Rozmowa

Czy mocarstwom wolno więcej? Prawo międzynarodowe, a wojna w Ukrainie i Strefie Gazy

mapa świata i globus - widok z góry
fot. Freepik

Z prof. Ireneuszem Kamińskim rozmawiamy o prawie międzynarodowym i jego egzekwowaniu oraz o tym, jaki związek ma trwająca agresja Rosji na Ukrainę z zawłaszczeniem od Mauritiusu Archipelagu Czagos przez Wielką Brytanię w latach 60. XX wieku.

Małgorzata Jankowska: Dwa duże podmioty umówiły się, że ubiją interes kosztem trzeciego mniejszego i słabszego, którego wykorzystają. Mógłby to być początek scenariusza filmowego, gdyby nie fakt, że tymi dużymi podmiotami były Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, a tracił Mauritius. Panie profesorze, proszę przybliżyć, co zrobiła Wielka Brytania wobec Mauritiusu w latach 60. XX wieku i dlaczego w ogóle mogła to zrobić. O co chodziło w dealu ze Stanami Zjednoczonymi?

prof. Ireneusz Kamiński: Ta historia jest dość skomplikowana. Zanim pojawiły się w niej Stany Zjednoczone, w grę wchodziło porozumienie pomiędzy dwoma państwami: Mauritiusem i Zjednoczonym Królestwem.

Już na pierwszy rzut oka widać, że pod względem znaczenia i siły – co oczywiście będzie się przekładało na różne możliwości perswazyjne – te dwa państwa nie są równorzędne. Mamy potężne Zjednoczone Królestwo i niewielki Mauritius.

Gdy wydarzenia opisane w książce Philippe’a Sandsa „Ostatnia kolonia. Jednostka przeciw imperium”, miały miejsce, Mauritius nie był jeszcze państwem niepodległym. Był jednym z terytoriów, które dzisiaj określamy mianem kolonii. Niepodległość uzyskał dopiero w 1968 roku, co zostało poprzedzone negocjacjami z Londynem.

W czasie owych negocjacji Mauritiusowi przedstawiono propozycję nie do odrzucenia: Londyn zaakceptuje niepodległość i wszelkie warunki związane z jej uzyskaniem przez Mauritius, jeśli ten zgodzi się na oddanie Zjednoczonemu Królestwu Archipelagu Czagos na Oceanie Indyjskim. To grupa niewielkich wysp – największa z nich, Diego Garcia, ma ok. 30 km kwadratowych powierzchni – oddalonych o 2200 km od Mauritiusu.

Jeżeli natomiast Mauritius nie zgodzi się na tę propozycję, to Londyn nie zakończy negocjacji w sprawie uzyskania przez Mauritius niepodległości i nie wiadomo, kiedy wróci do tematu.

Skonfrontowany z taką propozycją nie do odrzucenia Mauritius, zgodził się na wyłączenie z przyszłego terytorium już niepodległego państwa Archipelagu Czagos. Miało to konsekwencje dla jego mieszkańców. Około czterech tysięcy ludzi zostało wysiedlonych: na Mauritius w latach 1968-1972, na pobliskie Seszele, a część wyjechała do Zjednoczonego Królestwa. Musieli opuścić swój świat, swoje mieszkania, domy, farmy.

Porozumienie Zjednoczonego Królestwa ze Stanami Zjednoczonymi jest późniejsze niż wysiedlenie, ale wysiedlenie oczywiście było elementem przymiarek do tego, by na Diego Garcia stworzyć amerykańską bazę lotniczą.

To był okres dekolonizacji po zakończeniu II wojny światowej. Jak widać Wielka Brytania zastosowała brzydki chwyt. Jak Pan powiedział, oderwała ten archipelag od terytorium Mauritiusu, zmierzającego do niepodległości. Złamała jednocześnie pewne zasady prawa międzynarodowego, które sama współtworzyła.

Zgadza się. Proces dekolonizacyjny toczył się po II wojnie światowej, a swoją kulminację miał w latach 60. ubiegłego wieku. Kluczowymi w tym procesie są pewne rezolucje Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Punktem wyjścia jest rezolucja 1514 z 1960 roku, a po niej kolejne. Te rezolucje oznaczały, że powstaje pewna podstawa prawna dla procesu dekolonizacyjnego, który rozpoczął się jeszcze przed latami 60. XX wieku.

Nie mieliśmy wówczas do czynienia z jednoznacznie ukształtowanym prawem, z żadnymi traktatami, konwencjami prawa międzynarodowego. Natomiast mieliśmy do czynienia z wyłaniającymi się regułami, potwierdzeniami, że istnieje na mocy prawa międzynarodowego uprawnienie do uzyskania niepodległości przez państwa będące koloniami. To jest bardzo ogólny punkt wyjścia, a szczegóły związane z przebiegiem owego procesu dekolonizacyjnego nie zostały jeszcze wtedy określone, ani przesądzone.

Zatem w roku 1968 Zjednoczone Królestwo uważało, że może sobie pozwolić na takie mocne negocjacje ze słabszym partnerem, i że wszystko jest zgodne z prawem. Jeśli Mauritius akceptuje pewne warunki niekorzystne dla siebie, to akceptuje, i w konsekwencji mamy do czynienia z uzgodnieniem pomiędzy dwoma państwami.

Gdybyśmy to odnieśli do perspektywy człowieka, można powiedzieć, że to była zgoda udzielona z lufą pistoletu przystawioną do głowy. Mauritius nie chciał tak łatwo oddać pola, jednak, jak Pan wspomniał, wtedy nie mógł zachować się inaczej. Ale później grupa państw, nie bez uzgodnień z Maurytyjczykami, pomyślała o wniesieniu wniosku o wydanie opinii doradczej przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze, czyli sąd Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Przez niektórych jest on również nazywany sądem światowym. To stwierdzenie jest prawdziwe, bo Organizacja Narodów Zjednoczonych jest organizacją globalną, ale nie wszystkie państwa ONZ zaakceptowały, jak mówią prawnicy, jurysdykcję, czyli kompetencje tego trybunału do rozstrzygania spraw między sobą.

Jak w swojej książce opisuje Philippe Sands, który aktywnie uczestniczył w sprawie na rzecz Mauritiusu, Mauritius wiele lat później uzyskał opinię. Czy ona coś zmieniła?

To jest bardzo istotne, ponieważ naszą rozmowę rozpoczęliśmy od wydarzeń z lat 60., odnosząc się do zachodzących wówczas procesów; do prawa międzynarodowego, które wtedy kształtowało się w odniesieniu do kontekstu dekolonizacyjnego. Natomiast opinię doradczą Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, tego światowego sądu ONZ-owskiego, spowodowała rezolucja Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, podjęta w roku 2017.

Raz jeszcze przypomnę: wymuszona na Mauritiusie zgoda, dotycząca archipelagu, pochodzi z roku 1968, a wniosek o wydanie opinii doradczej z roku 2017. Te dwa wydarzenia dzieli niemalże 50 lat – ten okres jest jak epoka, w której prawo międzynarodowe zdążyło się zmienić. Zwrócę uwagę na pewne istotne okoliczności.

W celu wsparcia Mauritusu z wnioskiem o opinię doradczą, a więc o stanowisko o charakterze niewiążącym, zwróciła się do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości grupa złożona głównie z państw afrykańskich.

Podkreślam, że nie była to skarga przeciwko Zjednoczonemu Królestwu. Skarga była możliwa, ale wówczas w grę wchodziłoby rozstrzygnięcie szeregu skomplikowanych zagadnień, a przede wszystkim tego, czy w roku 1968 porozumienie pomiędzy Londynem a Mauritiusem było zgodne, czy też nie było zgodne z prawem międzynarodowym. To pytanie bardzo mocne i nie było pewności, czy Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości udzieli odpowiedzi korzystnej dla Mauritiusu. Zatem wybrano inną, „miękką procedurę” i wiele państw afrykańskich wsparło Mauritius.

Skierowano dwa pytania: czy proces dekolonizacji Mauritiusu został zakończony – inaczej mówiąc, czy pełny proces dekolonizacyjny powinien uwzględniać w granicach Mauritiusu jako państwa niepodległego również Archipelag Czagos. I drugie pytanie (jeżeli odpowiedź na pierwsze byłaby pozytywna): czy istnieje obowiązek dokończenia procesu dekolonizacyjnego przez obydwa zainteresowane państwa, aby doszło do już równoprawnych ustaleń pomiędzy Mauritiusem i Zjednoczonym Królestwem.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

I jak pokazał czas, Mauritius wybrał chyba dobrą ścieżkę postępowania, walcząc o ustalenie swojego terytorium, bo uzyskał wsparcie MTS. Jak Pan powiedział, to nie był dla Wielkiej Brytanii wiążący wyrok, a jedynie opinia doradcza. Jednak jak wynika z książki, taka sytuacja miała raczej niekorzystny wydźwięk dla polityki zagranicznej Londynu.

Zauważyła pani rzecz bardzo istotną, którą akcentuje profesor Sands w swojej opowieści o Archipelagu Czagos: prawo międzynarodowe to połączenie prawa, polityki i historii.

Prawo międzynarodowe nie jest tylko zbiorem przepisów, tu liczy się również wymiar polityczny, który byłbym gotów akcentować nawet bardziej niż profesor Sands. Wymiar polityczny jest dużo silniejszy niż sobie wyobrażamy. Tutaj polityka, gra między państwami, między blokami państw, ma bardzo mocny wpływ.

Wracając do sprawy Archipelagu Czagos… Opinia doradcza została wydana w roku 2019 przez MTS i wówczas nie było gotowości i woli ze strony Londynu do podjęcia rozmów z Mauritiusem. Można by powiedzieć, że Londyn ignorował to rozstrzygnięcie i uznał, że skoro jest to tylko opinia doradcza, nie musi się nią przejmować. Rozmowy zostały jednak podjęte w roku 2022, a więc mamy do czynienia z pewnym bardzo świeżym procesem.

Co spowodowało, że Londyn nagle zmienia swoje stanowisko polityczne i podejmuje rozmowy? Odpowiedź jest chyba łatwa do odgadnięcia: Ukraina.

W przypadku Ukrainy też mamy do czynienia z pytaniem o integralność terytorialną państwa ukraińskiego, zaatakowanego przez Rosję. Skoro Wielka Brytania wspiera – i słusznie – władze Ukrainy, a jednocześnie w przypadku Mauritiusu oznajmia, że trzyma się porozumień z roku 1968, które skutkowały podważeniem integralności terytorialnej wybijającego się na niepodległość kraju, to taka sytuacja nie wygląda dobrze politycznie. Pokazuje brak konsekwencji. Zatem dochodzi do zmiany polityki.

A jak wyglądałaby teraz sprawa amerykańskiej lotniczej bazy wojskowej na Diego Garcia? Amerykanie korzystali z niej przy atakach na Afganistan, Irak.

To jest odrębne zagadnienie. Baza na Diego Garcia, która powstawała na początku lat 70. XX w., wydawała się jedną z wielu baz amerykańskich, niekoniecznie niezbędną, niekoniecznie potrzebną. Natomiast stała się bardzo istotna w kontekście wydarzeń, jakie miały miejsce w Iranie, a później w Iraku i Afganistanie.

W Iranie tak zwana rewolucja religijna, w konsekwencji której odsunięto od władzy prozachodniego szacha Mohammada Reza Pahlawiego, później wydarzenia związane z polityką Iraku – agresja Iraku przeciwko Kuwejtowi, wreszcie Afganistan spowodowały, że baza, która początkowo nie miała kluczowego znaczenia, stała się bardzo istotna. Stamtąd startowały amerykańskie samoloty, uczestniczące w działaniach wojennych.

Stała się lotniskowcem amerykańskim, pozwalającym sprawnie przeprowadzać uderzenia w regionie, o którym wspomniałem, jak również monitorować działania Iranu, które także stają się niezwykle istotne w kontekście nie tylko polityki regionalnej, ale wręcz polityki światowej. Myślę o obecnym konflikcie izraelsko-palestyńskim wokół Strefy Gazy – w jego tle jest Iran i państwa wspierające Palestyńczyków, jednoznacznie wskazujące, że Izrael jest najważniejszym wrogiem i wręcz twierdzące, że powinien zostać zepchnięty do morza.

Wracając do pytania: co stanie się z bazą, jeśli Archipelag Czagos wróciłby do Mauritiusu? Ponownie byłoby to kwestią uzgodnień – teraz już pomiędzy Mauritiusem a Stanami Zjednoczonymi.

Również w czasie ewentualnych negocjacji poprzedzających zwrot wysp, sprawa bazy amerykańskiej mogłaby stać się przedmiotem rozmów brytyjsko-maurytyjskich, także przy współudziale USA. Porozumienie brytyjsko-maurytyjskie nie musiałoby prowadzić do likwidacji bazy.

Możliwe są bardzo różne rozwiązania, zwłaszcza że mogłyby się one okazać atrakcyjne dla Mauritiusu, ponieważ utrzymanie bazy łączy się z opłatami wnoszonymi za jej eksploatację. Następstwem porozumienia brytyjsko-maurytyjskiego nie musi być zakwestionowanie obecności tejże bazy i jej likwidacja.

No i tutaj pięknie widoczny jest splot, czy też wpływ polityki na prawo międzynarodowe, o czym Pan już wspomniał.

Tak, to jest okoliczność absolutnie kluczowa dla zrozumienia, że w olbrzymiej części prawo międzynarodowe jest oparte na negocjacjach pomiędzy państwami, a te negocjacje w różnych momentach historycznych są prowadzone w odmienny sposób.

W 1960 roku Mauritius chciał przede wszystkim uzyskać niepodległość i był gotowy na szereg koncesji. Zupełnie inaczej sytuacja zaczyna się przedstawiać po kilku dekadach i w roku 2019 mamy rozstrzygnięcie, które jednoznacznie mówi o niezakończeniu procesu dekolonizacyjnego.

Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze jest organem sądowym ONZ. Oprócz wydawania opinii doradczych oczywiście wydaje również wyroki, które są wiążące pomiędzy stronami i ostateczne. Nie można ich zaskarżyć. Ale nie ma aparatu do egzekwowania swoich wyroków.

Chciałbym podkreślić, że Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości orzeka w sprawach pomiędzy państwami o naruszeniu prawa międzynarodowego, a nie o sankcjach, które rozumiemy jako np. wypłatę pewnych sum. W przypadku MTS możemy mówić o konsekwencjach, o tym, co należy zrobić, by usunąć sytuację naruszenia, a to inne zagadnienie.

Natomiast głównym problemem w przypadku Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości jest to, że tylko niektóre państwa należące do ONZ, zgodziły się na jego jurysdykcję, czyli na rozstrzyganie sporów pomiędzy nimi.

Jeżeli popatrzymy na państwa najbardziej kluczowe dla dzisiejszego prawnego i politycznego porządku międzynarodowego, zauważymy, że nie uznają jurysdykcji MTS: Stany Zjednoczone, Federacja Rosyjska, Chiny.

To zagadnienie braku zgody pojawiło się w kontekście najnowszego i istotnego nie tylko dla naszej części świata konfliktu, czyli wojny pomiędzy Ukrainą i Federacją Rosyjską. Wojny będącej konsekwencją agresji jednego państwa przeciwko drugiemu, a więc czynu stanowiącego jedno z najpoważniejszych naruszeń prawa i porządku międzynarodowego.

Właśnie dlatego, że Federacja Rosyjska nie uznaje jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, Ukraina nie może skierować przeciwko Moskwie skargi. Jednak pewne sprawy przeciwko Rosji mogły zostać przez Ukrainę uruchomione w bardzo ciekawy sposób, taki rykoszetowy.

Na czym one polegały?

Przeciwko Federacji Rosyjskiej toczą się dwa postępowania. Pierwsze, związane z konwencją Narodów Zjednoczonych w sprawie przeciwdziałania i zwalczania zbrodni ludobójstwa, drugie dotyczące konwencji zabraniającej finansowania terroryzmu.

Gdzie w kontekście wydarzeń wokół Ukrainy, czy w Ukrainie, mamy do czynienia z ludobójstwem, z finansowaniem terroryzmu? Skoncentruję się na konwencji w sprawie przeciwdziałania i zwalczania zbrodni ludobójstwa.

Federacja Rosyjska oznajmiła, że specjalna operacja wojskowa – tak ta wojna jest określana w nomenklaturze władz rosyjskich – została podjęta po to, by zapobiec ludobójstwu mieszkańców Donbasu i Ługańska, dwóch części Ukrainy, częściowo zaanektowanych przez Moskwę po roku 2014. I właśnie tutaj mamy do czynienia z bardzo ciekawą sytuacją.

Mimo iż Federacja Rosyjska nie zaakceptowała jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości jako takiej, to jednak ratyfikując konwencję Narodów Zjednoczonych w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa zgodziła się w ramach tej konwencji, i tylko tej konwencji, na jurysdykcję MTS. Inaczej mówiąc, w sprawach dotyczących ludobójstwa Rosja akceptuje jurysdykcję Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.

I to właśnie wykorzystała Ukraina, wnosząc skargę z następującym zarzutem: Federacja Rosyjska posługuje się wydumanym argumentem o zagrożeniu ludności Donbasu i Ługańska możliwym ludobójstwem jako pretekstem do agresji.

W taki odpryskowy sposób skarga Ukrainy mogła trafić do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. Ukrainie chodzi o zweryfikowanie zarzutu Federacji Rosyjskiej.

Rozstrzygnięcie dotyczące uzasadnienia Rosji może przełożyć się na wnioski na temat agresji Federacji Rosyjskiej przeciwko Ukrainie. Sprawa toczy się obecnie przed MTS i musimy poczekać na rozstrzygnięcie. Co jest istotne, Ukraina uzyskała wsparcie polegające na przystąpieniu do tego postępowania dużej grupy państw, przede wszystkim europejskich, również Kanady i Stanów Zjednoczonych, a także krajów Ameryki Łacińskiej.

Z jednej strony dobrze, że ten trybunał powstał, bo może być wsparciem dla mniejszych państw. Z drugiej strony to smutne, co Pan powiedział, że trzy największe, najbardziej wpływowe państwa nie poddają się jurysdykcji MTS. Stawiają chyba raczej na swoją siłę niż na negocjacje…

Niestety niektóre państwa, również te największe, ponoszące największą odpowiedzialność za utrzymanie pokoju i bezpieczeństwa na świecie, nie zgodziły się na uznanie jurysdykcji MTS.

Właśnie tak, jak pani powiedziała, przede wszystkim uznają, że ich siła i znaczenie międzynarodowe będą rozstrzygające. Nie muszą przejmować się jakimś sądem, lecz przede wszystkim patrzą na własne interesy i egzekwują je metodami politycznymi i – czasami – wojskowymi, a nie w taki sposób, który powinien być zgodny z prawem.

Do MTS będą się raczej odwoływać mniejsze państwa, szukające w trybunale zrównoważenia nacisku wywieranego przez duży podmiot?

Spory trafiające do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości nie są tylko sporami między wielkimi i małymi. To również konflikty pomiędzy krajami średnimi pod względem znaczenia i siły, potencjału politycznego. Właśnie na poziomie tego środka MTS ma szansę zaistnieć jako istotny podmiot, rozstrzygający spory.

Natomiast gdy mamy do czynienia z działaniami szeregu mocarstw, takiej pożądanej sytuacji niestety nie widzimy.

Spójrzmy jeszcze, proszę, na najnowszy konflikt, walkę między Izraelem a Palestyną, czy też właściwie Hamasem. Czy tutaj strony mogą się zwracać do MTS?

Po pierwsze, Izrael nie akceptuje właściwości Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, co oznacza, że przeciwko niemu nie można skierować skarg, które prowadziłyby do wyroków. Możliwa jest jedynie procedura, o której rozmawialiśmy wcześniej w przypadku Mauritiusu – opinie doradcze. I jeśli rykoszetowo jurysdykcja MTS wyniknie z jakiegoś traktatu międzynarodowego.

Zgromadzenie Ogólne ONZ złożyło wniosek o taką opinię w związku z budową muru na granicy Izraela i Strefy Gazy. MTS uznał, że doszło do naruszenia prawa międzynarodowego ze strony Izraela. Natomiast Izrael nie przejął się tym rozstrzygnięciem.

Czyli zasadniczo jedynie w taki sposób można by uruchomić działanie Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości – poprzez kolejny wniosek Zgromadzenia Ogólnego ONZ o wydanie opinii doradczej.

Ponadto istnieje dyskusja wokół statusu Palestyny i uznania państwa palestyńskiego jako podmiotu prawa międzynarodowego. Jest istotne, że Palestyna została przyjęta do pewnych agend ONZ-owskich, m.in. do UNESCO, a więc w tej przestrzeni prawnej funkcjonuje. Natomiast nie jest członkiem Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Niepewny status Palestyny jest przeszkodą dla niektórych działań prawnych, ale Palestyna ratyfikowała statut Międzynarodowego Trybunału Karnego – wyspecjalizowanego sądu międzynarodowego z siedzibą w Hadze, który rozstrzyga w sprawach dotyczących zbrodni prawa międzynarodowego: ludobójstwa, zbrodni przeciwko ludzkości, zbrodni wojennych. Palestyna jest stroną statutu, może wnioskować o podjęcie postępowań związanych z możliwym dokonaniem na przykład zbrodni wojennych przez Izrael przeciwko konkretnym osobom. Jeżeli oczywiście zbierze dowody. Pewne możliwości istnieją, natomiast z braku członkostwa w ONZ działanie Palestyny jest bardzo ograniczone.

Po drugie, skoro Izrael nie zaakceptował jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, nie można skierować przeciwko niemu skargi. To nie musiałaby być konkretnie skarga Palestyny. Również inne kraje mogłyby ją wnieść, żeby chronić bezpieczeństwo i pokój międzynarodowy, a więc interesy wspólnoty międzynarodowej jako całości.

Na przykład, zwrócę uwagę, że przed MTS toczy się skarga Gambii przeciwko Mijanmar (dawnej Birmie), związana z prześladowaniami i zabójstwami w Birmie członków Rohingja, muzułmańskiej mniejszości religijno-narodowej. Gambia skierowała skargę przeciwko Mijanmarowi nie mając w tym bezpośredniego interesu, ale po to, by chronić ład międzynarodowy i reagować na czyny, które mogą stanowić ludobójstwo. Teoretycznie taka możliwość powstaje i w przypadku Izraela, ale należałoby przekonać, że jego postępowanie ma cechy ludobójstwa. To byłoby trudne, jeśli nie niemożliwe [już po przeprowadzeniu rozmowy pojawiła się informacji  o wniesieniu skargi Republiki Południowej Afryki przeciwko Izraelowi – przyp. red.].

Kiedy dochodzi do działań zbrojnych, obserwujemy przebieg linii frontu, walk, mówimy o zbrodniach, które najczęściej są popełniane na ludności cywilnej, bo bezbronnej. Nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele istnieje jeszcze rozmaitych środków, które można wykorzystać, żeby wywrzeć nacisk na którąś ze stron. To bardzo skomplikowana układanka, o której mało się mówi na co dzień.

To nie jest wiedza powszechna, ale wiedza, którą posiadają prawnicy, zajmujący się prawem międzynarodowym.

Natomiast żeby nasza rozmowa nie miała jakiegoś wyłącznie pesymistycznego wydźwięku, wskazałbym na coś, co moim zdaniem jest podstawą do optymizmu, a co łączy się z konfliktem ukraińskim – a nazywając sprawę wprost, z agresją Rosji przeciwko Ukrainie.

W kontekście tego konfliktu zwraca uwagę podjęcie spektakularnego postępowania przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym przeciwko dwóm osobom z Federacji Rosyjskiej: prezydentowi Władimirowi Putinowi i rzeczniczce praw dziecka Marii Lwowej-Biełowej.

Ukraińskie dzieci były i są nadal deportowane do Federacji Rosyjskiej po to, by przestały być Ukraińcami i zaczęły myśleć po rosyjsku. To konsekwencja polityki rosyjskiej, a więc nie jest to jakieś doraźne działanie podejmowane przez nie wiadomo kogo, ale zorganizowane przez najwyższe władze Federacji Rosyjskiej. W tym kontekście pojawia się zarzut przeciwko prezydentowi Władimirowi Putinowi. Działania operacyjne są z kolei organizowane przez rzeczniczkę praw dziecka, która występuje w szczególnej roli osoby odpowiedzialnej za politykę przesiedleń i asymilacji. Zatem obojgu zostały postawione zarzuty karne, które odnoszą się do zbrodni wojennej o charakterze masowej deportacji dzieci.

Zwróćmy też uwagę na inne postępowanie, na inną ścieżkę, która nie jest tak spektakularna, a może mieć dużo większe konsekwencje w przypadku Ukrainy i następstwa również dla prawa międzynarodowego.

Państwa przechodzą już na poziom decyzji, związanych z zajęciem aktywów Federacji Rosyjskiej, znajdujących się w innych krajach.

To są pieniądze, depozyt bankowe. Zostały na razie zamrożone i mogą zostać wykorzystane do odbudowy Ukrainy po zakończeniu konfliktu, a mówiąc językiem klasycznego prawa międzynarodowego, byłyby formą reparacji na rzecz Ukrainy.

Tutaj ponownie zwróciłbym uwagę na styk polityki i prawa, ponieważ coś takiego jak reparacje na rzecz strony, która jest ofiarą naruszenia prawa międzynarodowego to klasyka tego prawa: państwo-agresor jest zobowiązane do wypłaty reparacji. Tyle mówi prawo.

W praktyce państwo-agresor musi zostać przymuszone do wypłaty reparacji w różny sposób. Ponieważ Rosja zdeponowała olbrzymie kwoty w bankach, w instytucjach finansowych na całym świecie, można je przejąć. Decyzje dotyczące mocniejszego działania niż zamrożenie, a więc przejęcie owych środków, są elementem politycznym. Ważne, żeby zostały podjęte przez możliwie największą grupę państw nie tylko europejskich.

Rada Europy i Unia Europejska bardzo intensywnie nad tym pracują, natomiast chodzi o to, żeby na wdrożenie mechanizmu przyzwoliły również państwa spoza Europy: Kanada, Stany Zjednoczone, Japonia, Australia, Korea Południowa i inne. I to nie tylko po to, żeby ewentualne działania odwetowe Rosji nie zostały skierowane wyłącznie przeciwko państwom naszego kontynentu, ale by w ogóle były trudne do podjęcia, a przede wszystkim, by wyszedł sygnał ze strony całego świata, że jest prawo międzynarodowe, które wiąże wszystkich, jest uznawane przez wszystkich, a nie tylko przez jakąś część świata, określoną w kategoriach geograficzno-politycznych.

Panie profesorze, dziękuję bardzo za podróż po meandrach prawa międzynarodowego i za nutę optymizmu, którą starał się Pan dodać. Może rzeczywiście trzeba wierzyć w to, że, jak mawiali starożytni, „kropla drąży kamień”, a we wspólnym działaniu państw tkwi też siła, która będzie popierać prawo, a nie tylko pozwalać na sięganie do oręża.

Również ufam, że tak może się stać, jeżeli, tak jak pani powiedziała, będziemy zdeterminowani jako wspólnota państw. Żeby samodzielnie nie wystawiać się na konfrontację z jednym możnym, trzeba stanąć w szyku. Ta gotowość do stanięcia w szyku pojawiła się w tle wojny w Ukrainie. Przy wszystkich dramatycznych zdarzeniach byłbym gotów tutaj właśnie usłyszeć tę dobrą, pozytywną nutę.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 211 / (3) 2024

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Polityka # Świat

Być może zainteresują Cię również:

radio by Alan Levine

OWES Instytutu

Rozmowa / Organizacje nie wykorzystują czasu w radiu

W oczekiwaniu na ogłoszenie naboru na przedstawicieli strony społecznej w komisjach oceniających kampanie społeczne w publicznych mediach, podsumowujemy pracę zespołu działającego w Polskim Radiu. O sukcesach i wyzwaniach opowiadają Rafał Górski, Michał Rżysko i Agnieszka Ziętek. [Wywiad ukazał się na portalu www.ngo.pl.]