Felieton

Manowce antysystemowości

Dworzec, Wrocław, 4 marca 2022 Uchodźcy z Ukrainy i wolontariusze / fot. Photogenica

W gronie środowisk deklarujących się jako antysystemowe panuje powszechne i zdecydowanie słuszne przekonanie, że mainstreamowym mediom i politykom trzeba patrzeć na ręce, bo kłamią i manipulują, a także poddawać weryfikacji informacje, jakie nam serwują. To zasadniczo prawda, ale może jednak czas sobie uświadomić, że także postawa antysystemowa ma swoje pułapki i manowce, a trwająca obecnie wojna boleśnie nam to unaocznia?

Bo to właśnie wojna wypowiedziana przez Rosję, a przede wszystkim reakcje na nią w niektórych deklarowanych środowiskach antysystemowych powinny skłonić do wzięcia pod lupę promowanych przez nie postulatów pod kątem ich wiarygodności, czy rzetelności. Wojna jest na tyle dużym szokiem, że powinna do takich wniosków skłonić, choć oczywiście przykład powielania bzdur w formie prawdy objawionej, nieobecnej w mainstreamie ma już swoją długą tradycję.

Swego czasu koncerny paliwowe za pomocą kupionych portali i publicystów powielały informacje, że naukowo dowiedzione zmiany klimatyczne to kłamstwo ekologów. Oczywiście również ekologia może być przykrywką dla wielu antyspołecznych rozwiązań, ale zdecydowanie nie o to chodziło koncernom, tylko o obronę swoich interesów. I wielu antysystemowych z nazwy prawicowców powtarzało te fake newsy bezrefleksyjnie.

Na złość NATO odmroźmy sobie uszy

Przejdźmy jednak do Rosji, a w zasadzie do jej obrońców deklarujących się jako antysystemowi socjaliści. Na szczęście w Polsce na lewicy są mniejszością, ale już na Zachodzie znajdują się w głównym nurcie lewicy. Warufakis, Naomi Klein i Noam Chomsky wraz z ich zwolennikami z Polski przekonują, że Putina sprowokowało NATO swoją ekspansją w Europie Środkowo-Wschodniej. Nic to, że to samo NATO jakoś nie kwapiło się do tego, żeby przyjąć w swoje szeregi Ukrainę, a rozmieszczenie baz amerykańskich w Polsce i zbrodnie USA w Iraku i Afganistanie każdego człowieka o elementarnych zasadach moralnych nie powinny skłaniać do usprawiedliwiania zabijania Ukraińców przez wojska rosyjskie.

Rosja może gwałcić, zabijać, niszczyć niepodległe państwo, prowadzić imperialną politykę, ale skoro Zachód ma swoje grzechy na sumieniu, a w Ukrainie rządzi ktoś, kto nam się nie podoba, to my będziemy przymykać oko na to, co wyprawia okupant z Kremla – tak zdają się myśleć te osoby.

Nie ma tu znaczenia fakt, że Ukraina prowadzi jedynie działania obronne, a nie napastnicze, oraz to, że Polska może podzielić los wschodniego sąsiada.

Oczywiście tylko co najgłupsi z tego grona wprost mówią, że popierają wojnę. Większość z nich uważa, że rozlewu krwi nie chce, lecz zarazem uprawia typowy „whataboutism”, pytając: a kto się przejmował dziećmi, które giną od ukraińskich kul w Donbasie? (warto tu dodać, że walki w Donbasie to również skutek działań Rosji, która postanowiła podburzyć separatystów do oddzielenia się od Ukrainy). Czasami pytają też: gdzie byliście, gdy USA napadały na Syrię czy Irak? Ja na przykład byłem na demonstracjach antywojennych, gdy trwały konflikty wojenne wszczynane przez USA, ale nie potrafię zrozumieć, dlaczego miałbym być niekonsekwentny i nie sprzeciwiać się zbrodniom Putina u naszych wschodnich sąsiadów.

Ci tak zwani antysystemowcy nie widzą jednak problemu w swojej niekonsekwencji, antyimperializmie na pół gwizdka i pacyfizmie tak fałszywym, że aż bijącym po oczach.

Stosują też strategię, polegającą na informowaniu o możliwych niekorzystnych ekonomicznych skutkach wojny z pominięciem wskazania prawdziwego prowodyra tych wydarzeń. Twierdzą, że wojna spowoduje kryzysy na rynkach wschodnich, co z kolei może przełożyć się na wzrost bezrobocia, cen benzyny, mieszkań i wielu innych towarów w Europie Wschodniej, w tym również w Polsce. Zwracają też uwagę na to, że na skutek wielkiej emigracji Ukraińców do Polski skończy się w Polsce rynek pracownika, a o pracę będzie znacznie trudniej. I trudno by było się z tym nie zgodzić, gdyby nie to, że oni za ten fakt obwiniają imperialistyczne NATO, „faszystów z Ukrainy” i „podżegaczy wojennych z Polski”, a nie faktycznego sprawcę, czyli putinowską Rosję. Korzenie ich deklarowanej antysystemowej postawy tkwią w sprzeciwie wobec neoliberalizmu, który ze swej istoty jest elitarny i zakłada absolutną dominację silniejszego podmiotu nad słabszym w relacjach gospodarczych. Nie przeszkadza im to wierzyć w oczywistą podległość słabszego państwa, które nie powinno prowokować mocarstwa (które notabene też jest zacofaną neoliberalną oligarchią), a jeśli tak zrobi, to niech liczy się z konsekwencjami. Według nich samostanowienie narodów jest dobrą leninowską zasadą, lecz tylko, gdy ta nie uderza w interesy Kremla.

„Banderowcy” i „kolorowi” szturmują Polskę

Rosyjską propagandę łykają też niektóre środowiska prawicy „antysystemowej”. Co prawda PiS zachowuje się przyzwoicie i wspiera Ukrainę – oraz przede wszystkim trudno partię rządzącą zaliczyć do nurtu antyestablishmentowego, a nawet prorosyjska Konfederacja powoli odcina się od proputinowskiego Korwina-Mikke – ale jednocześnie gdzieś w odmętach Internetu pojawiają się zalążki ksenofobicznych nastrojów, które kiedyś ktoś może politycznie wykorzystać.

Gdy rzesze uchodźców z Ukrainy przekraczały granicę i przybywały do Przemyśla, na grupie facebookowej „Inżynierowie Przemyśl” młodzi mężczyźni i kobiety z tego miasta przestrzegali przed ciemnoskórymi imigrantami grasującymi po ich mieście.

Ci mieli rzekomo napaść na polskie kobiety i brzydko odezwać się do kilku Polaków, więc kibole z Przemyśla zbierali się w grupy, by stawić im czoła ku uciesze internautów. Nieważne, że policja nie potwierdziła tego zdarzenia, jak też trudno, by wszyscy uchodźcy byli uprzejmi i mili, ale każdy pretekst jest dobry, aby się wyszumieć. Szczególnie że przecież mainstreamowie media przedstawiają ich jako ofiary wojny, a to są leniwe pasożyty pragnące naszej pracy i….socjalu. Taka jest prawda, a jeśli mówisz, że razi cię taki rasistowski język, to znaczy, że jesteś zmanipulowany przez poprawność polityczną i propagandę systemu. Prawda ta pochodzi zazwyczaj z filmików o słabej jakości, których wiarygodność jest wątpliwa. Można oczywiście próbować wyjaśniać, że w Polsce rządzi „niepoprawna politycznie prawica”. Można tłumaczyć pytającym o to, czemu ci rzekomi Ukraińcy mają ciemną karnację, że w Kijowie czy Lwowie mieszkało wielu obcokrajowców, którzy też próbują się wydostać z wojennej pożogi. Wszystko można, ale w zalewie emocji ciężko przebić się z prawdą. Nie muszę chyba też wyjaśniać, że nakręcanie spirali takich emocji jest na rękę Rosji.

To jest oczywiście skrajny i na razie jeszcze niszowy przykład tego, jakie mogą być manowce postawy antysystemowej, ale już straszenie banderowską Ukrainą i wspominki o zbrodni na Wołyniu akurat wtedy, gdy Ukraina boryka się z agresją Rosji, nie jest znowu tak rzadkie na prawicy. Może nie tej pisowskiej, ale tej bliskiej Konfederacji i polskim nacjonalistom jak najbardziej.

Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że zbrodnia na Wołyniu to rodzaj wyjątkowego zezwierzęcenia, które zasługuje na szczególne potępienie, ale przecież ci, którzy chcą zachować pamięć o tamtych strasznych wydarzeniach, idą dalej, stawiając znak równości między Ukraińcami a sprawcami zbrodni sprzed osiemdziesięciu lat. Żeby było zabawniej, dowodem na to ma być popularność skrajnie prawicowych organizacji odwołujących się do spuścizny Bandery. Nie ma znaczenia, że według badań opinii publicznej Ukraińcy są przyjaźnie nastawieni do Polaków, a ze zrozumiałych przyczyn nie żywią oni miłości do Rosjan. Nie jest istotne, że właśnie polityka Rosji jest powodem większej popularności prawicowych organizacji, a UPA była jedyną narodowowyzwoleńczą armią, jaką ci znają i nastawienie do Polaków nie ma tu nic do rzeczy.

Rosja stanowi realne zagrożenie nie tylko dla Ukraińców, ale i dla Polaków, a mimo to obwińmy zwykłego Ukraińca o Wołyń i skłóćmy się akurat z tym sąsiadem, z którym dotychczas zawsze mieliśmy dobre stosunki.

Świetny pomysł, milordzie! Na pewno nie jest on na rękę Rosji, a ta za pośrednictwem swoich trolli nie powiela tej antyukraińskiej propagandy!

Co robić, żeby nie wystrychnąć się na dudka?

Żeby było jasne: takie postawy w naszym społeczeństwie są niezwykle rzadkie, a Polacy jak na razie wzorowo zdają egzamin z człowieczeństwa, pomagając uchodźcom z Ukrainy na wielką skalę. Omawiany temat dotyczy przede wszystkim środowisk deklaratywnie antysystemowych i temu, komu obecnie służy to, co głoszą. I to oni niech więc w końcu zadadzą sobie kilka pytań, na przykład: jak być antysystemowcem walczącym z manipulacjami mainstreamu, żeby jednocześnie samemu nie dać się zwieść i nie powielać złowrogiej propagandy imperiów, polityków i wielkich koncernów?

Czy to, że czytany artykuł pochodzi z niszowego bloga lub mało znanego portalu, a nie z „New York Timesa”, jest wartością samą w sobie i nie powinien być poddany żadnej weryfikacji? Czy jeśli kogoś nie lubimy i chcemy z nim walczyć, na przykład z USA, Unią Europejską, Sorosem, czy Billem Gatesem to oznacza, że z automatu mamy wierzyć w dobre intencje tych, którzy stoją po drugiej stronie? Czy obrzydliwe rasistowskie poglądy są akceptowalne, bo krytykuje je liberalny mainstream? I wreszcie: czy kłamstwa i manipulacje Zachodu usprawiedliwiają zbrodnie i winy wschodniego mocarstwa? Wojna dla niektórych powinna być ostatnim dzwonkiem do tego, żeby poważnie zastanowić się nad odpowiedzią na te pytania.

Bo antysystemowcem bezrefleksyjnym oraz bezmyślnym łatwo jest manipulować i wykorzystać do niecnych celów, a Rosja (i nie tylko) wie, jak to robić.

Taki „wróg systemu” jest antysystemowcem tylko z nazwy, którą nadał na wyrost sam sobie.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 116 / (12) 2022

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Polityka # Społeczeństwo i kultura

Być może zainteresują Cię również: