Felieton

Wyszczepieni będą jak żarówki

żarówka
fot. Colin Behrens z Pixabay

Olaf Swolkień

Tygodnik Spraw Obywatelskich – logo

Nr 69 / (17) 2021

Od czasu tak zwanej transformacji chucham i dmucham na wszystkie stare przedmioty; lodówka Polar nie zepsuła się od ponad 20 lat, bojler gazowy z Predom Termet poza drobnymi pracami konserwatorskimi od co najmniej 35 – bo wtedy nabyłem go z mieszkaniem, kupiona jeszcze w Pewexie pralka San Marco „ładowana od góry” jak głosiła wiele lat później reklama tego, co kiedy ją kupowałem, uważano za rozwiązanie przestarzałe, zepsuła się dwa razy, rumuńska kuchenka gazowa sprowadzona do PRL z Rumunii rządzonej przez Conducatora N. Ceausescu działa niezawodnie także od ponad 35 lat, żeliwna wanna sprzed wojny jest przedmiotem zazdrości znajomych; zachowuję stare ubrania z Próchnika, Vistuli, płyty winylowe z lat 70. XX wieku, w odróżnieniu od sąsiadów nie wymieniłem drewnianych okien i drzwi w międzywojennej kamienicy; kupiony w latach 90. używany rower z dawnego Rometu jak wszyscy jego rówieśnicy ma się dobrze, a jego gięta kierownica była robiona z myślą o wygodzie rowerzysty.

Moja siostra ma w domu nożyczki, które wykonano jeszcze przed pierwszą wojną światową, żadne inne jak dotąd im nie dorównały – idealnie leżą w dłoni, świetnie tną, rzemieślnikowi starczyło jeszcze czasu i ochoty, żeby ozdobić je motywami dekoracyjnymi, ponoć był to jeden ze sprzętów, jakie moja babcia dostała, wychodząc za mąż.

Wszystkie te przedmioty i urządzenia wykonano jeszcze wtedy, gdy celem produkcji był nie tylko zysk, ale również, a może przede wszystkim wykonanie przedmiotu, który będzie służył właścicielowi niezawodnie przez możliwie długi czas, w takim podejściu była godność i honor wykonawcy.

W mieście, w którym mieszkam, dożywa jeszcze swoich dni generacja rzemieślników, którzy umieją je naprawiać i konserwować, jednak z ich opowiadań wiem, że ich kunszt staje się powoli bezradny wobec nowych produktów robionych specjalnie tak, by jeden łatwo się psujący element zmuszał do wymiany całego urządzenia lub drogiego podzespołu. Jest ich coraz mniej i obniżenie poziomu jest widoczne wraz z kolejnymi pokoleniami, dotyczy to nie tylko kultury pracy – z dawnymi hydraulikami, elektrykami, technikami i złotymi rączkami było o czym porozmawiać, nie używali języka pełnego wulgaryzmów, dzisiejsi profesorowie medycyny mogliby się od nich uczyć właściwych form zwracania się do bliźnich.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

W niezwykle ważnym hiszpańsko-francuskim filmie dokumentalnym pod tytułem „Spisek żarówkowy” pokazano niezbite dowody na celowe postarzanie produktów. Symbolem tego, co byłoby możliwe bez tego procederu, jest żarówka, która pali się nieprzerwanie w kalifornijskim Livermore od roku 1901. Nie ma wątpliwości, że współczesna nauka byłaby w stanie sprawdzić, jakiej technologii użyto do jej produkcji, a w konsekwencji sprawić, by zamknięto cały przemysł produkujący żarówki na wiele lat.

Wiemy jednak dobrze, że w obecnym systemie to nie nastąpi. Ten sam film opisuje bowiem historię spisku kartelu dominujących na rynku do dzisiaj największych producentów żarówek, którzy w latach 30. ubiegłego wieku umówili się, że średni czas ich pracy należy skrócić z 2500 do 1000 godzin.

Tak samo postępują dzisiaj producenci wszystkiego. Ubrania sprzedawane są z dziurami, do tkanin obowiązkowo dodaje się tworzywa sztuczne. Bylejakość dotyczy także filmów, piosenek, książek, kolejnych gadżetów, kolejnych wersji oprogramowania, relacji i związków międzyludzkich, dobitnie potwierdzając zjawisko powiązania ze sobą wszystkich elementów cywilizacji, tak jak litery pisane odpowiednio w Średniowieczu i Renesansie odpowiadały kształtom budowanych w tych samych epokach katedr.

Tak samo dotyczy zwierząt w przemysłowych fermach. Ich egzystencja trwa o wiele krócej niż dawnych zwierząt gospodarskich i jest stosownie do epoki potworna.

Marnotrawstwo zasobów, pogorszenie jakości, celowa szpetota są w tym systemie tak oczywiste, że wszelkie próby tak zwanego ratowania klimatu, kapitalizmu inkluzywnego bez poruszania tego podstawowego dla systemu zjawiska, muszą być uznane za pozorne czy jawnie fałszywe.

Ostatnim elementem, który jest wciągany do tego coraz szybciej wirującego taśmociągu mającego zapewnić stały zysk jego właścicielom i operatorom, jest człowiek, on również musi się do nich dostosować, stąd popularne slogany o uczeniu się przez całe życie, dzięki czemu większość umiejętności jest powierzchowna lub dotyczy jedynie obsługi coraz to bardziej tandetnych gadżetów, zupełnie tak jakby dawni geniusze musieli większość czasu spędzać na uczeniu się od nowa techniki pisania. A czas mamy jeden, choć ta prawda wydaje się dla wielu tak nieprzyjemna, że próbują nas przekonywać, że możemy stale się uczyć czegoś nowego i w czymkolwiek osiągać mistrzostwo.

W efekcie pomimo coraz szybszego wirowania maszynki do produkcji wzrostu PKB żyjemy w świecie, gdzie bezustannie pogarsza się jakość i co ważne estetyka wszystkiego, a my sami nie mamy czasu na zatrzymanie się i chwilę refleksji, gdyż musimy pracować na coraz to nowe gadżety, bez których życie staje się niemożliwe, a przede wszystkim niedozwolone, czego symbolem jest zmuszanie nas do posiadania smartfonów czy to biurokratycznymi regulacjami, czy np. innymi cenami towarów w sklepie dla zapóźnionych, którzy nie posiadają odpowiedniej aplikacji, tam już od pewnego czasu odbywa się segregacja, segregacja technologiczna.

A ponieważ człowiek też jest elementem tego systemu, to końcowym efektem jego rozwoju musi być także coraz szybsza wymiana ludzi obsługujących system i niedopuszczenie, by ci, którzy nie nadążają za przemianami lub nie chcą w nich uczestniczyć, stanowili dla niego przeszkodę. Tak samo, jak coraz trudniej naprawić i kupić części do starych urządzeń tak samo znikają dobrzy rolnicy, rzemieślnicy i lekarze obsługujący ludzi. Pamiętam jeszcze czasy, gdy lekarze znali całe rodziny, które leczyli, sami tworzyli receptury lekarstw dopasowanych do konkretnego pacjenta, które realizowali prawdziwi aptekarze.

Dlatego ludzi żyjących zdrowo i niczym żarówka z Livermore świecących za długo, usiłuje się dzisiaj zmusić, by dla dobra systemu – co ukrywa się pod budzącymi obrzydzenie moralniackimi argumentami o „ratowaniu babci”, a ostatnio już małych dzieci – pozwolili sobie wstrzyknąć substancję, która pozwoli uczynić z nich bezwolny i zależny od zarządców procesu trybik o odpowiednio regulowanej dacie terminu ważności. Nie ulega wątpliwości, że w interesie systemu jest, by nie była ona zbyt odległa.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 69 / (17) 2021

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: