Na głupotę jest lekarstwo
Z prof. Wiesławem Sztumskim rozmawiamy o tym, kto sprzyja epidemii głupoty, jakie jest na nią lekarstwo i dlaczego władza nie chce go zastosować.
Rafał Górski: Kto sprzyja dziś wszechogarniającemu pochodowi głupoty i w jakim celu?
Wiesław Sztumski: Pochodowi głupoty sprzyja postęp cywilizacyjny (techniczny), który dostarcza coraz wymyślniejszych i skuteczniejszych sposobów i środków ogłupiania ludzi –teraz w skali globalnej dzięki Internetowi. Także ideologia konsumpcjonizmu, która uczyniła najwyższymi wartościami pieniądz i zysk.
Sprzyjają mu też elity, które utrzymują się przy władzy i wygrywają wybory dzięki ogłupianiu mas. Elity władzy są przekonane, że im kto głupszy, tym bardziej wierzy w ich kłamstwa i tym łatwiej można go zmanipulować, zniewolić i rządzić nim. Nie wiedzą, że głupi są nieprzewidywalni i czasami zrobią coś na przekór, czego władza się nie spodziewa.
Proszę o przykłady.
Na przykład, we Francji głupi tłum obalił oświeconą monarchię w wyniku rewolucji. Podobnie w Rosji, ciemny lud obalił carat i przejął władzę w wyniku rewolucji socjalistycznej. W Niemczech głupi fanatycy Hitlera wprowadzili nazizm.
Kto jeszcze jest zainteresowany szerzeniem się epidemii głupoty?
Także elity kościelne, które żerują na głupocie wyznawców. Ogłupianie mas leży też w interesie ludzi mądrych, którzy na każdym kroku starają się wykorzystać głupich.
Szerzeniu się głupoty sprzyjają ludzie mający za nic wiedzę i mądrość, bo dobrze radzą sobie bez tego. Oprócz tego, coraz mniej ludzi chce być mądrymi (wykształconymi), bo nie chcą trudzić się zdobywaniem wiedzy albo „marnować” młodości na edukację. Są oni na tyle mądrzy, że wiedzą, iż w naszych czasach robienie kariery i bogacenie się nie zależą od wykształcenia ani od mądrości, tylko od czegoś innego – od koneksji, cwaniactwa, tupetu, schlebianiu władcom, złodziejstwa, uczestnictwa w grupach przestępczych, mafiach itp.
To wszystko sprawia, że oświeceniowy Pochód Mądrości w wysoko rozwiniętych krajach przekształcił się w Pochód Głupoty w całym świecie.
Kto się boi mądrych?
Zawsze i wszędzie mądrzy nie byli mile widziani. Stosunek do nich przejawiał się w postawach niechęci, awersji, a nawet wrogości. Świadczą o tym powszechne wypowiedzi – „nie bądź taki mądry”, „nie wymądrzaj się”, „nie udawaj mądrego” itp.
Z jednej strony, mądrzy budzą respekt i zazdrość, a z drugiej – lęk. Zwłaszcza odkąd o sukcesach decyduje konkurencja. Z reguły w konkursach zwyciężają mądrzy, z wyjątkiem konkursów nieuczciwych, z góry ustawianych, czyli pozorowanych. Takich, niestety, jest coraz więcej. Również w zespołach roboczych zajmujących się pracą umysłową, pracownicy głupsi obawiają się mądrzejszych, którzy, będąc bardziej wydajnymi, pozbawiają ich miejsca pracy. Toteż snują różne intrygi przeciwko mądrym, albo szpiegują ich i donoszą na nich, komu trzeba. To, oczywiście, psuje klimat w środowisku pracy.
Ludzie boją się mądrych także ze względu na kompleks niższości, ponieważ czują się niedowartościowani albo wykluczeni tam, gdzie mądrość jest wysoce ceniona, a głupich ignoruje się, omija albo z głupimi nie dyskutuje się, zgodnie z zasadą „Z głupim nie wdawaj się w spór”. Głupi, którym brak argumentów rzeczowych, starają się ośmieszyć mądrych. Przyłapują ich na jakimś pytaniu, na które nie potrafią odpowiedzieć i wtedy mówią: „Takiś mądry, a tego nie wiesz”, jakby mądry musiał mieć wiedzę o wszystkim.
Czy filozofia jest lekarstwem na głupotę?
Jeśli filozofia jest umiłowaniem mądrości i dążeniem do jej nabywania (jak u Sokratesa), a mądrość jest przeciwieństwem głupoty, to z pewnością jest ona antidotum na głupotę.
Ale odpowiedź na to pytanie zależy od tego, jak rozumie się głupotę – czy jako brak wiedzy, mądrości, umiejętności logicznego rozumowania, czy jeszcze inaczej. Uwzględnienie wszystkich znaczeń głupoty wymagałoby dłuższego wywodu.
Czy władza polityczna boi się filozofii?
Nie wszyscy władcy polityczni boją się filozofii, tylko ci głupi. Dawniej światlejsi królowie zapraszali lub zatrudniali filozofów. Na przykład, Leibniz był tajnym radcą cara Piotra Wielkiego. Teraz raczej stronią od nich, ponieważ boją się filozofii, która czyni ludzi mądrymi, myślącymi samodzielnie, krytycznie i kreatywnie. W starożytnych Atenach był taki filozof – Sokrates, który udowadniał władcom, że są głupi, ale źle na tym wyszedł.
Filozofowie raczej nie schlebiają władcom. A pyszałkowaci władcy nie lubią filozofów, ponieważ nie chcą, by, jako mądrzejsi, górowali nad nimi. Lepiej czują się w otoczeniu ludzi równych sobie pod tym względem albo głupszych od siebie. W rzeczywistości społecznej, jak w przyrodzie, obowiązuje „zasada podobieństwa”, w myśl której „Podobne łączy się z podobnym”, czyli głupi z głupim. Niestety, głupich władców mnoży się coraz więcej. Jak stwierdził profesor Walenty Nowacki w książce „Logika i cywilizacja”, w coraz większej liczbie krajów postępuje głupota liderów politycznych, także prezydentów. Każdy następny jest głupszy od poprzedniego. Życie potwierdza tę tezę.
Głupich przybywa?
Jak twierdzi profesor Carlo Cippola w książce „Podstawowe prawa ludzkiej głupoty”, populacja głupich na świecie rośnie lawinowo. Szacuje się ją na około 80% (pięć i pół miliarda) ludności świata. Głupich przybywa też z przyczyn biologicznych, ponieważ liczba genów odpowiedzialnych za inteligencję człowieka maleje w wyniku odmóżdżania, między innymi za sprawą mass mediów, a ściślej ich zarządców posłusznych reżimowi.
W coraz większej populacji głupich trudno znaleźć ludzi mądrych, garnących się do władzy. Mamy więc do czynienia z selekcją negatywną do elit politycznych. Coraz głupszy elektorat wybiera coraz głupsze władze, które jeszcze bardziej ogłupiają obywateli. Tak nakręca się spirala głupoty.
Nie każdej filozofii boją się władcy polityczni. Nie tej, która służy ich ideologii, religii, indoktrynacji i ujarzmianiu podwładnych. Nie filozofii akademickiej, spekulacyjnej, niezrozumiałej dla przeciętnego człowieka. Boją się filozofii, która głosi swoje zasady w formie zrozumiałej dla przeciętnych zjadaczy chleba i uczy obiektywnego i refleksyjnego patrzenia na świat, i wnikliwie docieka przyczyn. Filozofii, która jest podstawą krytycznej analizy postaw, postępowania i decyzji władców oraz sprzeciwia się antydemokratycznym rządom i zniewalaniu społeczeństwa na różne sposoby. A przede wszystkim boją się filozofii będącej podstawą i źródłem ideologii dla ruchów opozycyjnych, postępowych i rewolucyjnych, które zagrażają panującym. Filozofii, która może porwać masy do działania przeciw władcom.
Komu i do czego potrzebna jest filozofia?
Na pierwszy rzut oka mogłoby się zdawać, że we współczesnym świecie filozofia nie jest nikomu potrzebna, że można ją zastąpić na przykład nauką. Wydaje się, bowiem, jakoby rozwój wiedzy uczynił już ludzi tak mądrymi, że inna mądrość niż naukowa – racjonalna i pragmatyczna – nie jest pożądana ani niezbędna do tego, by żyć, by rozwijać cywilizację, by korzystać z zasobów przyrody i rozwiązywać wszystkie problemy i zadania, z jakimi borykają się ludzie. Wykształcono przecież tylu ekspertów z różnych dziedzin, specjalistów „od” najdrobniejszych spraw, którzy powinni poradzić sobie ze wszystkimi kłopotami dnia codziennego i udzielić niezbędnych i skutecznych rad ludziom.
A jaka jest rzeczywistość?
Rozwój nauki i wiedzy eksperckiej nie idzie w parze z redukcją głupoty.
Szkoły dostępne dla mas, w których naucza się na poziomie minimów programowych i stosuje coraz bardziej zaniżane kryteria ocen, wypuszczają rzesze niedouczonych absolwentów, często wtórnych analfabetów, którzy mają kłopoty z wysławianiem się i z rozumieniem tekstów. Liczą się tylko szkoły elitarne, dla bogatych, które kształcą wystarczającą ilość ekspertów. Ale nawet oni nie potrafią znaleźć wyjścia z sytuacji zagrożeń, z jakimi mamy do czynienia we współczesnym świecie.
Dlatego upadła wiara w moc nauki i myślenia eksperckiego. Paradoksalnie, w dobie triumfu nauki i techniki ludzie coraz bardziej zwracają się ku wszelkim odmianom irracjonalności, ku myśleniu magicznemu i mitycznemu, ku rzeczywistości wirtualnej oraz światowi fikcji lub utopii. Przy tym często wpadają w objęcia oszustów, guru, szalbierzy, naciągaczy, szukając u nich ratunku, pomocy, oparcia duchowego i dobrych rad. Okazuje się, że edukacja realizowana poprzez elitarne kształcenie jednostronne i ekstremalnie wysoko specjalistyczne z jednej strony, a z drugiej strony, byle jakie kształcenie masowe prowadzą do jednego skutku – do szybko postępującego zaniku zdrowego rozsądku, krytycyzmu i tego, co powszechnie zwykło się nazywać mądrością życiową.
Wszystko wskazuje na to, że ratunku przed zagrożeniami ze strony coraz bardziej zdegradowanego (toksycznego) środowiska trzeba poszukiwać w sferze świadomości, która determinuje postawy i działania.
A zatem, pytanie, czy ludzie dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebują filozofii, jest czysto retoryczne.
Kto więc potrzebuje filozofii?
Filozofia rozumiana tradycyjnie jako umiłowanie mądrości i umiłowanie prawdy potrzebna jest każdemu, kto chce być mądrym i poznać prawdę. W pracy i życiu przydaje się też metodologia i etyka, które należą do filozofii. Filozofia kształtuje światopogląd, relacje międzyosobowe, postawy i zachowania. Poszerza obraz świata i pomaga wyjść poza ramy wąskospecjalistycznego horyzontu. Myśl filozoficzna przenika literaturę, sztukę i religię. Oprócz tego na gruncie filozofii tworzą się ideologie i ruchy społeczne dla realizacji pożytecznych celów, jak na przykład ruchy ekologiczne, ukierunkowane na ratowanie środowiska i życia na Ziemi, przede wszystkim naszego gatunku.
Jakiej filozofii potrzebujemy?
Głównie filozofii praktycznej, która zajmuje się ważnymi sprawami życia ludzi i poszukuje możliwych rozwiązań problemów życiowych, a więc filozofii życia współczesnego człowieka w coraz bardziej zdegradowanym i zagrażającym mu środowisku. Również filozofii wywodzącej się z Oświecenia, która w ostatecznym rachunku odwołuje się do rozumu albo zdrowego rozsądku, a nie do mitów i iluzji. Także filozofii, która, nakazuje władcom realizację ideałów demokracji – wolności, braterstwa, tolerancji, równości wobec prawa, szanowania mniejszości, sprawiedliwości i troski o dobro wspólne.
Dlaczego nie jesteśmy uczeni takiej filozofii w szkole?
Nie tylko takiej, ale żadnej. Były próby wprowadzania elementów filozofii, nawet w szkołach podstawowych od klas pierwszych do ósmych, oczywiście w formie zajęć nieobowiązkowych. Ale nic z tego nie wyszło z winy władz oświatowych. W czasach tzw. komuny, nawet w czasach stalinizmu, uczono przedmiotu „Propedeutyka filozofii” w klasach maturalnych liceów ogólnokształcących, a potem filozofii na wszystkich kierunkach studiów we wszystkich uczelniach. Był to przedmiot „filozofia marksistowska”, który miał służyć indoktrynacji, ale w ramach tego przedmiotu uczono o innych kierunkach filozoficznych w historii filozofii. Lepsze było to, niż nic. Teraz nie uczy się ani logiki, ani filozofii w szkołach i uczelniach.
Dlaczego?
W ramach „Podstaw filozofii marksistowskiej” w wymiarze od 60 do 120 godzin studenci nabywali przede wszystkim wiedzę o rożnych kierunkach filozoficznych i o filozofach (Platonie, Arystotelesie, Tomaszu z Akwinu, Kartezjuszu, Leibnizu, Heglu, Marksie, Gramscim, Brzozowskim, Sartrze) i analizowali ich teksty. Uczyło się też o materializmie dialektycznym i historycznym. Teraz nie wiedzą niczego o filozofach i kierunkach filozoficznych. Filozofii nie uczy się wcale albo tylko szczątkowo (20 godzin zajęć w ciągu całych studiów). Logiki nie uczy się, bo na kierunkach matematyczno-przyrodniczych i politechnicznych uczy się elementów logiki formalnej w ramach analizy matematycznej. A na kierunkach humanistycznych – bo okazała się za trudną dla studentów i usunięto ją z programów nauczania.
Znam taki przypadek w jednej z uczelni, gdzie na wniosek studentów prawa, którzy mieli kłopoty z egzaminem z logiki, rektor zlikwidował ten przedmiot.
Dawniej logika na prawie była przedmiotem selektywnym na pierwszym roku. Kto go zaliczył, miał duże szanse ukończyć studia; a zaliczała go 1/3 studentów. Dlatego jest, jak jest – masowo produkowane buble prawnicze w postaci ustaw i uchwal, które interpretuje się, jak się komu podoba. I prawnicy, którzy nie mają pojęcia o związku przyczynowym ani o regułach poprawnego wnioskowania. Większość lekarzy też nie ma pojęcia o wnioskowaniu, a przyczynę choroby miesza z jej symptomem lub skutkiem. Co wart taki lekarz? Strach leczyć się u niego.
Na XX Światowym Kongresie Filozofii w 1998 roku podkreślono, że wiedza filozoficzna została wyparta przez kwalifikacje ekspertów. Proszę o wyjaśnienie tej kwestii. Czy od tamtego czasu coś się zmieniło?
Nie zmieniło się. Filozofia wciąż jest ignorowana, bo jej odkrycia nie przysparzają wymiernych zysków finansowych. Wiedza filozoficzna nie liczy się tak, jak kwalifikacje i umiejętności mające zastosowania w praktyce – w technice, gospodarce, zarządzaniu, medycynie itd.
Filozofów akademickich nie słucha się, bo się ich nie rozumie, są niesłyszani i niezauważalni. Traktowani są jak nieszkodliwi dziwacy.
Mass media nie ukazują ani ich, ani ich osiągnięć. Przecież oglądalność i poczytność zapewniają kopacze piłki, miernoty artystyczne, złodzieje, aferzyści, pedofile, kuchciki itp. Skąd masy mają wiedzieć coś o filozofii, co by je mogło zainteresować? Większym zainteresowaniem i poparciem władców cieszą się eksperci, zwłaszcza ci, którzy robią kłamliwe ekspertyzy na polecenie korporacji. Również eksperci od szokowania.
Może wynika to z faktu, że zawodowi filozofowie piszą i mówią dziś w sposób niezrozumiały dla zwykłych ludzi; boją się prostoty jak diabeł święconej wody?
Nie można tego uogólniać. Jest taka maniera wśród uczonych, by mówić i pisać niezrozumiale, ponieważ sądzą oni, że, jak tak mówią i piszą, to uchodzą za godnych podziwu. Dlatego posługują się różnymi neologizmami, zapożyczeniami z innych języków oraz udziwnionym stylem naruszającym poprawny schemat zdań. Kierując się pychą i chęcią imponowania zyskują podziw, ale tracą na popularności i znaczeniu. Niewielu ludzi ich słucha lub czyta, a jeszcze mniej rozumie i poważa. Dawno temu w Piwnicy pod Baranami, dla uczestników Zjazdu Filozofów Polskich, mój przyjaciel, Piotrek Skrzynecki, wygłosił odczyt składający się z urywkowych cytatów prac znakomitych naszych filozofów. Śmiechu było co nie miara. W ten sposób satyrycznie pokazał, jak nie powinno się formułować swoich myśli.
Na czym polega prawo postępującej specjalizacji?
Chyba nie chodzi o prawo, tylko o zjawisko postępującej specjalizacji proporcjonalnie do rozwoju nauki i techniki. Występuje ono w sferze nauki i innych obszarach aktywności – w medycynie, sztuce, literaturze, zarządzaniu, sporcie i pracy zawodowej. Teraz nie ma ludzi znających się na wszystkim w swojej dziedzinie.
Są coraz wężsi fachowcy-eksperci, którzy mają nieskończenie głęboką wiedzę o nieskończenie małych sprawach.
Specjalista bez szerszej wiedzy o świecie i życiu, jakiej dostarcza filozofia, staje się fachidiotą. Oni nie mają czasu na filozofowanie i nic ich do tego nie zmusza. Do tego dostosowuje się system edukacji. Powstają szkoły zawodowe i uczelnie kształcące coraz węższych specjalistów.
Filozofia też nie oparła się temu trendowi. Tu też są specjaliści od poszczególnych kierunków filozoficznych i filozofów (młodego Hegla, starego Arystotelesa itp.). Filozof-mędrzec ustąpił miejsca filozofowi-specjaliście (ekspertowi) „od czegoś tam”.
Dziękuję za rozmowę.