Rozmowa

Trwa szóste wymieranie. Co jest kluczem do naszego przetrwania?

ewolucja
fot. Stefan Keller z Pixabay

Z prof. Piotrem Skubałą rozmawiamy o tym, jaka jest najważniejsza wiadomość w historii ludzkości, o granicach wzrostu oraz czy możemy stworzyć inną cywilizację, która nie będzie niszczyła życia na Ziemi.

(Wywiad jest zredagowaną i uzupełnioną wersją podcastu Czy masz świadomość? pt. Najważniejsza wiadomość w historii ludzkości.)

Rafał Górski: Jaka jest najważniejsza wiadomość w historii ludzkości?

Piotr Skubała: To pytanie często zadaję, gdy spotykam się z osobami młodszymi lub starszymi, w trakcie wykładów lub warsztatów, ponieważ bardzo mnie interesuje to, czy mamy świadomość, co w tej w chwili dzieje się na naszej planecie. Ta wiadomość, podkreślam, powinna być na pierwszych stronach gazet, o niej powinni dyskutować w parlamencie, o niej powinniśmy rozmawiać w szkole, na uniwersytetach, ona powinna być obecna nawet w naszych codziennych rozmowach.

Czasami się zdarza, że niektóre osoby poprawnie wskazują na to, czym jest ta najważniejsza wiadomość, a mam tutaj na myśli – szóste wielkie wymieranie.

Życie na naszej planecie wymiera. Dla mnie jest oczywistym, że nie powinno być ważniejszej kwestii niż ta.

I bardzo chcę wierzyć, że osoby, mnie słuchające rozumieją, że nie ma dzisiaj ważniejszej wiadomości.

Życie na planecie umiera, umierają kolejne gatunki, co zagraża oczywiście i naszemu gatunkowi, natomiast my, niestety, zajmujemy się dziesiątkami błahostek w życiu politycznym i naszym codziennym. Jesteśmy, oczywiście, zatroskani rożnymi rzeczami, ale wszyscy powinniśmy zwrócić uwagę na tę jedną i zastanowić się, jakie podjąć działania. No bo cóż z tych naszych różnych przyjemności, zadań, zabaw, kiedy nasza planeta umiera?

A co to znaczy, że ma miejsce „szóste wielkie wymieranie”? Były też wcześniejsze: pierwsze, drugie, trzecie, etc.?

Oczywiście, miały też miejsce wcześniejsze wymierania. Wszyscy doskonale wiemy, że w trakcie jednego z nich wymarły dinozaury. Tylko należy pamiętać, że te wcześniejsze wymierania miały swoje przyczyny naturalne. Dinozaury same nie przyczyniły się do swojego wymarcia.

Obecnie wymarcie nie ma przyczyn naturalnych, dlatego że sytuacja w układzie słonecznym jest bezpieczna, nic złego się nie dzieje, to nasz gatunek powoduje wymieranie.

Na określenie obserwowanej utraty różnorodności biologicznej naukowcy używają naprawdę dramatycznych terminów. Jednym z nich jest „biologiczna anihilacja” – dokonuje się unicestwienie życia na naszej planecie. Za naszą sprawą, ta skala obecnego wymierania jest nieporównywalna do tego, co działo się wcześniej.

W 2022 roku obchodziliśmy pięćdziesiątą rocznicę opublikowania raportu „Granice wzrostu”, który wywołał trzęsienie ziemi w debacie publicznej w latach siedemdziesiątych. Raport przygotował zespół naukowców z Massachusetts Institute of Technology, którym kierował prof. Dennis Meadows. Proszę o komentarz do dwóch wypowiedzi profesora. Pierwsza: „Problem stanowi rozwój planety o skończonych możliwościach. Podnieśliśmy liczebność populacji, konsumpcję spożywczą, zużycie energii oraz surowców do poziomu, którego nie sposób utrzymać”. Druga wypowiedź: „Nawet gdybyśmy mogli uniknąć zmian klimatycznych, nie ma możliwości utrzymania ośmiu miliardów ludzi na poziomie zbliżonym do poziomu życia, którego się spodziewaliśmy”.

Myślę, że nie trzeba być biologiem, ekonomistą, naukowcem, by zrozumieć, że nasza planeta ma ograniczone zasoby, że istnieją pewne progi bezpieczeństwa w korzystaniu z jej ograniczonej ilości lasów, ryb, tlenu, dwutlenku węgla, minerałów itd. A my ciągle funkcjonujemy tak, jakby był możliwy nieustanny rozwój. Kenneth Boulding (filozof, były doradca prezydenta Kennedy’ego) powiedział kiedyś: „Każdy, kto wierzy w nieograniczony rozwój czegokolwiek fizycznego na fizycznie skończonej planecie, jest albo szaleńcem, albo ekonomistą”.

Stworzyliśmy sobie taką złudną iluzoryczną wiarę, że można bez końca rozwijać się gospodarczo.

Tymczasem doszliśmy, niestety, do momentu, gdy już docieramy do granic wzrostu. Ta sytuacja nie może długo trwać, bowiem przywołując IV prawo ekologii za Barry Commonerem: „Nie istnieje coś takiego, jak obiad za darmo”.

Odnośnie drugiej wypowiedzi Dennisa Meadowsa, nasza planeta ma wystarczające zasoby, abyśmy mogli godnie na niej żyć. Ale oczywiście nie utrzymując i ciągle powiększając wielkość konsumpcji, jak obserwujemy w krajach Globalnej Północy. Innej drogi nie ma, jak zastosowanie w ekonomii strategii postwzrostu – degrowth – co oznacza redukcję produkcji i konsumpcji.

Istnieją jeszcze inne koncepcje naukowe, które pokazują, że przekroczyliśmy już określone bariery, pewne progi bezpieczeństwa. Jedną z nich jest pojęcie „granic planetarnych”, której autorami są profesorowie Johan Rockström i Will Steffen. Niektórzy mówią, że model ten to najważniejsza koncepcja naukowa ostatniej dekady.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Na czym ona polega?

Rockström i Steffen jako pierwsi zaproponowali koncepcję dziewięciu systemów (cztery według autorów już zostały przekroczone), które decydują o funkcjonowaniu życia na naszej planecie. Profesorowie starają się określić dla tych dziewięciu systemów ich progi bezpieczeństwa, których przekroczenie może uruchomić lawinę zdarzeń, mających siłę sprawić, że ten bezpieczny świat, który znamy, przestanie istnieć. Często też, kiedy o tym rozmawiam w trakcie wykładów lub spotkań, zadaję pytanie: czy któraś z tych granic planetarnych, z tych progów bezpieczeństwa została przekroczona? Ze smutkiem obserwuję, że bardzo wiele osób zdaje sobie sprawę, że sytuacja jest bardzo niebezpieczna, że te granice planetarne prawdopodobnie zostały już przekroczone.

W 1972 roku, kiedy opublikowano raport „Granice wzrostu”, jeszcze nawet nie przywidywaliśmy, że to może się urzeczywistnić, a to już się stało. Dzisiaj mamy twarde naukowe dowody, że granice wzrostu zostały przekroczone, w wielu punktach doszło już do bardzo niebezpiecznych sytuacji.

Jakie cztery granice zostały przekroczone?

W tzw. strefie wysokiego ryzyka (czerwonej) znajduje się różnorodność biologiczna. W odniesieniu do tego czynnika przekroczenie progu jest największe – aż dziesięciokrotne.

Naturalne tempo wymierania gatunków ocenia się na jeden gatunek na milion rocznie. Obecnie szacunki mówią o tym, że znika ich od 100 do 1000 razy więcej każdego roku. Granica bezpieczeństwa w tym przypadku to utrata 10 gatunków na milion w ciągu roku. Tymczasem obecnie tracimy co najmniej 100 gatunków na milion w ciągu roku.

W „strefie wysokiego ryzyka” znajdują się także cykle biogeochemiczne, a konkretnie cykl obiegu fosforu i azotu w przyrodzie. Wpływamy na ich obieg w środowisku głównie stosując nadmierną ilość nawozów sztucznych, rozwijając przemysłową hodowlę zwierząt. Obecnie ponad 100 milionów ton nawozów opartych o azot trafia każdego roku na pola uprawne. Zbyt wiele nawozów bogatych w te pierwiastki trafia do rzek i oceanów, przyspieszając tam wzrost glonów, w wodzie zaczyna brakować tlenu dla ryb, rośnie liczba martwych stref w oceanach.

W „strefie niepewności” (żółtej) znajdują się zmiany klimatu i ich czynnik kontrolny – stężenie dwutlenku węgla w atmosferze. Granica bezpieczeństwa dla tego systemu to 350 ppm CO2 w atmosferze, powyżej zaczyna się strefa żółta. Punkt krytyczny wyznaczono na 450 ppm, tymczasem obecnie jest to już 415 ppm. Granica planetarna została także przekroczona w odniesieniu do użytkowania gruntów, w tym wypadku wyrażona jako powierzchnia wylesiona, zamieniona na pola uprawne. Szacuje się, że 75% terenów leśnych powinno było zostać niezmienionych. Tymczasem do dnia dzisiejszego zredukowano je do około 60% wcześniejszej powierzchni.

Co to oznacza?

Wiele wskazuje na to, że po przekroczeniu danego punktu, granicy planetarnej może zadziałać efekt domina i będzie za późno na zatrzymanie tego procesu. Sytuacja jest na razie bardzo dynamiczna.

W 2021 roku grupa naukowców z Resilience Center w Sztokholmie – cenionego ośrodka zajmującego się badaniem wpływu ludzi na planetę – dowiodła, że kolejna granica wytrzymałości Ziemi jest przekroczona.

Poziom zanieczyszczeń chemicznych w ziemskim środowisku przekroczył pułap bezpieczny dla trwania ludzkiej cywilizacji. Do niedawna zanieczyszczenia chemiczne rozważaliśmy w kontekście regionalnym, dzisiaj okazuje się, że mogą ono mieć wpływ na działanie systemów planetarnych.

Czerwone lampki alarmowe na naszej planecie się palą.

Przypomniał mi pan rozmowę z Robertem Bilottem pt. „Mroczne wody. Czy masz we krwi rakotwórczy PFOA?” o jednym z takich związków chemicznych.

Bardzo popularną metodą, określającą na ile szkodliwy jest nasz wpływ na środowisko, jest tzw. ślad ekologiczny. Bywa on często krytykowany, gdyż skupia uwagę na indywidualnych zachowaniach, a my potrzebujemy przede wszystkim zmian systemowych. Jednak warto go tutaj wspomnieć, ponieważ on wyraźnie pokazuje skalę przekroczenia.

Dzisiaj nasz ślad ekologiczny wynosi sto siedemdziesiąt pięć mocy produkcyjnej naszej planety. To oznacza, że aż siedemdziesiąt pięć procent więcej zasobów tej planety wykorzystujemy każdego roku, niż się odtwarza. I gdy obserwujemy, jak ten ślad ekologiczny zmieniał się w ciągu ostatnich dekad, to dobrze widzimy, jak niszczymy planetę.

Ja zwykle przywołuję jeden przykład, kiedy rozmawiam z młodymi ludźmi w szkole, w wieku licealnym. Uświadamiam im, że kiedy ja chodziłem do szkoły, to ślad ekologiczny ludzkości wynosił sześćdziesiąt procent. Gdybyśmy wykorzystywali mniej niż sto procent zasobów planety, to one by się odtwarzały, sytuacja byłaby bezpieczna. Dzisiaj wykorzystujemy sto siedemdziesiąt pięć procent. Myślę, że każdy rozumny człowiek przyzna, że przekroczenie tej bariery jest czymś nierozsądnym, głupim. Gdy się dłużej zastanowimy nad zjawiskiem, to zdamy sobie sprawę, że taka sytuacja skończy się bardzo źle.

James Lovelock, autor książki „Gaja. Nowe spojrzenie na życie na Ziemi”, pisał: „Ludzie na Ziemi zachowują się pod pewnymi względami jak organizmy patogeniczne, jak komórki raka, nowotworu. Wraz ze wzrostem naszej liczebności zaczęliśmy tak bardzo przeszkadzać naturze, że nasza obecność stała się zauważalnym zakłóceniem (…) gatunek ludzki jest obecnie tak liczny, że stanowi poważną planetarną chorobę. Gaja cierpi na primatemaję rozsianą – zarazę ludzką”. Proszę o komentarz.

Pytanie czy ja, czy pan, czy czytelnicy, czujemy się takim wirusem, bakcylem, niszczącym wszytko na planecie? Powiem, że po części tak. Oczywiście mam świadomość, że jestem homo sapiens, który przyczynia się do niszczenia życia na ziemi. Mam pełną świadomość tego, co się dzieje, jaki jest mój udział i staram się to zmienić. Staram się ulepszyć tę sytuację, staram się dokonać tyle kroków, które by ratowały planetę, ile jestem w stanie.

Nie chcę myśleć o sobie jako o wirusie, o niszczycielu życia na Ziemi i myślę, że coraz więcej osób ma tego świadomość, że możemy stworzyć inną cywilizację, która nie będzie niszczyła życia na Ziemi, tylko będzie je pielęgnowała. Wierzę, że jest to możliwe.

Oczywiście, że takich osób świadomych, które zachowują się z wielką troską i odpowiedzialnością, jest na razie garstka, zdecydowanie za mało. Natomiast, jest to możliwe, mamy świadomość i próbujemy temu przeciwdziałać. Wierzę, że jest możliwe życie naszego gatunku na planecie w pewnego rodzaju harmonii z przyrodą. Możemy żyć bezpiecznie ze sobą, bezpiecznie z przyrodą, dla natury oraz innych gatunków.

Czy możemy żyć bezpiecznie nawet wtedy, gdy populacja ludzi na Ziemi będzie ciągle wzrastać?

Oczywiście jest jakiś próg, iluś reprezentantów naszego gatunku ta planeta jest w stanie wyżywić. Z ośmioma miliardami, które dziś mamy, jest to spokojnie możliwe. Prawdopodobnie dziesięć, dwanaście miliardów ludzi może bezpiecznie i szczęśliwie żyć na tej planecie, ale oczywiście nie w taki sposób, jak sobie to w tej chwili wymyśliliśmy. Musimy żyć w inny sposób: umiarkowany, przyjazny dla tej planety. Bo tak, jak w tej chwili wiele osób żyje, jak funkcjonuje gospodarka światowa, z takim ogromnym rozwarstwieniem, gdzie jeden procent ludzi, przywłaszczają sobie większość – w taki sposób nie ma dla nas przyszłości.

Większość ludzi wierzy, że technologia nas uratuje. Przykładowo, problemy z żywnością rozwiążemy dzięki technologii sztucznego mięsa.

Wiara w technologię, że ona rozwiąże za nas wszelkie problemy jest bardzo niebezpieczna i po prostu głupia. Oczywiście, że technologia może sprawić, i ja też tego chcę, żeby energia, z której korzystamy była pozyskiwana w sposób jak najbardziej bezpieczny dla środowiska. Chcę, żeby żywność była wytwarzana przyjaźnie dla środowiska.

Tylko pamiętajmy, że technologia nie uwolni nas od naszych problemów. To, czego potrzebujemy, to przemyślenia naszych stosunków z przyrodą. Musimy inaczej ułożyć nasze relacje z innymi istotami pozaludzkimi. To, czego potrzebujemy najbardziej, to umiarkowania i powściągliwości, zmiany w podejściu do wartości jakie dla nas są istotne.

Filozof polityki John Gray w książce „Słomiane psy. Myśli o ludziach i innych zwierzętach” pisał:Niszczenie świata przyrody to nie skutek globalnego kapitalizmu, uprzemysłowienia, »zachodniej cywilizacji« ani jakiejś wady ludzkich instytucji. Jest to konsekwencja ewolucyjnego sukcesu pewnego wyjątkowo drapieżnego, naczelnego ssaka. Przez całą historię i prehistorię, ludzki postęp pokrywał się z ekologiczną ruiną”. Proszę o komentarz.

Te słowa są prawdziwe i bardzo smutne. Pamiętam, że czytałem artykuł, gdzie autorzy starali się określić, kiedy zaczęło się to niszczenie życia na naszej planecie. Niestety rozpoczęło się ono wiele tysięcy lat temu, odkąd człowiek pojawił się na jakimś kontynencie. Dokumentują to wymarłe gatunki megafauny ptaków i ssaków.

Niestety, jest to naukowo udowodnione, że gdzie pojawiał się człowiek, tam pojawiało się wymieranie.

Czytam artykuły naukowe, które komentują stan życia na naszej planecie i one są naprawdę przerażające. Naukowcy używają bardzo mocnych słów i powinienem w zasadzie wpaść w ciężką depresję albo rzucić to wszystko i gdzieś uciec. Ale nie robię tego, mimo bagażu mrocznych informacji, funkcjonuję, działam. Można powiedzieć, że jestem człowiekiem szczęśliwym, dlatego że obserwuję zmianę społeczną, zmianę w umysłach wielu ludzi. Kontakt, współpraca z taki osobami daje siłę i nadzieję.

Czy może nas czekać kres naszej cywilizacji?

Wiele wskazuje na to, że tak.

Doprowadzimy do upadku naszej cywilizacji, ale wierzę, że nasz gatunek przetrwa i osoby po nas będą tworzyły nową cywilizację, opartą na zupełnie innych fundamentach, które teraz się tworzą w naszych umysłach i działaniach.

Wierzę, że jest to możliwe, że nie skończymy marnie i nie przekreślimy wszystkich osiągnięć cywilizacyjnych naszego gatunku. Jestem przekonany, że to, co stoi przed nami w tej chwili, to etap życia w świecie z „Mad Maxa”: cierpienie, śmierć wielu setek milionów ludzi i dużej liczby pozostałych gatunków. Uważam, że niestety tak się stanie, ale po tej tragedii przyjdzie czas na budowanie cywilizacji z nowym człowiekiem.

A co każdy z nas może robić dzisiaj, żeby stawiać opór ludziom, którzy chcą zamienić nasz świat w świat „Mad Maxa”?

Każde nasze działanie ma głęboki sens, każdy nasz krok, podjęty w celu ratowania tej planety jest potrzebny. Dzięki niemu skala cierpienia ludzkiego, skala zniszczenia będzie po prostu mniejsza, mniej osób umrze, zachoruje. Nie zrażajmy się tym, co się dzieje, bo pamiętajmy, że walczymy o los wielu gatunków, wielu istnień ludzkich.

Co możemy zrobić? Na pewno dwie rzeczy: zmiany indywidualne, należy o nich pamiętać i je doskonalić, żeby były fair wobec przyrody i innych gatunków. To taka praca dla każdego z nas na całe życie. Fajna, rozwijającą praca nad sobą, dająca poczucie szczęścia. 

Tylko niewiele to pomoże w skali globalnej, bo dzisiaj ważniejsze są zmiany systemowe o których mówimy i nie pozostaje nam nic innego jak współdziałać, łączyć się w grupy, wywierać presję na polityków, na decydentów, na wielki biznes.

Ostatnio czytałem artykuł wybitnych naukowców, którzy mówili, że ta sytuacja stała się już tak niebezpieczna, że naukowcy powinni pokazywać nieposłuszeństwo obywatelskie. Być może więc czas najwyższy wyjść z domu na ulicę i żądać radykalnej zmiany. Koniecznym staje się nasza współpraca, wzajemna pomoc.

Życie na Ziemi jest oparte na interakcjach symbiotycznych, żyjemy na symbiotycznej planecie. Pięknie o tym pisze Lynn Margulis, amerykańska wybitna naukowczyni, w książce pt. „Symbiotyczna planeta”, gorąco polecam książkę. Tego czego dzisiaj najbardziej potrzebujemy to współpracy, współdziałania, pomiędzy nami, a także z przyrodą.

Współdziałanie to klucz do przetrwania. Żyjemy w mrocznych czasach antropocenu, czas zacząć pracować na rzecz symbiocenu. Przez symbiocen rozumiem stan, w którym człowiek w pełni zacznie żyć z naturą i wszelkimi istotami pozaludzkimi.

Przypomniał mi Pan to, co pisała Margulis w książce: „Życie jest zjawiskiem planetarnym, obejmującym powierzchniowe warstwy Ziemi od ponad 3 miliardów lat. Moim zdaniem, nasze gesty przyjmowania odpowiedzialności za losy Ziemi, są po prostu śmieszne: to retoryka wynikająca z bezsilności. To my znajdujemy się pod kontrolą planety, nie odwrotnie. Nasz przerośnięty zmysł moralny, każący nam podejmować próby kierowania niesforną planetą, lub leczyć ją z jej przypadłości, świadczy tylko o fantastycznej zdolności samooszukiwania się. Jeśli już – powinniśmy chronić się przed samymi sobą”.

Dziękuję za rozmowę.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 160 / (4) 2023

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekologia # Ekonomia # Świat

Być może zainteresują Cię również: