Jak wielu ludzi może utrzymać Ziemia?
Zawarte w tytule pytanie zadaliśmy reprezentantom różnych zawodów, specjalności, ludziom różniącym się zainteresowaniami, poglądami na życie. Uzyskane odpowiedzi będziemy zamieszczali w naszym Tygodniku. Zaczynamy od tekstu prof. Wiesława Sztumskiego. Życzymy owocnej lektury.
To pytanie dotyczy kwestii tzw. nośności Ziemi. W odróżnieniu od techniki, gdzie „nośność” oznacza wytrzymałość materiału na obciążenie, tutaj – per analogiam – rozumiem przez nią wytrzymałość Ziemi na obciążenia spowodowane przez ludzi zamieszkujących ją. Pytanie to jest o wiele bardziej skomplikowane, niż zrazu się wydaje, ponieważ wymaga rozpatrywania z punktu widzenia możliwości zapewnienia ludziom wszystkich warunków przyrodniczych koniecznych do życia – przestrzeni życiowej, wyżywienia, zasobów surowcowych, odpowiedniego środowiska przyrodniczego i społecznego oraz zaspokajania wielu innych potrzeb.
W 1961 roku Ziemia udostępniała więcej swoich zasobów rocznych, niż wynosiło ich globalne zużycie przez ludzi, ale od 29 grudnia 1970 r. roczne zużycie zasobów przekroczyło ilość zasobów udostępnianych przez Ziemię. Od tego czasu ludzkość znajduje się w permanentnym deficycie zasobów ziemskich, ponieważ konsumuje ich więcej, niż wynosi cały roczny przydział ich przez Ziemię. Ten stan nazywa się przeciążeniem Ziemi.
By sprostać wzrastającej konsumpcji, trzeba zaciągać kredyt u Matki Ziemi. A zadłużenie u niej powiększa się z roku na rok. Świadczą o tym coraz wcześniejsze daty Dni Przeciążenia Ziemi w kolejnych latach. Są to dni, w których ludzkość zużyła wszystkie zasoby naturalne, jakie Ziemia mogła zapewnić im w ciągu danego roku. Światowy Dzień Przeciążenia Ziemi w 1990 r. przypadał na 11 października, w 2020 na 22 sierpnia, a w 2022 na 29 lipca. Oprócz światowych dni przeciążenia są jeszcze krajowe.
Na przykład w Polsce w 2023 r. Dzień Przeciążenia Ziemi przypadł już na 2 maja, co oznacza, że w ciągu czterech miesięcy wyczerpaliśmy budżet przyrody na cały bieżący rok.
Ludzkość żyje coraz bardziej na koszt Ziemi i przyszłych pokoleń, które będą musiały go spłacać. Dokładnie nie wiadomo, w jaki sposób to zrobią, ale z pewnością z uszczerbkiem zdrowia, a nawet utratą życia. Właściwie można by się tym nie przejmować, wszak we współczesnym świecie życie na kredyt stało się normą, gdyby mieć pewność, że Ziemia ma wystarczająco duże rezerwy, aby mogła nam stale pożyczać. Ale tego nikt nie wie. Większość specjalistów twierdzi, że te rezerwy, zwłaszcza nieodnawialne, maleją w wyniku nieodpowiedzialnej, niezrównoważonej i destrukcyjnej aktywności ludzi. Podzielam ich zdanie, gdyż uważam, że w świecie panuje asymetria, nieodwracalność i nierównowaga, a jeśli zdarzają się stany symetrii i równowagi, to są one epizodyczne. W przeciwieństwie do nieskończenie miłosiernego Stwórcy, Ziemia i przyroda są, niemiłosierne dla ludzi, jak bankierzy. Kto nie spłaci długu, tego zniszczą. Nośność Ziemi różni się ze względu na różne jej składniki. Inna jest dla surowców kopalnych, inna dla niekopalnych, inna dla możliwości wyżywienia itd.
Kwestia przestrzeni życiowej
Obecnie liczba ludzi na Ziemi wynosi 8,03 miliardów. A więc do osiągnięcia 10 miliardów brakuje 1,97 miliarda[1].To na pierwszy rzut oka wydaje się dużo. Jednak przy aktualnym tempie przyrostu populacji tę liczbę osiągnie się za ok. 40 lat. Jeśli uwzględni się nieznaczne spowolnienie tego tempa w ubiegłym roku, co może utrzymywać się przez dłuższy czas, to tę liczbę osiągnie się dopiero po około po 80 latach, ale w każdym razie jeszcze przed końcem 2100 roku. Tak czy inaczej, przewiduje się, że w końcu tego stulecia będzie już nie 10, a 11 miliardów ludzi.
Z 510 mln km² powierzchni Ziemi 150 mln km2 nadaje się do zamieszkania. Jednak z różnych powodów, głównie klimatycznych, jest ona nierównomierne zaludniona. Połowa populacji świata mieszka zaledwie na 15 mln km2.
Najgęściej zaludnione obszary to pas żyznych gleb na północy Indii u stóp Himalajów i we wschodnich Chinach. Najwięcej ludzi żyje w strefie umiarkowanej i międzyzwrotnikowej. Im dalej ku biegunom, tym zaludnienie jest mniejsze i wszystko wskazuje na to, że to się nie zmieni, chyba że pojawią się jakieś drastyczne zmiany klimatyczne.
Według prognozy ONZ dodatkowe miliardy ludzi będzie można umieścić w najmniej zaludnionym kontynencie – w Afryce i gdzie indziej dzięki rozbudowie wzwyż megamiast. Ale to przyczyni się do znacznego wzrostu gęstości zaludnienia, która też ma granice wytrzymałości, bo każda istota żywa potrzebuje odpowiedniej minimalnej przestrzeni życiowej. Mimo to, z problemem ulokowania nadwyżki populacji może jakoś się upora. Niemniej jednak pojawią się inne poważne problemy, przede wszystkim związane z produkcją żywności, skażeniem gleby i powietrza oraz wykorzystaniem surowców mineralnych.
Kwestia wyżywienia
Dla wszystkich ludzi na świecie jedna Ziemia to w tej chwili za mało. Obliczenia Global Footprint Network pokazują, że trzeba by 1,6 Ziemi, aby dostatecznie wyżywić obecną populację świata. A gdyby wszyscy ludzie na Ziemi chcieli żyć jak w Niemczech, to trzeba by nawet trzy Ziemie. A niestety mamy tylko jedną.
Wzrost liczby ludności świata wymusza coraz większą intensyfikację rolnictwa, która w przypadku nieograniczonego stosowania nawozów sztucznych pozwoliłaby wyżywić od 8 do 20 mld ludzi. Trzeba jednak mieć na uwadze, że intensyfikacja rolnictwa wymaga intensywnego stosowania nawozów sztucznych i pestycydów, co szkodzi zdrowiu. Poza tym do wzrostu produkcji rolnej i hodowli zwierząt trzeba ogromnych ilości pasz i wody, której już zaczyna brakować.
Do wyprodukowania jednego kilograma mięsa wołowego trzeba zużyć 15 000 litrów wody, ziemniaków – od 500 do 1500 litrów, a pszenicy – od 900 do 2000 litrów.
Dlatego praktycznie intensyfikacja produkcji żywności może zapewnić wyżywienie o wiele mniejszej liczbie ludności. Trzeba więc szukać innych rozwiązań, jak na przykład likwidacja ogromnego marnotrawstwa żywności i zmiana nawyków jedzenia oraz jadłospisów – redukcji spożycia białka zwierzęcego i mięsa, spożywania różnych owadów (Zaczęto już upowszechniać w świecie, również w Polsce, entomofagię, czyli praktykę jedzenia owadów bezpośrednio i jako dodatków do produktów spożywczych.) itd.
Kwestia zasobów surowcowych
Dostępnych dla ludzi, tzn. możliwych do wydobycia kopalnych i niekopalnych zasobów surowców naturalnych Ziemi jest coraz mniej. Deficyt ich rośnie proporcjonalnie do wzrostu populacji, stopy życiowej, konsumpcji i komfortu życia. Według najnowszych danych („Komputer Świat”, 14.03.2023) szacuje się, że zasoby węgla kamiennego znikną w ciągu 70 lat, ropy naftowej – 30 lat, a gazu ziemnego – 40 lat. Ich braki zmniejsza się z powodzeniem dzięki zastępowaniu ich substancjami syntetycznymi oraz korzystaniu z energii słonecznej, wodnej, wiatrowej i atomowej. Być może dzięki temu nie będzie z tym trudności spowodowanych przeludnieniem Ziemi.
Gorzej przedstawia się sprawa deficytu zasobów surowców niekopalnych – wody, drewna i piasku. Rosnące nadmierne zużycie tych surowców, związane m.in. ze wzrostem populacji, może w krótkim czasie doprowadzić do kompletnego zużycia ich rezerw – do świata pozbawionego lasów, piasku i wody, a więc do kolapsu cywilizacji zachodniej i gatunku ludzkiego.
Szacuje się, że lasy są w stanie zapewnić warunki do życia 10 miliardom osób, przekroczenie tej liczby spowoduje katastrofalny spadek populacji ludzkiej, a nawet wyginięcie gatunku ludzkiego, m.in. wskutek spadku ilości tlenu w atmosferze[2].Ten krytyczny moment nazwano „punktem bez powrotu”.
Odpowiedzią na gwałtowny wzrost popytu na drewno, przede wszystkim budowlane, jest rabunkowa wycinka lasów, nieszczędząca puszcz, lasów tropikalnych, a nawet parków narodowych. Handel drewnem stał się wielce opłacalny, bo ceny drewna szybko rosną, a podaż coraz bardziej nie nadąża za popytem. Niszczyciele lasów pocieszają, że nie będzie tak źle, bo w miejsce wykarczowanych lasów tworzy się nowe szkółki leśne. To nie do końca rozwiązuje problem.
Wycina się najokazalsze, ponadstuletnie drzewa, a sadzi się młode, z których nie wiadomo, co i kiedy wyrośnie. Prócz tego, stare lasy mają urozmaiconą strukturę flory i fauny. Młodniki nie są w stanie zapewnić życia różnorakim gatunkom roślin i zwierząt. Nieodwracalne skutki nadmiernej dewastacji starych lasów to niszczenie naturalnych siedlisk ssaków i ptaków, utrata środków utrzymania przez miliony ludzi, dla których las jest jedynym miejscem pracy i żywicielem, obniżenie poziomu wód gruntowych, zakłócenie obiegu wody, przyspieszony proces erozji gleb, spadek ilości tlenu w atmosferze i wzrost ilości dwutlenku węgla, co między innymi przyczynia się do globalnego ocieplenia.
W „epoce betonu” szybko wzrasta zapotrzebowanie na piasek, proporcjonalnie do rozwoju budownictwa domów mieszkalnych, zakładów przemysłowych, centrów handlowych i dróg.
Dlatego od niedawna wszędzie zaczyna brakować piasku. Mówi się nawet o „globalnym kryzysie piaskowym”. Może to dziwić, bo przecież „nieograniczone” zasoby piasku znajdują się na pustyniach. Skąd nagle ten kryzys? Otóż nie każdy piasek nadaje się do celów budowlanych, lecz tylko taki, który zapewnia dużą wytrzymałość materiałom budowlanym wytwarzanym z niego, np. betonowi. Ich wytrzymałość zależy od ścisłego przylegania do siebie ziaren kwarcu, wchodzących w skład piasku. Bardziej przylegają do siebie ziarna o ostrych kanciastych krawędziach. Takie ziarna ma piasek wydobywany ze złóż podziemnych lub z wody. Nie nadaje się do tego piasek pustynny, którego jest pod dostatkiem, ponieważ jego ziarna mają kształt obły.
Doszło już do tego, że piasek wydobywa się nielegalnie i rabunkowo. Bagruje się całe wyspy, odsysa się ogromne obszary dna morskiego i zamula rafy koralowe. Piasek kradnie się z plaż, a nawet z cmentarzy znajdujących się w pobliżu rzek. Działają już rywalizujące ze sobą „mafie piaskowe”. Piasek używa się nie tylko do produkcji betonu, ale też szkła, implantów silikonowych, detali elektronicznych i układów scalonych stosowanych w komputerach, telefonach komórkowych itp. Roczne światowe zużycie piasku wynosi około 50 miliardów ton. Chiny, gwałtownie rozwijające swą infrastrukturę, zużyły w drugiej dekadzie obecnego stulecia więcej piasku niż USA w całym XX wieku, a w Indiach zużycie piasku budowlanego potroiło się przez ostatnie dwadzieścia lat. Na każdą tonę zużywanego cementu przypada do siedmiu ton piasku. Dwadzieścia lat temu światowa produkcja cementu wynosiła 1,37 mld ton; dziś już 3,7 mld ton. W związku z tym zapotrzebowanie na piasek wzrosło prawie trzykrotnie – z 9 mld ton do 26 mld ton. W ciągu roku zużywa się go tyle, że można by z niego usypać wzdłuż równika wał wysoki i szeroki na 27 metrów. Takich ilości nie są w stanie nanieść wody rzek i mórz, więc zasoby uważane jeszcze niedawno za niewyczerpalne zaczęły się gwałtownie kurczyć.
Najgorzej jest w Azji. W Dubaju, do usypania sztucznych wysp Palm Island, zużyto 600 mln ton importowanego piasku, gdyż miejscowy jest zbyt miałki i sypki, więc szybko zostałby wypłukany przez wodę. Do wybudowania średniej wielkości domu potrzeba 200 ton piasku, do budowy szpitala 3 tys. ton, do wybudowania jednego kilometra autostrady 30 tys. ton, do budowy elektrowni atomowej 12 mln ton. Szacunkowa roczna wartość rynku piasku wynosi 70 mld dolarów. Eksperci twierdzą, że gwałtowny wzrost wydobycia piasku doprowadził w niektórych miejscach świata do całkowitej katastrofy ekologicznej. Z powodu wydobycia piasku w latach 2005-2014 zniknęły pod wodą dwadzieścia cztery indonezyjskie wyspy, a osiemdziesięciu innym grozi zatopienie. Wydobycie piasku zagraża też delcie Mekongu, która dostarcza żywności dziesiątkom milionów ludzi. Pozyskiwanie piasku niszczy lasy namorzynowe, zamula wodę i powoduje śmierć morskich ryb i ptaków.
Niedawno pojawił się nowy konsument-pożeracz piasku: Jest nim szczelinowanie podziemnych złóż gazu i ropy naftowej w celu utrzymania przepuszczalności sztucznie robionych pęknięć. Z tego powodu znikają tysiące hektarów gruntów rolnych i ostoi ptaków. A w miejscach, gdzie zbierany jest piasek do szczelinowania, ludzie, którzy wdychają dużo drobnego pyłu, chorują na płuca. Wskutek deficytu piasku i trudności związanych z jego wydobyciem rośnie jego cena i w konsekwencji drożeją materiały budowlane, budowle, domy mieszkalne i mieszkania.
Nie tak dawno temu woda była dobrem powszechnie dostępnym i zużywanym w dowolnych ilościach. Nikomu nie przyszłoby wtedy na myśl, że po około stu latach intensywnej industrializacji i panowania ideologii konsumpcjonizmu przekształci się ona w dobro reglamentowane, trudno dostępne i coraz droższe.
Dzisiaj, eksperci hydrologii i inżynierii środowiska biją już na alarm, nawołują do maksymalnego oszczędzania wody pitnej i prognozują szybkie wyczerpanie jej zasobów, co niewątpliwie doprowadzi do końca ludzkości na Ziemi.
Co stało się z wodą? Przede wszystkim gwałtownie wzrosło jej spożycie w wyniku rozwoju produkcji przemysłowej i rolnictwa, urbanizacji, przyrostu ludności i wzrostu dobrobytu oraz komfortu życia. A z powodu potrojenia światowej populacji i podwojenia średniego zużycia wody na mieszkańca w latach 1930-2002 zużycie wody wzrosło sześciokrotnie.
Na Ziemi są ogromne zasoby wody, głównie w oceanach i morzach (około 97,5% wszystkich zasobów wodnych Ziemi). Ale jest to woda słona. Reszta, zaledwie 2,5%, przypada na wodę słodką zgromadzoną na powierzchni i w zbiornikach podziemnych. Z tego tylko 1% to woda pitna. Według różnych badaczy, zasoby wody słodkiej na Ziemi szacuje się na około 35 bilionów litrów. Z tego 70% to woda zamrożona w lodowcach i pokrywach śnieżnych, najwięcej na Antarktydzie (69%). Reszta to wody gruntowe do głębokości 100 metrów oraz rzeki, słodkie jeziora, bagna i płytkie wody podziemne. Minimalne zapotrzebowanie na wodę dla człowieka wynosi 20 litrów dziennie. Jednak ponad miliard osób w 43 krajach ma do zużycia zaledwie 5 litrów ciągu doby. Przewiduje się, że za około 40 lat dwie trzecie mieszkańców Ziemi będzie cierpieć na brak wody pitnej[3].
Największym konsumentem wody jest rolnictwo, które zużywa około 70% światowych zasobów przede wszystkim do hodowli i nawadniania pól[4]. Przemysł zużywa kolejne 20%, a gospodarstwa domowe pozostałe 10%. Dopóki gospodarką światową rządzi zasada wzrostu produkcji i spożycia popyt na wodę będzie nadal rosnąć, a podaż wody będzie coraz mniejsza. Inaczej mówiąc, będzie powiększać się nierównowaga między rezerwami wody a jej zużyciem, która już doprowadziła do wysokiego „stresu wodnego”[5] w siedemnastu krajach, głównie Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, gdzie wyczerpano 80% ich wód powierzchniowych i podziemnych. Zdaniem Andrew Steera, dyrektora World Resources Institute, konsekwencjami „stresu wodnego” są głód, konflikty, migracja i niepewność finansowa.
Wskutek rosnącego wyczerpywania zasobów wody słodkiej, jednej czwartej populacji świata grozi stały i coraz bardziej dotkliwy jej brak. Wiele megamiast czeka wkrótce „Day Zero”, kiedy wyłącza się dopływ wody do mieszkań[6].
Naukowcy z World Resources Institute w Waszyngtonie przewidują dramatyczny spadek dostępności wody od 2025 r. Do 2050 roku zapotrzebowanie na wodę pitną ma wzrosnąć o 55%. Oprócz tego deficytowi wody towarzyszy rosnący spadek jej jakości wskutek zanieczyszczania ściekami, odpadami i różnymi substancjami toksycznymi. Deficyt wody można by zredukować, gdyby czerpano ją z zasobów znajdujących się na głębokościach poniżej 200 km od powierzchni Ziemi, ale jest to zbyt kosztowne i nieopłacalne. Rozważa się też możliwość sprowadzania wody w przyszłości z innych planet, ale to należy traktować na razie jako science fiction.
Brak wody odbija się na coraz gorszym stanie higieny, zwłaszcza w krajach ubogich, a w konsekwencji na złym stanie zdrowia i pojawianiu się epidemii różnych chorób. Brak wody uniemożliwia dzieciom naukę w szkole, kiedy muszą codziennie pokonywać duże odległości, aby przynieść rodzinie wodę[7]. Do niedoboru wody przyczyniają się także zmiany klimatyczne (np. skrócenie wiosny i jesieni), które wpływają na intensywność, czas trwania i rozkład opadów.
Postępujący deficyt wody zaostrza konkurencję o ograniczone zasoby wodne i powoduje wzrost emigracji do krajów zasobniejszych w wodę. W związku z tym na coraz większą skalę mamy do czynienia z podkradaniem wody i z konfliktami zbrojnymi o wodę. Tym bardziej że 60% światowych zasobów wody pitnej jest kontrolowana tylko przez dziewięć państw – Kanadę, Rosję, Chiny, Indie, Brazylię, Indonezję, Kongo, Kolumbię i USA. Indie i Pakistan rywalizują ze sobą o wody Indusu, Etiopia i Egipt o wody Nilu, Turcja, Syria i Irak o wody Eufratu i Tygrysu, Botswana i Namibia o wody Okawango, a Izrael z Palestyną i Jordanią o wody Jordanu. O podkradanie sobie wody oskarżają się nawzajem Indie, Pakistan, Nepal i Butan, także Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan i Turkmenistan. Chiny zbudowały dwie zapory na rzece Mekong i planują kaskadę ośmiu zbiorników na tej rzece, co spowoduje odcięcie od wody Wietnamu, Laosu, Kambodży i Tajlandii. To prowadzi do konfliktów, często zbrojnych.
Nie da się wykluczyć globalnego konfliktu zbrojnego o wodę za kilkadziesiąt lat, gdy „stres wodny” będzie boleśnie odczuwalny również w krajach wysoce rozwiniętych m.in. wskutek dużego przeludnienia.
Wówczas może wybuchnąć kolejna wojna światowa nie jak poprzednie wojny o ropę naftową, gaz ziemny, węgiel, złoto, diamenty i inne surowce naturalne: energetyczne, strategiczne i drogocenne, ale o wodę. Jak sądzi egipski naukowiec i polityk Ismail Serageldin, następna wojna światowa będzie toczyć się o wodę. Wody nie da się niczym zastąpić. Nikt jeszcze nie wynalazł sztucznej wody i chyba nikomu się to nie uda.
Kwestia środowiska przyrodniczego i społecznego
Środowisko przyrodnicze jest obecnie już przesadnie zdegradowane i będzie jeszcze bardziej, gdy ludność świata wzrośnie o kilka miliardów. Większa populacja oznacza większą konsumpcję, a ta z kolei jeszcze większe szkody dla środowiska. Tym bardziej że świadomość ekologiczna nie powiększy się znacząco ani nakłady na jego rekultywację. Im więcej ludzi, tym większa dewastacja środowiska przyrodniczego, więcej toksyn, odpadów, zużycia energii, surowców, emisji dwutlenku węgla, pyłów itd. Zanieczyszczanie środowiska też ma swoje granice. W świecie przypominającym globalne śmietnisko nie da się żyć. Jeśli zanieczyszczenie środowiska przyrodniczego nadal będzie postępować tak, jak dotychczas, względy ekonomiczne będą przeważać nad ekologicznymi i postępować będzie szybki wzrost populacji, to ludzkość utonie w odpadach i udusi się zatrutym powietrzem. To czarny scenariusz, ale na tyle realny, żeby się ludzie opamiętali i zaczęli troszczyć o swoje środowisko, jak o siebie samych.
Wraz z degradacją środowiska przyrodniczego postępuje degradacja środowiska społecznego.
Na praktycznie niezmiennych obszarach, nadających się do zasiedlenia, za wzrostem populacji Ziemi podąża gęstość zaludnienia. Ma to konsekwencje fizyczne i psychiczne. W pierwszym przypadku dochodzi do skrócenia dystansu geometrycznego między osobami aż do przekroczenia granic ich minimalnych przestrzeni życiowych i odległości między nimi. A to oznacza niemożliwość przeżycia w takich warunkach. W drugim przypadku nadmierne stłoczenie osób na jakiejś powierzchni i skracanie dystansu psychicznego odbija się niekorzystnie na ich psychice, a przekroczenie punktu krytycznego zakłóca normalne funkcjonowanie i życie ludzi. Dystans psychologiczny rozumiem jako bliskość lub dalekość (obcość) w stosunku do drugiego człowieka, które subiektywnie odczuwa się na gruncie emocjonalnym.
W psychologii wyróżnia się cztery wymiary dystansu – intymny (15-45 cm), osobisty (16-122 cm), społeczny (1,22-3,6 m) i publiczny (powyżej 3,6 m). Wskutek nadmiernego przyrostu ludności „normalne” społeczeństwo przekształca się w tłum, tj. w zbiorowisko turbulentne i chaotyczne, które rządzi się innymi prawami. Przebywanie w nim jest niebezpieczne i rodzi agresję oraz konflikty. Konflikty, zwłaszcza antagonistyczne, powodują dysfunkcjonalność społeczeństwa, jego dekompozycję oraz dyskomfort przebywania w nim polegający na tym, że jednostki czują się skrępowane, zniewolone i niezdolne do swobodnego i twórczego działania. Ponadto skondensowaną zbiorowością (tłumem) trudno zarządzać i łatwiej tam o „awarie”.
Wniosek
Rozważania na temat nośności Ziemi oparte zostały na założeniu, że ustrój kapitalistyczny, cywilizacja zachodnia i demokracja w dzisiejszych wynaturzonych postaciach będą trwać nie wiadomo jak długo, co wcale nie jest takie pewne. Niewykluczone, że w innym lepszym ustroju zniknie ideologia konsumpcjonizmu, która jest źródłem wszelkiego zła, co pociągnie za sobą zmianę systemu wartości, stylu życia i sposobu myślenia z wszystkimi pozytywnymi konsekwencjami dla ludzi i środowiska.
Drugim założeniem jest przenoszenie zjawisk, procesów i prawidłowości występujących w czasach przeszłych i teraźniejszych na przyszłość. Dlatego nie uwzględnia się bifurkacji [rozgałęzienie jakiejś całości na dwie części – przyp. red.], przypadków i momentów przełomowych.
Trzecim założeniem jest tworzenie prognoz na podstawie możliwości teraźniejszej techniki i nieuwzględnianie roli sztucznej inteligencji i manipulacji genetycznych w kształtowaniu jednostek, mas społecznych i środowiska przyrodniczego oraz społecznego. Zakłada się też, że nie zostanie użyta broń masowego rażenia (jądrowa i bakteriologiczna), co doprowadziłoby do znacznego zmniejszenia liczebności populacji światowej i uniknięcia kłopotów z nadwyżkami. Stąd wziął się pesymistyczny obraz przyszłego świata i możliwości przeżycia w nim liczniejszych populacji niż teraźniejsza.
Przypisy:
[1] https://www.worldometers.info/pl/ [dostęp: 12.05.3023]
[2] Zanim zaczęła się nasza cywilizacja, Ziemię pokrywało 60 mln km2 lasów. W latach 2000-2012 wycięto na świecie 2,3 mln km2 (2,105 km2 rocznie). W tym tempie wszystkie lasy znikną w przybliżeniu za ok. 100-200 lat. Podobno wraz z ostatnim drzewem zginie ostatni człowiek.
[3] Z danych GUS (2020 r.) wynika, że przeciętny mieszkaniec Polski zużywa dziennie 3900 litrów wody, w tym ok. 92 litry bezpośrednio (do picia, mycia, prania i sprzątania) i 3808 litrów pośrednio (wody zużywanej w procesach produkcji towarów i w świadczeniu usług). Dla porównania mieszkaniec USA zużywa 7800 litrów na osobę, Australii i Włoch po 6300 litrów.
[4] Produkcja 1 kg wołowiny pochłania 15 000 litrów wody, 1 kg wieprzowiny – 6 000 litrów, 1 kg mięsa drobiowego – 4 300 litrów, 1kg ziemniaków – 500 litrów, 1 kg ziaren pszenicy – 1000 litrów, ryżu – 3000 litrów, a „upieczenie” 1 kg chleba – 1600 litrów,
[5] Jest to sytuacja, w której zasoby wodne są niewystarczające lub gdy jakość wody nie spełnia podstawowych wymagań ludzi i środowiska.
[6] W 2017 r. Rzym musiał po raz pierwszy racjonować wodę, w 2018 r. Kapsztad był u progu „Dnia Zerowego”, a w ubiegłym roku milionowe miasto indyjskie Ćennaj (prowincja Madras) stanęło w obliczu pustych zbiorników wodnych.
[7] W 2019 r. tylko około 69% szkół na całym świecie miało podstawowy dostęp do wody pitnej, a tylko 66% posiadało urządzenia sanitarne. Około 900 milionów dzieci nie ma dostępu do higieny w swojej szkole. Szczególnie dotyczy to krajów afrykańskich, które są źródłem wielu pandemii.