Lech Mażewski: Polska jako junior partner?
Myśl o istnieniu dwóch rodzajów etyki rozwinął Max Weber. Jego zdaniem polityk powinien kierować się etyką odpowiedzialności, a nie etyką przekonań. Myśl Machiavellego i Webera o istnieniu dwóch etyk uświadamia nam, że według innych kryteriów powinniśmy oceniać zachowania Polaka w roli obywatela, żołnierza, naczelnego wodza i polityka […]. W niniejszym tomie staram się przybliżyć najważniejsze momenty z dziejów Polski, począwszy od XVIII wieku, kryteria ich oceny czerpiąc z zasad etyki odpowiedzialności, które powinny były także przyświecać protagonistom opisywanych wydarzeń (fragment Wstępu).
Wydawnictwu Universitas dziękujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.
Wstęp
Zebrane w niniejszym tomie szkice o polskiej polityce z ostatniego dwu i pół wieku łączy myśl, na którą bodajże jako pierwszy zwrócił uwagę Niccolò Machiavelli, iż istnieją dwa światy: świat osobistej moralności jednostek i świat politycznej organizacji, oparte na funkcjonowaniu dwóch różnych kodeksów etycznych.
Myśl o istnieniu dwóch rodzajów etyki rozwinął Max Weber. Jego zdaniem polityk powinien kierować się etyką odpowiedzialności, a nie etyką przekonań. Działanie zgodnie z zasadami etyki odpowiedzialności oznacza, że wyżej cenimy sobie skutki działań niż wartości, jakie leżą u ich podłoża. Inaczej jest w wypadku etyki przekonań. Tu ważne są przede wszystkim intencje i wartości, których się broni. A jeśli skutki są złe, odpowiedzialnością obarcza się innych. Weber uważał, że w polityce ten drugi sposób myślenia i działania przynosi wyniki katastrofalne.
Myśl Machiavellego i Webera o istnieniu dwóch etyk uświadamia nam, że według innych kryteriów powinniśmy oceniać zachowania Polaka w roli obywatela, żołnierza, naczelnego wodza i polityka, co szczególnie ważne jest w odniesieniu do Polski popadającej od początku XVIII wieku w zależność od Rosji. Od Polaka-obywatela wymagać powinniśmy przede wszystkim pracy dla dobra Ojczyzny, od Polaka-żołnierza – poświęcenia, dyscypliny i gotowości złożenia ofiary z własnego życia na polu bitwy. Obowiązkiem Polaka jako wodza jest zapewnienie żołnierzowi dobrego dowodzenia w trakcie staczanych przezeń wojen. Wreszcie Polak wchodzący w rolę polityka powinien podejmować decyzje – kierując się interesem narodowym, bez oglądania się na względy obcych potencji czy ideologiczne rojenia – czy należy w ogóle toczyć wojnę, organizować powstanie, a może raczej korzystać z możliwości, jakie daje istnienie własnego państwa – nawet nie w pełni niepodległego czy suwerennego. Polaka-naczelnego wodza, a przede wszystkim Polaka-polityka obowiązują reguły wynikające z etyki odpowiedzialności. Jeśli skutkiem działań politycznych jest klęska, to nie wolno za nią odpowiedzialnością obciążać innych. Odpowiedzialność ponoszą ci, którzy podejmowali decyzje. Nie jest również wytłumaczeniem, że ktoś chciał dobrze, walczył o niepodległość Polski, a wyszło jak zwykle.
Rozważania o rodzajach etyki szczególnie ważne są w kontekście stosunków polsko-rosyjskich, polsko-sowieckich czy polsko-pruskich/niemieckich. Tu nigdy nie można pozwolić sobie na myślenie życzeniowe, bo czeka nas kolejna klęska.
Trzeba akceptować rzeczywistość geopolityczną taką, jaka ona jest. Etyka odpowiedzialności musi absolutnie zdominować etykę przekonań. Kto w polityce działa po to, by „dać świadectwo” jakimś wartościom, ten z reguły sprowadza nieszczęścia na zbiorowość, w imieniu której występuje, i dlatego, ostatecznie rzecz biorąc, postępuje nieetycznie. Polityk może kierować się tylko etyką odpowiedzialności – niekiedy musi brać odpowiedzialność nawet za cudze czyny.
W okresie od wielkiej wojny północnej z początku XVIII wieku właściwie do zakończenia drugiej wojny światowej Polska stawała przed koniecznością cesji części swego terytorium, żeby utrzymać niepodległość, względnie nie dopuścić do rezygnacji z suwerenności. Mogło nawet chodzić o pomniejszenie zakresu niepodległości albo oddanie pewnych uprawnień przysługujących z tytułu suwerenności w celu utrzymania dalszego istnienia państwa. Łatwiej wszak w sprzyjających okolicznościach międzynarodowych odzyskać utracone terytorium lub zrzucić ograniczenia niepodległości czy suwerenności, niż walczyć o odbudowę utraconego państwa. To dylematy, które należało rozstrzygać w ramach etyki odpowiedzialności, pozostawiając na boku etykę przekonań.
Osobną sprawą do rozwiązania w okresie istnienia Księstwa Warszawskiego, a później Królestwa Polskiego, było stworzenie nowego ustroju agrarnego na wsi poprzez zniesienie poddaństwa, wyrugowanie pańszczyzny oraz uwłaszczenie chłopów. Bez tego nie było możliwości stworzenia wszechstanowego narodu. To także była zatem sprawa solidarności narodowej i elementarnego interesu narodowego. Tu jednak etyka odpowiedzialności za los zbiorowości przegrała ze szlacheckim egoizmem; problemów włościan nie rozwiązały polskie władze państwowe, uczyniły to głównie czynniki obce.
W Polsce wreszcie zazwyczaj nie rozumie się słów św. Pawła, że władza nie bez kozery nosi miecz. W krytycznych sytuacjach etyka odpowiedzialności nakazuje z niego korzystać, bo niekiedy trzeba użyć siły wobec współobywateli, jeśli chce się uniknąć większego nieszczęścia; zapobieżenie temu nieszczęściu w dostateczny sposób legitymowałoby zachowanie rządzących. Inaczej mogłoby się okazać, że Polacy nie nadają się do rządzenia, że potrzebny jest ktoś, przeważnie obcy czynnik, kto powinien nami rządzić. Używania siły bynajmniej nie wyklucza także etyka przekonań, ale na jej gruncie skutki takiej decyzji są zazwyczaj fatalne i nikt nie chce brać później za nie odpowiedzialności.
Część szkiców pomieszczonych w tej książce była publikowana w prasie, pozostałe zostały przygotowane na użytek niniejszego tomu. Nawet w wypadku tekstów już drukowanych poddane one zostały – często daleko idącym – poprawkom. Jako historyk prawa dużo piszę na temat poszczególnych rozstrzygnięć ustrojowych czy prawnych, bo w nich często ujawnia się podjęta wcześniej decyzja polityczna.
W niniejszym tomie staram się przybliżyć najważniejsze momenty z dziejów Polski począwszy od XVIII wieku, kryteria ich oceny czerpiąc z zasad etyki odpowiedzialności, które powinny były także przyświecać protagonistom opisywanych wydarzeń. Są to sprawy bardzo dyskusyjne, a mój pogląd na nie może mieć charakter mocno subiektywny.
Wątpię bowiem, aby istniała jakaś obiektywna wersja historii, poza ustaleniami co do zaistnienia (lub nie) jakichś faktów. Historia to przede wszystkim kwestia narzucanej nam narracji. Nie mając wystarczającej siły, aby tego dokonać, mogę jedynie swoje stanowisko poddać pod rozwagę czytelnika. Ostatecznie to do niego należy osąd.
Gdańsk, koniec sierpnia 2021
[…]
XIV. Polska jako junior partner? O państwie rosyjsko-polskim
Powstanie w 1815 roku Królestwa Polskiego jako państwa rosyjsko-polskiego, opartego na unii realnej, postawiło przed polskimi elitami pytanie, jaka ma być rzeczywista natura związku polsko-rosyjskiego. Nie ulegało przecież wątpliwości, że postanowienia kongresu wiedeńskiego zmieniły miejsce państwa polskiego w Europie: z dalekiego bastionu imperium napoleońskiego stało się bliskim bastionem rozległego imperium carskiego, graniczącego z Chinami i sięgającego po terytoria znajdujące się po drugiej stronie Pacyfiku.
W tej sytuacji istotne stawało się, jaką rolę miałoby pełnić Królestwo Polskie w ramach imperium Romanowów. Czy pozycja junior partnera była do przyjęcia dla Polaków? A jeśli nie, to czym miałaby być Polska?
Czy należało odrzucić rozstrzygnięcia wiedeńskie z 1815 roku i kontynuować próby realizacji koncepcji geopolitycznych sformułowanych w okresie Księstwa Warszawskiego?
W najpełniejszy sposób o miejscu Polski w Europie zdominowanej przez Napoleona pisał ksiądz Hugo Kołłątaj. Jego zdaniem wskrzeszona Rzeczypospolita miała się rozciągać od Odry po Dźwinę i Dniepr oraz od Bałtyku do Karpat i Morza Czarnego. To potężne państwo miałoby pełnić rolę Rosji, która, wyparta dalej na wschód, stałaby się w rezultacie mocarstwem bardziej euroazjatyckim, a nawet azjatyckim, niż europejskim. Odbudowana w takim kształcie Rzeczpospolita domykałaby od wschodu Europę zorganizowaną w jedno imperium, zdominowane w sposób niepodważalny przez napoleońską Francję, i miałaby również strzec interesów Paryża w Europie Środkowej.
Niezależnie od propagandowej otoczki, cesarz Francuzów podjął wojnę z Rosją w 1812 roku nie po to, aby realizować polskie geopolityczne marzenia, ale ze względu na konieczność wyrównania stosunków francusko-rosyjskich. Wyprawa na Moskwę skończyła się jednak katastrofą, która oznaczała jednocześnie niepowodzenie polskich planów odbudowania Rzeczypospolitej w konflikcie z Rosją.
Dość charakterystyczna dla tamtych czasów była opinia księcia Michała Ogińskiego: „Nie mogło się w mej głowie pomieścić, aby w czasie, w jakiem się znajdowaliśmy, Polska mogła się podnieść przez własne usiłowania i utworzyć kraj potężny i niepodległy. Samo jej położenie geograficzne nie pozwalało jej tego żądać od czasu wszelkich zmian, które się w Europie wydarzyły; lecz mogąc ukazać się znów na widowni, jako zależąca od Francyi lub Moskwy, sądziłem, że mniej będzie niedogodności a więcej łatwości, widzieć ją przywróconą pod zasłoną cesarza Aleksandra”. Słowa te napisał uczestnik powstania kościuszkowskiego, późniejszy emigrant, który wraz z upływem czasu, śledząc politykę Napoleona wobec Polski, był w stanie lepiej zrozumieć, na czym polega polska racja stanu.
Jak polska klasa polityczna wyobrażała sobie miejsce i rolę państwa powstałego w 1815 roku?
Ksiądz Stanisław Staszic mówił do Kajetana Koźmiana: „nie zgadujesz jeszcze przeznaczenia Warszawy pod berłem rosyjskim? To miasto – rzekł – przez swoje położenie geograficzne i polityczne jest przeznaczone być trzecią, a może główną stolicą wielkiego w jedno ciało zrzeszonego pod jednym potężnym berłem słowiańskiego rodu. Tu się rozstrzygną losy Europy Zachodniej. Pozwoliła na rozbiór Polski, musi służyć mocniejszemu, zaniedbała mieć z Polaków sprzymierzeńców, będzie miała za wcielonych w Słowiańszczyznę panów. Kostka już jest rzucona. Spajajmy się z Rosją i oświecajmy się, bierzmy od niej potęgę, ona od nas niech bierze oświecenie. Narody zginą, niech cywilizacja nie zginie”.
To w pełni świadomie artykułowany program uczestnictwa Królestwa Polskiego w procesie modernizacji imperium rosyjskiego, ale nie z pozycji cywilizacyjnej wyższości, bo oba narody wymagały oświecenia jako cywilizacyjnie opóźnione wobec Zachodu; trudno więc mówić o jakimś moralnym imperializmie narodu przegranego. W wyniku tych zabiegów modernizacyjnych miałoby powstać w miejsce Rosji mocarstwo słowiańskie zdolne do zdominowania Zachodu, a być może i całej Eurazji. Stawką nie byłaby tu odbudowa państwa polskiego, ale zajęcie w strukturze przekształconego imperium pozycji umożliwiającej współdecydowanie o polityce tego geopolitycznego kolosa.
W propozycji Staszica nie chodziło zatem o Polskę w roli junior partnera; Warszawa miałaby raczej stać się, toutes proportions gardées, odpowiednikiem Aten wobec Rzymu, które przekształciły się z czynnika przemiany potęgi li tylko militarnej w ośrodek promieniowania antycznej cywilizacji. Trzeba jednak pamiętać, że wcześniej Warszawa winna stać się Atenami Wschodu, do czego było bardzo daleko, aczkolwiek nauka języka polskiego była wówczas dla Rosjan krokiem ku zbliżeniu z Europą.
Kreślony z rozmachem program modernizacji mocarstwa Romanowów nie przewidywał umacniania państwowego charakteru Królestwa Polskiego i jego rozbudowy terytorialnej. Dla wielu Polaków myślących w kategoriach interesu państwowego, do których nie przemawiały projekty ustanowienia szerszych zbiorowości ludzkich, spajanych wspólną cywilizacją, była to propozycja nie do zaakceptowania. Czy stan publicznoprawny i terytorialny z 1815 roku należałoby uznać za optymalny? Przedstawiciele klasy politycznej Królestwa nie mieli wiele do powiedzenia w tej sprawie, ciesząc się z istnienia państwa uzyskanego w dość niespodziewany sposób.
Trwanie państwa rosyjsko-polskiego musiałoby doprowadzić do dekompozycji istniejącego ładu europejskiego. Przede wszystkim do nowego państwa przyłączone zostałyby wkrótce ziemie zaboru pruskiego i austriackiego. W następnej kolejności w jego obrębie mogliby znaleźć się Czesi, a po nich inne narody słowiańskie korony węgierskiej. Skutki tych zmian odczuliby przede wszystkim Niemcy. Na zachodzie Francja, korzystając z trwałego osłabienia Prus, ustanowiłaby zapewne granicę na Renie, Dania zaś utrzymałaby swoje niemieckie księstwa. W dalszej przyszłości państwo rosyjsko-polskie zepchnęłoby żywioł niemiecki za Odrę i wspólnie z Francją nie dopuściło do zjednoczenia Niemiec. Na południu podobny do niemieckiego los czekałby imperium osmańskie. Po wyzwoleniu narodów słowiańskich spod panowania Turków i zdobyciu Konstantynopola przez Rosję, Turcja zostałaby wyparta z Europy. W ten sposób imperium euroazjatyckie posiadałoby cztery miasta stołeczne: Petersburg, Moskwę, Warszawę i Konstantynopol, zbliżając się do pozycji, którą można określić jako imperator mundi.
Przyszłość zależała w istotnym stopniu od tego, czy możliwym przemianom mapy politycznej Europy towarzyszyłoby przekonanie elit polskich, że w ramach dualizmu rosyjsko-polskiego Warszawa, mimo występowania w charakterze junior partnera, a nie równoprawnego uczestnika tego związku publicznoprawnego, byłaby w stanie osiągnąć satysfakcjonującą pozycję. Nie chodziło tylko o perspektywę powiększenia terytorialnego Królestwa Polskiego kosztem państw niemieckich i utrzymania trwałości jego państwowego charakteru dla umocnienia wśród Polaków dokonanego w 1815 roku zwrotu geopolitycznego. Stawka była dużo większa. Czy polska klasa polityczna dostrzegała swój interes w trwaniu państwa rosyjsko-polskiego, powiększaniu wpływu na decyzje imperium i pomnażaniu wspólnej z Cesarstwem potęgi – w zamian za wolność Polski, choć nie w granicach kreślonych przez księdza Kołłątaja w okresie Księstwa Warszawskiego? Taka polityka wynikałaby jedynie z realizacji własnego interesu państwowego, nie miałaby zaś nic wspólnego ze słowianofilstwem czy późniejszym panslawizmem. Polacy w ramach imperium Romanowów zajęliby pozycję znacznie silniejszą niż nadbałtyccy baronowie, porzuciliby rolę wiszącego u klamki Zachodu petenta, a zamiast politowania budziliby w Europie uznanie pomieszane z lękiem, jako najpoważniejsi sojusznicy Rosji. To wreszcie od polityki polskiej zależało, czy bylibyśmy tylko przedmiotem imperialnych rozgrywek Paryża, względnie Petersburga, czy też staralibyśmy się pełnić w nich w jakimś stopniu podmiotową rolę. Ale czy to mało? Czy po upadku państwa polsko-litewskiego można było osiągnąć coś więcej? […]