Rozmowa

Glifosat? Temat niewygodny dla decydentów

Bogactwo ziół
Bogactwo ziół, fot. Karolina Mądrawska

Nie chcę z nikim sporów. Chcę prawdy. Politycy nie szukają rozwiązania, lekarze nie szukają rozwiązania… – mówi o swojej walce ze stosowaniem glifosatu Karolina Mądrawska, sołtys i właścicielka kilkuhektarowego gospodarstwa, w którym ekologicznie uprawia zioła.

Przemysław Stańczak: Jak to się stało, że zainteresowała się Pani tematem szkodliwości glifosatu?

Karolina Mądrawska:

Od siedmiu lat zajmuję się tematyką upraw ekologicznych i wiem, że najlepszy surowiec to ten bez oprysku. Obecnie praktycznie nie ma roślin uprawnych, które nie są opryskane. Zaczęłam szukać informacji o pestycydach, aż trafiłam na temat glifosatu.

W mediach pojawiały się wiadomości o jego rakotwórczych właściwościach, zatruciach ludzi itd. Co jakiś czas słyszy się, że konsumenci wygrywają sprawy sądowe z koncernami. Świadomi ludzie wiedzą, że glifosat jest szkodliwy, ale jak przychodzi co do czego, to wszyscy milczą na ten temat.

Co skłoniło Panią do zaangażowania się w sprzeciw wobec stosowania preparatów zawierających glifosat?

Jako sołtys zaangażowałam się w tę sprawę z troski o mieszkańców, ale również o moje wnuki i dzieci. Tuż przy moim domu Lasy Państwowe opryskały uprawę leśną środkiem na bazie glifosatu i dostałam wtedy namacalny dowód, że to się dzieje. Moja córka zadzwoniła na infolinię i zapytała, dlaczego takie kroki są podejmowane, skoro my się na to nie zgadzamy. Dostałyśmy odpowiedź z nadleśnictwa, że wszystko jest w porządku i jest to zatwierdzone – czyli dano nam do zrozumienia, że nasze zdanie się nie liczy. Sytuacja ta skłoniła mnie do tego, aby dalej zgłębiać temat i udowadniać urzędnikom, że obecne przepisy nie chronią ludzi. Jako sołtys wysłałam do okolicznych gmin listę pytań, a w międzyczasie przygotowywałam już pisma do posłów i senatorów.

Czy współpracowała Pani z kimś, czy działała sama?

Nie miałam sojuszników, to była moja samodzielna akcja w Wielkopolsce. Mam podejrzenia, że mnóstwo rolników w tym województwie robi opryski, a w prawie każdym stosowanym preparacie jest glifosat. Jeszcze przed całą akcją jeździłam na różnego rodzaju szkolenia, m.in. do Warszawy czy Biedruska.

Kiedy wspominałam, że jestem ekologiem, zielarzem ekologicznym i mam swoje gospodarstwo, to zawsze byłam odsyłana z kwitkiem. Uważam, że rolnicy są przez firmy nakłaniani do stosowania oprysków w jak największym zakresie.

Co było głównym motywem przewodnim pism, które Pani wysyłała do urzędników i polityków?

To były cztery krótkie pytania m.in.: kiedy zamierzają przestać truć Polaków oraz jaką kwotę przeznaczą na przebadanie dzieci pod kątem obecności w ich organizmach glifosatu. W dobie Internetu każdy może znaleźć informacje na temat trucizny, jaką jest glifosat, i tego, że środek ten przenika do wszystkich żywych organizmów.

Jakie były efekty tamtej akcji? Ile osób Pani odpowiedziało? Czy ci, którzy odpowiedzieli, podjęli jakieś kroki, żeby przynajmniej wyjaśnić tę sprawę?

Efekt nie spełnił moich oczekiwań. Pierwsza odpowiedziała mi pani poseł Joanna Jaśkowiak z Poznania, obiecując współpracę. Czekałam trzy miesiące na odpowiedź, żeby przekonać się, że urzędnicy nie chcą się tym tematem zająć, jest dla nich niewygodny. Zlekceważono mój urząd sołtysa. Gdy ktoś pyta mnie jako sołtysa o cokolwiek w trybie dostępu do informacji publicznej, to zawsze w ciągu miesiąca staram się rozwiązać sprawę. A jeśli nie potrafię się z nią uporać, to mówię otwarcie: proszę iść tutaj, proszę iść tam, proszę skontaktować się z tą instytucją itp. Aż 50 posłów i senatorów przez trzy miesiące nie raczyło się pofatygować, żeby dać jakąkolwiek odpowiedź. Po upływie tego czasu zaczęłam dzwonić, upominać, pytać. Uznano mnie za osobę niegrzeczną, wręcz bezczelną, ale jaka mam być, skoro się mnie lekceważy, a wraz ze mną lekceważy się obywateli? A przecież jest mnóstwo dzieci, mnóstwo ludzi chorych przez opryski, na które Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi dało przyzwolenie…

Czy w związku z tą opieszałością decydentów planuje Pani bardziej stanowcze działania?

Tak, niedawno do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu i Prokuratury Krajowej zostały wysłane całe pakiety zgromadzonych przeze mnie dokumentów. Takie same pakiety wysłałam również do CBŚ, Policji i Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Chcę zobaczyć, które instytucje zadziałają. Otrzymałam już pismo z CBŚ i tutaj odesłano mnie do Międzychodu, do Komendy Powiatowej Policji. Napisałam skargę do komendanta i będę dalej drążyć temat, nie pozbędą się mnie. Do kogo ja mam się zwrócić, skoro CBŚ nie potrafi się takimi sprawami zająć, tylko odsyła mnie do Komendy Powiatowej? Czekam teraz na odpowiedź Prokuratury Rejonowej z Poznania, ale podejrzewam, że też będzie próba zamiecenia sprawy pod dywan.

Jak na Pani działania zareagowali sąsiedzi, mieszkańcy Pani wsi i okolicznych miejscowości? Czy spotkała się Pani z ostracyzmem w związku ze swoją aktywnością?

Z sąsiadami nie ma problemu, bo mieszkamy w centrum Puszczy Noteckiej. Staram się być sołtysem na poziomie, który dba o mieszkańców. Jak już wspomniałam, wysłałam też pisma do pięciu okolicznych gmin. Prosiłam o odczytanie ich na sesjach rad gmin i przekazanie pieniędzy na badania dzieci, które w tych gminach mieszkają. Te działania nie są dla mnie.

Uważam, że powinno się stworzyć mapę i udowodnić rządowi i korporacjom, jak zatrute pestycydami jest społeczeństwo w danym regionie.

Nie dostałam odpowiedzi. Podejrzewam, że to zmowa milczenia. Obserwuję, co będzie dalej. Pewnie myślą, że w końcu odpuszczę ten temat; że coś tam sobie baba wymyśliła i próbuje na siłę coś udowodnić i zmieniać świat. A tego się nie da zrobić – tak słyszę.

Przypuszczam, że w Pani gminie, Sierakowie, jak i w całej Polsce rolnicy stosują glifosat niekoniecznie zgodnie z jego przeznaczeniem i według instrukcji?

Sieraków jest bardziej terenem leśnym niż rolniczym, ale w okolicy opryskuje się glifosatem maliny, pokrzywy, jeżyny. Rolnicy są w Międzychodzie i w Drawsku, gdzie już złożyłam pisma. Zlekceważono temat, a władze gmin w ogóle nie chciały ze mną rozmawiać. Ja nie chcę z nikim sporów. Chcę prawdy. Politycy nie szukają rozwiązania, lekarze nie szukają rozwiązania… Niby coś wiedzą, ale nie łączą faktów. Co możemy zrobić? Możemy cały czas przypominać, że takie zagrożenie istnieje – pisemnie, bo na oficjalne pismo muszą odpowiedzieć. Skoro nie dostałam odpowiedzi, mam prawo wystąpić do sądu, co też uczynię. Nie chodzi tylko o glifosat, ale również o fakt, że zignorowali urzędnika reprezentującego interesy mieszkańców.

Czy próbowała Pani dowiedzieć się, po co w lasach stosowane są opryski?

Zdecydowana większość terenów Lasów Państwowych to uprawy i one muszą być stabilną monokulturą – ma być sosna i tylko sosna. Często zarzuca mi się, że nie jestem specjalistką, leśnikiem, a wtrącam się do gospodarki leśnej. Tutaj nie trzeba być wielkim specjalistą, żeby wiedzieć, że te uprawy są niszczone. Opryskiwana jest np. czeremcha, która niczemu nie zagraża, bo sosna za chwilę tę czeremchę przerośnie. Wystarczyłoby ja wyciąć wykaszarką, a nie prowadzić opryski.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Czy można zaryzykować stwierdzenie, że Lasy Państwowe nie chcą prowadzić zrównoważonego i ekologicznego zarządzania uprawami, ponieważ stosowanie oprysków jest łatwiejsze i szybsze?

Ależ oczywiście, jest również tańsze. Aby wyciąć coś wykaszarką, trzeba zatrudnić ludzi. Znam ludzi, którzy pracują lub pracowali w lesie. Oni wiedzą o tym, że ich pracę zastąpiono glifosatem.

Myślę, że pracownicy Lasów Państwowych mają świadomość, że zatruwają środowisko, a w konsekwencji działają na szkodę ludzi. Tylko że na pewnym etapie sama świadomość już nie wystarcza i trzeba zacząć przeciwdziałać.

Na terenie jednej z łódzkich spółdzielni mieszkaniowych doszło do masowego zatrucia psów, został wezwany WIORiN (Wojewódzki Inspektorat Ochrony Roślin i Nasiennictwa). Winą obarczono dozorczynię, która dokonała oprysku bez żadnego zabezpieczenia ochronnego – WIORiN nałożył mandat karny na spółdzielnię mieszkaniową za złe przeprowadzenie instruktarzu…

Gdy pracownik nie jest przygotowany do wykonywania czynności opryskiwania, to jedna sprawa. Ale czy to zamyka temat? Wina leży po stronie zleceniodawcy, a nie podwykonawcy, który może nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji. Jakiś czas temu na Facebooku natknęłam się na wpis sołtysa z Lipnicy. Ostrzegał on mieszkańców, że została opryskana ścieżka rowerowa i wyraził troskę o psy, ale zupełnie nie martwił się o ludzi, a to znaczy, że ma niekompletną wiedzę na temat szkodliwości glifosatu. Zgłosiłam sprawę na policję w Szamotułach. Policjant pytał mnie o dowody. Uważam, że jeśli ktoś się boi, gdyż na podstawie licznych dowodów naukowych wie o tym, że coś jest trujące i może negatywnie oddziaływać na ludzi i zwierzęta, to policja powinna się tym zainteresować. Prawo jest dla ludzi, a tu mamy do czynienia z „zabetonowaniem” – ktoś kiedyś postanowił, więc tak musi być.

O ile mi wiadomo, nie można używać tego środka w parkach, na placach zabaw. A co ze ścieżką rowerową?! Przecież ona jest w ciągłym użyciu. Ludzie nie mają świadomości, nie chcą jej mieć. Chcą chodzić po ładnym chodniku – przeszkadza im kilka chwastów i każda „nieplanowana” roślinka. Na cmentarzach mamy podobny problem – wyleję litr glifosatu wokół grobu, niszcząc wszelką roślinność, żeby pokazać, jak dbam o pamięć bliskich. Bez refleksji, co z tym środkiem stanie się później, gdzie on przeniknie.

Czy można założyć, że jedną z przyczyn tego zjawiska jest oddalanie się człowieka od natury i zatracanie wrażliwości na piękno przyrody?

Myślę, że jest to związane z edukacją. Dzieci i młodzież nie uczą się o ekosystemach. Sama jestem tego dowodem. Przez lata nie zdawałam sobie sprawy, jak dużą siłę mają rośliny w leczeniu. Chociaż na co dzień miałam bliski kontakt z roślinami i stosowałam np. miętę, borówki, maliny itd., jednak nie miałam tej wiedzy, którą posiadam teraz. Większość chorób można wyeliminować właśnie ziołami, bez konieczności stosowania syntetycznych leków. Ludzie chcą np. posiadać ładny ogród z tujami, a tuja jest rośliną silnie trującą, z czego niewiele osób zdaje sobie sprawę. Rośliny te są ogólnodostępne w marketach i skutecznie reklamowane. Ludzie przy zakupie często inspirują się tym, co posiada sąsiad. A zarazem wycinane są pokrzywy i inne rośliny posiadające potężne właściwości lecznicze. Trudno w to uwierzyć, ale na polskim rynku już prawie nie ma dobrych ziół. Herbapol w dawnej formie nie istnieje, nie wiadomo, kto skupuje surowce zielarskie. To jest temat, nad którym trzeba się głęboko zastanowić: skąd się bierze surowiec zielarski na polskim rynku? Zadaję to pytanie w różnych gremiach, ale nikt nie chce mi na nie odpowiedzieć. Co więcej: nie wiemy nawet, jaki jest przepływ ziół przez Polskę.

W szkołach uczą nas, że mamy w Polsce 100 000 hektarów ziół. Jednak skąd pewność, że te zioła nie zostały opryskane, a ziemia nie została już wcześniej skażona? Zadaję ciągle trudne i niewygodne pytania.

Jak słyszę, że zioła są dosuszane glifosatem, to co te zioła są warte? Zamiast leczyć, zabijają. Dlaczego nie ma systemu dotacji na badania laboratoryjne, tak aby obywatele mogli oddać surowiec (np. zielarski) czy produkt do badania i sprawdzić, jaka jest w nim zawartość pestycydów? Glifosat nie jest jedynym środkiem, którego pozostałości można znaleźć w roślinach suchych. Jest jeszcze endosulfan, środki na bazie fluoru – to są substancje, które są bardzo trujące. Monokrotofos to związek chemiczny silnie toksyczny dla ludzi i zwierząt, powodujący m.in. zaburzenia rytmu serca. Jego stosowanie zostało zakazane, czy jednak na pewno nie jest dostępny na tzw. czarnym rynku? A ile lat utrzymuje się w glebie? Z czego biorą się te zawały, zaburzenia krążenia i wiele innych chorób? Instytucje i osoby, które powinny edukować społeczeństwo w tym zakresie, nie robią praktycznie nic.

Laboratoria posiadające akredytację Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, czy te będące w gestii PIORIN (Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa), przyjmują próbki do badań. Komercyjnie.

Czy jest Pan w stanie zapłacić za zbadanie wody 650 zł? W przypadku zasadnego podejrzenia o trucie glifosatem dzieci pod blokiem zgłosi Pan sprawę do WIORiN-u, oni przyjadą i za zbadanie próbki z trawnika wystawią Panu rachunek na ponad 1000 zł. A co z żywnością czy popularnymi suplementami diety ze składników niewiadomego pochodzenia? Wykona Pan jedno, nawet kilka badań, i co dalej? Jedyny pewnik jest taki, że Pan zbankrutuje. Odpowiedzialność nie może spadać na konsumenta, rolnika, obywatela. Od tego jest państwo, aby nas chronić!

Czy próbowała Pani zainteresować tematem glifosatu media i, ewentualnie, z jakim skutkiem?

Nie, nie próbowałam. Byłam pod Ministerstwem Rolnictwa, jak był protest rodziców dzieci zatrutych glifosatem. Zainteresowanie mediów było żadne i, szczerze mówiąc, zraziłam się. Istnieją oczywiście media branżowe, ale nie będą kąsać ręki, która je karmi.

Pod koniec przyszłego roku odbędzie się kolejne głosowanie nad dopuszczeniem stosowania glfosatu w Unii Europejskiej.

Tak, ale nie wiadomo, jak poszczególne kraje zagłosują. Wszyscy mówią o ekologii, ale jak przychodzi co do czego, zwyciężają interesy. Rolnicy nie potrafią już uprawiać ziemi bez oprysków. Nie są w stanie, dopóki będą dopłaty unijne, a ministerstwo będzie dopuszczało do użytku ponad 90 środków na bazie glifosatu.

Skąd czerpała Pani wiedzę, z jakich narzędzi można korzystać, prowadząc oddolną kampanię obywatelską?

Nie przechodziłam żadnych kursów, nie brałam udziału w szkoleniach. Działam intuicyjnie. Jestem rolnikiem i chciałam uprawiać zioła. Miałam sześć hektarów ziemi, więc zaczęłam ją uprawiać, ale po swojemu, w duchu ekologii. Później skończyłam szkołę, jestem świeżo upieczonym technikiem farmacji; mam za sobą również kursy zielarstwa. Chciałam poznać swojego wroga. Widzę te absurdy, furtki prawne, i walczę o zmianę społeczną. Tu na miejscu staram się dbać o dobry surowiec zielarski i to jest moim głównym zadaniem. Nikt nie podejmuje ze mną współpracy, bo jestem niewygodna. Mimo to cały czas promuję region Puszczy Noteckiej. Protestowałam przeciwko budowie spalarni śmieci, dostałam nawet wyróżnienie od Prezydenta RP jako honorowego patrona konkursu „Sposób na Sukces”. Co nie zmienia faktu, że nikt nie podjął ze mną współpracy, nawet mój burmistrz.

Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę Pani wytrwałości oraz sukcesów w działaniach na rzecz naszego wspólnego dobra.

Narodowy Instytut Wolności – logo Fundusz Inicjatyw Obywatelskich – logo

Przygotowano w ramach projektu „Glifosat. Dialog obywatelski” realizowanego przez Fundację Ecorower. Projekt dofinansowany ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich NOWEFIO na lata 2021–2030.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 122 / (18) 2022

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Ekologia # Zdrowie Chcę wiedzieć

Przejdź na podstronę inicjatywy:

Co robimy / Chcę wiedzieć

Być może zainteresują Cię również: