GMO u brukselskich bram. Jak żywność modyfikowana genetycznie wkradnie się na nasze stoły
Na 5 lipca 2023 roku Komisja Europejska zaplanowała przedstawienie projektu zmiany przepisów w kwestii GMO. Te aktualne zostały uchwalone jeszcze w 2001 roku i od tego czasu Unia Europejska skutecznie broniła się przed wprowadzaniem GMO do Europy i to właśnie w UE obowiązywały jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów dotyczących zatwierdzania takich upraw. Już wkrótce może się to jednak zmienić.
Wszystko wskazuje na to, że już na początku przyszłego miesiąca długo zapowiadany projekt regulacji przygotowywany przez Generalną Dyrekcję ds. Zdrowia Komisji UE (DG SANTE), dotyczący istotnych zmian w kwestii obecności GMO w Europie, ujrzy światło dzienne. Dla obserwatorów tematu nie jest to niespodzianka, bo dyskutowano o tym od wielu miesięcy, a sama propozycja miała być procedowana jeszcze na początku czerwca, ale dla zwykłych obywateli i konsumentów może to być nie lada niespodzianka. Czy przyjemna? Niekoniecznie…
Przeciek medialny i koniec zabawy w kotka i myszkę
Takie przypuszczenia można wysnuć na podstawie szumnego przecieku, który obiegł Europę dokładnie w połowie czerwca, a który dotyczył właśnie projektu rozporządzenia DG SANTE. Jeżeli o czymś pisze tak szanowany portal jak POLITICO, to wiedz, że coś się dzieje. Nie inaczej jest w tym przypadku, bo proponowane zmiany będą iście rewolucyjne. Chociaż, jak zaznaczają dziennikarze i publicyści, a także sami autorzy całego przecieku – ARC2020, że propozycje te są jedynie szkicem i mogą jeszcze ulec zmianie do 5 lipca, to w rzeczywistości dokument jest już tak obszerny i szczegółowy, że tylko rzetelność nie nakazuje im wskazywać tego jeszcze jako wiarygodnego źródła[1].
Zanim przejdziemy do omówienia tych znaczących zmian, warto jeszcze wspomnieć, że po „nieoficjalnym” opublikowaniu tego rozporządzenia swój komentarz do propozycji dały wszystkie ze stron. Na przykład grupa Euroseeds, która lobbowała za tym, by nowe techniki modyfikacji genetycznych nie były traktowane jak GMO, chociaż z zadowoleniem przyjęła przewidywane propozycje, to jednocześnie skrytykowała ich komplikacje, co ich zdaniem nie przystoi do realiów rolnictwa[2].
Dużo większe zastrzeżenia do projektu rozporządzenia mają natomiast rolnicy ekologiczni, stowarzyszenia i organizacje środowiskowe, a także organizacje obywatelskie i konsumenckie, które mówią wprost: „To koniec rolnictwa ekologicznego”, „To koniec z jasną informacją dla konsumenta”.
Komisja Europejska pokłada duże nadzieje w tzw. nowych GMO, które jej zdaniem nie wymagają wprowadzania żadnego obcego materiału genetycznego do DNA upraw, a więc można byłoby uzyskać rośliny podobne do tych otrzymywanych metodą konwencjonalną, co zdaniem urzędników unijnych ma pomóc walczyć z głodem i suszami, ponieważ można byłoby otrzymać odmiany odporne na skutki zmian klimatycznych bez ryzyka.
Z takimi argumentami nie zgadza się jednak wielu ekspertów z zakresu biologii oraz liczna grupa prawników i społeczników. Wskazują, że tzw. nowe techniki genomowe, to technologia wciąż nieprzebadana, a jej potencjalne korzyści dla społeczeństwa przedstawiane są głównie przez zainteresowanych – czyli branżę biotechnologiczną, która zyska na zmianach najwięcej.
Jak wskazują, prace nad tymi rozwiązaniami to „wpuszczenie tylnymi drzwiami GMO bez wiedzy i akceptacji obywateli Unii”. Przypominają także wyrok Trybunały Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 2018 roku, który badając sprawę również stwierdził, że tzw. nowe techniki modyfikacji genowych, to wciąż GMO i powinny obowiązywać je zasady takie same jak w odniesieniu do tzw. tradycyjnych GMO. Tym samym stoją również na stanowisku że nowe techniki genomowe powinny być określane wprost jako GMO. Zdaniem organizacji pozarządowych ta propozycja KE to tak naprawdę szukanie obejścia od wyroku TSUE.
– Zadziwia fakt, że Unia Europejska, która tak często powołuje się na praworządność i wyroki TSUE teraz wydaje się ślepa i głucha na jej osąd – skomentował przeciek i jednocześnie nowe propozycje Rafał Górski, prezes Instytutu Spraw Obywatelskich.
W związku z tym organizacje obywatelskie już teraz zaapelowały do decydentów unijnych i krajowych o rozpoczęcie szerokiej debaty publicznej, która obejmie kwestie związane nie tylko z samym rolnictwem, ale także zagrożeniem dla bezpieczeństwa kraju, demokracji oraz ochrony środowiska.
„Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz”
Wszystko wskazuje na to, że właśnie z takiego założenia wyszli projektodawcy, którzy najwyraźniej tak troszczą się o dobre i niezmącone samopoczucie Europejczyków, że nawet pominęli jakiekolwiek metody znakowania i wykrywania nowych GMO. I to właśnie w tej części tkwi haczyk, który, jeśli zostanie zatwierdzony, na zawsze zmieni relację na linii producent – sprzedawca – konsument. O jaką zmianę chodzi?
Po pierwsze w rzeczywistości mają powstać nowe pojęcia jeszcze nieznane szerokiej opinii publicznej. I tak na przykład nowe techniki modyfikacji genetycznych nie będą więc już GMO, a NGT- czyli nowymi technikami genomowymi (ang. new genomic techniques), o czym zresztą piszemy od wielu lat.
Po drugie w przypadku NGT mają one w większości otrzymać kategorię pierwszą, co w kontekście kategorii obowiązujących w przypadku GMO będzie oznaczać, że właśnie „NGT kategorii 1” będą uważane za równoważne roślinom hodowanym konwencjonalnie i tym samym nie będą już wymagały uprzedniej indywidualnej oceny ryzyka. Wówczas wystarczy powiadomienie właściwych organów krajowych przez samych producentów, ale może ono zawierać także żądanie traktowania przekazanych informacji jako poufnych, co spowoduje, że zarówno obywatele jak i organizacje pozarządowe nie będą mogły śledzić całego procesu.
Tym samym nie będzie wymagane publiczne oznakowanie produktu jako GMO. Jedynie nasiona będą opatrzone etykietą „nowa technika genomowa kategorii 1”, a publiczny rejestr będzie zawierał listę wszystkich roślin zaakceptowanych jako NGT1. Nie będzie wymagany żaden unikalny identyfikator GMO ani żadna inna metoda śledzenia cechy i jej ewentualnego krzyżowania. W praktyce oznacza to jedno: konsument, czy rolnik, nie będzie musiał już być informowany o tym, czy produkty, które kupuje, są już modyfikowane czy jeszcze nie.
Istnieć będą jeszcze NGT kategorii drugiej, które będą pociągać za sobą jeszcze większe insercję DNA i wtedy podlegać one będą „lekkiej ocenie ryzyka” wymagającej bardziej szczegółowej analizy. Szczególną cechą w odniesieniu do etykietowania tych GMO będzie możliwość dodania dowolnego języka promocyjnego dotyczącego ich właściwości[3].
Zdaniem wielu organizacji pozarządowych oraz stowarzyszeń zrzeszających rolników ekologicznych, proponowane rozporządzenie nie chroni interesów konsumentów i rolników, którzy nadal chcieliby prowadzić gospodarstwa ekologiczne i kupować takie produkty. W rzeczywistości nie wiadomo więc ,czy NGT będą dopuszczalne w produkcji ekologiczne, czy też nie. Jeśli tak, to w takim razie jaka teraz ma być definicja ekologiczności, skoro sztuczne produkty będą uznawane jako pełnoprawne do wykorzystania w produkcji ekologicznej? Jeśli nie, to jak Komisja Europejska będzie chciała zagwarantować autonomię rolnictwa ekologicznego bez znakowania i metod wykrywania NGT? Pytań jest coraz więcej.
W końcu wielu ekspertów i obserwatorów wskazuje również na fakt, że rozpoczęcie debaty nad powszechnie modyfikowanym rolnictwem to tak naprawdę wstęp do modyfikacji całego świata, która może zmienić ludzkość na zawsze. Problem w tym, że do tej pory wydawało nam się to dylematem dla pokoleń rodem z „Rodziny Jetsonów”. Tymczasem może się okazać, że to właśnie my będziemy musieli się zmierzyć z tak poważną decyzją, która może kosztować nas wiele.
– Wpuszczenie nowych GMO do Unii Europejskiej to otwarcie puszki Pandory. To droga, z której już nie będziemy mogli zawrócić. Zaczniemy od roślin i zniszczenia rolnictwa zarówno tego konwencjonalnego, jak i ekologicznego. Słyszymy już o pomysłach modyfikacji genetycznych lasów i zwierząt. Za chwilę usłyszymy o pomyśle modyfikowanego człowieka, który będzie potrafił przetrwać susze i inne katastrofy klimatyczne. Nie tędy droga. Historia już wielokrotnie pokazała, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć skutków tak daleko idących działań – podsumował propozycje Komisji Europejskiej, Rafał Górski.
Na koniec warto również zwrócić uwagę na niejasne stanowisko Polski w tej sprawie. Dzięki Instytutowi Spraw Obywatelskich 27 kwietnia 2023 roku odbyło się spotkanie podkomisji sejmowej w sprawie GMO, na którym organizacje obywatelskie próbowały uzyskać oficjalne stanowisko polskiego rządu, dotyczące propozycji KE. Niestety wówczas nie padła żadna wiążąca deklaracja, co może budzić obawy, bo do tej pory to właśnie Polska była jednym z tych krajów, które jasno sprzeciwiały się GMO.
To, co jednak wybrzmiewało jako jasna deklaracja Ministerstwa Rolnictwa, to fakt, że Polska opowie się za takimi rozwiązaniami, gdzie obywatel i konsument będą mieli prawo wyboru. Jak zachowa się Polska wobec tak drastycznej propozycji braku jakiegokolwiek znakowania produktów modyfikowanych genetycznie? Czy stanie po stronie polskich obywateli i konsumentów? Czy czeka nas modyfikowana przyszłość w Europie? O tym przekonamy się już najpewniej 5 lipca i w ciągu najbliższych lat.
[1] Leak – Draft NGT Regulation and Impact Assessment revealed, ARC2020 [dostęp: 26.06.2023]
[2] B. Brzeziński, Super crops or Frankenfoods? EU line on gene-edited seeds under fire from all sides, POLITICO, 19.06.2023 [dostęp: 24.06.2023]
[3] Leak – Draft NGT Regulation and Impact Assessment revealed, ARC2020 [dostęp: 26.06.2023]
Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:
Przejdź do archiwum tekstów na temat:
# Ekologia # Polityka # Społeczeństwo i kultura # Zdrowie Chcę wiedzieć