „The Wild Places” (2007), „The Old Ways: A Journey On Foot” (2012). Zarówno Robert Macfarlane jak i Willem Dafoe współpracowali już z Jennifer Peedom przy jej poprzednim filmie „Góra” (2017), który przyniósł jej sławę, a w klimacie którego utrzymana jest też „Rzeka”.

Konwencją jest zaś wizualno-poetycka impresja, niepozbawiona akcentów ekologicznych, a nawet swoistego wymiaru metafizycznego. Zastosowany montaż obrazuje technologiczną specyfikę dzisiejszej cywilizacji i jej względnie pluralizującą się strukturę: reżyser wykorzystała m.in. zdjęcia poklatkowe NASA oraz ujęcia z dronów udostępnione przez niezwiązanych pierwotnie z jej projektem fotografów. Ujęcia nakręcono na sześciu kontynentach, w trzydziestu dziewięciu krajach – w tym w Chinach, w Etiopii, na Madagaskarze, w Iraku, w Panamie, w Bośni i Hercegowinie.

Ujęcia gór, skał, lodowców, wodospadów, a także widzianych z orbity okołoziemskiej koryt rzecznych układających się w fantastyczne i abstrakcyjne wzory mają w sobie coś nieludzkiego czy raczej nadludzkiego, na swój sposób zachwycając. W co najmniej równym stopniu jednak przerażają swą monstrualnością i niekiedy też „drapieżnością” – odczucia, jakie wzbudzają, można by chyba sprowadzić do „drżenia” sięgającego najbardziej pierwotnych, niemal przedludzkich poziomów naszego umysłu. Tego rodzaju lęk i podziw zarazem chyba wszystkie istoty o bardziej rozwiniętej świadomości, w tym również ludzie, których umysły nie zostały okaleczone przez cywilizację, czują wobec majestatu Natury nieożywionej: tej opisywanej dziś przez geologię, astronomię, meteorologię. Skale wielkości i skale czasowe są tu bowiem tak olbrzymie, że przekraczają pojemność umysłów ziemskich istot żywych. Dlatego też – o czym mówią nam autorzy filmu – ludzie postrzegali dawniej rzeki jako bogów.

Bogowie ci towarzyszyli nam przez całą naszą bytność jako gatunku na Ziemi – przez 50 tysięcy lat ludzie osiedlali się bowiem nad rzekami i przemieszczali wzdłuż ich biegu. W swych wielkich wędrówkach i migracjach ludzie podążali za bogami, osiedlając się tam, gdzie ci dali im warunki do życia. Rzeki-bogów czczono i bano się ich, gdyż niosły życie, ale też śmierć, będąc w tym archetypem ludzkiego losu.

Wiele ludów świata – a autorzy filmu wskazują tu przede wszystkim na kraje Azji – zachowało ten kosmocentryczny obraz świata (w 2017 r. w Indiach uznano osobowość prawną Gangesu i jego dopływu Jamuny).

Filmowa podróż, w którą zabierają nas Jennifer Peedom i Robert Macfarlane jest więc też podróżą poprzez kultury i przestrzenie duchowe, w których człowiek wpisany jest w kosmiczny porządek, podążając za rzekami-bogami.

Hydrologiczny cykl obiegu wody na Ziemi odzwierciedla kosmiczny archetyp Koła Życia: rzeka wypływa z Krainy Snu (wyłaniających się spośród chmur górskich lodowców). Ma swoją „młodość” (bystre potoki górskie – warto tu wspomnieć postać „Tego, który groble rwie” z dramatu-feerii „Pieśń Lasu” poetki Łesi Ukrainki), „wiek dojrzały” i „potomstwo” (rozlewiska i boczne odnogi), a wreszcie „śmierć” w Oceanie, gdy – jak informuje nas narrator filmu – „rzeka traci na zawsze swoją indywidualność. Jest to jednak jedynie początek jej reinkarnacji”, niebo bowiem ma własne „rzeki” w postaci chmur i pary wodnej. Te zaś – jak widzimy w impresyjnym cyklu obrazów filmu – rozpoczynają nowy cykl życia rzeki.

Ten kosmiczny porządek został jednak zaburzony przedmiotowym stosunkiem człowieka do Natury. Człowiek, który wcześniej podążał za bogami i osiedlał się w miejscach przez nich wskazanych, postanowił ich ujarzmić, zniewolić i zaprząc na swą służbę. Człowiek wybudował tamy, zbiorniki retencyjne i uregulował bieg rzek – dość trafnie autorzy ilustrują ten „bunt przeciwko Naturze” m.in. kronikami filmowymi obrazującymi dokonania radzieckich inżynierów, zmieniających czy nawet odwracających bieg rzek.

Człowiek, stawszy się tytanem, osiągnął niezwykłą moc (i niezwykle się rozmnożył). Ma to jednak swoją cenę w postaci pustynnienia, wyjałowienia rzek z życiodajnych mułów i substancji mineralnych, zaburzenia hydrologicznej równowagi całych regionów i ocieplania się klimatu Ziemi.

Ilość wody na Ziemi – mówią nam autorzy filmu – nie zmieniła się, odkąd spadły pierwsze deszcze. Liczba ludzi i zużycie wody przez nich przekroczyły za to już dawno poziom pozwalający zachować homeostazę ekosystemów, stale przy tym rosnąc. Na eksperymentach tych, którzy posiedli moc technologii, cierpią ci, których na nią nie stać.

Zniewoleni bogowie pozbawieni zostali swej życiodajnej mocy – każda rzeka przepływająca przez wielkie miasto biologicznie obumiera. Zamknięci w betonowych korytach i zbiornikach retencyjnych, uwięzieni za murami, tam truci zanieczyszczeniami i odpadami ludzkiej cywilizacji – bogowie chorują i niekiedy nawet umierają. Autorzy filmu pokazują nam smutny obraz takiego „umierającego boga” w postaci australijskiej rzeki Darling (w miejscowym języku australijskim Bakaa, rzeka jest głównym elementem jedynego australijskiego systemu rzecznego Murray-Darling).

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Autorzy filmu postulują powrót do zrównoważonej i bardziej naturalnej gospodarki wodnej i ponowne zrównoważenie systemu hydrologicznego Ziemi. Jak informuje nas głos zza kadru: „Największe tamy zatrzymują tak dużo wody, że spowolniło to obroty kuli ziemskiej”. Widzimy więc na koniec pisane na tamach hasła „Uwolnić rzeki!” i wysadzenie tam w niewskazanych jednak konkretnie krajach.

Refleksja autorów jest tu dość ogólnikowa – właściwa dla filmowej impresji, jaką jest „Rzeka”. Należałoby ją zatem dopełnić pytaniem, czy cel w postaci zrównoważenia hydrosfery Ziemi da się osiągnąć przy ośmiu miliardach ludzi i ciągłym dążeniu do podniesienia standardu życia zgodnego z ideologią „praw człowieka”? Innymi słowy czy planetarną równowagę da się osiągnąć bez odblokowania naturalnych „mechanizmów przywracania równowagi” także w odniesieniu do populacji ludzkiej?

Jak wspomniałem, z filmu Jennifer Peedom nie dowiemy się, tamy w jakich krajach i dlaczego zostały wysadzone. Dzieło australijskiej reżyser nie jest bowiem w ścisłym tego słowa znaczeniu „dokumentem”. Jest to raczej podróż duchowa ku zapisanej w skałach, krajobrazach oraz dziejach ludzkości (pra)wiedzy o tym, jak funkcjonuje świat. Tytułowa „rzeka” to archetyp wszystkich rzek świata: tych ginących w piaskach pustyni i tych mknących po górskich skałach, tych sunących po niebie i tych ukrytych w prądach Oceanu, tych tętniących życiem i tych zniewolonych przez człowieka.

Rzeka-archetyp odzwierciedlający się w różnorodnych rzekach świata jest pramatką ludzkości – fenomen rzeki ma wymiar nie tylko przyrodniczy i ekologiczny, ale też dziejowy, cywilizacyjny, kulturowy i religijny. Ziemia obudziła się do życia, gdy po raz pierwszy spadł deszcz. Życie wyszło na ląd, gdy popłynęły przez niego rzeki. Podróż z biegiem rzeki-archetypu jest więc wędrówką poprzez kosmiczny cykl „Wiecznego Powrotu” tego, co nigdy nie przemija – do praw(d) wiecznych.

Z filmu wyłania się myśl, że czytając rzeki, musimy na powrót odczytać tę prawdę o Kosmosie, którą zatarła w naszej świadomości zachodnia nowoczesność, a której elementem jest naturalny obieg wody w hydrosferze.

Nieprzypadkowo chyba w końcówce filmu obrazy dzikich rzek („uwolnionych bogów”) przeplatają się z obrazami buddyjskich mnichów ponownie wchodzących do świątyni (wcześniej widzieliśmy ich idących przez pola). Autorom „Rzeki” zdaje się być bliska myśl, że świadomość tej naturalnej równowagi zachowana została w przechowującym prastarą Mądrość światopoglądzie ludów Indii i Azji Wschodniej. Kosmocentryczny światopogląd tych ostatnich jest bowiem rzeczywiście biegunowym przeciwieństwem antropocentrycznych doktryn religii abrahamicznych (judaizmu-chrześcijaństwa-islamu) zachodniej Eurazji, na gruncie których powstały cywilizacje odpowiedzialne za dzisiejszy kryzys ekologiczny i kryzys człowieczeństwa.       


Tytuł: „River” (pol. „Rzeka. Źródło życia”)
Reżyseria: Jennifer Peedom, Joseph Nizeti
Scenariusz: Robert Macfarlane, Joseph Nizeti, Jennifer Peedom
Narrator: Willem Dafoe
Rok produkcji: 2021
Kraj produkcji: Australia




Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 168 (12) / 2023

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekologia

Być może zainteresują Cię również: