Analiza , Książka

Przemysły władzy

żołnierze i śmigłowiec
fot. Pexels z Pixabay

Łamali normy etyczne, ale koncepcje moralne pozostawały w stanie nienaruszonym – dlatego też mimo wszystkich popełnianych przez siebie aktów przemocy w niczym nie naruszali fundamentów cywilizacji.

Julien Benda, „Zdrada klerków”[1]

Gdy w swoim pożegnalnym przemówieniu, wygłoszonym w 17 stycznia 1961 roku, Dwight D. Eisenhower formułował ostrzeżenie przed „nieuzasadnionym wpływem (…) kompleksu militarno-przemysłowego” [2] nie zdawał sobie być może do końca sprawy jak prorocze wypowiada słowa. „Potencjał katastroficznego wzrostu przemieszczonej władzy istnieje i będzie trwał dalej. Nigdy nie powinniśmy pozwolić, aby ta kombinacja zagrażała naszym wolnościom i procesom demokratycznym. Nie powinniśmy niczego akceptować z góry. Tylko czujne i zorientowane społeczeństwo może stanowić przeciwwagę wobec mieszania się wielkiego przemysłu i maszyny wojskowej w nasze pokojowe metody i cele, i sprawić, że bezpieczeństwo i wolność będą mogły rozwijać się razem”[3]. Wszystkie obawy Eisenhowera nie tylko się potwierdziły, ale zrealizowały w znacznie większej skali.

Kluczowe w jego słowach wydaje się sformułowanie o misplaced power, władzy przemieszczonej, czyli sprawowanej nie tam, gdzie znajduje się wyznaczone dla niej miejsce. Zamiast instytucji publicznych objętych właściwą kontrolą w ramach procesów demokratycznych, coraz większy wpływ na faktyczne decyzje zyskiwał w jego oczach splot interesów wielkiego przemysłu, hierarchii wojskowej i ośrodków naukowych, które we wzajemnym powiązaniu mogą realizować własne interesy kosztem ogółu obywateli. Im większa złożoność i zależność tych organizacji od dużych organizacji finansowych, tym trudniej poddawać je faktycznej weryfikacji. Problem polega też na tym, że coraz większy wpływ kompleksu militarno-przemysłowego oznacza nie tylko zaburzenie działania instytucji władzy, ale także niszczenie szans na rozwój czy podtrzymanie świadomego i krytycznego społeczeństwa. Staje się ono bowiem coraz mniej istotne dla środowisk sprawujących realną władzę, a z czasem może wręcz wydawać się szkodliwe i zagrażające dla ich interesów.

Między kompleksem militarno-przemysłowym i jakąkolwiek ideą demokracji istnieje więc radykalna sprzeczność.

Ponad pół wieku później możemy stwierdzić, że kompleks militarno-przemysłowy nie tylko się rozwinął, ale wręcz wchłonął amerykańską politykę czyniąc z jej oficjalnych instytucji jedynie awatary niegdysiejszej demokracji. Wszystkie ważniejsze decyzje są dziś w USA podejmowane w imieniu interesów takiej lub innej korporacji lub gałęzi rynku bez względu na to czy obywatele tego chcą, czy nie. Z tego względu też mówi się często o istnieniu kompleksu militarno-przemysłowo-parlamentarnego wskazując, że klasa polityczna sama stała się częścią owego wzajemnie warunkującego się systemu interesów, a jej podporządkowanie demokratycznej kontroli jest czysto fasadowe. 

Nic więc dziwnego, że sektor wojskowy rozwinął się w Stanach Zjednoczonych do iście gargantuicznych rozmiarów, tworząc ponad 800 baz wojskowych na całym świecie i budżet militarny o wielkości następnych 10 krajów wziętych razem.

USA jest też największym sprzedawcą broni na świecie wyprzedzając pięciokrotnie drugą w zestawieniu Francję i trzecią Rosję.

Wśród dziesięciu największych producentów broni na świecie sześć to firmy amerykańskie, z czego pięć pierwszych miejsc zajmują wyłącznie firmy z USA [4]. Jak podaje Stephen Semler, autor zwięzłego i instruktywnego artykułu opublikowanego przez „Jacobin”, wydatki na obronność nie mają nic wspólnego z dbaniem o bezpieczeństwo kraju czy obywateli (o innych krajach nie wspominając). To po prostu wielki system „redystrybucji bogactwa” czyli opłacanie z budżetu publicznego gigantycznych zysków prywatnych korporacji. „Co roku ponad połowę budżetu wojskowego USA przekazuje się w ręce prywatnego sektora w formie kontraktów rządowych”[5] – pisze Semler.

Skuteczność kompleksu militarno-przemysłowego opiera się na wzajemnej wymianie usług między politykami i tym sektorem.

„Każdego roku kontrahenci wpłacają setki milionów dolarów na kampanie wyborcze, lobbing i prominentne think tanki”. Zazębiające się interesy klasy politycznej i przemysłu zbrojeniowego mają swoje konsekwencje dla innych wydatków, zwłaszcza tych związanych z zabezpieczeniami socjalnymi, edukacją czy opieką medyczną. Im więcej pieniędzy rząd „wyprowadza” do kieszeni swoich sponsorów, tym większe „oszczędności” ordynuje w tych obszarach. W 2023 roku budżet Pentagonu jest najwyższy w historii, mimo radykalnie pogarszającej się sytuacji materialnej coraz większej części społeczeństwa.

Nic dziwnego, że niektórzy traktują system polityczny USA jako ekonomię permanentnej wojny, w której przemysł produkcji broni jest tak wielki – a jego wpływ na klasę polityczną tak znaczący – że kraj musi inicjować coraz to nowe konflikty, żeby wszyscy mogli wyjść na swoje.

Argumenty, że wszystko to działania mające przede wszystkim funkcję obronną są niedorzeczne i nie znajdują potwierdzenia w jakiejkolwiek przytomnej wersji historii. Dość powiedzieć, że w czasie Zimnej Wojny, w której konflikt między dwiema światowymi potęgami wydawał się zamrożony, w wyniku proxy wars zginęło co najmniej 20 milionów ludzi, w tym 70 procent w krajach Globalnego Południa [6]. To najlepszy dowód na to, że nagminnie powtarzany Schlagwort „chcesz pokoju, szykuj się na wojnę”, jest w gruncie rzeczy legitymizowaniem systemu, w którym wszystkie decyzje podporządkowane są korzyściom materialnym korporacji zbrojeniowych oraz ich satelitów. A te nie są możliwe bez kolejnych zniszczeń. Kompleks militarno-przemysłowy potrafi zresztą zarabiać także na „odbudowie” krajów zdewastowanych przez konflikty wywołane w imię ich interesów, co widać po niedawnej historii (Irak) czy aktualnych wojnach (Ukraina) [7].

Dlaczego tak oczywista sprzeczność występująca w samym centrum zachodnich demokracji liberalnych nie jest na co dzień przedmiotem dyskusji? Odpowiedź na to jest prosta. Kompleks militarno-przemysłowy, przed którym ostrzegał Eisenhower był jedynie zarodkiem korporacyjnego zamachu na demokrację, którego owocem jest dzisiaj równoległe istnienie wielu kompleksów o podobnym charakterze. Mówi się więc o kompleksie zwierzęco-przemysłowym odpowiedzialnym za wzrost spożycia mięsa; kompleksie więzienno-przemysłowym, który stanowi cały system zarabiania na masowej inkarceracji [8]; kompleksie farmaceutyczno-przemysłowym, który odpowiada za rosnące uzależnienie od produktów medycznych; kompleksie rozrywkowo-przemysłowym, który uzależnia percepcję społeczeństwa od formatów kultury masowej. W dzisiejszym świecie „odwróconego totalitaryzmu” [9] wszystkie dziedziny życia są podporządkowane odpowiadającym im kompleksom przemysłowym, które zarządzają tymi segmentami zbiorowego doświadczenia.

Wszystko to jednak zaczyna się i kończy na wojnie, która stanowi punkt wyjścia i dojścia całego tego systemu.

Oznacza też zarazem cichą wojnę z demokratycznym społeczeństwem, jaką prowadzi od lat zaawansowany kapitalizm podporządkowujący dobro wspólne zyskom najbogatszej elity. A żeby ten cały system działał, trzeba stworzyć cały świat, w którym wojna jest normalna, atrakcyjna, akceptowalna, a nawet konieczna. Dlatego rdzeń kompleksu militarno-przemysłowego trzeba uzupełnić o komponent intelektualny. W wydanej w ubiegłym roku książce o znamiennym tytule „Vendre la guerre” [Sprzedać wojnę], Pierre Conesa, francuski eseista, przedsiębiorca i były pracownik administracji rządowej stworzył pojęcie kompleksu militarno-intelektualnego, próbując w ten sposób ująć fenomen systemowego oswajania nas z wojną. Nie jest on zresztą jedynym ani nawet pierwszym poszukiwaczem tej nowej formy korporacyjnego zarządzania społeczeństwem. Wystarczy przypomnieć wcześniejszą o dwie dekady książkę Jamesa Der Deriana „Virtuous War. Mapping the Military-Industrial-Media-Entertainment Network”[10]czy choćby teksty Jeana Baudrillarda [11].

Conesa pokazuje w swej książce cały system stopniowego dostosowywania rzeczywistości politycznej i opinii publicznej do potrzeb przemysłu zbrojeniowego. A właściwie dowodzi, że wiele segmentów rynku zaczęło potrzebować wojny i związanych z nią instytucji. Dlatego przedstawiając jego koncepcję najlepiej zacząć właśnie od ośrodków kompleksu militarno-intelektualnego. Wszystkich tych bogatych i prestiżowych organizacji, które często na swych szyldach mają najcenniejsze wartości ludzkiej cywilizacji, choć ich działania są nierozerwalnie związane z przemysłem masowej śmierci. Można nazywać je eufemistycznie soft power albo kulturalną dyplomacją, wiązać z nation branding czy innymi modnymi kategoriami [12]. Przebiorą się za aktywistów każdej uciskanej mniejszości, o ile tylko pomoże im to osiągnąć swoje cele. A te, owszem, służą mniejszości, ale raczej nie takiej, której czegokolwiek brakuje. W pierwszej kolejności mówimy tu o różnego rodzaju think tankach, co w przypadku tych instytucji jest bardzo trafną nazwą. Są to bowiem organizacje odpowiedzialne za systematyczną militaryzację myślenia, jego podporządkowanie wymogom korporacyjnej władzy.

Weźmy Institute for the Study of War, w którego nazwie należałoby zamienić mylące słowo „study” słowem takim jak „promotion” albo „propaganda”. W wielu krajach jednak – w tym również w Polsce – informacje i raporty tej instytucji są traktowane tak, jakby były niezależną analizą rzeczywistości, a nie elementem dyskursu podporządkowanego politycznym celom. Prezeską tej organizacji jest Kimberly Kagan, prywatnie żona Fredericka Kagana, brata jednego z najbardziej prominentnych ideologów neokonserwatyzmu – Roberta. Ten z kolei jest mężem Victorii Nuland, członkini kilku administracji rządu USA, obecnie podsekretarz stanu ds. politycznych.

Chris Hedges nazwał niedawno to środowisko niedawno „alfonsami wojny” i pokazał cierpienia i zniszczeń zostawiły za sobą ich kariery [13].

A Nuland wciąż jeszcze robi co może, żeby w Ukrainie wywołać III wojnę światową. Wśród najważniejszych sponsorów instytutu przez lata znaleźć można było jedną z największych firm zbrojeniowych na świecie – Raytheon. Dziś na ich stronie internetowej dumnie widnieją symbole innych – Generał Motors i Generał Dynamics. Inne prominentne organizacje tego typu to choćby Lexington Institute nazwany kiedyś „agencją promocyjną przemysłu zbrojeniowego” [14] czy Atlantic Council, utrzymywany m.in. przez rząd Wielkiej Brytanii i przez korporacje sektora wojskowego czy bankowego. Jak podaje Stephen Semler, spośród 50 największych think tanków w USA pieniądze od producentów broni (jeśli uwzględnić tylko te organizacje, które upubliczniają listę swoich sponsorów) pobiera aż 79 procent [15]. Czy takie społeczeństwo ma w ogóle szanse nie być w stanie permanentnej wojny?

Jednym z produktów tych organizacji są tzw. defense intellectuals, czyli „eksperci”, którzy dziwnym trafem mają tendencje do zgadzania się ze sobą we wszystkich kwestiach zahaczających o politykę międzynarodową. Są to nowi sowietolodzy, którzy po upadku ZSRR musieli wypełnić powstałą wówczas lukę i teraz są specjalistami od terroryzmu, autorytaryzmu i każdego innego śmiertelnego zagrożenia, które zwiększy zapotrzebowanie na broń. Tu dochodzimy do drugiego typu instytucji uwikłanych w kompleks militarno-intelektualny czyli mediów. To też są korporacje, zależne od firm zbrojeniowych poprzez system własności, wymianę kadr, wspólne interesy i środowiskową znajomość.

Dzisiejsze media masowe „nie służą kontroli tego, w jaki sposób rząd używa swych militarnych zasobów, lecz wpływają na naszą percepcję wojny w taki sposób, aby namówić nas na wspieranie aparatu wojskowego” [16]

– pisze Helen Johnson, autorka pięcioczęściowej analizy zależności mediów korporacyjnych od przemysłu zbrojeniowego. W przypadku największych stacji telewizyjnych czy tytułów prasowych trudno już nawet mówić o mediach głównego nurtu, co sugeruje, że reprezentują one jakiś wyważony, a nawet obiektywny punkt widzenia, podzielany przez rozsądną większość społeczeństwa. Są to po prostu media establishmentu reprezentujące interesy elity finansowo-politycznej coraz bardziej zacieśniającej swoją władzę i coraz bardziej oderwanej od codziennego życia swoich społeczeństw.

Kto dostaje głos w tych ośrodkach? Kto wypowiada się w telewizji w imieniu społecznego interesu?

Jak pokazali na przykład Matt Taibbi i Matt Orfalea, w amerykańskiej telewizji politykę międzynarodową nagminnie komentują ludzie powiązani z firmami produkującymi broń [17].

Dowodził tego też w dobitny sposób film Loretty Alper i Jeremy’ego Earla „War Made Easy”(2007), powstały na podstawie książki Normana Solomona pod tym samym tytułem. Defense intellectuals tworzą wraz z mediami korporacyjnymi rodzaj pudła rezonansowego, w którym trudno znaleźć choćby pojedyncze wypowiedzi nie służące interesom kompleksu militarno-przemysłowego. Ci intelektualiści nie prezentują jakichś własnych odkrywczych przemyśleń, ale powtarzają skróty myślowe, które najkrótszą drogą doprowadzą słuchaczy do wymaganych konkluzji.

Działamy bez cenzury. Nie puszczamy reklam, nie pobieramy opłat za teksty. Potrzebujemy Twojego wsparcia. Dorzuć się do mediów obywatelskich.

Media promują też intelektualistów mniej lub bardziej ściśle związanych z instytucjami akademickimi, ale i tu kryteria doboru są raczej oczywiste. Czy ktoś widział w komercyjnej telewizji „eksperta” jawnie kwestionującego korporacyjne porządki i poddaną im ekonomię? Czy mógłby wystąpić w niej inaczej niż w roli kuriozum wywołującego śmiech „poważnych komentatorów”? Conesa pokazuje model takiej akademicko-medialnej kariery na przykładzie Bernarda Henri-Lévy’ego, który nie przepuścił chyba żadnej okazji, żeby promować swoją osobę na tle konfliktu, do którego społeczeństwa zachodnie akurat postanowił przekonać kompleks militarno-intelektualny. Jego banalne i często całkowicie niedorzeczne wypowiedzi nie przeszkadzają mu funkcjonować od lat jako etatowy specjalista od humanitaryzmu i moralnego interwencjonizmu. Jest on bohaterem czegoś, co Conesa nazywa „popartą sukcesem medialnym intelektualną amatorszczyzną”[18].

Przecież to nie osiągnięcia myślowe, ale przydatność wobec zamierzeń korporacji decyduje o tym, kto jest, a kto nie jest stawiany w świetle reflektorów. Ten zgubny wpływ mediów masowych na świat akademii pokazywał już dawno Pierre Bourdieu na przykładzie telewizji [19]. Jeszcze większy wpływ na kształtowanie rzeczywistości ma dziś tzw. Big Tech, czyli największe korporacje cyfrowe takie jak Google czy Facebook, które dzięki swym algorytmom mogą ręcznie sterować tym, co jest, a co nie jest w ogóle dostępne dla publiczności. Jeśli kompleks militarno-intelektualny będzie chciał „zniknąć” jakiś temat, giganci z branży cyfrowej – skądinąd wielcy kontrahenci Pentagonu i firm zbrojeniowych – z pewnością chętnie pomogą [20].

Ogromną zaletą książki Pierre’a Conesy jest jednak to, że w swej panoramie instytucji podległych kompleksowi militarno-intelektualnemu uwzględnia także organizacje spoza listy usual suspects. Na przykład pokazuje, w jaki sposób kompleks wykorzystuje diaspory krajów, które wziął na swój celownik i jak nakłania dysydentów tamtejszych reżimów już nie tyle do krytyki tamtejszych instytucji władzy, ile do jawnego promowania militarnej interwencji na miejscu. W ten sposób członkowie organizacji reprezentujących daną populację za granicą zwracają się przeciw swym pobratymcom, którym wojna z pewnością nie przyniesie nic dobrego. Pokazują to m.in. przywoływane przez Conesę przykłady irakijskich działaczy w USA – Ahmeda Chalabiego i Rafida Ahmeda Alwana al-Janabiego [21]. Inną wskazywaną przez niego warstwą kompleksu militarno-intelektualnego są organizacje humanitarne i pozarządowe, które nazywa on niekiedy „biznesem petycyjnym: najpierw podpisz, potem sprawdzaj” [22]. Podaje przy tym przykłady zbiorowych fal oburzenia związanych z całkowicie wypreparowanymi zdarzeniami mającymi obciążać rządy krajów uznanych za oficjalnych wrogów.

Kompleks militarno-intelektualny potrafi skutecznie wpływać na postrzeganie zarówno aktualnych problemów politycznych, jak i zmieniać pamięć historyczną. Conesa przywołuje sondaże opinii na temat tego, który kraj najbardziej przyczynił się do pokonania hitlerowskich Niemiec. W 1945 roku 57% badanych uważało (słusznie), że był to ZSRR, 20% wskazało USA a 12% Wielką Brytanię. Ale w 2004 roku ten stosunek wyglądał już całkiem odmiennie – 20% ZSRR, 58% USA i 16% Wielka Brytania. Ale w działaniu kompleksu nie chodzi tylko o postrzeganie rzeczywistości, ale o jej konstruowanie. W ciągu ostatnich trzech dekad efektem działania tego „aktywizmu militarnego” były niezliczone interwencje militarne obejmujące niemal wszystkie kontynenty. Bilans tych działań jest katastrofalny. Oczywiście jeśli mierzyć go ludzkim cierpieniem, a nie zyskami korporacji zbrojeniowych.

Jednak najtrwalszym skutkiem działania kompleksu militarno-intelektualnego jest podtrzymywanie jego trwania, a więc zorganizowanie świata podług jego interesów.

Jest to struktura tak trwała, że instytucje polityczne i oficjalni funkcjonariusze władzy nie podejmują już autonomicznych decyzji o wojnie, lecz zyskują szanse na karierę jedynie wówczas, gdy ich słowa i działania rymują się z ogólnie panującym klimatem.

W tym świecie nie ma możliwości działania na rzecz trwałego pokoju, bo ten zbyt wielu wpływowym graczom popsułby humor. Lider, który chciałby wprowadzić w życie tego rodzaju politykę czułby się w dzisiejszym politycznym, biznesowym i medialnym mainstreamiejak przybysz z innej planety.

Dla pełnego obrazu działania kompleksu militarno-intelektualnego nie wystarczy jednak stworzenie typologii jego instytucji. Trzeba też stworzyć katalog wytwarzanych przezeń formuł aktywizmu militarnego. Są to powtarzalne schematy działania i myślenia, które pozwalają utrwalić status quo. Pierwszą i najważniejszą z nich jest uznanie wojny za coś normalnego, a nawet pociągającego. Do wielkich sukcesów kompleksu należy powiązanie ze sobą humanitaryzmu i interwencjonizmu, uznanie, że wojna może być sposobem walki o prawa człowieka. Prowadzi to do sytuacji, w której „uznana międzynarodowo zasada suwerenności narodowej zostaje zakwestionowana przez prawo do ingerencji wiążące stopniowo pomoc humanitarną z użyciem siły, w imię nigdy nie zdefiniowanych prawnie ‚moralnych powinności” [23] – pisze Conesa. Wojna staje się czynem moralnym.

Inna formuła działania kompleksu militarno-intelektualnego: „mówić zawsze o zasadach raczej niż o faktach czy problemach”. Francuscy intelektualiści uwielbiają pompatyczne formuły, które często skrywają ich średnie albo żadne zorientowanie w temacie. Ta uwewnętrzniona pryncypialność ma jednak szersze zastosowanie: przyzwyczaja nas do słuchania opinii bez szczegółowych wyjaśnień, bez rewindykacji założeń i bez zastanawiania się nad konsekwencjami. W ten sposób zasady moralne są pustą pozą mającą przede wszystkim podtrzymać autorytet ekspertów i mediów użyczających im głosu.

Kompleks militarno-intelektualny potrafi w ciągu krótkiego czasu wymyślić nam wroga. To kwestia prawdziwego wynalazku, który z rejestru czystej spekulacji krok po kroku może stać się rzeczywistością.  Dokładnie w taki sam sposób trzeba umieć sobie wymyślić przyjaciół i za to zadanie również odpowiadają aktorzy kompleksu. Nawet wczorajszych wrogów można mianować dziś najdroższymi przyjaciółmi i odwrotnie. Przykłady można by mnożyć, zaczynając od Osamy Bin Ladena a kończąc na Putinie.

Jedną z ważniejszych formuł aktywizmu militarnego, prawdziwą specjalnością intelektualistów kompleksu jest „obwieszczanie masakry, a nawet ludobójstwa” [24], które pozwoli audytorium dowieść swej empatii. Masakra nie musi być autentyczna, może być zainscenizowaną fikcją jak w Timisoarze czy Raczaku. Prawdę i tak odkryją jacyś nieznani specjaliści dawno po tym, jak skuteczna gra na emocjach i szantaż moralny przyniosą wymagane skutki [25].

Kariera słowa „ludobójstwo” stała się tak zawrotna, że całkowicie rozmyła jego prawny sens i oznacza dziś wszystko, co wzbudzi oburzenie i przerażenie opinii publicznej. I przede wszystkim nakłoni ją do tego, żeby bezwzględnie poparła akcję odwetową albo „ratunkową”.

W ten sposób każda wojna toczy się z powodu ludobójstwa, choć w każdej media masowo ukrywają zbrodnie wojenne strony, która akurat jest przydatna i w związku z tym otoczona moralnym immunitetem. Prowadzi to oczywiście w sposób nieunikniony do radykalizacji debaty, w której chodzi o wywołanie odpowiednich emocji, a nie wymianę racji czy rozważanie argumentów. Stąd wszechobecność utartych wytrychów myślowych w rodzaju Hitlera, Monachium, Auschwitz, Norymbergi, faszyzmu, „vichyzacji” czy „nazyfikacji” [26].

Specjalnością kompleksu militarno-intelektualnego są też akty fałszywego samooskarżenia. „Nie zrobiliśmy wystarczająco dużo”, które zawsze oznacza „nie wszczęliśmy wojny wcześniej”, nigdy zaś „nie umieliśmy rozwiązać problemu dyplomatycznie”. To biczowanie się post factum jest zresztą dowodem na to, że myślenie kompleksu militarno-intelektualnego jest w istocie myśleniem kolistym. Bo cały system prowadzi do opłakanych konsekwencji (wojny), a następnie jego aktorzy opłakują swoją rzekomą bierność, umywając ręce i zawczasu oczyszczając sumienia. W ramach tak prowadzonej wojny z myśleniem każdy intelektualista „powinien mieć na składzie jakieś Oskarżam” [27], jak ironicznie zauważa Conesa. Wydaje mi się jednak, że intelektualista kompleksu nie przywiązuje się aż tak bardzo do aktywności dysydenckiej, przynajmniej nie wobec ręki, która go karmi. To przede wszystkim ktoś, kto potrafi doskonale pozorować myślenie i na różne sposoby mówić wciąż to samo i to, co inni mówili już przed nim.

Perwersyjnym wymiarem kompleksu jest to, że realizowane w nim formuły zawsze przedstawia się jako działanie na rzecz ofiar i w ich imieniu. W istocie utrwalają konkurencję w wiktymizacji, która odpowiednio zmobilizowana wspaniale nadaje się na alibi dla militarnych interwencji, zwłaszcza że ofiarom pozwala się przecież diabolizować, a nawet dehumanizować swoich przeciwników. Conesa poświęca wiele miejsca w swej książce ignorowanym przez kompleks konfliktom i ofiarom, których nikt nie ustawi w centrum uwagi, bo akurat nie są przydatne w ramach kolejnej wojennej machinacji. Albo są ofiarami samego kompleksu bądź też jego tymczasowych i trwałych sojuszników.

Dla tych, których przeraża powyższa wizja funkcjonowania naszego świata politycznego, nie mam dobrych wieści. Na horyzoncie pojawił się kolejny system zarządzania naszymi umysłami. Jak pokazali Michael Schollenberger i Matt Taibbi, dziennikarze zaangażowani w cykl artykułów zwany #twitter files, powstała już „wielka i rosnąca sieć powiązań między agencjami rządowymi, instytucjami akademickimi i organizacjami pozarządowymi, które poddają aktywnej cenzurze obywateli Ameryki” [28], a co za tym idzie również innych krajów. Kompleks cenzorsko-przemysłowy to właśnie systemowe ograniczanie dostępności do wszelkich informacji, które ośrodkom przemieszczonej władzy wydadzą się niebezpieczne.

Instytucje pochylone nad biednym ludem zwiedzionym przez dezinformację i post-prawdę to dokładnie te same organizacje, które dzień w dzień sprzedają nam wojnę.

I gdy tylko pojawią się wiarygodne teksty o ich machinacjach i wzajemnych powiązaniach z pewnością znajdzie się sposób, żeby „ochronić przed nimi” opinię publiczną. A że będzie się to odbywało w imieniu faktycznych lub domniemanych ofiar internetowego hejtu a na sztandarach będą powiewały flagi o źle kojarzących się symbolach i hasłach? No cóż, a czy kiedyś odbierano nam wolność inaczej?

Vendre la guerre: Le complexe militaro-intellectuel, Pierre Conesa,
Wyd. l’aube, 2022


Źródła:

[1] Julien Benda, Zdrada klerków, przeł. Marek J. Mosakowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014, s. 170.

[2] Tekst przemówienia, por. https://www.americanrhetoric.com/speeches/dwightdeisenhowerfarewell.html, dostęp 4 maja 2023.

[3] Tamże.

[4] Dane za raportem SIPRI (Stokholm International Peace Research Institute, por. https://en.wikipedia.org/wiki/Arms_industry, dostęp 4 maja 2023.

[5] Stephen Semler, How the Military-Industrial Complex Gets Its Power and Harms Workers, in 6 Graphs, „Jacobin”, https://jacobin.com/2022/10/pentagon-budget-military-contractors-lobbyists-biden, dostęp 4 maja 2023.

[6] Tamże.

[7] Na temat zysków z odbudowywania Ukrainy, por. Branco Marcetic, Ukraine’s Postwar Reconstruction Has Big Business Licking Its Lips, „Jacobin”, https://jacobin.com/2023/01/ukraine-postwar-reconstruction-western-capital-blackrock-neoliberalism; Bradley Devlin, BlackRock Plots to Buy Ukraine, „The American Conservative”, dostęp 4 maja 2023.

[8] Na ten temat, por. Loic J.D. Wacquant, Więzienia nędzy, przeł. Michał Kozłowski, Książka i Prasa, Warszawa 2009.

[9] Por. Sheldon Wolin, Democracy Incorporated: Managed Democracy and the Specter of Inverted Totalitarianism, Princeton University Press, Princeton 2008.

[10] Por. James Der Derian, Virtuous War. Mapping the Military-Industrial-Media-Entertainment Network, Routledge, London – New York 2001.

[11] Jean Baudrillard, Wojny w Zatoce nie było, przeł. Sławomir Królak, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2006.

[12] Por. Pierre Conesa, Vendre la guerre. Le complexe militaro-intellectuel, Éditions de l’aube, Paris 2022.

[13] Por. Chris Hedges, Pimps of War, https://scheerpost.com/2022/04/11/hedges-the-pimps-of-war/, dostęp 4 maja 2023.

[14] Por. Ken Silverstein, Mad Men. Introducing the defense industry’s pay-to-play ad agency, „Harper’s Magazine”, https://harpers.org/archive/2010/04/mad-men/, dostęp 4 maja 2023.

[15] Stephen Semler, How the Military-Industrial Complex Gets Its Power and Harms Workers, in 6 Graphs, dz. cyt.

[16] Helen Johnson, The (im)proper meshing of the corporate media and the military-industrial complex, „The Miscellany News”, https://miscellanynews.org/2021/05/13/opinions/the-improper-meshing-of-the-corporate-media-and-the-military-industrial-complex/, dostęp 4 maja 2023.

[17] Por. Matt Taibbi, Matt Orfalea, The „Gentlemen’s Agreement”: When TV News Won’t Identify Defense Lobbyists, https://www.racket.news/p/the-gentlemens-agreement-when-tv?s=w, dostęp 4 maja 2023.

[18] Pierre Conesa, Vendre la guerre. Le complexe militaro-intellectuel, dz. cyt., s. 79.

[19] Por. Pierre Bourdieu, O telewizji. Panowanie dziennikarstwa, przeł. Karolina Sztandar-Sztanderska, Anna Ziółkowska, PWN, Warszawa 2009.

[20] Helen Johnson, The (im)proper meshing of the corporate media and the military-industrial complex, dz. cyt.

[21] Pierre Conesa, Vendre la guerre. Le complexe militaro-intellectuel, dz. cyt., s. 164.

[22] Tamże, s. 177.

[23] Tamże, s. 157.

[24] Tamże, s. 91.

[25] Na temat wykorzystania ludobójstwa dla potrzeb politycznych, por. Edward S. Herman, David Peterson, Politics of Genocide, Monthly Review Press, New York 2010.

[26] Por. Pierre Conesa, Vendre la guerre. Le complexe militaro-intellectuel, dz. cyt., s. 95.

[27] Tamże, s. 109.

[28] Por. https://censorshipindustrialcomplex.org/resources#ftnt_ref5, dostęp 4 maja 2023.

Iceland, Liechtenstein, Norway – Active citizens fund

Działania organizacji w latach 2022-2024 dofinansowane z Funduszy Norweskich w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.

Sprawdź inne artykuły z tego wydania tygodnika:

Nr 182 / (26) 2023

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

# Polityka # Świat

Być może zainteresują Cię również: